
Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.
Zakonnicy śpiewali, pochylając się nad śpiewnikami. Ich głosy mieszały się i łączyły, niczym fale w czasie sztormu. Veritas zamknęła oczy, by móc chłonąć dźwięki całą sobą. Ten śpiew był balsamem dla jej duszy.
Tak wielu zginęło. Młodzi, starzy, ci najlepsi i ci najgorsi. Urodzeni mordercy ginęli z rąk młodych szaleńców, a ci umierali od ciosów starych wyjadaczy. Historia zatoczyła koło. Bractwo znów tkwiło w martwym punkcie.
Veritas bardziej wyczuła niż usłyszała ruch koło siebie. Westchnęła i z niechęcią otworzyła oczy.
– Czego chcesz, Alto?
Starzec uśmiechnął się złośliwie i poprawił krawat. Jego długie, białe włosy opadały swobodnie na czarny garnitur, przypominając anielicy o koszulach poplamionych krwią. Wrażenie potęgowała czerwona koszula, dumnie wystająca spod marynarki.
– Tego, co zwykle, moja droga. Raportu.
– Trzydziestu zabitych, pięciu rannych, ośmiu zaginionych. Mamy w posiadaniu Paryż i Watykan, ale oni przejęli nasze placówki w Berlinie i Londynie.
Grabarz przestał się uśmiechać. Potarł w zamyśleniu czoło, podczas gdy chór obracał kartki w śpiewnikach, by zacząć kolejną pieśń. Jej łacińska nazwa bardzo podobała się Veritas. Salve Regina, Chwała Królowej. Gdy tylko przebrzmiały pierwsze słowa, Alto nachylił się ku niej.
– Pojedziesz do Moskwy i poprosisz o pomoc ojca Maksima Siemonowicza. On zna kogoś, kto umożliwi nam odzyskanie władzy. Ta walka ciągnie się już wystarczająco długo. Czas użyć drastycznych środków.
Anielica kiwnęła głową i skupiła się z powrotem na zakonnikach. Alto zniknął, zanim skończyli śpiewać.
* * *
Dworzec w Moskwie powoli chylił się ku upadkowi. Ostatnia wojna między bractwami pozostawiła po sobie szkody, których niestety nie dało się naprawić. Nawet magia nie pomagała. Gdy Veritas wysiadła z pociągu, do jej nozdrzy dotarł smród zgnilizny i szczyn, charakterystyczny dla pól bitewnych, na których walczyli młodzi, nieopierzeni bracia. Przeważnie srali wtedy ze strachu. Anielica skrzywiła się, przypominając sobie pierwszy raz, kiedy walczyła na moskiewskich ulicach. Razem z nią walczyło piętnastu młodych Rosjan, wierzących w to, że po wojnie zostaną pełnoprawnymi członkami Bractwa i będą korzystać z luksusów przypisanych temu tytułowi. Dopiero, kiedy zobaczyli z kim mają walczyć, szczali do majtek i płakali jak małe dzieci. Nie wszyscy umarli w chwale. Większość zginęła z własnej głupoty, ale Veritas skutecznie wymazywała te fragmenty ze swojej pamięci, ponieważ one najbardziej ją prześladowały.
Na peronie ludzie szybko przemieszczali się w stronę wyjść, ponieważ nie mogli znieść widoku rozkładających się zwłok, oddzielonych magiczną barierą. Bracia Krwi pozostawili po sobie makabryczną pamiątkę, odchodząc z Rosji. W miejscach największych rzeźni rzucali zaklęcia utrwalające. Spowodowały one, że zwłoki pokonanych rozkładały się o wiele wolniej niż normalnie, a zapach, jaki temu towarzyszył, miał prześladować każdego, który się do nich zbliżył. Większość takich "pamiątek" zniszczono, a zwłoki pochowano z należytym szacunkiem, jednak w pewnych miejscach te zaklęcia były tak silne, że nawet najpotężniejsi bracia nie potrafili ich złamać.
