- Opowiadanie: raisa1 - Złodziej Magii cz.1 (nie-konkurs)

Złodziej Magii cz.1 (nie-konkurs)

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Złodziej Magii cz.1 (nie-konkurs)

Ofiara stała pod ścianą. W standardowej pozycji – nogi w rozkroku, ręce oparte o tył głowy, twarzą do zimnego, obdartego z farby muru. Właśnie kończyłam przyszpilanie Złodzieja Magii. A przynajmniej miałam nadzieję, że to był ten osobnik, którego poszukiwały wszystkie Służby Kontrolujące Magię (SKM) od ponad dwóch miesięcy. Musiałam postarać się, by trafił on na przesłuchanie. W głowie powoli zaczęłam układać sobie plan, jak będzie przebiegała moja rozmowa z szefem o awansie. Uśmiechnęłam się na myśl zamiany niewygodnego stanowiska komputerowego osłanianego przez szarą ściankę o wysokości trolla na oszklone biuro ze skórzaną kanapą dla interesantów. Tak, to było zdecydowanie lepsze od przyjmowania zleceń od klientów przez maile. W ten sposób sama mogłam ustalać, jaką pracę będę wykonywać, a nie robić tego, co nakazuje mi szef. Niczym mantrę zaczęłam cicho wymawiać słowa: „mam nadzieję, że to Złodziej”. Biorąc pod uwagę fakt, jak mało śmiałków odważało się kraść czyjąś Magię, zawsze wyglądali tak samo. Na pozór normalni ludzie, niczym nie wyróżniający się z tłumu. Czasem jednak drobne dziwactwa ich zdradzały. Ten „mój” na rękawku podkoszulka nosił specjalny znaczek, którymi obdarowuje się już przybyłych do podziemi SKM-ów w celu odbycia kary. Nie mam pojęcia, skąd go zdobył, jednak zamierzałam się tego dowiedzieć. Na pewno nie uciekł. Nie wyglądał na aż tak inteligentnego. Ponadto chłopak był niższy ode mnie – mógł mieć zaledwie metr sześćdziesiąt wzrostu – co także nie ułatwiałoby mu ucieczki z podziemi. Skąd zatem miał tą plakietkę, na której na zielonym tle zostały wyszyte złotą nicią litery „ZM”?

Ujęłam chłopaka za jego ręce skute kajdankami. Były zaprojektowane tak, że samoczynnie dopasowywały się do rozmiaru dłoni, które oplatały. W końcu nieraz łapałam zarówno małych, jak i dużych przestępców. Taki sprzęt jedynie pozwalał mi na zminimalizowanie wielkości noszonego ze sobą wyposażenia. To jeden z tych Nowych Wynalazków, z jakiego byłam zadowolona. Pociągnęłam chłopaka za sobą i skierowałam kroki do najbliższego postoju TAXI.

***

Drugą godzinę siedzieliśmy w biurze. SKM-y miały to do siebie, że przestępców nie przyjmowały jak policja ludzka – w pomieszczeniach z weneckimi lustrami, jednym stołem i dwoma niewygodnymi krzesłami – tylko w biurach. Potencjalny Złodziej Magii spoczął więc na białej, skórzanej kanapie, której zagłówek można dostosować do własnych potrzeb, a jego nogi ulokowane były na szklanym stoliku. Szef z zawziętym wyrazem twarzy, jak zwykle siedział w swoim słynnym „Fotelu Szefa” – jak pracownicy mawiali. Nigdy nie widziałam go w innym miejscu, podczas odbywania dniówki. Niektórzy mówili, że on wcale nie wychodził z tego biura. A im dłużej tu przebywał, tym bardziej zmierzły się robił. To był kolejny powód, by szybciej awansować. Gra warta świeczki, jednak moja ofiara nadal nie zabierała głosu. Coś było nie tak. W dodatku to „coś” śmierdziało na kilometr.

