- Opowiadanie: Autor - Otchłań

Otchłań

Au­to­rze! To opo­wia­da­nie ma sta­tus ar­chi­wal­ne­go tek­stu ze sta­rej stro­ny. Aby przy­wró­cić go do głów­ne­go spisu, wy­star­czy do­ko­nać edy­cji. Do tego czasu moż­li­wość ko­men­to­wa­nia bę­dzie wy­łą­czo­na.

Oceny

Otchłań

Ot­chłań

Ciem­ność w prze­strze­ni ko­smicz­nej od­gry­wa zu­peł­nie inną rolę niż mo­gło­by się to na pierw­szy rzut oka wy­da­wać. Jest ona nie tylko ob­sza­rem bez do­stę­pu świa­tła wi­dzia­ne­go. Jest czymś wię­cej, otocz­ką wszech­rze­czy, to­wa­rzy­szem bez imie­nia, mil­czą­cym ob­ser­wa­to­rem dzia­łań każ­dej ży­ją­cej isto­ty, którą zdoła do­strzec. Fi­zycz­ny wy­miar tego zja­wi­ska prze­sta­je mieć ra­cjo­nal­ne zna­cze­nie. Cień staje się osob­ni­kiem, bez­cie­le­snym bytem wy­ła­nia­ją­cym się spo­śród głębi na­szej świa­do­mo­ści. Każdy po­dróż­nik, będąc sam w swo­jej ka­ju­cie choć raz wy­stra­szył się czer­ni ota­cza­ją­cej jego skrom­ne czte­ry me­ta­lo­we ścia­ny pry­wat­no­ści. W pew­nym mo­men­cie przy­tła­cza ona każ­de­go, przy­gnia­ta do ziemi i z nie­mym krzy­kiem przy­sta­wia ostrze pa­ni­ki do gar­dła na­sze­go umy­słu.

Puł­kow­nik po­wol­nie od­pły­wał w ot­chłań ko­smo­su nie mogąc już nic zro­bić. W bez­ru­chu od­da­lał się od swego stat­ku, który nie­roz­waż­nie opu­ścił celem na­pra­wy czę­ści ka­dłu­ba. Teraz było już za późno. Eks­plo­zja kon­wer­te­rów od­rzu­ci­ła jego za­pa­ko­wa­ne w szczel­ny kom­bi­ne­zon ciało na od­le­głość z któ­rej nie było już moż­li­wo­ści po­wro­tu. Przez chwi­lę ma­chał de­spe­rac­ko rę­ko­ma sta­ra­jąc się zła­pać kra­wę­dzi jed­ne­go z sil­ni­ków, ale chwi­lę potem prze­stał zda­jąc sobie spra­wę z nie­moż­no­ści osią­gnię­cia celu. W jego pa­mię­ci cią­gle obec­na była ni­czym po­świa­ta urwa­ne­go snu, ol­brzy­mia ja­sność, która przez krót­ką chwi­lę ode­pchnę­ła mrok, by za mo­ment zo­stać przez niego zje­dzo­na.

Serce po dłu­gim okre­sie bar­dzo moc­ne­go bicia po­wo­li uspo­ka­ja­ło się. Od­dech zwal­niał z mi­nu­ty na mi­nu­tę prze­sta­jąc ob­no­sić się ze swoim prze­ra­że­niem. Puł­kow­nik de­li­kat­nie opu­ścił po­wie­ki i przez parę chwil swo­bod­nie pły­nął w czerń. Sta­tek sta­wał się coraz mniej­szy, jakby od­le­głość do niego ozna­cza­ła przy­na­leż­ność do tego świa­ta. Świa­ta wy­bo­ru, de­cy­zji i kon­se­kwen­cji. Świa­ta do któ­re­go na­le­żał od za­wsze. Był jego czę­ścią, try­bem skła­do­wym, który choć nie­wi­docz­ny na pierw­szy rzut oka na­pę­dzał ma­szy­nę ist­nie­nia jak tylko on po­tra­fił.

Teraz wszyst­ko zo­sta­ło skoń­czo­ne. Nie­po­za­ła­twia­ne spra­wy, obawy, mi­ło­ści i pra­gnie­nia, wszyst­ko to w tej jed­nej chwi­li mi­nię­cia ręki z kra­wę­dzią stat­ku prze­sta­ło mieć zna­cze­nie. Puł­kow­nik uwa­żał, że jest już na innym po­zio­mie. Je­dy­nie nie­wi­docz­ne dło­nie chło­du, młod­sze­go brata ciem­no­ści, przy­po­mi­na­ły mu o tym, że jego ma­te­rial­na przy­na­leż­ność nie zo­sta­ła jesz­cze do końca wy­ma­za­na.

