- Opowiadanie: jedrek - Prawdziwy przyjaciel

Prawdziwy przyjaciel

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Prawdziwy przyjaciel

Pracownia spowita jest półmrokiem, a z jego szponów wyrywała ją z niemałym trudem niewielka żarówka, rozjaśniając otoczenie mlecznobiałym światłem. Gdzieniegdzie poprzez dziury w popękanych, brudnych szybach przedziera się światło Księżyca, poprawiając odrobinę oświetlenie pomieszczenia. Przy ścianach ustawione są regały z rozmaitymi częściami do robotów, pokryte licznymi pajęczynami i pokaźną warstwą kurzu. Pośrodku pomieszczenia stoi wielki stół na którym Max Smith – z wykształcenia konstruktor robotów – opracowywał szkice nowych modeli maszyn, bądź ewentualnie nanosił poprawki i modyfikacje do już istniejących urządzeń. Plany ciągle na nim leżały, ale już od dawna nie wprowadzano w nich aktualizacji. Na metalowej skrzyni leżącej tuż obok stołu siedzi robot, trzymający w objęciach umierającego starca. Max jest już słaby, ciężko i powoli oddycha, a oddech prędko zamienia się w parę wodną, gdyż pomieszczenie jest nieogrzewane.

 

– Może jednak wezwać lekarza? – pyta się troskliwie humanoid swojego twórcę

 

– Nie, już nie warto, mój czas dobiega powoli końca Charlie – odrzekł projektant

 

– Czy nie pomogłaby wymiana twoich części, przecież nas tak wiele razy przywracałeś do użytku? Ja sam miałem kilka razy generalną wymianę podzespołów, do tego wgrywanie systemu, i wciąż świetnie działam – nie dawał za wygraną android, próbując z dziecięcą naiwnością ratować człowieka

 

– To nie takie proste w przypadku ludzi, my mamy ograniczony czas działania. Wymiana naszych części nie wchodzi tu w grę – wyjaśnia Smith

 

Maszyna na moment zamilkła, po czym odparła

 

– Czyli pójdziesz na złomowisko?

 

– Tak, coś w tym rodzaju, na złomowisko dla ludzi – powiedział Smith

 

– Nie chciałbyś się jeszcze spotkać z rodziną, żoną, dziećmi?

 

– Do diabła z nimi, przez lata nie nawiązywali ze mną kontaktu, na siłę nie zamierzam się prosić, odejdę godnie, bez niczyjej łaski. Lepsza przemyślana samotność, niż sztucznie stworzone towarzystwo

 

Tutaj znów zapadła cisza. Max Smith przypomniał sobie, jak przez lata zaniedbywał rodzinę, poświęcając się pracy. Roboty były całym jego życiem, poświęcał im każdą wolną chwilę. To coś więcej niż zawód. Widział w tym misję, chciał zbudować społeczeństwu pomocników, wyręczających ludzi w różnych sprawach. A misja ta niestety wymaga wyrzeczeń, poświęcenia się na ołtarzu przeznaczenia.

 

Z drugiej strony dopilnował tego, żeby rodzinie niczego nie brakowało. Rozpieszczał najbliższych drogimi prezentami, wycieczkami. Chciał tym nadrobić niedostatki, jakimi były jego częste nieobecności. Pragnął, żeby synowie przejęli po nim schedę, poszli w jego ślady. A gdy już spędzał z nimi te rzadkie chwile, to dawał z siebie wszystko. Zatem sytuacja jest bardzo niejednoznaczna – Max ma i owszem do siebie pretensję, lecz przecież zapewnił byt familii, co jest w końcu obowiązkiem głowy rodziny. Przykro mu, że tego nie docenili.

 

To niezręczne milczenie przerwał Charlie

 

– A może chciałbyś ten ostatni raz porozmawiać z współpracownikami? – humanoid nie składał broni

 

– Nie Charlie, oni najbardziej mnie zawiedli. Kiedy przekazałem im podstawy budowy robotów, ci zepchnęli mnie na boczny tor. Uniemożliwili dalsze badania. Zmodyfikowali oprogramowanie i wyposażenie, sprzedając potem maszyny wojsku za grube pieniądze, oraz korporacjom, aby tłumiły bunty niezadowolonych pracowników. A ja tego za wszelką cenę chciałem uniknąć, pragnąłem świata, w którym technika służy ludziom, a nie ich dręczy. Cywilną produkcję ograniczyli tylko do wąskiej grupy najbogatszych, a miały być one czymś powszechnym w każdym domu.

