- Opowiadanie: Laktyka - Plutica - Rozdział I

Plutica - Rozdział I

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Plutica - Rozdział I

 

Był rok Szesnasty Trzeciego millenium w erze Triangla. Na ziemi w jednym z najstarszych bloków grawitacyjnych mieszkał emerytowany podporucznik rezerwy Arbein Sorem. Zbliżał się on już do ostatniego roku swojego życia i gdyby nie emerytalne pobory z armii oraz pomoc starych dobrych Xenantów już dawno wylądowałby w Szwadronach Zasłużonych, które były niczym innym jak oddziałami mięsa armatniego wysyłanymi w odlegle zakątki galaktyk. Arbein, chociaż był człowiekiem skromnym, to w swoim dwupokojowym mieszkanku, które rozmiarami przypominało raczej wiekową bydlęcą klatkę, urządził się po królewsku. Miał prawie nową trzydziestoletnią kuchenkę ultra fazową, przekaźnik fotonowy, dwie szafy z naturalnie-sztucznego drewna, łóżko, Psioniczną papugę, oraz swój ulubiony model komórki X-NUAK 5. Niczego mu nie brakowało. Za swój pałac płacił z poborów, a na przeżycie wystarczały mu mini-fany, które podrzucali mu od czasu do czasu zaprzyjaźnieni Xenaci.

I tak nasz podporucznik byłby spokojnie dożył swoich dni w ciasnym dwupokojowym kojcu, gdyby nie data 48 hakstata 16 roku, kiedy to zmieniło się życie wielu osób.

 

Sorem siedział nad ekranem X-NUAKa, który wyświetlał zamazane hologramy a spiker niewyraźnie zapowiadał nadchodzące wydarzenie.

 

– Już tylko minuty dzielą nas od przemówienia nowego gubernatora! Został nim Protius Aldak po epickim i zaciętym starciu ze swym ojcem i poprzednikiem na tym urzędzie Tarekiem Aldakiem. Wszyscy mieszkańcy Wielkich Stanów czekają na to wydarzenie z niecierpliwością, bowiem nowy gubernator jest uważany za reformatora i orędownika pokoju. Jego głównym postulatem jest gruntowne przebudowanie struktury niechlubnych Szwadronów Zasłużonych i gruntowna zmiana sytuacji starszych obywateli. Szczegóły w orędziu do narodu już za kilka minut, a tymczasem żeby umilić wam tych kilka ostatnich chwil specjalnie dla was zaśpiewa Mia Black!…

 

Z kuchni Sorema dobiegł żwawy i lekko zachrypnięty głos.

 

– Wszyscy święci, co tak fałszuje?!

– Twoja ulubiona wokalistka. Chodź już! Lodówka jest pusta.

 

Zza ściany pomieszczenia, które w zamiarach właściciela miało pełnić funkcję kuchni wychylił się niski człowieczek z rzadką czupryną i śmiesznym wyrazem twarzy. Był on Randem jedynym żyjącym przyjacielem Sorema, który zwykł się czuć tutaj jak u siebie w domu. Tym razem widać było jego przeżuwające w rozmiłowaniu usta, z których zwisał ostatni kęs soczystej szynki. Łapczywie go wciągnął, a kiedy dokończył dzieła uśmiechnął się szeroko.

 

– Masz racje, już w niej nic nie ma.

 

Sorem spochmurniał.

 

– Nic się przed tobą nie ukryje.

 

Rand ruszył żwawiej w kierunku Sorema i jego podziurawionego, wiekowego już materaca.

 

– Nie mówmy o mnie. Kiedy przemówienie?

 

I niczym za użyciem czarodziejskiej różdżki w tej samej chwili niewielka twarz nowego gubernatora pojawiła się przed dwójką przyjaciół a w tle rozbrzmiewały ostatnie słowa z piosenki Mii Black poison for you…

 

– Przyjaciele! Długo już znosiliśmy niewolę i jarzmo narzucone na nas przez mojego nieszczęsnego ojca. Jednak teraz wszystko się zmieni. Nigdy już nie będzie tak jak dawniej. A wypowiadając te słowa mam na myśli zmiany na lepsze. Na lepsze dla nas wszystkich. Mogę was zapewnić, że już nikt, że już żaden z nas nie będzie cierpiał z powodu głodu, strachu i niekończącej się wojny Pangańskiej. A w dowód mej przyjaźni przyjmijcie tę oto najnowszą mieszankę opracowaną przez Stanowe Doki Przyszłości.