– Może on nas nie słyszy? Albo nie umie mówić? – Te pytania padały z ust szefa regularnie co dziesięć minut od naszego przybycia. Kiedy na to wpadł, podsunęłam chłopakowi notes i długopis, lecz on nie drgnął. Miałam wrażenie, że od samego patrzenia na jego postawę, moje nogi cierpną. Denerwowałam się coraz bardziej z minuty na minutę. Nie powinnam używać siły do przesłuchania go, lecz inna opcja nie przychodziła mi do głowy. Podeszłam do niego i chwyciłam za rękaw, na której miał znaczek ZM. Szarpnęłam tak, że ledwo trzymająca się na nitce plakietka, została oderwana od podkoszulka.

– Zostaw! – Wow, umie mówić, pomyślałam. Szkoda tylko, że dopiero teraz sobie o tej umiejętności przypomniał. Postanowiłam skorzystać z okazji.

– Skąd to masz? – Zapytałam najbardziej cierpliwym tonem, jaki udało mi się z siebie wykrzesać i pomachałam mu znaczkiem przed nosem.

– To pamiątka, oddaj… – Chłopak rozpłakał się i ściągnął nogi ze stolika. Schował twarz w duże, czerwone dłonie, na których zauważyłam małe pęcherze, jakby od poparzenia. Skulił się i w biurze słychać było tylko jego ciche pochlipywanie. Gdyby nie chodziło o mój awans, zrobiłoby mi się żal tej marnej istoty. A może byłam za bardzo płytka? Muszę dodać to do mojej listy Rzeczy Wartych Przemyślenia. Kiedy zaczął głośno pociągać nosem i wycierać to, co z niego się wydostawało, w odsłonięty nadgarstek, podałam mu chusteczki. Wziął jedną i wydmuchnął resztki w papier. Może nie byłam aż taka zła? Poczekałam, aż odetchnie i ponowiłam próby nawiązania z nim kontaktu. Czasem zazdrościłam ludzkiej policji surowego obycia z przestępcami. Miałam wrażenie, że wtedy łatwiej wyciąga się informacje. Normy Służb Kontrolujących Magię zakazywały takiego traktowania. W tej chwili wysyłałam normy SKM-ów do wszystkich diabłów.

– Powiedz… – ale nie zdążyłam dokończyć. Chłopak wszedł mi w słowo.

– Mój ojciec był ZM-em. Ale on… na swój sposób pozostawał nieszkodliwy. To matka go wydała. Posiadała pieniądze i przekupiła kogoś z SKM do wysłania za nim listu. Ojciec czerpał z jej kręgów. – Słysząc to, wypuściłam ze świstem powietrze z płuc. To, że tylko kobiety mogły być wiedźmami, było ogólnie wiadome. Jednak to chyba pierwszy przypadek, gdy mężczyzna zostawał Złodziejem Magii, by wykraść ją własnej żonie. Chociaż w pewien sposób miało to sens. Czarownica otwierająca krąg Magii, posiadała niecodzienną moc. Za jego pośrednictwem – zależnie od stopnia zaawansowania wiedźmy – umiała podporządkowywać sobie ludzi, zwierzęta i nieludzi. Do tych ostatnich zaliczało się prawie pięćdziesiąt procent naszego społeczeństwa: inne czarownice, trolle, elfy, wampiry. Lecz tylko naprawdę potężna wiedźma potrafiła oczarować wampira. I tylko naprawdę wprawny Złodziej Magii mógł wykraść moc z kręgu takiej czarownicy. Sposób, w jaki działały kręgi, do końca nie był mi znany. Jako Człowiek i tak zaszłam dosyć daleko, jeśli chodzi o posiadaną wiedzę na temat Magii. Wiedziałam też, że jeśli ten chłopak nosi po swoim ojcu plakietkę ZM-a, to prawowity jej właściciel już dawno przywitał się ze światem umarłych. W dodatku był to ten Złodziej poszukiwany od dwóch miesięcy przez Służby.

