- Opowiadanie: ignispotensis - Życiowy wybór (rozszerzone)

Życiowy wybór (rozszerzone)

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Życiowy wybór (rozszerzone)

 

 

Gdy opium zaczęło działać, stanął na cienkiej granicy życia i śmierci. Poczuł się wolny i lekki jak nigdy dotąd. Ulga od brutalnej rzeczywistości obmyła jego ciało. Linia, na której stał delikatnie falowała w usypiającym rytmie. Po prawej stronie roztaczała się panorama miasta pełnego brudnych i odrapanych skorup budynków, pomiędzy którymi szary asfalt jezdni i betonowe chodniki zlewały się z równie szarym tłumem przechodniów i poobijanych aut. Apatyczny świat był teraz daleko, jakby za szkłem kineskopu telewizora. Natomiast po lewej stronie rozpościerał się widok na nocne niebo pełne gwiazd. Idealna czerń oblekana miliardami maleńkich cekinów. Jedne świeciły jednostajnie, inne błyskały ponętnie. Większe, mniejsze, białe i kolorowe. Obraz tętnił kosmiczną energią, wołał swoim urokiem. Spokój duszy, który tak nagle spadł na Filipa, oszołomił go. Patrzył jak fatamorgana granicy między dwoma światami ciągnie się w nieskończoność, w jednym oku mając widok bezmiaru kosmosu, a w drugim wyrzyganą cywilizacje. Szedł po grząskiej, falującej linii dalej. Przy każdym bezwładnym kroku linia stawała się coraz węższa. Usypywała się miękko – to w jedną stronę, to w drugą – jak szczyt wydmy. Teraz musiał wybrać, w którą stronę ma się osunąć. Obrócił się w lewo, delikatny wiatr przyjemnie masował jego twarz. Już miał przechylić się do przodu, gdy wewnętrzny buntownik zaprotestował głośnym „nie!”. Posłuszny jak dziecko postąpił krok do tyłu, a sekundę później już spadał z przerażającą prędkością. Opór powietrza miotał nim jak szmacianą lalką. Strach wdzierał się w każdą komórkę jego ciała. Rozgwieżdżone niebo oddalało się, a brudny chodnik przybliżał z niewiarygodną prędkością. Ostatnią jego groteskową myślą było to, że zaraz będzie ludzkim naleśnikiem.

 

 

 

* * *

 

 

28 czerwca 2010 r.

 

 

Nikt nie wie jak to jest stracić wszystko, co się kocha, w ciągu jednej chwili. Otrzymać telefon od zakłopotanego policjantka, który informuje cie, że twoja córka i żona przed godziną zginęły w wypadku samochodowym. Tego nie można w żaden sposób opisać, ani choć częściowo wyobrazić sobie. Na szczęście nikt nawet nie pyta „jak to jest”. Każdy się boi.

 

Na początku była wściekłość. Musiałem się dowiedzieć, czy to prawda; musiałem zobaczyć ich sine twarze wyłaniające się spod czarnego worka. Ten widok był jak ostateczny werdykt „już nic więcej nie możesz zrobić, ich już nie ma”. Wiara w Boga, w jakąkolwiek równowagę świata, wiara we wszystko co ma jakikolwiek sens, spłonęła w martwym błysku oczu Joanny. I nic tu nie pomoże niedowierzanie, że tak to musiało się skończyło. Miłość od pierwszego wejrzenia na ostatnim roku studiów, pół roku namiętnego związku, który przeistoczył się w bardzo udane małżeństwo. Ludzie mówili, że to zbyt szybko, że gdy seks przestanie być już taki ważny, nasze serca ostygną i zaczną się problemy. Tak się nie stało, bo gdy namiętność topniała, wyłoniła się przyjaźń, która jeszcze bardziej nas do siebie zbliżyła. Wtedy mówili, że pierwsze dziecko wszystko zmieni, ale znów stało się zupełnie odwrotnie. Gdy urodziła się Martynka byliśmy najszczęśliwszymi ludźmi na świecie. Miłość nie zmalała na rzecz naszej córeczki, po prostu nasze serca urosły, żeby pomieścić jeszcze jedną osobę do kochania. Za pięć dni miała obchodzić czwarte urodziny…. Była tak pięknym dzieckiem. Duże, hebanowe oczy, wodospad czarnych, falowanych włosów, usta czerwone, jakby ubrudzone poziomkami…

 

 

30 czerwca 2010 r.

