- Opowiadanie: Ksewa - Mapa skarbów

Mapa skarbów

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Mapa skarbów

Rzecz o mapie skarbów, którą znalazł w zakurzonej piwnicy, mały chłopiec. Imieniem mu było Herold, rodzice w dziesiąte urodzin powierzyć go mieli na wychowanie wielkiemu rycerzowi i przyjacielowi domu Bratysławowi z Wieleży. Jednak Herold nie chciał być giermkiem, ta dziecinna niespokojna duszyczka rwała się do pieśni i legend, zmyślania coraz to nowszych bajęd i opowiadania przerażających historii, wśród swoich rówieśników, choć i nie raz tak się zdarzało, że starsi wiekiem lubili opowiastki dziesięciolatka.

Znalazłszy mapę chłopiec nie zastanawiał się długo, pobiegł od razu do dziadka drzemiącego w fotelu i wrzeszcząc na jego zbudzenie, wyciągał doń rączki. Przyprószone bielą wąsy drgnęły nie spokojnie, nozdrza otworzyły się szerzej nabierając powietrza, aż w końcu dziadek ziewnął silnie niczym lew, ukazując pozostałości zębów, przeciągnął się leniwie. Spojrzał zaspanymi oczami na dziecko, obdarzył go szerokim uśmiechem.

– Co tam dziecinko?

Widząc bezkompromisowo wyciągnięte rączki, starszy pan wziął chłopca na kolana.

– Dziadziu, znalazłem w piwnicy. – pokazał zakurzoną karteczkę.

Dziadek spojrzał na nią z zastanowieniem i uśmiechnął się szerzej.

– To mapa skarbów. Od wieków poszukiwano takich map, nie wiedziałem że jakaś jest w naszym domu.

– Dziadziu, opowiedz mi o mapie, należy do piratów?

Człowiek zaśmiał się serdecznie.

– Heroldziu, nie bądź nie mądry w naszej okolicy nie ma nawet rzeki. Zastanawiasz się zapewne dokąd ona prowadzi co? Ale wiesz, zawsze na końcu takich map okazuje się że sprowadza ona więcej kłopotów, niż pożytku. Zachowam ją, dobrze? A ty idź na dwór pobawić się z innymi dziećmi.

– Ale dziadku, nie chce… chcę żebyś mi o niej opowiedział.

Staruszek schował kartkę do kieszeni i pokręcił przecząco głową.

– Nie Heroldzie, umówmy się tak, opowiem ci ja o niej, jak podrośniesz i lepiej pojmiesz na czym to polega.

Twarz dziecka posmutniała naglę.

– Nie bądź nie mądry syneczku, jest taka śliczna pogoda na dworze, idź się pobawić i daj dziadkowi chwilkę spokoju.

Dziecko jakoby z wyrzutem popatrzyło na człowieka i pomaszerowało chwiejnie ku drewnianym drzwiom.

 

Starszy pan natomiast poszedł do kuchni, gdzie kierowała służkami młoda kobieta, ubrana w strojną suknię z lnu. Zaczesała długie, brązowe włosy w warkocz i spuściła na ramię.

– Fernend kochanie.

– Ojcze. – zdawało się, że dziewczyna nie była zachwycona nagłym gościem. – co ojciec tutaj rob? zaraz podajemy do stołu. Umył ojciec ręce i dlaczego mi się tak przygląda?

– Fernend córeczko, zastawiłaś miejsca dla gości? Dziś dziesiąte urodziny Herolda, potrzeba mu porządnego pożegnania. Bo to sama skóra i kości, a i rycerza potrzeba porządnie ugościć, to wielka szansa dla Herolda, więc i przyszło mi na myśl, aby co nieco pomóc.

Dziewczyna spojrzała na niego krytycznie, jej oczy były zamglone i nieobecne.

– Chce mi ojciec pomóc w kuchni? Lepiej ojciec pójdzie do Ludwika i nakaże mu się stawić w jadalni, bo mnie nie słucha.