Nigdy nie po­my­ślał­by, że fakt śmier­ci tak łatwo do niego do­trze. Za­wsze bał się jej, gdy pod­czas wielu po­dró­ży w naj­dal­sze ukła­dy cudem uni­kał spo­tka­nia z nią. Teraz jed­nak za­koń­cze­nie ży­wo­ta nie wy­da­wa­ło się tak nie­po­ko­ją­ce jak pier­wot­nie przy­pusz­czał. Przy­pad­ko­wość wy­pad­ku spra­wi­ła, że cała ta sy­tu­acja wy­da­wa­ła mu się zbyt błaha by była praw­dzi­wa. Nie może tak zgi­nąć, tak po pro­stu odejść. Pew­ność, że zaraz ktoś go znaj­dzie i wpu­ści bez­piecz­nie na swój sta­tek wy­peł­ni­ła cie­płem skazę pa­ni­ki na jego sercu. Jed­nak nie na długo. Z każdą ko­lej­ną chwi­lą ra­cjo­nal­ność tego zda­rze­nia wdzie­ra­ła się fa­la­mi pod kom­bi­ne­zon Puł­kow­ni­ka nie po­zwa­la­jąc mu w pełni za­mknąć oczu, jak gdyby po­grą­że­nie się w cał­ko­wi­tej ciem­no­ści było ozna­ką pod­da­nia się.

Koniec

Komentarze

I do­brze mu tak. Bez ase­ku­ra­cji wy­lazł na pan­cerz, ma za swoje.  

=========  

Wiem, że ten ko­men­tarz może być róż­nie ode­bra­ny, więc wy­ja­śniam: cho­dzi o brak lo­gi­ki, ode­pchnię­tej w ciem­ny kąt tylko po to, by ład­nie opi­sać ciem­no­ści ko­smo­su.

Jak już Adam wspo­mniał: lo­gi­ka leży i kwi­czy. A poza tym? Takie pitu, pitu o ni­czym.

    Ktoś kie­dyś po­wie­dzial, że od­po­wiedź na py­ta­nie, jak na­praw­dę  wy­gla­da ko­smos jest bar­dzo pro­sta.  Wy­star­czy wyjść  ciem­ną, bez­chmur­ną  nocą na puste pole i spoj­rzeć w górę. Tak wy­glą­da ko­smis i tak wy­glą­da wszę­dzie, bo wszę­dzie sa pal­ne­tu i gwiaz­dy. 

    Ergo -- w ko­smo­sie nie ma mroku. I juz.     

Przede wszyt­kim przy­da­ły­by się od­stę­py po­mię­dzy po­szcze­gól­ny­mi czę­ścia­mi tek­stu, bo taki blok męczy oczy. A poza tym - opo­wia­da­nie o (pra­wie) ni­czym. 

 

Po­zdra­wiam

Ma­stiff

Taki obie­cu­ją­cy tytuł i taki prze­rost formy nad tre­ścią. Szko­da.

po­zdra­wiam :)

A mnie autor po­rwał w kom­bi­ne­zon swo­je­go bo­ha­te­ra. Strasz­na przy­go­da. Choć fakt, jak można tak po pro­stu opu­ścić sta­tek i wy­nu­rzyć się na zwn­tątrz? To nie awa­ria sa­mo­cho­du ;) Dwa zda­nia o awa­rii urzą­dzeń ase­ku­ra­cyj­nych i już po krzy­ku.

Witam i dzię­ku­ję za ko­me­na­trze :) Zro­bi­łem po­waż­ny błąd nie uprze­dza­jąc czym ten tekst w za­mie­rze­niu miał być. Bo­wiem był to tylko test jak da­le­ko moge się po­su­nąc w sty­li­sty­ce by nie prze­sa­dzić z formą. Nie jest to peł­no­praw­ne opo­wia­da­nie, zatem nie po­wi­nie­nem go tutaj wsta­wiać. Jed­nak­że nie­dłu­go koń­czę inne (tym razem już nor­mal­ne) opo­wia­da­nie i wtedy je tutaj wsta­wię ;) Prze­pra­szam, za to nie­do­koń­czo­ne coś, chcia­łem "spra­wi­dzić" Nową fan­ta­sty­kę i od­czu­łem to, aż za do­kład­nie ;)

A może trze­ba było za­zna­czyć na czym au­to­ro­wi za­le­ży w kry­ty­ce? Nie­ste­ty kry­ty­ku­ją­cy w my­ślach au­to­rom nie czy­ta­ją i oce­nia­ją to, co mają przed ocza­mi. 

@Pro­kris Ro­zu­miem, dla­te­go prze­pra­szam. Wrzu­ci­łem to tro­chę na odwal się i takie są tego skut­ki :) Jesz­cze raz prze­pra­szam. Na­stęp­nym razem po­sta­ram się bar­dziej :)

Jak tak można, trak­to­wać swoje tek­sty "na odwal" ? Ład­nie to tak?

Oj, ma pan rację, nie ład­nie :)

Nowa Fantastyka