Veritas podeszła do bariery i spojrzała w martwe oczy mężczyzny unoszącego się kilka centymetrów przed jej twarzą. Pamiętała, jak opowiadał jej o swojej ukochanej. "Miała tylko piętnaście lat, kiedy ją poznałem. Najbardziej spodobały mi się te jej dołeczki i jasna skóra. Od razu wiedziałem, że kiedyś będę chciał ją wycałować…" Nawet słyszała jego śmiech. Kilka godzin później wykrwawił się na śmierć.Nie była to jednak spokojna śmierć z wyczerpania. Rzygał wtedy krwią na prawo i lewo, a Veritas podtrzymywała mu głowę.
– Wiera, luba!
Znajomy głos wyrwał ją z ponurych wspomnień. W jej stronę biegł właśnie ojciec Maksim. Mimo znacznej tuszy i potu lejącego się z niego strumieniami, braciszek szybko pokonał dzielącą ich odległość. Anielica uścisnęła jego dłoń i spytała:
– Dlaczego jesteś sam, bracie?
Maksim wzruszył ramionami i gestem wskazał drogę.
– Nie potrzebuję ochrony. Obecnie Moskwa jest pod opieką tak potężnych magów, że nawet bracia Krwi nie mogliby mi nic zrobić, gdyby chcieli.
– Jak to? Ktoś potężniejszy niż my?
Mężczyzna potwierdził skinieniem głowy.
– Owszem. I właśnie do tego kogoś idziemy. Dzięki tej osobie cała Europa Wschodnia powoli zbiera się po wojnach bractw.
Wyszli na zewnątrz. Wiatr wiał delikatnie, plącząc jasne loki anielicy. Błyskawica przemknęła przez zachmurzone niebo, rozświetlając na moment moskiewskie ulice, a grzmot zadudnił w uszach Veritas. Maksim podał jej parasolkę i uśmiechnął się dobrodusznie. Zanim spadły pierwsze krople, zdążyli dotrzeć do samochodu. Jechali szybko. Ku zaskoczeniu wysłanniczki Bractwa ojciec Maksim wykazywał się nadzwyczajnym refleksem, jeśli chodziło o prowadzenie. Zgrabnie wymijał dziury w jezdni i pijanych przechodniów.
– Zastanawia mnie jedno, Maksimie.
– Tak?
– Gdzie są wszyscy biedni tego miasta?
Ojciec uśmiechnął się szeroko.
– To akurat moja zasługa. Zbieram biedaków i znajduję im miejsca pracy oraz mieszkania. Teraz to bardzo łatwe. Wiele firm chce tu inwestować, bo to teren neutralny i obfity w pracowników gotowych ciężko pracować, byleby zarobić na chleb.
Veritas pokiwała głową i skupiła się z powrotem na mijanych budynkach. Wiele z nich niemal zniknęło z powierzchni ziemi. Teraz powoli je odbudowywano, wzmacniając je magią. Moskwa, mimo, że teraz wyglądała jak pobojowisko, powoli powracała do dawnej świetności.
– Jesteśmy na miejscu.
Stara, odrapana kamienica nie różniła się od innych niczym specjalnym. Jednak, gdy Veritas weszła do środka, szybko zmieniła zdanie. Ojciec Maksim poprowadził ją krętymi schodami na drugie piętro i wskazał ozdobione stalowymi okuciami drzwi.
– Czekają na ciebie. Ja nie mogę tam wejść. Powodzenia.
Anielica posłała mu uśmiech, nie sięgnął on jednak jej oczu. Z pokoju, mimo zabezpieczeń, które zdąrzyła zauważyć, emanowała potężna moc. Jeszcze nigdy się z czymś takim nie spotkała, chociaż…nie, to niemożliwe. Odetchnęła głęboko i otworzyła drzwi na oścież.