 

Profesor znowu zamilkł. Do oczu napłynęły mu łzy. Zaczął się zastanawiać, czy warto było, czy gra była warta świeczki? Skoro jego wysiłek poszedł na marne, odwróciła się od niego rodzina, i popadał w obłęd? Po co mu ten dar? Nikt go nie rozumiał, dusił się we własnej wiedzy, nie mogąc z nikim o tym podyskutować w równorzędnej dyskusji. Społeczeństwo nie rozumiało, albo nie chciało pojąć jego szlachetnych wizji

 

Gryzł się z tym przez lata, i zrozumiał wreszcie, że wygrał, wygrał test z człowieczeństwa. Wszystko co robił w swoim fachu, czynił dla dobra innych. Nie myślał o sławie, pieniądzach, własnym dobrobycie. To stanowiło jakby cień jego powołania. A co otrzymał w zamian? To, że w czarnej godzinie pozostał przy nim tylko robot, co prawda bardzo rozwinięty i zaawansowany, ale to ciągle maszyna. Chociaż po zastanowieniu doszedł do wniosku, czym innym jest właściwie człowiek? Otóż jest biochemiczną maszynerią, sterowaną przez instynkty i popędy, potrzeby, przypadkowe bodźce zewnętrzne. A on stworzył sztuczną istotę, za to całkowicie oddaną innym. I z tych założeń wywiązała się na medal, jako jedyna zostając przy nim w ostatnich momentach na tym żałosnym łez padole.

 

Z minuty na minutę, z godziny na godzinę jego stan się pogarszał. Oddychał coraz ciężej, już nie miał siły na dyskusję. Zbliżał się poranek, gdy samopoczucie naukowca gwałtownie się pogorszyło. Na szczęście był jeszcze przytomny, i świadom powagi otaczającej go sytuacji. Nagle wbrew jego naturze realisty, dostrzegł optymistyczny aspekt własnego położenia. Zrozumiał, ilu ludzi na świecie odchodzi samotnie, w zapomnieniu, i nikogo to kompletnie nie obchodzi, a jeżeli już to niewiele. On w przeciwieństwie do nich jest o tyle w dobrej sytuacji, że ma bliską istotę, niby sztuczną, lecz jednak ma. Zatem nie tylko jako człowiek, ale i konstruktor jest z siebie dumny. Jego dzieło spełniło oczekiwania, wywiązało się z zadań mu powierzonych. Lżej mu odejść ze świadomością, że może to z pełną odpowiedzialnością powiedzieć – ma prawdziwego przyjaciela, tu, przy sobie. A tylko ci się liczą, zamiast jakichś tam odległych, określających się bliskimi wyłącznie z nazwy, w pustych słowach, a w chwili próby nic nie znaczących.

 

Czuł, że nadchodzi ten moment, wobec tego zebrał w sobie resztki siły, żeby wyszeptać słabym, starczym głosem to krótkie i proste, ale jakże wiele mówiące zdanie:

 

– Żegnaj Charlie, mój jedyny prawdziwy przyjacielu

 

Po tym wyznaniu ciało naukowca uszło z życia, nogi i ręce opadły bezwładnie ku podłodze. I tak trzymał Charlie swojego twórcę, w ciszy, tak samo jak przebiegała resztka życia tego szlachetnego człowieka. I pozostał sam we wrogim świecie, nie rozumiejącym, co to oddanie, bezinteresowna praca dla reszty ludzkości. Gdzie liczy się pieniądz i konsumpcja, wyścig szczurów po trupach. A jeden z niewielu ludzi rozumiejących wzniosłe idee leżał martwy w jego objęciach.