Mogłam zatem pożegnać się z awansem. Pozostawało jedynie pytanie, dlaczego oddano rzeczy ZM-a, skoro zawsze wszystkie ciała i wyposażenie palono. Panowało powszechne przekonanie, że Złodzieje potrafią wracać przez kręgi otwierane po ich śmierci. Ponoć Magia zmieniała ich w ten sposób. A na to wygląda, że tego, nie dość, iż pochowano, to jeszcze ekwipunek zwrócono synowi. Być może ubiegała się o niego sprawczyni całego zamieszania matka – wiedźma?

Zbyt wiele pytań. Postanowiłam poczekać, aż chłopak sam z siebie zacznie mówić więcej. Wydawał się niegroźny, a ja w takim razie schrzaniłam robotę. Genialnie.

***

Odniosłem wrażenie, że te pytania już nigdy się nie skończą. „Może on nas nie słyszy? Albo nie umie mówić?”. Grubas działał mi na nerwy, kiedy próbowałem tylko przesiedzieć wystarczająco długo, by uznali mnie za kompletnego idiotę i puścili wolno. I wtedy ta cizia, która napadła na mnie, gdy niczego się nie spodziewałem i od razu skuła kajdankami, zerwała moją plakietkę. Moją. Naszą. Należała do ojca, który był dla mnie najważniejszą osobą w tym całym bajzlu zwanym życiem. Gdy nie umiałem czegoś zrobić, mogłem bez obaw mu to powiedzieć. Powierzałem staruszkowi wszystkie swoje sekrety i nie czułem przed nim wstydu. Kumple czasami nabijali się ze mnie, że jestem jak baba, bo potrafię coś wyczarować. Były to małe sztuczki, ale uznawałem je za dar, dzięki ojcu. Kiedy matka, zaawansowana czarownica, otwierała krąg i próbowała w ten sposób poowijać sobie wszystkich wokół palca, by tańczyli tak, jak im zagra, razem z ojcem schodziliśmy na dalszy plan. Ktoś musiał nad tym zapanować. Wtedy oboje zaczęliśmy zgłębiać tajniki, jakimi posługują się Złodzieje. Ze względu na wiek, ojciec miał większe szanse na stłumienie Magii matki. Jednak, gdy dwa miesiące temu wysłała za nim list gończy, wściekłem się. Poszukiwany wyjechał do Francji i tam złapały go prężniej działające – niż polskie – Służby Kontrolujące Magię. Pojechałem za nim i negocjowałem cenę wydania ojca.

Usłyszałem swój łamiący głos, kończący zdanie „czerpał z jej kręgów”. Później nadszedł czas na wyjawienie prawdy. Obcy ludzie, którzy jeszcze przed chwilą uważali mnie za przestępcę, nagle stali się powiernikami moich sekretów. To było poniekąd żenujące, na policzki wystąpił mi rumieniec wstydu. Czułem gorąco bijące do mojej twarzy, lecz nie umiałem nic na to poradzić. Tyle ludzkich odruchów mimowolnie zachowałem w sobie po jego śmierci. Zastanowiłem się przez krótką chwilę, jak ojciec zachowałby się w tej krępującej sytuacji. Te reakcje dodawały jednak otuchy w pewnym stopniu. Fakt, że nie miałem przyjaciół, z którymi mógłbym podzielić się własnym bólem, niwelował całą otuchę, całe ciepło rodzące się pod przykrywką zaufania drugiemu człowiekowi. Mimo wszystko, zacząłem opowiadać historię sprzedania własnej duszy.

***

Wierzyłem, że Bóg istnieje. Lecz nie posiadałem wiary w to, że był, czy też mógł być, moim przyjacielem. Gdyby tak było, nie odebrałby mi ojca, prawda? Wiele razy zadawałem sobie trud, by uzyskać odpowiedź na to pytanie. Jego śmierć jest jeszcze świeża w mojej pamięci, ona dopiero co tam stygnie. Pewnie, że chciałbym umrzeć zamiast niego. Pytałem się go i błagałem o to. Staruszek nie pozwolił, a wiedziałem, że gdybym ja znalazł się w podbramkowej sytuacji, pierwszy skoczyłby za mną w przepaść. Matka wcale nie stanowiła dla mnie oparcia. Ona po prostu pozbyła się problemu, a jej Magia stała się tak duża, jak nigdy dotąd – nikt jej nie wykradał.

