
Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.
Wyruszyłem z bijącym sercem. Samotnie zanurzyłem się w przenikliwą ciemność. Otaczała mnie coraz ciaśniej, jak pierścień. Niebo i ziemia zespoliły się w jedność. Stawiałem kolejne kroki, ale nie widziałem swoich stóp. W tyle zostawiłem ukochane miasto. Niepokojem napawała mnie myśl, że nie podołam. Wypuściłem się już bardzo daleko. Nie spoglądałem za siebie, gdyż pokusa aby zawrócić, była zbyt silna. Nigdy nie udawałem bohatera. Przeciwnie, heroiczne czyny były mi obce. Gdybym teraz w pełni zdawał sobie sprawę z wagi mojej misji, pewnie uciekłbym z krzykiem w najdalszy kąt świata. Jednakże w tym odrealnionym momencie nie pojmowałem tego.
Cisza wypełniała step. Nicość prezentowała uwodzicielski czar. Gdzieś za horyzontem majaczyły ogniska wrogiego obozu. To dziwne, ale zmierzałem dokładnie w tamtym kierunku.
***
Z transu wyrwały mnie głośniejące odgłosy. Usłyszałem ożywioną dyskusję dwóch mężczyzn. Pomstowali na swojego niesprawiedliwego dowódcę. Przydzielono im obchód z powodu rzekomej gnuśności. Któż chciałby się wychylać poza obóz w tę parszywą noc?
Dla mnie też niespecjalnie łaskawy był czas. Wojownicy zbuntowanej armii szli prosto na mnie. Zamiast uciec, paść na ziemię, stanąłem jak wryty. Zza pazuchy wyciągnąłem flakonik z trunkiem, przechyliłem dla odwagi. Mocna rzecz. Buntownicy zbliżali się nieubłaganie. Ostatkiem sił, możliwie jak najciszej odsunąłem się pół kroku w bok. Przysięgam, że gdybym tego nie zrobił, po prostu wpadliby na mnie. Nie oddychałem.
Tymczasem oni… tylko mnie minęli, zupełnie nie zwracając na nic uwagi. Zafrasowani poszli dalej, być może uznając moją sylwetkę za chwast, za byle co. Jak mogli mnie nie zauważyć?! Osunąłem się bezwładnie na ziemię. Miałem ochotę wyć.
***
Wódka z kobylego mleka wyzwoliła we mnie szalone myśli. Nigdy nie przyznałbym się do nich na trzeźwo. Kochałem Pana Feliksa całym swoim skaleczonym sercem. Podziwiałem jego doskonałość – umięśniony brzuch, uda podobne do marmurowych kolumn i ramiona, przypominające stalowe wrota. Wrażliwość na piękno czyniła mnie słabym. Stawałem się bezmyślną marionetką w rękach Panicza. Sprawiało mi to ogromny ból. Cierpiałem w milczeniu, otoczony szpetnym, brudnym światem.
Nagle odniosłem wrażenie, że ktoś za mną stoi. Rozejrzałem się nie wiadomo po co, przecież i tak nic nie widziałem. Ciemność nie ustępowała. Wyciągnąłem rękę, żeby sprawdzić, czy moje przeczucia są prawdziwe. Właściwie był to ostatni ruch przed utratą przytomności.
Mam wobec tego tekstu mieszane uczucia. Publikuję go, ponieważ liczę na opinie obiektywnych osób. Piszę dłuższe opowiadanie na konkurs w mojej rodzinnej miejscowości i nie chciałabym go oddawać takiego "nieczytanego". To jeden z fragmentów co do których mam wątpliwości. Mimo, że napięcie wypływa z wnętrza bohatera, to mam wrażenie, że jest nudnawy.
Technicznie nie jest źle, ale merytorycznie... Czy to rzeczywiście jest zapis pijackich zwidów?
pozdrawiam
I po co to było?