 

 

Przychodzą do mnie w snach. Są smutne, przepraszają mnie, że zostawiły mnie samego. Dlatego nie śpię, a bezsenność pozbawia mnie resztek świadomości. Gdy przyszedł do mnie Marek, żeby dowiedzieć się jak się czuję, trochę mnie poniosło. Rzuciłem się na niego z nożem, gdy kazał mi wziąć się w garść. Uciekł. Podobno można umrzeć z braku snu, ale od alkoholu również. Zobaczymy co będzie szybsze. Gdybym nie zajmował się tyle firmą, spędziłbym z nimi więcej czasu. Powinienem być wtedy, w tym samochodzie. Uratować je, albo zginąć razem z nimi. Ból tej straty zabija powoli, jak podcięte żyły.

 

 

 

* * *

 

 

 

– Hej. Hej! Żyjesz?

 

 

– Co…? Ach… tak. Niestety. Widziałem jak roztrzaskuje się na betonowym chodniku…

 

Filip przyjrzał się bliżej rozmówcy oraz otoczeniu, ponieważ nie pamiętał, jak i gdzie się znalazł. W istocie leżał na chodniku. Przed sobą miał barierkę mostu, za którą czekała na niego droga w dół do zimnego niebytu Odry. Tafla wody odbijała niebo pełne gwiazd. Droga mleczna w środku miasta. Zza jego pleców dochodził do niego hałas pędzących aut. Mężczyzna, który pochylał się nad nim wyglądał prawdopodobnie równie żałośnie, co on sam. Niezdrowo blada twarz, podkrążone oczy o lekko nieobecnym wyrazie i kilkudniowy zarost. Nie znał go, w każdym razie nie kojarzył tej twarzy. Podał mu dłoń, by pomóc mu wstać.

 

 

– Strony ci się pomyliły stary. Z tej wysokości to możesz sobie co najwyżej guza wyhodować.

 

 

– Niezupełnie kojarzę jak się tu znalazłem…

 

 

– Nic dziwnego, byłeś najarany jak turysta na Jamajce. A mnie kojarzysz?

 

 

– Nie…

 

Wstał i potarł obolałe lędźwie. Przy okazji odkrył leżącą pod jego nogami, do połowy pustą butelkę wódki, po którą sięgnął automatycznie. Odkręcił korek i pociągnął parę sporych łyków, po czym zaproponował napój nieznajomemu. Przyjął butelkę bez wahania i szybko upił trochę przezroczystego płynu.

 

 

– Już myślałem, że skoczysz. Co się stało?

 

 

– Nie wiem. Chyba się zawahałem…

 

 

– Niepotrzebnie. Choć, teraz razem skoczymy, będzie łatwiej. Chyba, że już się rozmyśliłeś.

 

 

– Nie jestem pewien. Opowiadałem ci swoją historie? – współrozmówca przytaknął potwierdzająco. – No więc, mimo że mój świat się zawalił… mam nadal wrażenie, że jeszcze wszystko mogę naprawić, odwrócić… że jest jeszcze gdzieś odrobina nadziei.

 

Mężczyzna spojrzał na niego zaciekawiony, chwiał się delikatnie, jak drapacz chmur na wietrze. Też był trochę wstawiony. W jego głowie próbowała ukształtować się w miarę sensowna myśl.

 

 

– Byłbyś w stanie zrobić wszystko dla swoich dziewczyn?