 

Zamilkł a na hologramie pojawił się przerywany zakłóceniami napis end of transmission, który słodki niczym miód kobiecy głos, co chwilę recytował.

 

– I tyle?.. Taki sam kretyn jak jego ojciec

– Zastanów się, co ty pierdolisz. Wiesz, co robią w SDP?!

– Wiem… no i?

– No i przypomnij sobie po ile na czarnym rynku chodziła ostatnia mieszanka Mini Artów.

– Haha chyba nie liczysz na…

 

Nie kończąc zdania podporucznik i jego przyjaciel zwrócili swój wzrok w kierunku drzwi, z których dobiegł głuchy gong, a przez tunel pocztowy przy migającym na czerwono świetle wpadła maleńka przesyłka starannie zapakowana w żółty terrapapier. Twarz Randa ohydnie i nie bez satysfakcji wykrzywiła się na kształt czegoś, co kiedyś przypominało uśmiech.

 

-Nie liczę na co?

 

Sorem nie zdążył pozbierać myśli, kiedy jego przyjaciel zerwał się z materaca i z prędkością tarkańskiej strzały znalazł się przy żółtej paczce. Przesyłkę podniósł jednak delikatnie, wpatrując się w nią z nabożnością i uwielbieniem tymi swoimi wielkimi niczym młyńskie koła oczyma. Obejrzał ją dokładnie ze wszystkich stron i nacisnął znajdujący się z tyłu przycisk. Papier osunął się na ziemię, a z paczki buchnął dym przybierając kształt twarzy nowego gubernatora, po czym powoli rozpłynął się w powietrzu. Po krótkiej chwili dało się słyszeć ciche kliknięcie i paczka uchyliła się odsłaniając swoją zawartość.

 

– Mini Arty! Wiedziałem! Dasz mi je?

– To, że los mnie tobą pokarał, nie znaczy, że ci to dam.

– A sprzedasz mi?

– Ty nie masz ani jednego złamanego mini-fana

– No dobra, to podzielimy się nimi w imię starej przyjaźni

 

Sorem nie odpowiadając już nic wyłączył w milczeniu X-NAUKa, z którego wciąż dobiegał słodki kobiecy głos.

 

– Arbein, myślę, że powinniśmy to jakoś uczcić. Wznieśmy toast

– Zdążyłeś już przeszukać moją kuchnię, więc wiesz, że nic tam nie ma

 

Przyjaciel obrócił się do Sorema, a jego wciąż wykrzywiona w uśmiechu twarz zdawała się być z każdą minutą coraz szpetniejsza.

 

– Masz racje, ale w kuchni jest moja torba, a w mojej torbie Sake. Miałem je rozprowadzić, ale w zamian za połowę mieszanki jestem gotów podzielić się nią z moim drogim przyjacielem.

 

Sorem pełen podejrzliwości, lecz nie kryjąc zdumienia spojrzał wymownie na przyjaciela.

 

– Za połowę wezmę więcej niż jedną

– Możesz sobie wybrać, mam kilka butelek

– Gdzie je schowałeś?

– W plecaku w kuchni. Wybierz sobie i przynieś a ja w tym czasie przygotuję nam ucztę!

 

Rand usiadł na materacu i położył mieszankę na stole, kiedy Sorem żwawym krokiem skierował się do kuchni. W kącie, tuż przy otwartych na oścież drzwiach od pustej lodówki, leżał stary i zatęchły plecak. Rozsunął powoli zamek i zajrzał do środka. Była tam większa liczba butelek z różną zawartością, jednak po dokładniejszym przeszukaniu nie znalazł żadnej cieczy, która choćby w części przypominała rarytas w postaci sake.

 

– Wiedziałem!

 

Sorem przyglądał się ostatniej z butelek, kiedy jego uszu dobiegł drobny dźwięk.