To jeden z fragmentów co do których mam wątpliwości --- no to dlatego opowiadanko jest takie niejasne. Skróć ten fragment o jakieś 20-30%. Być może w konteście całości lepiej wygląda.
pozdrawiam
I po co to było?
Ze skracaniem mam problemy. Generalnie przeciągam tekst jak się da.
Ten fragment ma nie być jasny celowo, to jest plus dłuższych opowiadań.
A zapis pijackich zwidów... no coż, nie każdy potrzebuje dużo, żeby się spić. Nie każdy jest pijany w ten sam sposób.
Proponowałbym zrezygnować z tego fragmentu.
argumenty proszę
Starałam się przeczytać uważnie. Znalazłam to:
Unikając mentalnych rozważań, zatraciłem się w pędzie.
„Mentalne rozważania” czyli „myślowe rozważania”. Nie istnieje taka kolokacja. Można „rozważać w myślach”, albo „na głos”, na pewno nie „mentalnie”.
Rozumiem, że opisujesz majaki, ale wcześniej użyte czasowniki: wyruszyłem, zanurzyłem się, stawiałem (kroki) nie upoważniają do użycia zwrotu „zatraciłem się w pędzie” , bo sugerują raczej powolny ruch, nie bieg.
Zawładnęła mną hipnotyczna siła, popychająca biernie do przodu.
Z fizyki jestem cienka jak pajęcza nić, ale odważę się wątpić w istnienie, nawet w pijackim amoku, „biernie popychającej siły’. To działaniu jakiejś siły można biernie się poddać.
Mgła osiadła na moich ramionach niczym mroczna peleryna. Mimo dyskomfortu jaki to sprawiało, czułem się odrobinę osłonięty.
„to sprawiało” czyli co”? Nie „mgła” i „peleryna” bo zaimek byłby rodzaju żeńskiego — „ta” lub „ona”, a nie nijakiego – „to”. Nie „osiadanie”, bo takiego rzeczownika w zdaniu nie ma, jest czasownik „osiadła”. „Dyskomfort” brzmi sztucznie. Trzeba pogrzebać przy tym zdaniu.
Nigdy nie udawałem bohatera. Starałem się raczej unikać heroicznych czynów. Strach towarzyszył mi przez całe życie.
Gdy używamy słowa „raczej” informujemy, że coś się zdarza, choć staramy się tego unikać. „Mięsa raczej nie jadam, ale zdarza mi się niekiedy skubnąć pikantne, grillowane skrzydełko.” Czyli delikwent choć heroicznych czynów z zasady unikał, to jednak od czasu do czasu robił za Achillesa? Może lepiej byłoby zrobić podmiankę na „unikałem niebezpieczeństw/niebezpiecznych sytuacji”?
Z transu wyrwały mnie jakieś odgłosy. Usłyszałem ożywioną dyskusję dwóch mężczyzn.
Czyli nie były to „jakieś” czyli niezidentyfikowane odgłosy, tylko „czyjeś podniesione głosy”, skoro w następnym już zdaniu, bez specjalnego nasłuchiwania i zastanawiania się, bohater jednoznacznie stwierdza, że słyszy „ożywioną dyskusję”.
Pomstowali na swojego dowódcę za niesprawiedliwe rozkazy.
Nie ma sprawiedliwych i niesprawiedliwych rozkazów. Rozkaz to rozkaz i finito. Za to dowódca może być niesprawiedliwym, wrednym trepem. Ogólnie to zdanie jest nieudane.
Pozbawiony wszelkich samozachowawczych instynktów, stanąłem jak wryty.
A to z kolei jest niekompletne. Żeby miało sens, należałoby go uzupełnić o informację n/t standardowych odruchów samozachowawczych, bo w aktualnej formie sprawia wrażenie, jakby miało „wygryziony środek”. Czyli po przecinku można by wstawić coś w stylu: „zamiast paść na ziemię lub rzucić się do ucieczki, stanąłem …”.
