- Opowiadanie: SimonTheCutler - Na granicy przytomności

Na granicy przytomności

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Na granicy przytomności

Głośne, rytmiczne łomotanie wyrwało go z mrocznego snu. Leżał na brudnej podłodze w jakimś ciemnym pomieszczeniu. Sparaliżowany od stóp do głów, nie mógł nawet podnieść się i rozejrzeć. Ciarki mrowiły niemiłosiernie jego plecy. Głowa bolała, jakby ktoś gruchotał po niej kijem bejsbolowym, a każdy odgłos rozrywał mu bębenki uszne. Miał dość. Rytmiczny stukot, jakby ogromnego i starego zegara szumiał we łbie i odbijał się echem. Na twarzy miał ślad buta, biegnący przez cały policzek. W dodatku gnijąca wilgoć prawej ręki sprawiała, że czuł się, jakby przechodził właśnie etap potwornych tortur.

 

I tak w istocie było. Nieprzyjemne ruchy w żołądku budziły strach, że zaraz wyrzyga wnętrzności. A gdy przez okno wdarły się pierwsze promienie słońca, czuł, jakby ich światło wypalało mu wzrok i wierciło dziury w mózgu.

 

Leżał tak, na granicy przytomności, nie mogąc się ruszyć i cierpiał. Czas mijał nieubłaganie, jak paskudna muzyka do metronomu głośnego zegara.

 

Mimo to wiedział, że nawet największe tortury mają gdzieś swój kres. Że cierpienia w końcu się kończą. I tak, wyczerpany, opadający z sił, oparł się na kolanach i ruszył z miejsca.

 

– Jak ja nienawidzę kaca… – wymamrotał wyjmując rękę z nocnika.

Koniec

Komentarze

Wystarczająco mało patosu?

Fantastyki to tu nie ma.

Głośne rytmiczne łomotanie - Według mnie: Głośne, rytmiczne łomotanie.

Nie wydaje mi się, by "zanoszenie się echem" było poprawnym związkiem wyrazowym. "W końcu kończenie się" zawiera brzydkie powtórzenie. A sam pomysł jest, poza tym, że zaiste nie-fantastyczny, to jeszcze mocno wyeksploataowany. Pozostaję bez emocji.

"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr

Fantastyki to tu nie ma. - Aj tam, aj tam. Po prostu przeczytałem kilka opowiadań z grupy "śmieszne" i stwierdziłem, że też wstawię tu jakiś pseudohumor. Poza tym, można sobie wyobrazić, że facet uchlał się krasnoludzkim spirytusem od Arivalda i już mamy fantasy :).

Nie wiem jak inni zarzucający Ci ostatnio nadmiar patosu, ale  - hm - chyba jednak nie o to mi chodziło :). Pozdrawiam.

ocha - Jak mawiał filozof Jagger, "You can't always get, what You want". Brak patosu to już maluteńki sukces ;).

Mam pytanie: Powinienem tu wrzucać każde gówno, jakie mi się nawinie na klawiaturę, aby się poradzić, czy może lepiej tylko coś, co nie nadaje się wyłącznie do podtarcia dupy?

Pozdrawiam.

"Na drodze swego rozwoju każdy twórca przechodzi przez punkt, w którym musi napisać coś o kacu. Na to nie ma rady. Ale to zjawisko, ta prawidłowość ma swe dobre strony. Opublikowanie samodzielnego i zamkniętego tekstu, którego 'bohaterem' jest katzenjammer, kociokwik bądź glątwa, pozwala nam szybko i łatwo, poza tym bezbłędnie, ocenić potencjał, odgadnąć dalszą drogę i dalszy kierunek rozwoju początkującego literata."

W. J. Crinkle, Z. C. Crankle, D. G. Crunkle, "Droga do sławy", wyd. oryg. OmegaBooks, Passadena, Wichita City, San Jeronimo, 2009. Wyd polskie Przessolineum, Włocławek, Zgierz, Wąchock Górny, 2010 1/2. Tłum. K. M. Pszekrencajtis.  