 

-Mam złe przeczucia…

 

Odłożył ją na miejsce i skierował się do pokoju, jednak, kiedy zauważył, że jest zupełnie pusty szybszym krokiem ruszył do wyjścia. Tak jak myślał, przyjaciela już nie było i zastał jedynie niedomknięte i obijające się o futrynę drzwi, a na podłodze leżała resztka okruchów pozostałych po najnowszej mieszance. Nie mówiąc nic zamknął drzwi, po czym obrócił się na pięcie i spokojnym krokiem wrócił do pokoju. Podszedł do klatki z Psioniczną Papugą, przesunął ją i przyłożył dłoń do ściany, z której wysunął się mini barek. Sorem sięgnął po butelkę ze skondensowanym mlekiem szczura, otworzył ją i zdążył wziąć zaledwie łyk, zanim rozległo się okrutne walenie i łomotanie do drzwi, jak gdyby ktoś miał zamiar wywarzyć je razem z całą grawitacyjną ścianą.

 

-Co tym razem.

 

Arbein nie zdążył do końca otworzyć drzwi, kiedy w objęcia wpadła mu piękna brunetka o amarantowoniebieskich oczach.

 

-Laktyka?

-Martwiłam się, że nie zdążę… że już za późno!

-O co chodzi?

-Szybko, chodź ze mną!

 

Ujęła go czule za ręke i już chciała skierować w stronę wyjścia, kiedy spostrzegła pusty żółty papier i okruszki pozostałe po Mini Artach.

 

-Arbein…

-Co?

-Powiedz, że nie ty to ruszyłeś…

 

Sorem spojrzał w jej piękne oczy, które tak czujnie prześwietlały go na wskroś, a które z takim przestrachem spoczęły przed chwilą w miejscu, gdzie ostatni raz widział swoją nadzieję na beztroskie dwa tygodnie życia.

 

-Odpowiedz…

 

Za oknem rozległ się ogromy huk dziesiątek silników. Sorem szybko oderwał się od jej hipnotycznego wzroku i podbiegł do okna. Laktyka ruszyła za nim i złapała go za dłoń.

 

-Czekaj!

 

Oboje patrzyli z przerażeniem jak statki Czarnej Gwardii lądowały pomiędzy blokami i jak dziesiątki wojskowych wybiegało z nich w kierunku wszystkich grawitacyjnych bloków. W tym całym zamieszaniu Sorem dostrzegł swojego przyjaciela, który spokojnie i potulnie, niczym zahipnotyzowany, wraz z rzeszą innych osób, wsiadał pod eskortą gwardzistów do Czarnej Więźniarki. Arbein wyglądał jak człowiek psychiczny, którego mózg właśnie przetwarza dziesiątki tysięcy danych, ale nie jest ich w stanie zrozumieć i poukładać w logiczną całość. Laktyka odrywając wzrok od statków i całego zamieszania na dole spojrzała czule, lecz przestrachem ku niemu.

 

-Teraz rozumiesz?

 

Sorem wciąż oszołomiony zacisnął swoją rękę na jej delikatnej dłoni. Laktyka czując jego rezygnację powoli prowadziła go ku drzwiom. Kiedy tylko przekroczyli próg poczuł na swoim karku silny, sprawny męski uścisk i igłę, która wbija mu się w szyję. Ostatnim tchnieniem spojrzał na Laktykę i jej usta, z których padły w jego stronę ostatnie, ledwo słyszalne słowa.

 

-Wybacz mi…

 

Arbein nic nie rozumiał, ale w tej chwili było to mało istotne. Jego mózg zdawał się odpływać w błogiej nieświadomości, a wraz z nim zacierała się postać pięknej niskiej brunetki.

Koniec

Komentarze

Kropki pozjadane, parę koślawych zdań. Fabuła... Cóż, nie zdziwię się, jeśli większość czytelników odpuści sobie po pierwszym akapicie. Dokładnie pamiętam jeden z numerów 'NF', gdzie pojawiła się rada dla piszących, by umiejętnie zaczynalli. Pierwsze zdanie, pierwsza strona, najczęściej popełniane grzechy. Popełniłaś największy z nich, wprowadziłaś w pierwszym akapicie masę nikomu do niczego niepotrzebnych danych. Co więcej oderwanych od rzeczywistości, wydaje mi się, że nawet, czy raczej zwłaszcza w sf najlepiej dawać czytelnikowi jakoś poczuć opisywany świat, porównać go do czegoś, dać wyobrażenie. Kilka suchych neologizmów narobi tylko zamieszania i odstraszy. Ja jednak przełknąłem ten początek, podążyłem dalej. Było lepiej, ale jedynie odrobinkę. Jak zazwyczaj nic mnie nie odstraszy od sf, tak w tym wypadku zgrzyt jest dość spory. Obawiam się, że na długo tekstu nie zapamiętam i do kolejnych części raczej nie powrócę. Pozdrawiam i życzę powodzenia.