– I ino słusznie bo ni baba a chłop i swój szacunek w dom mieć musi.

Fernend nie odpowiedziała nic, nie skrzywiła się nawet, krzyknęła na nieuważną służkę, która zbiła porcelanowy talerz, już trzeci w tym dniu, nakazała jej iść precz a sama zabrała się za wykładanie porcelany na stół. Podeszła do garnka, spróbowała potrawy, doprawiła ją czerwoną papryką, jakże drogą w tych czasach.

Mężczyzna wyszedł na dwór, do stajni, chłopcy w wieku dwudziestu paru lat uwijali się zwinnie przy koniach, czyszcząc je, karmiąc, sprzątając boksy.

– Siodłać konia!

W kilka minut brązowy koń stał posłusznie, czekając na jeźdźca. Mężczyzna wsiadł na niego, z wielkim trudem przez zużyte już kości.

– Jadę do miasta a jakoby córa się pytała, jestem w odwiedzinach u mego przyjaciela, a niech mi się który z tego wyspowiada. – pogroził palcem. – niech Ludwik dołączy do mnie, gdy wróci z Narowia. Jasne?

– Jak słoneczko, panie.

– No.

Chłopiec widząc jak dziadziuś wyjeżdża wbiegł do salonu, na ziemi leżała niewielka, podniszczona karteczka. Schował ją do kieszeni i śpiesznie wyszedł z domu.

***

 

Kolacja była nadzwyczaj udana wszyscy bawili się i śmiali do łez, rycerz bezwarunkowo zgodził się aby dziecko u niego terminowało. Wpatrywał się od czasu do czasu z zaciekawieniem w Fernend.

Choć i tak większość czasu upływała mu na sączeniu wina i znacznie mocniejszych trunków. Co chwila wznosił coraz to wymyślniejsze toasty, które przepijali panowie. W końcu, około godziny północnej oczy poczęły mu się kleić niemiłosiernie, tedy stanął nieprzytomnie i jak najgrzeczniejszym głosem mógł przeprosił gospodarzy.

– Panowie, panie. Wybaczcie zmęczonemu człowiekowi, ale późna już godzina i jutro rano trzeba będzie wyruszyć…

– Fernend, co tak siedzisz, wskaż gościowi drogę do pokoju i poślij tam jakąś służkę.

To co powiedział trzy lata od niej starszy Ludwik, oburzyło ją w duchu, jednak zmilczała i wtopiła spojrzenie w blat stołu.

– Tak mężu. – Wstała powoli i skinęła na rycerza. – proszę za mną.

Gdy znaleźli się w długim korytarzu rycerz zatrzymał ją.

– Pani, pani mąż jest bezczelny i wulgarny, dlaczego pani z nim jest?

– No wie pan? Proszę nie wyrażać się tak o moim małżonku. To dumny człowiek.

– Jego duma nie przyćmiewa przypadkiem godności pani, widziałem jaki miała pani wzrok, patrząc na niego. Dla takiej kobiety nieba bym uchylił, podniósł bym panią, aby sięgnęła do najjaśniejszych gwiazd, przemierzałbym morza i oceany, by panią uchronić i zatrzymać przy sobie.

– Pan jest w istocie nie poważny.

– Panno… panienko, o wiele piękniej by brzmiało, dla tak młodej i pięknej kobiety. Gdybym tylko mógł, dostał zezwolenie byłbym panny rycerzem…

– Panny nie ma, tak jak zezwolenia. Pana pokój jest tutaj.

Wskazała na drzwi obok nich. Po czym odeszła pośpiesznie, nie chciała aby mężczyzna zauważył jej zmieszanie, nic w tym jednak dziwnego nie było od dawna nie słyszała już takich komplementów.