 

 

– Tak. Zrobiłbym wszystko, by je odzyskać. Wszystko…

 

 

– A więc jest nadzieja. Mam pewien przedmiot, który ma hmn… tajemnicze właściwości. Niestety nie starczyło mi odwagi, by przywrócić życie mojemu synowi.

 

Umysł Filipa błyskawicznie dokonał niemożliwej akcji powrotu do pełnej świadomości. Serce podskoczyło mu do gardła, a mięśnie na całym ciele napięły się. Wbił w nieznajomego przytłaczające spojrzenie.

 

 

– Jaki przedmiot? Co masz na myśli? Żarty sobie stroisz?! One zginęły cztery dni temu, nic im nie przywróci życia! – mężczyzna nie zwracał uwagi na rosnący gniew Filipa.

 

– Ktoś kiedyś podarował mi pewien nóż, który rzekomo ma magiczne właściwości. Podobno za jego pomocą można uzdrawiać, a nawet wskrzeszać osoby, które się kocha. Jednak cena jego właściwości jest wysoka. Kiedyś w to nie wierzyłem, ale teraz…

 

 

– Co to za bzdury? To, że życie straciło dla mnie sens nie znaczy, że można mi wmówić każdą bzdurę!

 

 

– Rozumiem. Pokaże ci, to sam się przekonasz i ocenisz, czy robię z ciebie idiotę.

 

Mężczyzna podparł się plecami o barierkę mostku, by pochylić się. Podciągnął nogawkę i wyciągnął nóż z pochwy przywiązanej do nogi. Przedstawił małe, niepozorne ostrze, po czym naciął sobie skórę na ramieniu. Na ręce pojawiła się szkarłatna smuga.

 

 

– Pokaż rękę.

 

Ciekawość przekonała Filipa do wysłuchania nakazu. Podwinął rękaw swetra i wystawił rękę w kierunku dziwnego gościa. Nieznajomy zrobił mu podobnej wielkości, płytką ranę. Odpowiednie znieczulenie sprawiło, że jedyne co poczuł to ciepło krwi na skórze.

 

 

– A teraz spójrz ponownie na moje ramię.

 

Mężczyzna otarł ramię z krwi, aby odkryć nienaruszoną powierzchnie naskórka. Po skaleczeniu nie było ani śladu. Filip przyjrzał się dokładniej, z niedowierzania nawet złapał za rękę i zaczął dotykać miejsce, w którym miała być rana. Był w szoku, nie do końca rozumiał co się stało, ale olbrzymia fala nadziei właśnie uderzała go z potężną mocą w potylicę.

 

 

 

* * *

 

 

 

Gdy były właściciel noża konał w kałuży własnej krwi, ostatkiem sił poinformował Filipa, że przypadkowe zabójstwo tu nic nie da; że musi zabić kogoś podobnego do osoby, której ma powrócić życie. Ciało wrzucił do rzeki. Żadne auto nie przystanęło, żeby jego właściciel krzyknął „Hej! Co ty zrobiłeś?!”. Nikt nawet nie zwolnił, żeby przyjrzeć się podejrzanej sytuacji. Tymczasem Filip, przyspieszonym krokiem, zmierzał już w kierunku centrum. Adrenalina gotowała się w żyłach świeżo upieczonego zabójcy, a dopiero co narodzony obłęd rozsiadał się na tronie zdrowego rozsądku. Czas ukraść komuś życie. Polowanie rozpoczęte.