NMSP. Jakby co, mogę przeprosić. Albo i od razu, na wszelki wypadek, przepraszam.

Hm, jak na 6666 opowiadanie na tym portalu zdecydowanie za mało demoniczne ;)

@Adam - kurczę, chyba jeszcze nic o kacu nie napisałam :(.

@Simon - powiedziałabym: to drugie.

6666???!!! Ciekawa byłam, na kogo trafi. I przegapiłabym. No, trochę szkoda numerka.

Och, jak dobrze, ja przeszłam ten etap już dawno, w liceum ; P Pisania o kacu, znaczy ^ ^

"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr

Moim zdaniem opis kaca wyszedł całkiem obrazowy, choć mógłbyś go, autorze, trochę rozwinąć, dodając nawiązania do tradycyjnych metod tortur, może skojarzenia z jakimiś wymyślnymi machinami... No i więcej fantastyki by się przydało. Ale summa summarum podobało mi się :)

Oczywiście odzywa się we mnie zboczenie zawodowe i wciąż czytam "potasu" zamiast "patosu". Odpowiadając na twoje pytanie, Simonie, jest to portal literacki, więc powinieneś wrzucać tu literaturę, a nie każde gówno. No chyba, że nie chcesz być czytany - bo ludzie są tu dość pamiętliwi.

Jeśli chodzi o opowiadanie. Całkiem fajne. Zabawne.

Dzięki za ciepłe słówka i te mniej ciepłe również. Oczywiście, opowiadanie było wrzucone tylko dla jaj, więc poza błędami technicznymi, nie powinno się podchodzić do niego poważnie. Co do któregoś komenta, to sam jestem na etapie liceum, a następne prace postaram się publikować coraz to lepsze. Jestem jednak lekko rozczarowany, gdyż poza paroma ogólnymi uwagami, nie otrzymałem tutaj żadnych rad. A dołączyłem do portalu z myślą o wyrobieniu swojego pióra, bo mnie to rajcuje, a na dodatek zwycięstwo w konkursie powiatowym zachęciło mnie do dalszych działać. Nic, będę musiał znaleźć jakiegoś "znawcę" na privie i katować go swoimi wypocinami, aż błędy zaczną stopniowo zanikać. 

Pozdrawiam.

@Simon, ale sam piszesz, że to opowiadanie wrzuciłeś dla jaj. Chyba trudno oczekiwać sensownych uwag w przypadku takich opowiadań. Zwłaszcza, że - mam wrażenie - ostatnio sporo tu tekstów wrzuconych dla jaj (nie licząc "Grafomanii") i może trochę się to przejada.

Co do drugiego (a właściwie pierwszego) Twojego tekstu - wydaje mi się, że jest pod nim sporo cennych uwag, zrobiono też Ci tam pewną korektę.

Pozdrawiam i oczywiście życzę powodzenia :).

Autorze, opisałeś, tak dla jaj, doznania, których każdy kiedyś doświadczył, może nie zawsze w tak drastycznej formie. Nic nowego pod słońcem. Nic fantastycznego.

Czytając komentarze, natknęłam się na Twoje pytanie, dość osobliwe jak na licealistę. Oto moja rada: jeśli na klawiaturę nawinie Ci się jakieś gówienko, raczej usuń je, klawiaturę wyczyść i zdezynfekuj. Wodę w toalecie spuszczaj obficie, zamknąwszy uprzednio klapę, by żadnemu gównu nie dać szansy wydostania się poza muszlę. Dupę podcieraj starannie, a najlepiej korzystaj z bidetu. ;-)

Może, stosując się do tych prostych zasad, niebawem sam będziesz umiał oddzielić ziarno od plew i osobiście zdecydujesz, bez niczyjej pomocy, czy Twoja twórczość nadaje się do publicznej prezentacji. ;-)

 

Sparaliżowany od stóp do głów, nie mógł nawet podnieść się i rozejrzeć”. –– Jestem przekonana, że delikwent był zdrętwiały, nie sparaliżowany, stąd mrowienie na plecach.