Trzeba było zająć się sprzątaniem po wieczerzy, więc Fernand została do końca kolacji. Posłała służkę do pokoju mężczyzny na rozkaz męża, jednak powróciła ona szybko, twierdząc że rycerz nie był zainteresowany.

 

***

 

To nie była piękna noc, siąpiło okropnie i grzmiało jakoby na wojnie z wrogich dział. Wiatr zrywał się co chwila, porywając ze sobą stada ptaków. Kruki zbierały się przy nadgryzionych zwłokach martwego człowieka, z wydziobanych oczu nadal sączyła się krew. To nie było dobre miejsce i ludzie bali się go jak ognia. Z wszelkich stron dochodziły legendy i powiadania jakby właśnie tutaj diabeł zesłał w sam środek bezkresnego morza zieleni najobrzydliwszy pierworodny grzech ludzki, nienawiść. W swej najczystszej formie. W samym środku pola stał pomnik, prosta prostokątna bryła z kamienia, na której wyryto “Tu oddawali i odbierali życie żołnierze”. Żadnych kwiatów, żadnych podarków ani nawet pojedynczych świec, z płomykami tańczącymi w szklanych lampach. Tylko niezauważalna cisza niemo salutuje przed kamieniem.

 

***

 

Dzień zapowiadał się udręką, nie taką jak zwykle, tą znośną do której myślała że się przyzwyczaiła.

Właśnie dzisiaj chciała stąd uciec, zostawić wszystko i wszystkich. Postanowiła jednak że przetrzyma i jutro wszystko będzie lepsze. Od samego rana kłóciła się z mężem i ojcem, siostry zadręczały ją pytaniami o Herolda, kuzynki zawracały głowę w co mają ubrać się na przyjęcie, służba tłukła talerze, a wrzaski ze strony Ludwika nie ustawały. Wszystko było przeciwko niej, serce ściskała myśl o utraconej wolności.

Teraz siedziała przed domem na ławce i wpatrywała w szumiący ze spokojem las, Czerwone od zmęczenia oczy utkwiła gdzieś w głąb, pomiędzy drzewami. Ile już czas upłynęło od ostatniego polowania?

Koniec

Komentarze

Mocne i nawet spojżenie jest. Rzeżący mężczyzna mnie przeraża.

"Pierwszy raz w życiu dałem się zabić we śnie. "

Zdania zaczynamy wielką literą. Tak, kwestie dialogowe to też zdania. Nie szlak, tylko szlagSpojżenia nawet nie skomentuję. I co znaczy ta "zapowiedź"? Że to dopiero fragment i że prawdziwe opowiadanie dopiero się pojawi?

Ale co to jest? I dlaczego zdania zaczynają się z małej litery? O co chodzi?

KaelGorann

Być może zaczynamy wielką literą i pewnie też szlag zamiast szlak tak wogólę to nie wspomniałeś o mojej beznadziejnej interpunkcji i jeszcze mam kilka błędów z pooprzestawianymi literami w słowach, czego nie można nawet nazwać błędami ortograficznymi. Które też jak już zauważyliście się znalazły. Z góry przepraszam bo przesłałam roboczy tekst nie sprawdzając takich rzeczy. I tak, dalej będę torturować was tą opowieścią. :) Ale szybko komentarze się pojawiły oO

Aha. To może wymień na nie roboczą wersję? Możesz edytować jeszcze.

właśnie edytuje;) i coś czuje że będę edytować przez resztę dnia

No, zobaczymy tę nie roboczą wersję... Swoją drogą, dziwne podejście. Czy nie lepiej od razu pisać jak należy?

Ksewa, nie wiem, czy skończyłas już  edycję, czy nie, ale jeśli tak - przejrzyj ponownie, wciąż masz dużo zdań zaczynających się małą literą. I nie myślisz, że dobrze byłoby wstawić dłuższy tekst? Rozumiem, że to wstęp, ale mało na razie z niego wynika, trudno to oceniać.