 

Miasto tętniło nocnym życiem. O tej porze w pubach i dyskotekach było najwięcej ludzi. Gdy przechodził przez park, zauważył jakąś długowłosą postać siedzącą samotnie na ławce. Zmienił trasę, tak żeby przejść jak najbliżej niej. W pewnej odległości zauważył, że dziewczyna jest całkiem urodziwą szatynką, nawet chyba trochę podobną do Joanny. Gdy już był parę kroków od niej, spojrzała w jego stronę. Ujrzał jej smutne, sarnie oczy i zwierzę, które bez wahania zadźgało niewinnego człowieka gdzieś zniknęło. Zawahał się; aby to ukryć usiadł obok niej. Wyjął z kieszeni paczkę papierosów, z trudem opanowując drżenie dłoni. Wziął sobie jednego, po czym skierował paczkę w kierunku dziewczyny. Spojrzała na niego badawczo, ale po chwili skorzystała z propozycji. Filip wyciągnął zapalniczkę i zrobił z niej należny użytek pamiętając o pierwszeństwie kobiet. Myśl, że chyba zaczyna świrować przyszła mu do głowy dopiero, gdy spostrzegł, że nawet zapach tej dziewczyny jest podobny do zapachu Joanny. Splamiony niezmywalnym grzechem zaczął panikować. Zagaił, aby uciec od narastającego strachu.

 

 

– Taka piękna noc, taka piękna kobieta i smutek. Nie tak powinno być.

 

 

– Niestety życie nie zawsze płynie po naszej myśli…

 

 

– Życie robi wszystko, żeby jak najbardziej z nas zadrwić. Dobrze się bawi rozwalając nasz ład.

 

 

– Tak pan myśli?

 

Dziewczyna spojrzała na niego swoimi dużymi, smutnymi oczami. Teraz mógł przyjrzeć się jej na tyle dokładnie, by móc stwierdzić, że ta kobieta nie jest podobna do jego żony; ona wygląda DOKŁADNIE jak Joanna! Jakby to był jej idealny klon, albo wręcz ona we własnej osobie.

 

 

– Nie lubię być „panem”. Nazywam się Filip.

 

 

– Asia, miło mi.

 

Filip po raz drugi tego wieczoru doznał szoku. To co zaczęło się dziać wokół niego było chore. Jakby jego przed chwilą wypowiedziany osąd o życiu okazał się prawdziwy, a wspomniane „życie” właśnie śmiało mu się w twarz. Świat w jego głowie zaczął wirować i tańczyć. Myśli zaczęły się zabijać na wzajem, a zmysły gwałcić rozdroża umysłu. Jedynym ratunkiem okazał się bunt.

 

 

– Nie! To nie możliwe!

 

Twarz Filipa wykrzywił grymas złości i szaleństwa. Jego obłąkańczy wzrok wpatrywał się w mocno rozszerzone oczy dziewczyny. Jej otwarte usta chciały coś powiedzieć, lecz żadne słowo nie opuściło jej delikatnie drżących warg. Dopiero, gdy dziewczyna osunęła się bezwładnie spostrzegł, że trzyma w ręce nóż wbity w jej klatkę piersiową. Jasną koszulkę przyozdabiała duża, czerwona plama. Znów wściekłość przerodziła się w strach, tym razem tak wielki, że nie można było go opanować. Ciało Filipa dygotać, a usta szeptały nieprzerwanie bezwładne „nie”. Poczuł się, jakby to, co stało się cztery dni temu było tylko złudzeniem, a prawdą było to, że właśnie zabił swoją żonę. Wstał i zaczął biec; aby jak najdalej, w miejsce gdzie to wszystko się nie stało. W szaleńczym biegu uderzył ramieniem w niezauważonego przechodnia, przez co przewrócił się na parkową alejkę usypaną ze żwiru. Nieznajomy nie był jednak zaskoczony tym nagłym zderzeniem. W nocnym cieniu drzew nie można było dostrzec kim on jest, ale lekko chwiejąca się sylwetka wskazywała, że jest mężczyzną.

 

– Chłopie – zwrócił się do niego. – Dokonałeś już wyboru. Czas iść w dalszą drogę.

 

– Jakiego wyboru…?

 

– Najpierw wybierałeś między życiem, a śmiercią. Potem, między niebem, a piekłem.