Koniec

Komentarze

Trochę niezbyt pasuje ten czas teraźniejszy na początku. Ale ogólnie opowiadanie bardzo dobre. Z deka trąci Marksizmem i to jest w tym piękne. Nie jakieś pierdoły u dupie Maryny z samą fabułą i puste w środku, tylko prawdziwe problemy dzisiejszego świata. To się ceni.

Pomieszanie czasów: teraźniejszego i przeszłego. Żarówki nie świecą mlecznobiałym światłem -- dają światło ciepłe, od żółtego do delikatnie czerwonego. Na końcach akapitów również stawiamy kropki. 

     Kolega nade mną wypisał istotne braki i błędy, więc nie będę powtarzał tego samego. Dodam, że jeszcze mi mignął błędnie zapisany dialog oraz zbyt często stawiasz przecinek przed literką "i".

     Sam tekst niesie jakieś tam przesłanie i pomysł, ale nie wiem co sądzić o opowiadaniu.

 

Pozdrawiam

Mastiff

Co do treści: to takie sobie moralizatorstwo idące w stronę, której nie popieram.

Exturio, mylisz się - żarówki dają mlecznobiałe światło. Te zwykłe, które obecnie można kupić w sklepie elektrycznym za trzy złote być może nie, ale nowsze modele - zwłaszcza lampy led - jak najbardziej. Zresztą, opowiadanie osadzone jest daleko w przyszłości, więc dlaczego niby nie mieliby mieć żarówek dających mlecznobiałe światło?

 

Autorze, bardzo smutny tekst. Wywołał we mnie emocje, a to już coś. Ogólnie uważam, że jest bardzo udany - nie pasuje jedynie to pomieszanie czasów bez żadnego powodu. Przeczytałem z przyjemnością i z chęcią przeczytam twoje następne opowiadania.

Żarówka to żarówka, LED to LED, a świetlówka to świetlówka. Trzy różne urządzenia.

Exturio, mylisz się - wpisz w google "żarówka led", a zobaczysz, że niekoniecznie są to trzy różne urządzenia. Względnie możesz wejść tu (w miarę losowy efekt wyszukiwania). 

Nie chcę, żeby to zabrzmiało niemiło, bo nie taki jest mój zamiar, ale polecałbym sprawdzać co się pisze, zanim się to napisze. Zwłaszcza, jeśli radzi się coś młodszym stażem użytkownikom. 

Fakt, że w Google pojawia się coś takiego jak "żarówka LED" świadczy tylko o tym, że masa ignorantów wyszukuje taką frazę, co przyczynia się do pozycjonowania LEDowych zamienników jako żarówek. 

Żarówka -- jak sama nazwa wskazuje -- wytwarza światło przez żarzenie się (w wypadku współczesnych żarówek żarnikiem jest włókno wolframowe). Zasada działania diod półprzewodnikowych jest całkowicie inna, co sprawia, że żarówkami nie są. Są diodami.

Nie chcę, żeby to zabrzmiało niemiło, ale polecam zastosować się do własnej rady.

Innymi słowy, jeśli w google pojawia się termin "żarówka LED", można śmiało założyć, że termin ten funkcjonuje w języku potocznym, co wcale nie oznacza, że jest niepoprawny. Zresztą, jeśli żarówka to hermetycznie zamknięta bańka, w której umieszczony jest drucik, a np. żarówka halogenowa to bańka, w której znajduje się gaz, to dlaczego - idąc dalej tą drogą słowotwórstwa - hermetycznie zamknięta bańka z diodami LED nie może nazywać się "żarówką LED"?

No ale mniejsza z tym, nie zamierzam się z tobą wykłucać o coś, co jest de facto absolutnie bez znaczenia. Czy możemy zatem przyjąć, że w dalekiej przyszłości, gdzie robotyka jest na tyle zaawansowana, że stosuje się ją z powodzeniem w życiu codziennym, mogą istnieć żarówki - jakiekolwiek - które dają mlecznobiałe światło ze względu na zaawansowanie technologiczne takowych żarówek? Myślę, że to całkiem sensowne założenie.

 jeśli w google pojawia się termin "żarówka LED", można śmiało założyć, że termin ten funkcjonuje w języku potocznym, co wcale nie oznacza, że jest niepoprawny

W języku potocznym funkcjonuje również "drożdżówka francuska", która z drożdżami nie ma nic wspólnego czy "cofanie do tyłu", które jest, jak wszyscy wiemy, pleonazmem. Ile to razy zwracano na tym portalu uwagę, że w narracji trzecioosobowej nie powinno się stosować regionalizmów, mowy potocznej i innych takich?