Triangla,Arbein Sorem,Xenantów,Psioniczną papugę,X-NUAKa,48 hakstata 16 roku --- tiaaaa.

ta sygnaturka uległa uszkodzeniu - dzwoń na infolinie!

Niestety mam złe wieści, i podobne zdanie co Cellular. Jest bardzo, bardzo źle. Pierwszy akapit zawiera masę absurdalnych błędów. Masa powtórzeń, zaimkozy i wszelakiej antygramatyki i ogólnej znajomości podstaw poprawności językowej. Tego nie da się czytać. Każde zdanie, w całym tekście, nadaje się tylko do jednego: do poprawienia. A tekst do napisania od nowa, jeszcze raz. Dialogi - to nie są dialogi. Zajrzyj do książek i zobacz jak wyglądają poprawnie napisanie dialogi i porównaj z tym, co napisałeś. Zobacz też jak inni autorzy konstruują fabułę w swoich tekstach.

"Wszyscy jesteśmy zwierzętami, które chcą przejść na drugą stronę ulicy, tylko coś, czego nie zauważyliśmy, rozjeżdża nas w połowie drogi." - Philip K. Dick

Przyznam szczerze, że jestem pod wielkim wrażeniem działania systemu pocztowego w Twoim opowiadaniu, choć nie jestem pewien, czy dobrze to zrozumiałem. Wszyscy obywatele otrzymali taką przesyłkę w tym samym momencie?

No i niestety, samo opowiadanie, w przeciwieństwie do poczty w nim umieszczonej, nie imponuje.

Piszę to już po raz trzeci tego dnia, ale co tam. To internet, kto mi zabroni? A więc, po raz kolejny potwierdza sie teoria, że wszystko co ma w tytule "wstęp", "prolog", "część" jest kiepskie i niedopracowane.  
Autorze, proszę, radzę i apeluję - nigdy, przenigdy nie publikuj niczego w częściach. Jeśli tekst nie jest skończony, jego miejscem jest szuflada, względnie twardy dysk komputera. Najpierw skończ własny tekst, potem porządnie go przejrzyj, upewniając się, że jest sensownie skonstruowany, poprawnie napisany i (w miarę) bezbłędy. Dopiero potem myśl o publikacji. Dlaczego? Ano dlatego, że potem efekty są takie, jak widać powyżej. Czytelnik dostaje urywek tekstu, który jest praktycznie nie do oceny - bo jak można ocenić coś, co nie jest skończone? Czy jesteś w stanie powiedzieć jak wygląda człowiek, jeśli jest aktualnie zakopany po szyję w ziemi, a ty widzisz jedynie głowę? Raczej nie, prawda?
Na razie zapraszam tu. Do publikowania opowiadań polecam wrócić po względnym opanowaniu zasad, rządzących językiem polskim i dokładnym przeczytaniu przynajmniej kilkunastu porządnych książek, by zobaczyć jak to robią ludzie, którzy z pisania żyją. 

Ja tylko przyłączę zdanie do powyższych postów.

pozdrawiam

I po co to było?

Cellular, mkmorgoth i vyzart napisali wszystko. Ja mogę tylko podpisać się pod ich komentarzami.

 

„Był rok Szesnasty Trzeciego millenium w erze Triangla” –– Dlaczego liczebniki są napisane wielkimi literami? Czym wyróżnił się instrument muzyczny, że jego imieniem nazwano erę? ;-)

 

„…podporucznik rezerwy Arbein Sorem. Zbliżał się on już do ostatniego roku swojego życia…” ––

Autorka podkreśla, że porucznik z pewnością jest mężczyzną i zbliża się do kresu osobistego życia. ;-)

 

„…gdyby nie emerytalne pobory z armii…” –– Pobory, to wynagrodzenie za pracę. Emerytura, to świadczenie otrzymywane po ukończeniu określonego wieku i przepracowaniu określonej ilości lat. Chyba że Autorka myśli o poborze, czyli zaciągu emerytów do armii. ;-)

 

„…które rozmiarami przypominało raczej wiekową bydlęcą klatkę…” –– Co to jest raczej wiekowa bydlęca klatka?