 

 

 

* * *

 

 

 

O poranku ktoś powiadomił policję o odnalezieniu zwłok jakiegoś mężczyzny na trawniku przy ulicy Kolorowej 14. Po przyjeździe funkcjonariuszy teren został zabezpieczony. Gdy Komisarz Radosław Dziergacz przyglądał się z uwagą denatowi wpatrującemu się martwymi oczami w niebo, Aspirant Bartosz Wędżyński przeglądający portfel trupa zagadnął:

 

 

– Komisarzu to przecież Matejak.

 

 

– Nie znam gościa. Wygląda na to, że zaćpał się na śmierć.

 

 

– Nie dziwię się. Parę dni temu zginęła jego córka i żona w wypadku samochodowym.

 

 

– Ach to ten Matejak… Biedak. Życie lubi drwić z człowieka…

Koniec

Komentarze

Wiesz, podobało mi się. Takie smutne, melancholijne. Szczególnie początek. Za to końcówka nie przypadła mi do gustu. Od słów "Gdy właściciel noża..." mam wrażenie, że zaczynasz się spieszyć. Jakoś z niczego nie wynika, że zabił siebie, czy że zabijając Joanne zabił siebie. Nie zroozumiałam tego.

Popraw: pan w tekście małą literą, liczby zapisuje się słownie, końcówki czasowników - często masz np. pisze zamiast piszę, powtórzenia.Mam pewien przedmiot, który ma pewne hmn... tajemnicze właściwości , przecinki. Przejrzyj tekst jeszcze raz. 

"Czasem przypada nam rola gołębi, a czasem pomników." Hans Ch. Andersen ****************************************** 22.04.2016 r. zostałam babcią i jestem nią już na pełen etat.

- Nie zupełnie kojarzę jak się tu znalazłem... - niezupełnie


- Nic dziwnego, byłeś najarany jak turysta na Jamajce. - dość dziwne porównanie, bo na Jamajce posiadanie marihuany jest nielegalne i surowo karane (jakby to nie brzmiało). Zjarany turysta bardziej kojarzy się z Holandią.


 Opowiadałem ci swoja historie? - literówka


One zginęły 4 dni temu, nic im nie przywróci życia! - liczebniki zapisujemy słownie


 Odpowiednie znieczulenie sprawiło, że jedyne co poczuł to ciepło krwi na skórze. - jakie znieczulenie? Rozumiem, że bohater był trochę pijany, ale żeby nie poczuć bólu przy ranie zadanej nożem, to trzeba być pijanym do nieprzytomności.


- A teraz spójrz ponownie na moje ramie. - literówka


Tym czasem Filip przyspieszonym krokiem zmierzał już w kierunku centrum. - tymczasem


Gdy już był pare kroków od niej, spojrzała w jego stronę. - literówka


- Tak Pan myśli? - pan małą literką, to nie jest list


- Nie lubię być „Panem”. Nazywam się Filip. - jak wyżej


To co zaczęło się dziać wokół niego było chore. Jakby jego przed chwilą wypowiedziany osąd o życiu, był prawdziwy, a wspomniane „życie” właśnie śmiało mu się w twarz. - powtórzenie


- Ah to ten Matejak... - ach

 

Do tego należy dodać masę brakujących przecinków.

Mnie nie urzekło Twoje opowiadanie. Może i pomysł niezły, ale ilość błędów rozpraszała mnie przy lekturze. 

 

Pozdrawiam

Mastiff

Mam mieszane uczucia. Początek ok, potem rzeczywiście tekst dostał jakiejś zadyszki. Za szybko i zbyt łatwo się wszystko działo. Też nie za bardzo rozumiem zakończenia. W cholerę drobnych błędów językowych.

Dla mnie to wygląda trochę tak: stawiasz bohatera w sytuacji ekstremalnej, przytrafia mu się najgorsza, najbardziej traumatyczna sytuacja, jaka może się w życiu wydarzyć (i to jest opisane moim zdaniem dobrze), a potem bach, bach, dziewczyna, nóż w klatę i koniec (nie do końca dla mnie zrozumiały).

