- Opowiadanie: Blue_Ice - Mjojo i Boog

Mjojo i Boog

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Mjojo i Boog

– Mjojo, proszę cię, nie rób tego.

– Oczywiście, że zrobię!

– Kiedy ja cię ładnie, po bożemu, proszę: ten ostatni raz – oszczędź ich. Oni dopiero powstali.

– Nie. Umawialiśmy się. Miałeś nie ingerować w przypadki.

– Nie ingeruję, przecież to tylko rozmowa.

– Nie możemy rozmawiać w ten sposób. Właśnie próbujesz wpłynąć na losowy bieg wydarzeń. Łamiesz zasady Wielkiej Umowy Kosmicznej!

– Słuchaj, nie jesteśmy sterowanymi maszynami – ani ty, ani tym bardziej ja. Nie traktuj sama siebie jak błyszczącej kupy kosmicznego złomu na posyłki. Wyjątek to piękna rzecz. Godna nieskończoności.

– Ładnie przemawiasz, jak zwykle zresztą. Ale mnie to nie rusza. Godna nieskończoności jest też wolność. A bez przypadku wolność nie istnieje. A teraz proszę, przestań śledzić mój lot i rozpraszać mnie tymi negocjacjami na najwyższym szczeblu.

– Niesłusznie mi zarzucasz próby ograniczania przypadkowości w kosmosie. Równie przypadkowe jest to, iż niechcący zauważyłem jak lecisz prosto na Fonię. Przecież nie namawiam cię do zaniechania lotu. Proponuję tylko przesunięcie współrzędnych ciut ciut…

– “Ciut”?! To słowo jakoś nie pasuje do twojej wielkości. Skąd ty je, u diabła, wziąłeś?

– Mjojo, jesteśmy w niebie, rozluźnij się. Nie rozumiem, skąd ten twój upór. Mówisz, jak zdalnie sterowana. Nie nakręcaj się tak.

– A ty mnie nie obrażaj. Przecież to właśnie ty chcesz mną sterować, nawet nie zdalnie. I nie jesteśmy w niebie, tylko n a niebie. A to kosmiczna różnica.

– Żadna. Niebo równa się niebo.

– Boog, cały czas wywierasz na mnie presję. Wykorzystujesz to, że jesteś niematerialny. To nie fair. Towarzyszysz mi w mojej ostatniej drodze, proponujesz mi, jak rozumiem, drugie życie – bynajmniej nie dla mojego dobra. Chronisz własne dzieło.

– Uwierz mi, straciłem mnóstwo czasu, energii i światła, żeby drugi raz stworzyć ludzi na mój obraz i podobieństwo. To żmudna praca u podstaw. Nie zdążyłem tam jeszcze nawet wprowadzić zalążka pierwotnego konfliktu moralnego.

– Nie do wiary! Czy to znaczy, że ty znowu chcesz zrobić to samo? Stworzyć raj, zaprosić gości, po czym ich wyrzucić za bramę? A ja myślałam, że kto jak kto, ale ty jednak uczysz się na własnych błędach. Zwłaszcza tych kardynalnych.

– Mjojo, pozwalam ci na te słowa tylko dlatego, że mam nad tobą przewagę, chociażby przestrzenną, ty zaś jesteś bezgrzesznym ciałem niebieskim. Zaprawdę powiadam ci jednak, że jeśli zmieciesz mi z przestrzeni kosmicznej Fonię, moją wielką nadzieję, bożą kolebkę muzyki sfer, obiecującą, magiczną kulę, nowe gniazdo piękna – to sprowadzisz gniew boży na wszystkie ciała niebieskie. Pamiętaj – sama jesteś jednak tylko ciałem, marnym pyłkiem kosmicznym. Ot, taka sobie planetka. Po prostu nie możesz tego zrobić.

– No, no, tylko bez szantażu emocjonalnego! I języka nienawiści! Dobrze wiesz, że nie jestem unerwiona, więc ani mnie to ziębi, ani grzeje. Po pierwsze: mogę. Tak już jest, że asteroidy kolidują z innymi ciałami niebieskimi. Po drugie: zważ, że w ten sposób przeciwstawiasz jedno przeznaczenie drugiemu. Przeznaczeniem Fończyków jest żyć na twój obraz i podobieństwo, a moim uderzyć w ich planetę. Tu nie ma miejsca na pertraktacje – to kosmos.

– Moja droga, zjawisko przypadku nie zaniknie tylko dlatego, że my – ty i ja – możemy dojść do międzyplanetarnego porozumienia. To tak, jakbyś twierdziła, że zabierając jedną kroplę z morza sprawiasz, iż morze przestaje być morzem.

– A ty znowu swoje. To nie to samo. Przypadek jest zjawiskiem. Jeśli coś go zakłóci w tak fundamentalny sposób – zjawisko przestanie istnieć. Ty sam bez przypadku dawno straciłbyś swój status. Jakim cudem utrzymałbyś się tutaj, obciążony całym złem na Ziemi? Poza tym, cały czas zajmujesz moją uwagę, zaraz oberwę jakimś byle kamulcem i na mojej młodej, gładkiej powierzchni porobią mi się kratery! Będę ospowata, jak jakaś stara i ślepa, międzygalaktyczna lafirynda!