 

„Głowa bolała, jakby ktoś gruchotał po niej kijem bejsbolowym…” –– Gruchotać, to rozbijać coś na kawałeczki, robiąc przy okazji mnóstwo hałasu.

Kijem można gruchotać coś, nie można gruchotać po czymś. No, może za wyjątkiem sytuacji, gdy ktoś najpierw kijem pogruchocze Ci nogę, a po niej będzie gruchotał rękę.

 

„…każdy odgłos rozrywał mu bębenki uszne. Miał dość”. –– Rozumiem, że w tym momencie młodzieniec podjął decyzję, że na dziś koniec z alkoholem. ;-)

 

„W dodatku gnijąca wilgoć prawej ręki sprawiała…” –– Czy kac spowodował gnicie prawej ręki? ;-)

 

„Czas mijał nieubłaganie, jak paskudna muzyka do metronomu głośnego zegara”. –– Jak odbywa się nieubłagane mijanie paskudnej muzyki do metronomu głośnego zegara? ;-)

 

„Mimo to wiedział, że nawet największe tortury mają gdzieś swój kres”. –– To prawda, największe tortury mają swój kres w mogile. ;-)

Zdanie winno brzmieć: Mimo to wiedział, że nawet największe tortury mają kiedyś swój kres.

 

Pozdrawiam.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Co do zgniłej ręki - nieprzypadkowo bohater wyciąga ją na końcu z nocnika. 

Muzyka do metronomu głośnego zegara, to po prostu każdy dźwięk w obrębie tegoż czasu, który w tej sytuacji jest potęgowany i tworzy nieznośną muzykę, natomiast, jak na ironię, jedyne rytmiczne brzmienia stanowi głośny zegar.

Samo opowiadanie jest przerysowane świadomie, aby puenta bardziej zaskakiwała. Wyszło, proporcjonalnie do poziomu - raczej kiepsko, ale myślę, że sam zamysł nienajgorszy.

Dziękuję za wytknięcie błędów. Postaram się już takowych unikać. Byłbym również wdzięczny, widząc też rady nt. samego stylu pisania, oczywiście nie ograniczające się do samego wytykania patosu. Bo widzę, że właśnie ze stylem mam spore problemy.

Pozdrawiam.

Byłbym również wdzięczny, widząc też rady nt. samego stylu pisania, (...).  

Zacznij od nauki jasnego wyrażania myśli. Czyli takiego, żeby każdy bez wyjątku rozumiał, co piszesz, o czym piszesz. Przykładu szukać daleko nie trzeba. Cytuję:  

Muzyka do metronomu głośnego zegara, to po prostu każdy dźwięk w obrębie tegoż czasu, który w tej sytuacji jest potęgowany i tworzy nieznośną muzykę, natomiast, jak na ironię, jedyne rytmiczne brzmienia stanowi głośny zegar.  

Od kiedy jakikolwiek zegar, głośny czy cichy, stanowi rytmiczne brzmienia? Postawienie znaku równości między zegarem a brzmieniem to coś bardzo dziwnego... Muzyka do metronomu głośnego zegara jakoś daje się zrozumieć, bo metronom tyka rytmicznie, jak zegar mechaniczny, ale po jakiego czorta "do metronomu" zamiast zwyczajnie "do taktu", tego nikt nie wie. Przekombinowane, jak to tutaj określamy. A co zawarłeś między początkiem a końcem zdania, to już tłumacz sam, bo "każdy dźwięk w obrębie tegoż czasu, który w tej sytuacji" i tak dalej przypomina, wedle Marka Twaina, pokój boży.

Nie wiedziałam, że ręka włożona do nocnika gnije, ale cieszę się, że już wiem –– nocniki będę omijać z daleka. ;-)

 

Teoretycznie udzieliłeś odpowiedzi, ale w dalszym ciągu nie wiem, „Jak odbywa się nieubłagane mijanie paskudnej muzyki do metronomu głośnego zegara?” Zdarzało mi się słyszeć paskudną muzykę, ale nigdy nie miałam możliwości zobaczyć jak odbywa się jej nieubłagane mijanie. Czy mijanie w ogóle można ubłagać? ;-)

Konstruując dziwne, pretensjonalne zdania, prowokujesz mnie do zabawy w "odczytywanie ich w inny sposób", nic na to nie poradzę.