 

„Za swój pałac płacił z poborów…” –– Już wiemy, że nie miał poborów.

 

„Został nim Protius Aldak po epickim i zaciętym starciu ze swym ojcem…” –– Co Autorka rozumie pod pojęciem epickiego starcia z ojcem?

 

„…wychylił się niski człowieczek z rzadką czupryną…” –– Czupryna, to krótkie bujne włosy. Czupryna nie może być rzadka.

 

„Był on Randem jedynym żyjącym przyjacielem Sorema, który zwykł się czuć tutaj jak u siebie w domu”. –– Właśnie się dowiedzieliśmy, że Sorem ma jednego żyjącego przyjaciela, ale nie wiemy ilu ma nieżyjących; wiemy też, że Sorem, w swoim mieszkaniu, zwykle czuje się jak u siebie w domu. ;-)

 

„Tym razem widać było jego przeżuwające w rozmiłowaniu usta, z których zwisał ostatni kęs soczystej szynki”. –– Od kiedy usta cokolwiek przeżuwają, w rozmiłowaniu, w dodatku? ;-)

 

„Zamilkł a na hologramie pojawił się przerywany zakłóceniami napis end of transmission, który słodki niczym miód kobiecy głos, co chwilę recytował”. –– Jeśli dobrze zrozumiałam to pokraczne zdanie, to napis mający słodki kobiecy głos, recytował co chwilę. ;-)

 

„…podporucznik i jego przyjaciel zwrócili swój wzrok…” –– Porucznik i jego przyjaciel posługiwali się jednym wzrokiem? ;-)


„…w kierunku drzwi, z których dobiegł głuchy gong…” –– Głuchy gong został umieszczony wewnątrz drzwi, i z nich dobiegał? ;-)

 

„…a w mojej torbie Sake”. –– …a w mojej torbie sake.

 

„…rozległo się okrutne walenie i łomotanie do drzwi, jak gdyby ktoś miał zamiar wywarzyć je razem z całą grawitacyjną ścianą”. –– Czy ktoś miał zamiar wygotować drzwi i ścianę? A potem co, zupę na wywarze uwarzyć? ;-)

 

„…wsiadał pod eskortą gwardzistów do Czarnej Więźniarki”. –– Czym więźniarka zasłużyła sobie na zaszczyt bycia pisaną wielkimi literami? ;-)

 

„Ostatnim tchnieniem spojrzał na Laktykę i jej usta…” –– Niezwykły przypadek, kiedy można zamknąć oczy, a ostatnim tchnieniem jeszcze coś zobaczyć. ;-)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Dzięki za wszystkie uwagi ! ;-) Jest to dopiero mój pierwszy tekst i widzę że muszę bardzo dużo po zmieniać i nauczyć się ;-) Dzięki w szczególności Cellularowi i członkom Loży NF.

Jestem pewna że kolejnym razem nie wywołam bólu oczu u czytających ;-P

Ps. Vyzar, nie zgadzam się że zamieszczanie części czy rozdziałów jest złe. Dzięki temu takie opowiadanie jak moje nie zostało napisane do końca a co za tym idzie wrzucone w całości. Lepiej na małej próbce otrzymać wskazówki, aby późniejsza całość była możliwa do przeczytania.

Pps. Regulatorzy, dzięki za genialne podsumowanie! Teraz sama widzę że Niektóre sformułowania, zapisy, czy pomysły są delikatnie mówiąc nie odpowiednie ;-)

Ppps. Dam z siebie wszystko aby kolejnym razem już trochę was zaciekawić moimi historiami ;-)

Jeszcze raz dzięki ! ! ! ! ! ! ;-)

Tyle już napisano, że nie będę się znęcał :)

Dodam tylko, że zamiast pisać kolejne rozdziały, może skup się na czymś krótkim, ale stanowiącym całość.

 

Nowa Fantastyka