- Opowiadanie: animuszu - Płótno Morta

Płótno Morta

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Płótno Morta

 

Morta poznałem podczas studiów, siwy, wysoki oraz wychudzony. Mieszkałem pod nim w starej nadgryzionej przez czas i coś jeszcze gotyckiej kamienicy. Wiedliśmy całkiem inne żywoty, on siedział nocami przy muzyce Bacha i innych klasyków, ja zazwyczaj nocą spałem, w każdym razie się starałem, bo gdy nad głową rozbrzmiewa ósma symfonia Beethovena trudno zasnąć.

 

Spotykałem go rzadko, zazwyczaj nocą, gdy wracał z włóczęgi po mieście. Ku mojemu zdziwieniu nie był pijany. Mogę się tylko domyślać, co robił.

 

Rozmawiałem z nim rzadko, zazwyczaj kilka słów. Oto jedna z rozmów:

 

– Dzień dobry panie Mort. – zacząłem.

 

– Czego, chcesz?

 

– Czy mógłby pan trochę ciszej puszczać muzykę?

 

– Pana to też denerwuje? – na jego twarzy widziałem szczere zdziwienie.

 

– Tak. Jeśli pana ta muzyka też denerwuje to, czemu jej pan nie wyłączy?

 

– Bo, to nie ja ją puszczam. – uciął i milcząc poszedł po schodach na górę.

 

Stałem tam z tysiącem pytani, na które nie miał, kto odpowiedzieć. Byłem pewien, że Mort to szaleniec, a żeby mnie ukarać za zwrócenie uwagi nastawił dźwięk na najwyższe brzmienie. Nie mogłem z tym nic zrobić. Skupiłem się, więc nauce.

 

O Morcie wiedziałem niewiele, podobno był malarzem, niby całkiem utalentowanym. Czasami w soboty wychodził do sklepu i wracał obładowany puszkami z czarną farbą. Nie wiedziałem, po co to robi, malarze zazwyczaj kupują więcej niż jeden kolor farby.

 

Po jakiś dwóch tygodniach po wspomnianej wyżej rozmowie do muzyki doszły przekleństwa i dźwięk łamanego drewna. Wytrzymałem trzy noce, gdy postanowiłem pójść do niego i się z nim rozprawić.

 

A więc ruszyłem po schodach na górę. Dźwięki z mieszkania tego wariata zdawały się ostrzegać mnie przed tym, co mogę tam znaleźć. Mimo wszystko stanąłem naprzeciw drzwi, było cicho. Wszedłem do środka.

 

Wszędzie były płótna, pod ścianą, na podłodze, nawet zwisały z belek na sznurkach podtrzymujących strop . Na każdym z nich była tylko jedna rzecz. Gruba, czarna pozioma linia.

 

– Co, u licha. – powiedziałem to na głos. Oprócz całkowitego bałaganu, o który może wspomniałem, w oczy rzucał się brak jego twórcy.

 

Połamane krzesła, urwane nogi od stołu i wywrócona półka z książkami, oprócz tego wokół leżały powyrywane kartki. Podniosłem jedną z nich. Była zapisana ściśniętym, nierównym pismem. Zapewne pochodziła z notatnika Morta lub czegoś podobnego. Usiadłem na kanapie, która z jakiegoś powodu pozostała nietknięta. Oto, co tam przeczytałem:

 

 

 

„ Udało mi się! Udało! Czarno! Biało! Takie proste, dwie barwy. W odpowiednich proporcjach dają wszystko. Wszystko! Gykhan! Fykhan! Sykhan …”

 

Dalej było, coraz gorzej. Ten teks przekonał mnie całkowicie, co do szaleństwa Morta. Cisnąłem kartkę w bok i wtedy zobaczyłem. Straszne. Nienormalne. Zobaczyłem coś, co doprowadzić powinno mnie do szaleństwa. Ujrzałem twarz, Morta. Na płótnie. Każdym płótnie. Mort był wszędzie.

Koniec

Komentarze

Czytaj uważnie i poprawiaj, co zdążysz poprawić... Na przykład: (...) zdawały się mię ostrzegać (...). Jeżu kolczasty! Wypowiedz to na głos, to się mię... a sam się złapiesz za głowę...

No, niestety, takich błędów, których przykład podał Ci Adam trochę jest. Można też było trochę rozciągnąć, ale ogólny pomysł do mnie trafia. Przypomina mi trochę "Muzykę Ericha Zanna".

Wypowiedziałem i złapałem za... klawiaturę:) 

Teraz brzmi lepiej?

Taak... Zgadzam się z Adamem. Od siebie dodam, że masz sporo błędów w zapisie dialogów i jeszcze to:

Wszędzie były płótna, pod ścianą, na podłodze, nawet zwisały z belek podtrzymujących strop na sznurkach. - Z tego wynika, że belki podtrzymywały strop sznurkami... Gdzie tu sens, gdzie logika?

Następny tekst, co do którego jestem najwyraźniej za głupi, żeby zrozumieć... damnacion.

Teraz brzmi lepiej?   

Oczywiście. A gdybyś tak jeszcze zamienił dom wariata na mieszkanie wariata... Mieszkali obaj w kamienicy, czyż nie? I z nagła Mort w osobnym budynku?  

Widać, że spieszyłeś się i spieszysz nadal. Wrzuć hamowanie, włącz uwagę, skierowaną na użyte słowa i sformułowania... Jak z tymi obrazami, wiszącymi na belkach, i sznurkami, podtrzymującymi strop. Langsam, langsam, aber gut!

Nie podobało się.

"Czasem przypada nam rola gołębi, a czasem pomników." Hans Ch. Andersen ****************************************** 22.04.2016 r. zostałam babcią i jestem nią już na pełen etat.

Krótka rada. Nie musisz objaśniać czytelnikowi każdej linijki z dialogu. To niepotrzebne i w krótkich opowiadaniach żle wygląda. Daj czytelnikowi pomyśleć a wyjasnienia pozostaw tylko na momenty zwrotne w dialogu.

Czy nie lepiej byłoby tak: 

- Dzień dobry panie Mort. 

- Czego, chcesz?  

- Czy mógłby pan trochę ciszej puszczać muzykę? 

- Pana to też denerwuje? - na jego twarzy widziałem szczere zdziwienie.

- Tak. Jeśli pana ta muzyka też denerwuje to, czemu jej pan nie wyłączy? 

- Bo, to nie ja ją puszczam. – uciął i milcząc poszedł po schodach na górę.

Czy nie wygląda to lepiej? Opek odbieram jako jakiś wyrwany z kontekstu urywek. nie zrażaj się i pisz dalej. Pozdrawaim. 

Jakby zrobić z tego przyzwoite opowiadanie, to może by --- mimo sztampowości --- uszło. Na teraz to wygląda na zarys pomysłu z toną bubli.

pozdrawiam

I po co to było?

Nowa Fantastyka