
Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.
Gdyby kilkanaście lat temu ktoś powiedział Robertowi, że zostanie administratorem Sieci, z pewnością by nie uwierzył. Wtedy, jeszcze jako dzieciak, Robert chciał zostać bogiem. Życie jednak zweryfikowało jego plany i w efekcie Robert siedział w ciasnej piwniczce na obrotowym fotelu. Co chwilę poprawiał okulary, przez większość czasu oglądając porno i popijając przy tym piwo. Robert mógł pić w pracy – i tak nikt tu nigdy nie zaglądał.
Jedynym kompanem dotrzymującym mu towarzystwa była Małpka. Elektroniczna człekokształtna wpatrywała się w administratora różnokolorowymi oczyma zrobionymi z diod. Lewe – czerwone – migało na znak awarii Sieci. Prawe – zielone – sygnalizowało wszystkie inne zdarzenia, na które powinien zwrócić uwagę. Małpka rzadko zakłócała spokój Roberta. Robiła to nie częściej niż raz w tygodniu, a większość jej aktywności sprowadzała się do sygnalizowania potrzeby zmiany haseł dostępowych. Sieć była ważna. Nie można było dopuścić do jej infiltracji.
Małpka zamrugała czerwonym okiem. Leniwie, jakby mówiąc: „Nie spiesz się, to nie ucieknie”. Robert się nie spieszył. Doczekał aż kobieta na ekranie skończy szczytować.
Po wszystkim wytarł dłoń w chusteczkę, raz jeszcze przyjrzał się Małpce. Wesoły pyszczek zarósł kurzem. W półmroku wydawał się demonicznie radosny. Pulsująca czerwień jeszcze pogłębiała efekt.
Dziennik zdarzeń nie pozostawiał złudzeń: ten dzień był dla Roberta jak Gwiazdka. Właśnie odpakował prezent i bardzo podobało mu się to, co dostał. Bez wahania wklepał komendę, po czym oparł się wygodnie i zapiął ostatni guzik w spodniach. Pora na poważną pracę.
– Kontener czterysta sześćdziesiąt trzy – powiedział z dumą, kiedy Sprzątacz podniósł wreszcie słuchawkę. – Tak – potwierdził. – Usunąć zawartość.
Kiedy Sprzątacz się rozłączył, Robert wstał. Chciał rozprostować nogi, niemal całkowicie zdrętwiałe po kilku godzinach siedzenia. Mimo mrowiącego bólu był szczęśliwy. Za kilka minut Sprzątacz wyciągnie z kontenera czterysta sześćdziesiąt trzy, jednego z tysiąca pojemników podłączonych do Sieci, bezużyteczny element. Wyrzuci go do utylizatora ze świadomością, że to dzieło Roberta. To on, administrator, wyłączył zużytą część, której mózg nie nadawał się już do wspomagania obliczeń Prezydenta – naczelnego i decyzyjnego komputera kraju.
Śmierć więźnia numer czterysta sześćdziesiąt trzy była dziełem Roberta.
Chyba mimo wszystko spełnił swoje dziecięce marzenie.
DZiwny short. Nie potrafię powiedzieć, czy ... no właśnie, jak przy takim tekście dywagować czy się podobał, czy nie? Nie wiem. Przeczytałam. Zastanowiło mnie.
Jak dla mnie, ostatnie zdanie niepotrzebne.
"Czasem przypada nam rola gołębi, a czasem pomników." Hans Ch. Andersen ****************************************** 22.04.2016 r. zostałam babcią i jestem nią już na pełen etat.
Taki matrix
Tak, zdecydowanie zastanawiający ten tekst. Trochę straszny, trochę smutny. Ale zdecydowanie do przeczytania.
Warto było zajrzeć.
Sorry, taki mamy klimat.
Nie mogę powiedzieć, że mi się podobało, nie mogę powiedzieć, że się nie podobało. Takie, jako rzekł Vyzart, troszę straszne, trochę melancholijne. Dobre?
"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr
@bemik: cieszę się, że Cię zastanowiło. Co do ostatniego zdania: myślę, że jest potrzebne, żeby dobitnie pokazać stosunek bohatera do wykonywanej pracy.
@gwidon: gdzie?
Dziękuję Wam za komentarze.
Przerażają mnie takie teksty, przeraża mnie sama ewentualność spełnienia podobnej wizji. Jakaś taka moja osobista irracjonalna fobia. Straszne. Ale tekst dobry.
Hm.
Rzeczywiście dość nieprzyjemna wizja. Niezłe.
Total recognition is cliché; total surprise is alienating.
Czy boskość oznacza jedynie prawo do decydowania o czyjejś śmierci?
To pytanie niejako na marginesie refleksji, do jakich skłania tekst.