 

a np. żarówka halogenowa to bańka, w której znajduje się gaz

Żarówka halogenowa jest żarówką, ponieważ łączy dwie odmiany źródeł światła: żarówkę i świetlówkę. To taka żarówka, ale z obojętnym gazem w środku. Proste i logiczne.

 

mogą istnieć żarówki - jakiekolwiek - które dają mlecznobiałe światło

Konstrukcja żarówki wyklucza takie założenie. Nie bez powodu takiego urządzenia nigdy nie skonstruowano i zwrócono się w stronę LEDów.

ciało naukowca uszło z życia, ---> fenomenalne. Odkrywcze. Rewolucyjne. Dotąd tylko życie uchodziło z ciał, a tu proszę, okazało się, że może być na odwrót...  

Jedrku, na końcu zdań stawia się kropki. Jedrku, wołacze wydziela się przecinkami. Może uda się Tobie zapamiętać podstawowe zasady, zanim uraczysz nas następnym dziełem?

Dziękuję za wszystkie komentarze, zarówno za te pochlebne jak i krytyczne. Przepraszam za błędy w tekstach, jako usprawiedliwienie podaję fakt, że piszę opowiadania stosunkowo niedawno, a na innych stronach gdzie je zamieszczałem nikt ich nie komentował ani źle ani dobrze, więc pisałem je mówiąc kolokwialnie nieco ''na czuja''. Na przyszłośc postaram się już eliminować wytknięte przez Was błędy. Pozdrawiam

Odniosę się jeszcze do kwestii żarówki, bo widzę, że narobiła sporo zamieszania. Chciałem, by była ona wraz z całym tym zaniedbanym pomieszczeniem symbolem i obrazem upadku naukowca, pogrążaniu się w biedzie i zapomnieniu. Wspomnieli niektórzy, że takie rozwinięte roboty to kwestia odległej przyszłości. Nie powiedziałbym - już obecnie w japońskich szpitalach i domach opieki wprowadza się maszyny, mające opiekować się ludźmi. Z kolei w koreańskich więzieniach roboty w pilotażowym programie wyręczają strażników. Wobec tego to raczej nie jest perspektywa odległej przyszłości, lecz najbliższych 10-15 lat. Technika teraz rozwija się w zastraszającym tempie, i to na naszych oczach.

Żarówka jak żarówka -- jako źródło światła w żaden sposób nie przeszkadza. Sprawa rozbija się o kolor światła, jaki żarówka może dawać. Jak napisałem -- żółte, delikatnie czerwone ewentualnie. W każdym razie: ciepłe. Nie białe.

Żarówka... Jakie ona ma znaczenie wobec podstawowego błędu Autora, czyli "odgrzania" postaci samotnego geniusza, który w garażu / piwnicy / na siódmym piętrze czterograniastej wieży sam osiąga to, nad czym przez siedem lat biedzi się dywizja teoretyków i technologów, zatrudnionych w superlaboratoriach?   

Mamy dwudziesty pierwszy wiek, nie siedemnasty...

Adamie, będę się przy tej żarówce upierał, bo to jakby napisać, że wspomniany wynalazca siedział na wielkim tyłku monitora ciekłokrystalicznego. Albo że miał parowóz na gaz ziemny.

Co do treści -- już niech sobie jest ten geniusz, może się autorowi drugi Tesla przyśnił. Różnie to bywa. Za to kiepskiego moralizatorstwa nie zniosę.