Ale potencjał w tym jest...

No tak. Błedy, błedy, błedy... Z przyjemnością przyjmę wszelkie zauważone. Poprawiłem te wymienione i jeszcze parę. Największy problem mam z tymi przecinkami, ale mam nadzieje, że teraz jest na tyle dobrze, żeby można było czytać.

Bemik: Owszem od tamtego momentu opowiadanie przybrało na prędkości, by oddać wrażenie utraty kontroli bohatera nad sobą. Niedomówienia też były zamierzone, by czytelnik sam wydedykował, co się stało. Możliwe, że mój tok myślenia jest błędny i powinienem to inaczej zrobić. Jak uważacie?

Bohdan: Dziękuje za wszelkie zauważone błędy, ale co do dwóch z nich nie jestem do końca pewny. 

Odpowiednie znieczulenie sprawiło, że jedyne co poczuł to ciepło krwi na skórze - uważam, że wystarczy normalny stan upojenia alkoholowego, żeby nie poczuć bólu przy odnoszeniu rany powierzchniowej. Przynajmniej według mojego doświadczenia.

 

Nic dziwnego, byłeś najarany jak turysta na Jamajce - owszem, Jamajka jest miejscem, gdzie wszelkie narkotyki są nie dozwolone. Jednak wielu ludziom Jamajka jednoznacznie kojazy się z rasta, marichuaną i wyluzowaniem, "upaleniem"  z tym związanym. Są to słowa wypowiedziane przez jednego z bohaterów, a nie wszechwiedzącego narratora, więc.... czy to jest błąd?

ignispotensi - rozumiem Cię. Mnie też w ostatnim opowiadaniu zrobiono podobne zarzuty, ale przyjrzałam się dokładniej i przyznałam rację. To co w głowie autora, nie zawsze przed oczami czytelnika. Zbyt wiele tajemnicy też nie jest dobre, bo pozostaje niedosyt. Na dodatek masz długi początek, który pięknie wprowadza w świat przeżyć bohatera, jego załamanie, bunt, rozgoryczenie, świadomość życiowej porażki. Dlaczego więc końcówka taka skrótowa? Niezrozumiała? Ja wiem, że czytelnik może sobie durzo wyobrazić, ale tu dałeś zbyt mało wskazówek, a te co są - są zbyt zagmatwane. Bo niby skąd Joanna, dlaczego ją zabija, a w efekcie sam traci życie? Z własnej ręki, czy wkrada się tu jakiś czynnik wyższych mocy? To pozostaje dla mnie bez wyjaśnienia i bez wskazania tropu, po którym czytelnik mógłby się poruszać.

"Czasem przypada nam rola gołębi, a czasem pomników." Hans Ch. Andersen ****************************************** 22.04.2016 r. zostałam babcią i jestem nią już na pełen etat.

) matko święta *dużo!!!

"Czasem przypada nam rola gołębi, a czasem pomników." Hans Ch. Andersen ****************************************** 22.04.2016 r. zostałam babcią i jestem nią już na pełen etat.

Dziękuję bemik, chyba rzeczywiście masz rację, że dałem zbyt duże pole do domysłów. Postaram się to naprawić, póki mogę edytować.

Dziękuję bemik, chyba rzeczywiście masz rację, że dałem zbyt duże pole do domysłów. Postaram się to naprawić, póki mogę edytować.

Nic dziwnego, byłeś najarany jak turysta na Jamajce - owszem, Jamajka jest miejscem, gdzie wszelkie narkotyki są nie dozwolone. Jednak wielu ludziom Jamajka jednoznacznie kojazy się z rasta, marichuaną i wyluzowaniem, "upaleniem"  z tym związanym. Są to słowa wypowiedziane przez jednego z bohaterów, a nie wszechwiedzącego narratora, więc.... czy to jest błąd?