@AdamKB: mogę z całym przekonaniem powiedzieć, że celowo nie użyłem słowa "Bóg" (z wielkiej litery) ani "demiurg". Zastanawiałem się nad "śmierć", ale to by było zbyt trywialne. Zdecydowałem się więc na "boga" (z małej litery) jako odniesienie do antyku. Rzymska Mors nazywana jest boginią, ale taką na pół gwizdka -- w mitach nie występuje, znaczenia kultowego nie ma, a jedynym jej celem jest personifikacja śmierci w sztuce. Bohater również jest tylko personifikacją - przecież dostaje wytyczne, decyzja została już podjęta, on tylko "wyjmuje wtyczkę". W pewnym więc sensie jest jak bogini Mors.
Zauważyłem, że małą literą, ale nie wdawałem się w poszukiwania czegokolwiek i kogokolwiek z dawnych panteonów. "Wina" wizji, jaką mi podsunąłeś. Kto wie, czy nie dojdzie do sprzęgania jako wspomagających peryferiów ludzkich mózgów z komputerami, a wtedy... Cóż, wtedy facecik za konsolą stanie się bogiem dla podłączonych. A jak będzie miał na imię w tej roli, to nieistotne.
Czytałem jakiś czas temu o hakerach, którzy włamali się do... rozrusznika serca. Dzięki temu mogli go całkowicie rozregulować. To się już dzieje, choć nadal jest nieco egzotyczne i na małą skalę. No i jeszcze nie było doniesień o trupach.
Pojawią się. Zaawansowana elektronika, stosowana coraz powszechniej we wszystkich dziedzinach życia, otwiera potencjalne, jeszcze tylko potencjalne w tej chwili, możliwości takie, że włosy dęba stają.
Bardzo przepraszam, że się wtrącę do tej mądrej dyskusji, ale nie potrzeba zaawansowanej elektroniki, żeby zrobić z innym człowiekiem coś takiego, że włosy dęba stają. Pisałam tam gdzieś wyżej, że przeraża mnie taka wizja -nie chodizło mi jednak o możliwości nowoczesnej technologii, tylko o absolutne ubezwłasnowolnienie innej osoby, wsadzenie jej do jakiejś klatki, pozostawienie tam z jakiegoś powodu, odebranie jej możliwości decydowania o sobie, woli, wolności, człowieczeństwa właśnie. Działo się to w każdym okresie, w każdym miejscu na świecie, przy wykorzystaniu bardziej i mniej prymitywnej technologii.
To, co u mnie wywołuję grozę, to fakt, że są ludzie, którzy są w stanie innym zrobić coś takiego. A także to, co musi dziać się w głowach tych, którym przytrafi się taki los. Jeśli dzieje się to z wykorzystaniem zaawansowanej elektroniki - cóż, jakie czasy, takie narzędzie. A człowiek pozostaje człowiekiem. Sorry za banał :).
Nie masz za co przepraszać, ocho.
Ośmielę się stwierdzić, że ani to dyskusja, ani mądra. Exturio i ja widzimy --- może pod innym kątem, może z inną wagą oceny --- te same niebezpieczeństwa sięgnięcia po następne, nowsze sposoby szkodzenia ludziom, zniewalania jednostek i grup.
Spróbuj odpowiedzieć na bardzo proste pytanie: czy po uważnym przyjrzeniu się światu i prawom, skodyfikowanym i nie spisanym, nadal uważasz, że żyjesz w bezpiecznym raju wolności?
Oczywiście, że tak nie jest w 100%. Ja twierdzę tylko tyle, że to nic nowego. Zawsze znajdą się tacy, którzy będą chcieli zniewolić jednostki czy grupy, jak to napisałeś. Tylko, że mnie bardziej interesuje w tym wszystkim właśnie człowiek, niż metody, jakimi te czy inne cele bedą osiągane.
I zaryzykuję jednak stwierdzenie, że - patrząc wstecz na historię - nie miałabym wcześniej szans na taką wolność i bezpieczeństwo, nawet niedoskonałe, jakimi mogę cieszyć się teraz. Zdając sobie oczywiście sprawę z ich ograniczeń i niedoskonałości właśnie.
To jest tylko kwestia punktu widzenia - dla mnie zawsze centrum zainteresowania jest człowiek, postawiony w różnych okolicznościach. Chyba dlatego nie trawię elfów, krasnoludów i innych olbrzymów - bo to jednak nie ludzie :).
Na poziomie uogólnień zgoda, nigdy i nigdzie wcześniej i tak dalej. Jednak gdy zacząć przyglądać się detalom, o konsensus już trudniej. Mozaiki zawsze ładniej wyglądają z dystansu.
Oj, bo nas exturio pogoni...
Nikogo nie pogonię. :)
Zasadniczo zgadzam się z Adamem, bo obaj mówimy w pewnym konkretnym kontekście -- tekstu SF użytego do prognozowania zagrożeń (a nie ich diagnozowania we współczesnym świecie). Jednak w kontekście ogólnym zgadzam się również z Tobą, Ocho, ponieważ nie trzeba technilogii, żeby zniewolić człowieka.
Rozumiem. Niestety, świat SF jest dla mnie zamknięty, więc z Twojego opowiadania wzięłam sobie to, co mnie interesuję. I skłonił mnie do refleksji.
No i dobrze - cieszę się, że mogłaś wyciągnąć cokolwiek dla siebie. :)