Czy nie można było napisać zwyczajnie, np.: Głośno tykający zegar doprowadzał do szału.

 

Niestety, nie udzielę Ci „rady nt. samego stylu pisania”. Mnie Twój obecny nie podoba się. Jednak o tym jak chcesz pisać, musisz decydować sam. Kolejne opowiadania i ewentualne komentarze, z których dowiesz się co jest w porządku, a co nie podoba się czytającym, powinny być dla Ciebie wskazówką. Styl musisz wypracować sam.

 

Pozdrawiam.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Cholera, zapomniałem, że uczucie zgniłości na kacu ZAWSZE wiąże się z jej faktycznym istnieniem.

Masz rację co do przekombinowanych zdań.

Jednak najważniejsza jest kwestia stylu. Otóż nie chodzi tu o to, abym pisał wedle życzeń każdego z osobna, bo zrobił by się niezły bajzel. Nie wiem, jak ze stylem, ale zauważam w swym, hmmm sposobie pisania pewne powtarzające się tendencje i chciałbym nabrać świadomości, które są na miejscu, a które nie. Jest mi ciężko dojść do tego wniosku, bo wcześniej pisałem tylko sam dla siebie i jako pierwsze opublikowałem opowiadanie konkursowe, by sprawdzić, czy rzeczywiście jest cokolwiek warte.

Styl, oczywiście, wyrabiam sobie sam, czerpiąc (świadomie lub mniej) wzorce ze swych ulubionych autorów. A że jedni mają innich idoli od drugich, to nigdy każdemu nie dogodzę. Chodzi mi tylko o wykorzenienie pewnych złych nawyków, które (pozwole sobie na porównanie), tak samo jak nauce gry na instrumencie muzycznym, nieusuwane, zaczynają stopniowo wrastać w podświadomość i powodują nagromadzanie błędów w następnych etapach nauki, co utrudnia, albo wręcz uniemożliwia dalszy postęp w danej dziedzinie.

Proszę więc o udzielanie rad z zakresu: czego unikać, co zmieniać i jakie mam błędy (takie na razie otrzymuję), jak nie przesadzić z metaforami oraz co jest moją mocną stroną (o ile oczywiście coś takiego w ogóle istnieje), aby to rozwijać i doprowadzać do perfekcji. Miło widziałbym również jakieś zalecane ćwiczenia (oczywiście poza pisaniem i czytaniem).

W końcu po to tu wrzucam ten cały badziew. By nauczyć się pisać z jak najmniejszą ilością błędów.

Pozdrawiam.

Nie wiem, jak to odbierzesz, Simonie, ale Twoje oczekiwania są, jak dla mnie, trochę dziwne. Zalecane ćwiczenia poza pisaniem i czytaniem? Jak można ćwiczyć pisanie, wprawiać się w nim, bez pisania?  

Oczywiście nie w samym pisaniu rzecz się ma cała; na dzień dobry potrzebna znajomość polszczyzny (a to nie tylko, jak się wielu wydaje, znajomość słów; interpunkcja, łączliwości, składnia sensowna i prosta, i jeszcze parę spraw, ale wymienione na początek najistotniejsze), dyscyplina w wyrażaniu myśli, czyli nie przekombinowywać na siłę, nie przedobrzać, bo to kończy się najczęściej bełkotem i niezamierzoną śmiesznością, logika wewnętrzna tekstu, czyli nie przeczyć sobie, unikać niejasności, niedopowiedzeń pozostawiających czytelnika w pustym polu. Inaczej ujmując: zanim wzlecisz jak orzeł ponad szczyty gór, naucz się sprawnie latać nisko nad ziemią. Dlaczego? To proste. Tuż nad ziemią latając, nauczysz się omijać przeszkody w rodzaju słupów wysokiego napięcia, kominów, o które łatwo się rozbić... A potem, dalej, pójdzie prawie samo.

Nowa Fantastyka