To nie jest błąd. I ja nigdzie nie napisałem, że to błąd. Moim zdaniem to dziwne porównanie i tyle. Jamajka to przede wszystkim kraj biedoty i gangów, a nie "wyluzowania".

 

Odpowiednie znieczulenie sprawiło, że jedyne co poczuł to ciepło krwi na skórze - uważam, że wystarczy normalny stan upojenia alkoholowego, żeby nie poczuć bólu przy odnoszeniu rany powierzchniowej. Przynajmniej według mojego doświadczenia.


Tutaj zwracam honor. Szczerze przyznaję, że po pijaku (na trzeźwo też nie) nie dokonywałem samookaleczenia, więc nie mam żadnych tego typu doświadczeń.

 

Pozdrawiam

Mastiff

Ignispotensis - przeczytałam ostatni fragment. Choć jest teraz zrozumiałe, to nie jest dobre. Z zakończeniem poszedłeś teraz w stronę harlekinów. Drżące usta, bezwładne coś tam - sorki, ale pospieszyłeś się. Zakończenie absolutnie odstaje od reszty. Jak mówiłam - początek bardzo dobry. Uczucia opisane są bez przeginania, przekonująco, acz nie nachalnie. To w epilogu narobiłeś masę błędów, stosując zwiłe porównania straciłeś klimat.

Jej otwarte usta chciały coś powiedzieć, lecz żadne słowo nie opuściło jej delikatnie drżących warg. Dopiero, gdy dziewczyna osunęła się bezwładnie spostrzegł, że trzyma w ręce nóż wbity w jej klatkę piersiową. - Zobacz te dwa zdania - pierwsze, jak z harlekina. Drugie - bez sensu: skoro osunęła się bezwładnie (dalej masz powtórzenie tego słowa), to jak może trzymać nóż wbity w klatkę piersiową?

Wiesz co? Przeczytaj sobie na spokojnie  do słów "Gdy były właściciel noża" Poczuj znowu klimat. A potem dalej, bo już to zadanie " Gdy były" jest do bani. Wyrzuć karkołomne i patetyczne porównania i  tego typu rzeczy

W nocnym cieniu drzew nie można było dostrzec kim on jest, ale lekko chwiejąca się sylwetka wskazywała, że jest mężczyzną. - dlaczego chwiejąca sylwetka wskazuje, że to facet?

Wiem, że skończył Ci się czas edycji, ale popraw dla siebie. 

"Czasem przypada nam rola gołębi, a czasem pomników." Hans Ch. Andersen ****************************************** 22.04.2016 r. zostałam babcią i jestem nią już na pełen etat.

bemik - Dziękuję za podpowiedzi. Rzeczywiście niektóre dopisane zdania nie są zbyt trafnie dobrane. Co do harlekinowatości końcówki to doceniam argument, ale szczerze mówiąc sam tego nie zauważam. Może dlatego, że mój warsztat jest jeszcze nie wystarczający do opisywania takich emocji i od początku podświadomie uciekałem w kierunku lakoniczności. Myślę, że najlepiej będzie, jak pozwolę odetchnąć temu tekstowi na jakiś czas.

Pozdrawiam

W tej szalonej jeździe, jakim jest Twoje opowiadanie, zabrakło przystanków. Pędzisz i pędzisz, bez możliwości poczucia konkretnych scen. Gdybyś poprowadził całe opowiadanie w narracji pierwszoosobowej, to mogłoby to wyjść nieźle, widzielibyśmy tylko urywki, to, co widzi zdesperowany, postawiony na granicy szaleństwa człowiek. Jednak obecna forma nie daje możliwości "poczucia" tego tekstu.

Żeby doszlifować diament, polecam poczytanie antologii lekkiej grozy, np "Księga jesiennych demonów". I nie porzucaj tego tekstu, zajrzyj do niego za jakiś czas, popraw, dodaj znów na stronę, bo gdyby zlikwidować wszystkie mankamenty, wyszłaby z tego niezła historia!

 

Pozdrawiam

Nowa Fantastyka