Jestem zdumiona postawą Autorki. Nie dosyć, że obezwładniła mnie swoim tekstem, to jeszcze straszy, że będą tortury ciągiem dalszym. Już się boję.

Sugeruję, by Autorka najpierw poprawiła wszystkie błędy –– a jest ich bez liku, potem napisała coś z sensem i bez błędów, i dopiero wtedy zaprezentowała swoje dzieło.

 

„…skulił się a ja natychmiast złapałam przedramieniem za jego szyję i sprowadziłam do podłogi”. –– No proszę, masz niezwykle chwytne przedramiona. Bardzo chciałabym zobaczyć, jak jednym z nich łapiesz kogoś za szyję i sprowadzasz, wszystko jedno dokąd. ;-)

 

„Wzniosłam ręce do góry…” –– Phi, następnym razem spróbuj wznieść ręce do w dół. ;-)

 

„…zniżyłam brew, potrząsając głową…” –– Jak Ty to robisz?! Jakieś pół godziny potrząsałam głową, ale bezskutecznie. Żadna brew się nie zniżyła. ;-)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Ocha 

Ta jest! jak zdąże dzisiaj napisać to wstawie. Powinnam wstawić wszystko od razu po edyci itd. To już się powtórzy.

    Edycyjnie to opowiadanie jest klasyczną masakrą. Brr...

reulatorzy 

 Przedramię to taka część ręki która łączy się z dłonią, więc logicznie mogła go dusić przedramieniem. 

A zdanie znirzyła brew potrząsając głową, oznacza jednoczesne potrząsanie głową i zniżenie brwi. 

I żebyś wiedział że potrafię wznieść ręcę do dołu ;) jestem zdolna do wszystkiego! 

 

Było i się zmyło. Plaga powróciła.

pozdrawiam

I po co to było?

Jak widać wciąż utrzymuje się ta ciekawa tendencja, że opowiadanie ze słowami "wstęp", "część", "prolog" w tytule albo są bardzo słabe, albo bardzo szybko znikają. 

To nie plaga, to dobrodziejstwo. Nikomu więcej nie grozi zamulanie umysłu.

 Sewo, przedramię nie łączy się z dłonią. Przedramię z dłonią łączy nadgarstek. Jeśli w dalszym ciągu jesteś pewna, że przedramieniem można złapać za szyję, to nic na to nie poradzę. Widać jesteś przywiązana do swoich przekonań. Napisałaś wyraźnie: „zniżyłam brew, potrząsając głową”, a teraz tłumaczysz: „A zdanie znirzyła brew potrząsając głową, oznacza jednoczesne potrząsanie głową i zniżenie brwi”. Moim zdaniem, nie oznacza. Wybacz, ale zrobienie potężnego byka nie sprawiło, że wypowiedź jest jaśniejsza. By oddać wrażenie jednoczesności ruchów, ja napisałabym: zmarszczyłam brwi i potrząsnęłam głową. Cieszę się, że potrafisz „wznieść ręcę do dołu”. Zapewne wyrażając zadowolenie, że pisząc, umiesz sadzić takie ładne kwiatki.  

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

regulatorzy

Taki szczegółowy nie bądź, wiesz o co mi chodziło. I nie miałam na myśli że można kogoś złapać przedramieniem jak dłonią tylko złapać go tak żeby przycisnąć przedramieniem szyję. I nie Sewo tylko Ksewo. 

To najwyraźniej zabrakło mi słówka "zniżyłam brew, jednocześnie potrząsając głową" ulżyło ci?

pozdrawiam

Jeju, Ksewa, ja nie chcę być upierdliwa, ale sprawdź te dialogi.

Coś nowego! Poraziło mnie drugie zdanie: "Imieniem mu było Herold, rodzice w dziesiątym roku urodzin powierzyć go mieli..." - Czy to będzie o chłopcu, któremu Herold było imieniem, o chłopcu obchodzącym urodziny już od dziesięciu lat, ale na razie nie wiadomo jeszcze, które to urodziny, i ile lat ma hłopiec.