Zafrasowani rozmową
Naprawdę miałeś zamiar napisać „zasmuceni rozmową”? Bo „frasować się” znaczy: martwić się smucić, trapić. Ot, choćby znany z przydrożnych kapliczek Chrystus frasobliwy jest tego dowodem.
Zdecyduj się i stosuj konsekwentnie: Pan Feliks albo pan Feliks, a nie raz tak, raz siak.
Coś tam jeszcze w trakcie czytania zauważyłam, ale chyba muszę iść lulu, więc nie będę już szukać.
Limko Wrl, jeśli ty masz mieszane uczucia, to jak ja mam ocenić ten krótki tekst, nie mając pojęcia, czego jest częścią. Prawdę mówiąc uważam, że wynurzenia pijanych nie są szczególnie zajmującą lekturą i wolałabym ich nie czytać.
Obawiam się, że nie umiem Ci pomóc ale podzielam Twoje wrażenie, że zaprezentowany fragment jest nudnawy. Do łapanki w baskerville dodaję swoje uwagi.
„Nie oglądałem się za siebie…” –– Oglądanie się za siebie jest masłem maślanym. Wszak nie można oglądać się przed siebie.
Proponuję: Nie oglądałem się… Albo: Nie patrzyłem za siebie…
„Zza pazuchy wyciągnąłem flakonik z trunkiem, przechyliłem dla odwagi”. –– Ja napisałabym: Zza pazuchy wyciągnąłem flakonik z trunkiem, przechyliłem dla dodania sobie odwagi.
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
Dziękuję wam za te uwagi. Sądzę, że rozjaśniły mi one trochę w głowie. Na pewno zmodyfikuję ten tekst.
w_baskerville dziękuję za szczegółową analizę
regulatorzy nie martw się, że nie masz pojęcia czego częścią jest ten fragment, na pewno dodam tu jeszcze co nieco =)
Bardzo trudno odnieść się do fabuły, jeżeli jest przedstawiony tylko jej fragment. Wyrywanie czegoś z tekstu i opublikowanie, jest moim zdaniem bez sensu.
homar, a czy twoim zdaniem jest sens dodawać 100-stronnicowe, niedopracowane opowiadanie?
Moim zdaniem 100 stronnicowe opowiadanie dokończone czy nie - nie ma sensu dawać bo nikt tego w całości nie przeczyta. Pisz coś krótszego.
Poprawiłam według waszych wskazówek. I co sądzicie? Moim zdaniem wygląda to lepiej.
homar problem w tym, że właśnie piszę dłuższe opowiadanie (czyt. mój pierwszy komntarz). krótkie opowiadania są fajne, ale piszę je tylko w przypływie weny, czyli na raz. a nad dłuższym mogę popracować dłużej... lubię skomplikowaną fabułę, nie da się jej przedstawić w krótkim fragmencie
Mam propozycję: przywołaj weną i napisz, a potem wstaw jakiś krótki, zamknięty fabularnie tekst. Oceny będą sensowniejsze, w znaczeniu, że nie będą nas rozpraszały pytania a kto to, a gdzie to, a po co, dlaczego...
Sto stron? Żaden rekord...
Nie proszę o debatę na temat długości mojego opwidania, tylko o rzeczowe uwagi na temat zamieszczonego fragmentu.
AdamKB jeśli uznałeś zapis o 100 stronach dosłownie, to informuję cię, żeby była jasność: Chodziło mi po prostu o dłuższy twór.
A jeśli pojawiają się pytania: "a kto to, a gdzie to, a po co, dlaczego...", to tylko mogę się cieszyć
Ale, wybacz, nie w tym / takim przypadku. Kim jest ten wojak? Co robi w wojsku facet, który "unika heroicznych czynów"? Co to za wojsko, czyje? Gdzie i kiedy toczy się akcja? I tak dalej i dalej. Trudno o rzeczowość. Zresztą ktoś już napisał: trudno oceniać fragmenty...
Wybaczam