- Opowiadanie: wroclawski gnom - Jedno oko zielone, a drugie fioletowe część 2.

Jedno oko zielone, a drugie fioletowe część 2.

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Jedno oko zielone, a drugie fioletowe część 2.

***

 

Oczywiście nikt nie uwierzył w to, że Bartek wcale nie był pijany, a jedynie wstawiony. Magda w ogóle przestała się do niego odzywać, zła, że urządził w nocy taką szopkę. Marek tylko się śmiał. – Muszę wypić to samo! Po czterech piwach takie akcje? A może słabo liczyłeś – zrywał boki, gdy opowiadaliśmy mu rano o całym zajściu. Bartek był rozdrażniony. Cały czas powtarzał, że to wcale nie żart.

Wyszłyśmy w końcu wspólnie na zewnątrz. Chłopak podejrzliwie rozglądał się na wszystkie strony, ale jak na złość, wszystko wyglądało zwyczajnie. A numer czternasty widać było chyba z daleka.

– Dobra, stary. Zapomnij. Idę do biblioteki – rzucił Marek. – Magda, wykład jest o dwunastej?

– Za piętnaście. Hmm… chyba spróbuję jeszcze podzwonić po sąsiadach.

– Po co? – zdziwiłam się.

Wzruszyła ramionami.

– Sprawdzę, czy ktoś tu żyje – zawołała wesoło, ale mnie i Bartka nie rozbawił ten żart.

– A tak przy okazji… Może dowiedz się, kto ma tego kota – powiedziałam.

– Jakiego kota? – najeżył się Marek.

– Nie lubisz kotów? – zgromiła go wzrokiem Magda.

– Nienawidzę! – wzdrygnął się. – Kiedyś jeden mnie podrapał. Obrzydliwe stworzenia!

– Jaki znów kot? – chciał wiedzieć Bartek.

– Był wczoraj w nocy na schodach. Miał jedno oko zielone, a drugie fioletowe.

– Fioletowe? Skąd taka barwa…? – zdumiała się Magda.

– Dobra, idę oddać książki. Nie przypominajcie mi już o tych małych ścierwach! – mówiąc to Marek obrócił się na pięcie i poszedł do biblioteki uniwersyteckiej.

Popatrzyliśmy za nim skonsternowani.

– A jego co ugryzło z tymi kotami? – dziwił się Bartek.

– Widzisz już numer naszej bramy? – spytałam złośliwie.

– Przestańcie – przerwała nam Magda. – Idźcie już na zajęcia. Ja lecę sprawdzić czy mamy jakichkolwiek sąsiadów i czy przypadkiem nie jesteśmy w tej bramie sami.

Bartek przełknął głośno ślinę.

 

***

 

Magda wyglądała na zdenerwowaną.

– To już przesada! – mówiła, gdy wieczorem siedzieliśmy wszyscy na kanapie w salonie. – Wiecie, że nikt mi nie otworzył? Dosłownie nikt! Co ci ludzie sobie wyobrażają?

– Może wyjechali albo mieszkania stoją puste? – stwierdził Marek, który tylko połowicznie słuchał rozmowy. Liczył zawzięcie na kartce jakieś wzory.

– Ale te upiorne kukułki grały wszędzie!

– Jak to wszędzie? – zaniepokoił się Bartek.

– Akurat wybiła dziesiąta i wszystkie zegary powariowały. Wycie tych wstrętnych kukułek niosło się echem po całej bramie. Nawet przy skrzynce na listy wciąż je słyszałam.

Jej ostatnie słowa coś mi przypomniały. Zerwałam się na równe nogi.

– List! Powinnam wreszcie dostać tamto pismo z urzędu. Nic do mnie nie przyszło?

– Nie, nic. Kukułki mnie trochę przerażają – kontynuowała Magda. – Za to przez chwilę miałam wrażenie, że słyszę miauczenie kota.

Gdy wychodziłam z mieszkania, Marek i Magda wdali się w burzliwą dyskusję na temat tych kotów i kukułek. Zeszłam na dół i podeszłam do skrzynki na listy. Niestety nie było w niej niczego dla mnie. Zaraz usłyszałam za sobą jakiś ruch i szybko się odwróciłam. Napotkałam spojrzenie pana Mateusza. Uśmiechał się do mnie wyjątkowo promiennie. Nie wiedziałam czy to dobry znak. Nie wiedząc za bardzo, o co zapytać rzuciłam:

– Dzień dobry. Czy wie pan, który z lokatorów może posiadać kota, który ma jedno oko zielone a drugie fioletowe?

Zabrzmiało to dziwne, każdy normalny człowiek spojrzałby na mnie jak na pomyloną. Każdy, ale nie właściciel wynajmowanego przez nas mieszkania. Uśmiechnął się tylko i stwierdził:

– Nikt w bramie nie ma kota.

– Aha. A jeszcze chciałabym zapytać o… sąsiadów.

– Sąsiadów? – zdziwił się pan Mateusz. – A cóż z nimi?

– Nie mieliśmy dotąd przyjemności ich spotkać. A chcieliśmy się przedstawić i mieć ogólne rozeznanie, kto tu jeszcze mieszka.

– To proste. Nikt poza mną i wami.

– Jak to?

– Ta część kamienicy należy do mnie. Oprócz was wynajmuję mieszkanie pewnemu podróżnikowi, ale on wiecznie podróżuje i prawie nigdy go nie ma. Nie lubię hałasu i bandy obcych ludzi. Mam nadzieję, że wam to nie przeszkadza?

– No, tak. Oczywiście. Nie przeszkadza.

Pożegnałam się szybko i ruszyłam do mieszkania. Na schodach spojrzałam przez ramię na starego dziwaka. Zobaczyłam jego twarz. Serce zaczęło mi bić szybciej. Pan Mateusz miał jedno oko zielone, a drugie… fioletowe!

Wpadłam do salonu jak antylopa uciekająca przed rozszalałym lwem. Magda, Marek i Bartek spojrzeli na mnie dziwnym wzrokiem.

– Co…? – zaczęła Magda, ale weszłam jej w słowo.

– Nikt poza nami tu nie mieszka!

– Skąd wiesz?

– Spotkałam właściciela na schodach. Ponoć wynajmuje mieszkanie jakiemuś podróżnikowi, którego nigdy nie ma.

– I jesteśmy tu sami? My, ten dziwak i jego złowieszcze kukułki? – zawołał Bartek. – Mówcie, co chcecie, ale mi się to nie podoba. Czynsz był rzeczywiście stanowczo za niski! Naprawdę zaczynam żałować, że tu jesteśmy.

Marek roześmiał się.

– Nie przesadzajcie. Nigdy nie można mieć wszystkiego. Mogliśmy trafić dużo gorzej.

Na wspomnienie fioletowo-zielonych oczu naszego gospodarza zrobiło mi się zimno. Wcale nie byłam tego taka pewna.

 

 

cdn

Koniec

Komentarze

Też do poczytania.

Powoli wciąga

Nowa Fantastyka