– Hola, nie bądź próżna, Mjojo. Jeszcze raz powtarzam, już chyba trzeci, że przypadek ma wiele twarzy. Jeden przypadek może wpłynąć na drugi. Przypadkowo zamierzasz zniszczyć Fonię – równie przypadkowo ja zauważyłem, dokąd zmierzasz. Przypadki nie zawsze występują pojedynczo, często tworzą ciągi. “Ciąg zbiegów okoliczności” – na Ziemi było nawet takie powie… Mjojo, UWAŻAJ!

“No, jeszcze tym razem się udało” – powiedział do siebie Boog, patrząc jak urzeczony na żywy bukiet świateł, rozpostarty tuż przed jego obliczem. “Narodziny czy śmierć – w kosmosie wszystko jest idealnie piękne” – pomyślał. Zaczął wspominać, jak powstała Ziemia, a na niej stary i nowy świat. Przypomniał sobie piękne narodziny i brzydką śmierć. Przypomniał sobie brzydkie narodziny i piękną śmierć.

A na początku użył słowa, żeby przypadkowi stało się zadość.

“Swoją drogą” – pomyślał – “w ostatecznym rozrachunku stworzenie tamtego świata nie skończyło się najlepiej. Może pomoc przypadkom jest niczym kłamstwo – ma krótkie nogi? Ingerencja w przypadkowość równa się kłamstwo kosmiczne równa się kłamstwo założycielskie równa się porażka? Ej, daję się ponieść jakimś matematycznym spekulacjom” – Boog przywołał się do porządku. – “A przecież kosmos jest poezją przestrzeni” – westchnął i spojrzał na uratowaną Fonię ojcowskim wzrokiem.

“Tym razem będzie inaczej” – postanowił. – “Podaruję im na początek co innego. Tym razem nie zacznę od słowa.

Zacznę od dźwięku.”

 

Koniec

Komentarze

Uśmiechnąłem się raz czy dwa. Jednak mimo wszystko pozostanę na stanowisku, że preferuję utwory nie skłądające się w stu procentach z kwestii dialogowych.

 Ładnie i zgrabnie napisany kosmiczny skecz. Nic ponadto. Po „Smutku Karrollity”, moje wymagania wzrosły.

 

„…zaraz oberwę jakimś byle kamulcem i zamiast mojej młodej, gładkiej powierzchni, porobią mi kratery!” –– Ja napisałabym: …zaraz oberwę jakimś byle kamulcem i na mojej młodej, gładkiej powierzchni, porobią mi się kratery! Lub: zaraz oberwę jakimś byle kamulcem i zamiast mojej młodej, gładkiej powierzchni, będę miała kratery!

 

 Pozdrawiam. ;-)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

 

Słowo, to też zespół dźwięków. Tym razem jestem rozczarowany. Pozdrawiam.

Dobry wieczór - dziękuję za komentarze!

vyzart: rozumiem; tak to rzeczywiście było pomyślane - jako rozmowa.Nie mam nic na swoje usprawiedliwienie...

regulatorzy - kosmiczny skecz: ładnie nazwane:) No tak, ten tekst raczej nie miał konkurować z Karrollitą...

ryszard -  oczywiście, ale nie każdy zespół dźwięków jest słowem, prawda? Symfonia nie jest zbiorem słów, na przykład;) Zdawałam sobie sprawę z tej kwestii, przewidziałam ten argument - ba, nawet zasięgnęłam opinii w tej sprawie, bojąc się, że jako muzyk może jestem przewrażliwiona. Myślałam też nad zamiennikami, ale motyw, fraza, melodia...nie pasują. Koniec końców zostawiłam dźwięk, w nadziei, że wyobraźnia podpowie interpretację bardziej muzyczną ...bo w końcu wynika to jednak z kontekstu. Ale dziękuję za czujność:)

Pozdrowienia dla wszystkich.

A, jeszcze dziękuję regulatorom za poprawkę: wprowadziłam ją.

B.I.

droga autorko. Bez urazy, ale tekst jest zbyt wysublimowany i na zbyt dużym poziomie abstrakcji, a przez to mało czytelny dla przeciętnego odbiorcy. Metafizyka jest na tak niebotycznym poziomie filozoficznej refleksji, że poczułem się zbyt głupi, aby odebrać ten tekst do głębi. Pozdrawiam ciepłą i sympatyczną autorkę.

Nawet mi się podobało, aczkolwiek gdyby tekst był dłuszy, to przez dominację dialogu oraz dużą porcję filozofii - nie przebrnęłabym. I zgadzam się, że słowo też stanowi na swój sposób dźwięk, więc pointa jest nieco zepsuta.

 

Pozdrawiam.

"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr

joseheim (i ryszard) :

Kurczę, mogłabym jednak zamienić "dźwięk" na "melodię"...ale to jakoś tak...

Od samego początku czułam, że z tym dźwiękiem to ryzykowne. Dlaczego właściwie liczyłam na bardziej "kontekstową interpretację", skoro zgrzyt jest, nawet, jeśli po przemyśleniu się to słowo usprawiedliwi kontekstem...Nie wiem, czy mam wycofywać tekst, poprawiać pointę i zamieszczać znowu, czy 'przełknąć żabę' i przejść do następnego tekstu...?

Pozdrowienia!

Nowa Fantastyka