
Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.
Czarna noc spowiła wszystko dookoła.
Piwnice nasycone były zapachem wilgoci i staroci. Nieprzyjemny i mdlący zapach wyczuwalny był już na wejściu. Przez całość ciągnął się długo i wąski korytarz, odprowadzający do pomieszczeń umieszczonych na bokach.
– Wskaż nam drogę, odrzućmy ograniczającą nas trwogę.
– Wiedza i potęga wskrzeszonej duszy wplecie się między śmiertelne ciała.
– Za życie, życie…
Błysnął zielony płomień. Pył i kurz osiadł na ziemi. Trójka mężczyzn dziwnymi gestami witała duszę zmarłego mistrza. Na środku trójkąta, jaki tworzyli leżał ciemnobrązowy, zwinięty koc. Całość trwała jeszcze kilka minut. Kiedy cała trójka upadła bez sił na ziemie wszystko się skończyło.
***
Rudy, wysoki i postawny mężczyzna stąpał bo brukowanej ulicy. Po całodniowej pracy w pałacowych komnatach kierował się do swojej chaty. Kroki wydawały echo, które niosło się między budynkami. Chłodny, wieczorny wiatr wdzierał się pod płaszcze przechodniów wywołując nieprzyjemne dreszcze. Mężczyznę z zamyślenia wyrwał szum ludzkich głosów, dochodzący gdzieś z oddali.
– To niedorzeczne! – krzyknął ktoś z tłumu. Rudowłosy zauważył sporą grupę ludzi stojącą z pochodniami i przyglądającą się czemuś na ziemi. Obok stała straż przepytująca kobietę, która trąc oczy mówiła przez płacz.
– … kiedy wychodziłam z domu – znów buchnęła płaczem dmuchając w chusteczkę. Straż przewracała ślepiami. Nie dowiedzieli się niczego konkretnego od kiedy tu przybyli.
– Właśnie jak wychodziłam z domu – zaczęła pewnie – byłam wściekła. Gdy przechodziłam tędy zauważyłam zawinięty koc, leżący na ziemi. Wściekła kopnęłam – kolejna salwa płaczu, szybko jednak opanowanego – dopiero po tym odczułam ciężar zawiniątka. Gdy się nachyliłam zauważyłam małą rączkę wystającą z boku. Kolejna myśl, która przyszła do głowy, że to jakaś kukła albo lalka. Kiedy zobaczyłam zakrwawioną twarzyczkę w dziwnym grymasie zrozumiałam, że to dziecko – nie była już zdolna do rozmowy, choć widać było, że jeszcze nie skończyła. Dalszy bieg wydarzeń był chyba jasny.
Mężczyzna przebił się przez tłum z niemałym trudem i spojrzał na zawiniątko, która ciągle leżało na bruku w małej kałuży krwi. ‘Koszmar’ – pomyślał i rozejrzał się po twarzach pozostałych. Ich oczy zdradzały przerażenie i obrzydzenie. Rudy ukląkł przy zawiniątku i zbadał ciało nieżyjącego niemowlaka. Świetnie zdawał sobie sprawę z tego, czego wszyscy tu zebrani byli świadkami. Nie widział potrzeby dzielenia się tą informacją, nie teraz.
– Rozejść się – warknął strażnik przepędzając gapiów. Do ciała zbliżyło się dwóch znachorów.
***
W karczmie lało się piwo, a we łbach zaczynało szumieć. Wszyscy byli w pełni świadomi wydarzeń sprzed paru godzin. Z początku nawet głośno o tym było, później jednak z szacunku dla niemowlaka przestano o tym biadolić. Wszyscy wiedzieli też, że jeszcze tej nocy władze ogłosiły dwie nader ważne sprawy: poszukiwana jest rodzina ofiary oraz poszukiwani są sprawcy. Ci drudzy mają zostać zawieszeni na stryczkach. Brak poszlak i jakichkolwiek podejrzanych wymusza na straży podwójne zaangażowanie. Poza znalezieniem sprawców, jest jeszcze druga sprawa: udowodnienie im winy.