A co w tym takiego złego? Historia nauki i techniki zna cała masę przykładów geniuszy, co samodzielnie wyciągali cywilizację na wyższy poziom rozwoju, i to praktycznie w każdej epoce. Dziś też to moim zdaniem ma miejsce, może na mniejszą skalę ale ma. Zawsze w społeczeństwie znajdzie się niewielka grupa osób wybitnie uzdolnionych, która ''ciągnie'' resztę. Mówisz o całych zespołach uczonych, racja, ale oni są tylko solidnymi rzemieślnikami, a to właśnie ten element geniuszu robi różnicę. Z tego co pamiętam, Einstein powiedział, że ''wyobraźnia jest ważniejsza od wiedzy''. Nie zgodzę się, że samotni geniusze to relikt siedemnastego wieku. A późniejsze nazwiska np Einstein, Tesla, Edison, albo nawet Polacy typu Łukasiewicz albo Szczepanik, Drzewiecki? Z geniuszem trzeba się urodzić, niestety nie kupi się go ani nie wyuczy. Dlatego jest zasadnicza różnica - jak ktoś mądrze powiedział - między '' natchnionym mistrzem a solidnym rzemieślnikiem''. Czyli ci '' solidni rzemieślnicy'' są tylko co najwyżej uzupełnieniem, tłem geniuszy. To wielkie umysły stanowią sedno rozwoju cywilizacji i społeczeństwa.

Co do zarzutu o moralizatorstwo, to czy ludzie nie raz udowodnili w swej historii, że potrafią być dla siebie potworami? A kto wie, jakie będą dla nas maszyny? Pamiętam monolog Sary Connor z ''Terminatora 2'', gdy patrzyła  na swojego syna w towarzystwie maszyny, który brzmiał mniej więcej tak:'' Terminator nigdy się nie upije, zawsze będzie przy nim, i nie będzie go bił''. Te słowa wiele mówią, choć oczywiście z tym może być różnie. Ale jeśli zrobi się wszystko '' z głową'', maszyny mogą okazać się przyjaźniejsze od niejednego człowieka.

---> exturio. Chodziło mi o to, że "żarówka" stała się osią dyskusji zastępczej. Tekst porusza istotniejsze kwestie. A parowóz można opalać gazem ziemnym po adaptacji skrzyni ogniowej.  

---> jedrek. Lepiej dobieraj przykłady. Einsteinowi nie było potrzebne laboratorium z cyklosynchrobetatronami. Łukasiewicz był aptekarzem, chemia nie była mu obca, destylację znał. I tak dalej. Rzecz nie w geniuszu lub jego braku, lecz w możliwości bądź niemożliwości przyswojenia sobie całości wiedzy z wielu dyscyplin.Przykład: przypadek zdecydował o zastosowaniu elementów teorii strun w badaniach nadprzewodnictwa. Gdzie w tym geniusz?

Adamie, dobra uwaga. :)

Tak, w nauce zdarzają się przypadki. Niemniej w każdej dekadzie są ludzie, którzy po prostu wyprzedzają znacznie swoją epokę np. Heron z Aleksandii stworzył w Starożytności protoplastę turbiny parowej, a jego wizja została rozwinięta na masową skalę dopiero w XIX wieku, albo Leonardo da Vinci wyprzedzał w swych pomysłach ówczesnych ludzi o całe wieki. Jeżeli już  jesteśmy przy robotyce, to już setki lat temu żyli wizjonerzy. W 1564  Francuz Pare Ambroise publikuje projekt mechanicznej ręki, albo w 1525  powstaje pierwszy prawdziwy android w ludzkiej formie - zbudowany przez Niemca - Hansa Bullmanna. O tym, jak bardzo Ci ludzie wyprzedzili tamte czasy chyba nie muszę mówić. Zdarzały się też przypadki, że ludzie bez stosownego wykształcenia potrafili wymyślać ciekawe rzecz np. głośny malarz Nikifor ponoć był analfabetą, co nie przeszkadzało mu tworzyć wspaniałych obrazów. Amerykański konstruktor samolotów Wright (zbieżność nazwisk przypadkowa z braćmii) budował wspaniałe samoloty ''na wyczucie''. W latach 90 XX wieku pewien konstruktor samouk tworzył motocykle, które w wyścignach wygrywały z maszynami produkowanymi przez wielkie koncerny. Wobec powyższego moja koncepcja genialnego wynalazcy wcale nie jest pozbawiona racji bytu. Są ludzie światli, co łączą wiedzę z wielu dziedzin.

Nowa Fantastyka