Może później tu wrócę i przeczytam resztę, bo zapowiada się nieźle.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Bardzo, bardzo nie lubię pisać tak, jak napiszę za chwilę, ale cóż, jestem zmuszony przez Autorkę. Były uwagi o zapisie dialogów, o dużych literach na początku zdania? Były. No i co widzimy po wymianie tekstu? To samo... Ksewo, literatura to nie esemes lub tekścik posyłany przez Gadu Gadu --- chociaż i tam, jeśli się choć trochę dba o formę...

Ksewo, najmocniej przepraszam, że pozwoliłam, aby zeżarło mi „K”. Oczywiście jesteś Ksewa, nie jakaś tam, nie wiadomo jaka, Sewa.

 

Zapewniam Cię, że nie jestem „szczegółowa”. Gdybym była, wytknęłabym Ci nie trzy zdania, ale trzydzieści.

I możesz mi wierzyć albo nie, ale nie mam pojęcia o co Ci chodziło, nawet podejrzeń nie mam. A jeśli masz coś na myśli, to staraj się te myśli tak artykułować, żeby każdy wiedział co chciałaś powiedzieć.

 

Na końcu napisałaś: „…ulżyło ci?” Domyślam się, że o coś mnie pytasz, ale nie wiem co Ci odpowiedzieć, bo niejasno pytasz, nie wiem co chcesz wiedzieć. Więc jeszcze raz powtarzam: artykułuj myśli jasno i czytelnie.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

dobrze postaram się 

>> W kilka minut brązowy koń stał posłusznie, czekając na jeźdźca. Mężczyzna wsiadł na nią z trudem, przez zużyte już kości.<< --- uderzyła mnie logika tego zdania, i pomijając gramatyczną niechlujność Autorki, przejdę do sedna: najpierw opisujesz konia, potem piszesz, że to jednak jest klacz. No i jak można wsiąść na konia/klacz przez zużyte kości?

"Wszyscy jesteśmy zwierzętami, które chcą przejść na drugą stronę ulicy, tylko coś, czego nie zauważyliśmy, rozjeżdża nas w połowie drogi." - Philip K. Dick

Moim zdaniem można przyjąć jeszcze ciekawszą interpretację. Mężczyzna wsiadł na nią --- zaimek odsyła do ostatniego przed nim rzeczownika, a tym rzeczownikeim jest jeździec, który, trzeba dodać, zmienia płeć, zgodnie ze spostrzeżeniem mkmorgotha.  
A jak można wsiąść przez zużyte kości? Przechodząc przez nie. Proste.

Zajrzałem po południu, był jeden tekst, wieczorem chciałem przeczytać, to znikł, a teraz nowy się pojawił. Po co?

pozdrawiam

I po co to było?

Całe opowiadanie zmieniłeś? Co z lasencją szpiegiem? Rozpieszczasz nas?

"Pierwszy raz w życiu dałem się zabić we śnie. "

Zmieniłaś, Ksewo.

"Pierwszy raz w życiu dałem się zabić we śnie. "

Zmieniłam bo nikt nie lubi kawałków o psychopatycznych ludzich :( wogóle to nie miałam co dalej napisać więc postanowiłam wżucić kawałek z mojego starego opowiadania. Ale kwestia psychopatów i szpiegów może kiedyś wrócić. Jak wymyśle coś sensownego. Pozdrowienia. 

To początek czegoś większego, czy całość?

Tytułowa mapa gdzieś mie się zapodziała w treści.

 A właściwie to o czym to jest?

Mapa jest na samym początku i to miało być coś większego, pracuję nad tym na razie. To jest o mapie skarbów, która jak się okaże będzie przynosić ludzią wiele nieszczęść i takie tam. Wiem że powinnam wżucić od razu całość a nie się bawić, ale tak wyszło przez mój głupi autorski pośpiech. 

Nowa Fantastyka