– Rana przekroczyła granicę… nie zamierzam dłużej tolerować jej wybryków. – półgłosem odezwał się rudzielec do towarzysza siedzącego naprzeciw.
– Tom, dobrze wiesz, że nie nam to osądzać. Siedź cicho i nie wychylaj się. – poradził drugi, zaraz po tym upijając głęboki łyk piwa.
– Daj spokój! Możesz tak spokojnie na to patrzeć?
– A jak myślisz? Mam żonę i dziecko w drodze. Niech oni bawią się w swoim świecie, ja zostanę w swoim. – odparł z oburzeniem.
Tom (rudowłosy), nie należał do osób cierpliwych ani cichych. Nie potrafił milczeć w wielu sprawach, które wręcz wymagały milczenia. Niejedni uznali by to za dar, inni zaś za długi język. Tom, jak już wspomniane zostało wcześniej, pracuje w pałacu. Notuje terminy, spotkania, informacje i segreguje listy. Praca dla typowego lenia chcącego zarobić.
***
– Ktoś tu jest niepoważny… – złośliwie stwierdził Tom, wchodząc to posesji Rany. Rana była niezrównoważoną kobietą, która cały swój wiek średni poświęciła pasji. Niebezpiecznej i dość nietypowej. Jedynie Tom i dwójka asystentów wiedziała, co się tak naprawdę przytrafiło dziecku.
– Przychodzisz bez zapowiedzi i obrażasz gospodarza domu? Jesteś niesamowity Tomie Ralkuth. Wzbudzasz we mnie dzikie myśli – zmysłowo mruknęła do gościa.
– Za to ty budzisz we mnie obrzydzenie i odrazę. Jak mogłaś zrobić coś takiego? Czy ty wiesz co ty robisz? – z niedowierzaniem przyglądał się znajomej krzątającej się bez celu po ciemnych stęchłych pomieszczeniach swojego domu.
– Oczywiście, że wiem, a ty dowiedzieć się nie chcesz? To takie podniecające. Jesteśmy tak blisko. Czy zielony smok szybował nad miastem? – pytała
– Jaki zielony smok?
– Zielony smok? – wyrwana jakby z zamyślenia, zapytała zdziwiona – Widzisz smoki? Paliłeś? I to beze mnie!?
***
Dnia kolejnego nikt nie witał z radością. Mieszkańcy rzucali na siebie wymowne spojrzenia. Tom czuł się odpowiedzialny za to co zaszło. Jako jedyny z nielicznych mógł to wszystko skończyć prędzej niż się wszystkim wydawało.
Na dziedzińcu, gdzie ruch był największy stanął posłaniec. Wlazł na podest. Był widoczny z każdego miejsca. Odziany dostojnie z kapelutkiem na czubku głowy odchrząknął i zaczął czytać treść rozwiniętego wcześniej pergaminu:
„Drodzy mieszkańcy
Z racji wydarzeń, które są zapewne wszystkim już znane, zabrania się opuszczania domostw po zmroku. Winni morderstwa zostaną odnalezieni i ukarani. Wszystkich, którzy wiedzą więcej w tej sprawie, proszeni są o natychmiastowe zgłoszenie w biurze straży.”
Pergamin zwinął i sprawnie z podestu zeskoczył.
Krótkie, coby długimi nie zadręczać.
,,straż przewracała ślepiami''?? dziwna składnia w niektórych miejscach. trochę mało treściwe jak zupa z małą ilością ziemniakow, wybacz za kulinarną metafore, ale ogólnie do poczytania:)
“A lesson without pain is meaningless. That's because no one can gain without sacrificing something. But by enduring that pain and overcoming it, he shall obtain a powerful, unmatched heart. A fullmetal heart.”
Nastrój sztuczny. Ta podniosłość razi mnie nieco. Jakby styl dobrany do opowieści szwankował. Przeczytać można jednak, jak najbardziej.
Pozdrawiam.
Dobre, ale nie porywające.
Spodobał mi się drugi paragraf. Przerażający. Wprowadza ciekawą atmosferę, ale potem się wszystko sypie. Musiałbyś to jakoś rozbudować.
W pierwszej części jest kilka rymów:D chyba nie były zamierzone?