Po śmierci ojca – upozorowanej na naturalną, jednak wiem, że zabili go agenci SKM – odzyskałem jego rzeczy, które akurat miał przy sobie. Odzyskałem także ciało i pochowałem. Może nie z tymi wszystkimi rytualnymi obrzędami, by nie powrócił za pomocą kręgu, trzeba było spalić ciało. Nie zrobiłem tego. Po prostu wykopałem duży dół, nawet dokładnie nie wiem, w jakim miejscu Francji. Przecież nie mogłem ze zwłokami wrócić do Polski i wyprawić należny pogrzeb. Nie. Zakopałem go gdzieś na prowincji, gdzie nikt nie ma prawa szukać. Przez dwa tygodnie od tragicznego pochówku, żyłem jak roślina. Jednak starałem się być pracowity w tym czasie i poszukać informacji na temat przywrócenia ojca ze świata umarłych. To jest coś, co nadal trzyma mnie przy zdrowych zmysłach. Ostatnia rzecz, którą mogę dla niego zrobić, będzie oddanie mu tej przysługi tak, jak on wiele razy wyświadczał się mnie.

Gdy myślałem o tacie, przywoływałem w pamięci jego obraz. Był postawnym mężczyzną, który, mimo wieku pięćdziesięciu lat, posiadał masę wyrzeźbionych mięśni i przyciągał wzrok kobiet. Nie to, co ja – zupełne jego przeciwieństwo. Zawsze wytykałem sobie geny matki, było ich we mnie zbyt wiele. Jednak nic z tym nie mogłem zrobić. Chciałem być podobny do ojca, poniekąd traktowałem go jak własnego bohatera – tak było, gdy miałem pięć lat i tak jest do dzisiaj. Ponadto on miał większe stężenie testosteronu we krwi, niż dziesięciu facetów. Podziwiałem go jako człowieka, dlatego też nie mogłem pozwolić na to, by tak po prostu odszedł.

Znalazłem osobę, która mogłaby mi pomóc w przywróceniu ojca do życia. Jednak wiedźma zażądała bardzo wysokiej ceny, a w dodatku miała po otworzeniu kręgu Magii skontaktować się ze światem zmarłych i przywołać samo Wcielenie Zła. Było to coś, o czym ludzie nie powinni nawet myśleć.

A ja okazałem się zdesperowanym głupcem, bardzo kochającym swojego rodzica.

***

Przyćmiłam światło, gasząc główną żarówkę i pozostawiając włączoną tylko boczną lampkę przy biurku. Rozprostowałam plecy, przeciągając się, jednak nadal siedziałam w obrotowym fotelu przed swoim laptopem. Wpatrzona w tekst, przeczytawszy go chyba z piętnaście razy, w różnych porach dnia i o różnej sile natężenia własnych myśli stwierdziłam, że ta wersja jest dość satysfakcjonująca. Zapisałam jego obecną wersję i zamknęłam plik. Już miałam nacisnąć przycisk „zamknij komputer”, gdy przypomniałam sobie o jednej rzeczy. Dopisek.

Dla Taty, oby jego nigdy nie spotkało nic podobnego.

 

Koniec

Komentarze

Przepraszam za powtórzenie na końcu, ale dopiero teraz to zauważyłam. Niestety, nie mogę już edytować tekstu. Chodzi oczywiście o "wersja dość satysfakcjonująca - wersja obecna".

OK. Dodałem sobie do listy tekstów nie-konkursowych. Dziękuję. Pozdrawiam.

Nowa Fantastyka