Pokój urządzono z przepychem, ale postarano się, aby jego bogactwo nie rzucało się w oczy. Subtelnie wpleciono w tkaniny zaklęcia ochronne, a w ściany zabezpieczenia przed podglądaczami i szpiegami. Nawet obrazy posiadały zaklęcia pułapki zdolne unicestwić cały budynek. Naprzeciwko drzwi znajdowały się okna, ale głównym źródłem światła były świeczniki, roztaczające ciepły blask. Na środku pomieszczenia znajdowały się trzy szerokie, barokowe kanapy obite czerwonym zamszem i stolik do kompletu.
Na jednej z nich siedziała blada jak kreda, czarnowłosa kobieta o srebrnych tęczówkach. Ubrana w granatową suknię popijała herbatę w porcelanowej filiżance. Na jej szyi widniał medalion z wyrytym na nim wzorem kwiatowym wykończonym małymi szafirami. Gęste, czarne loki związała wstążką, a na serdecznym palcu lewej ręki nosiła obrączkę z czarnego złota. Na drugiej kanapie z filiżanką w ręce siedział mężczyzna, którego Veritas poznała od razu i z niedowierzaniem wyszeptała:
– Jonatan?
On również wydał się być zaskoczony jej widokiem. Czarne, krótkie włosy sterczały mu na wszystkie strony, biała skóra stawała się jeszcze bledsza przy ciemnoszarej koszuli i czarnych spodniach. Tak samo jak kobieta mu towarzysząca, miał tęczówki w kolorze płynnego srebra. Odłożył filiżankę i wstał.
– Witaj, Veritas. Nie sądziłem, że to właśnie ciebie do nas wyślą.
Jego skrępowanie było aż nadto widoczne, co zauważyła jego towarzyszka i natychmiast zareagowała. Również wstała i gestem zaprosiła anielicę do siebie.
– Proszę, usiądź, jesteś zapewne zmęczona po podróży – Posłała jej nieśmiały uśmiech – Może się przedstawię. Jestem Józefina Charbon, siostra Jonatana. Nie miałyśmy jeszcze okazji się poznać.
Gdy tylko Veritas podała jej dłoń, wstrząsnął nią potężny dreszcz i wytrzeszczyła oczy. Źródłem całej mocy była ta niewielka, trupioblada istotka. Bliźniacza siostra Diamentowego Rycerza. Ona i Jonatan spotkali się, gdy jeszcze bractwa utrzymywały między sobą względny spokój, a świat cieszył się sobą.
– Jak to się stało, że to właśnie wy jesteście wybawicielami Moskwy?
To pytanie wyrwało się z jej ust, zanim zdążyła się powstrzymać. Zamilkła zawstydzona, wpatrując się w porcelanowy czajnik. Naraz spod stolika wygramolił się czarny kot. Miauknął przeciągle, łasząc się do jej nóg, po czym wskoczył na kolana Józefiny. Ona pogłaskała go i pocałowała w mokry nos.
– Cześć, Gladiusie. Gdzieś był?
Kot znów miauknął i ułożył się wygodnie pomiędzy fałdami jej sukni. Dziewczyna pokręciła głową z rozbawieniem.
– Zawsze to samo.
Jonatan odchrząknął, przyciągając uwagę siostry.
– Józefino, Veritas zadała pytanie. Może na nie odpowiemy?
Siostra spojrzała na niego ze zdziwieniem.
– Tak, oczywiście – Obróciła się tak, że anielica musiała się zmierzyć bezpośrednio z jej niesamowitym spojrzeniem – Co konkretnie chcesz wiedzieć?
– Trudno mi ubrać to pytanie w słowa, ale spróbuję. Mam nadzieję, że mnie zrozumiecie. Walczyłam z Bractwem Krwi od ponad wieku. Jak to się stało, że w tej walce nie słyszałam nic o was?
Dziewczyna zacisnęła usta w cienką linię. Veritas poczuła delikatne wibracje i uświadomiła sobie, że wszystkie zabezpieczenia zostały postawione w stan gotowości bojowej.
– Żadna ze stron walczących nie jest bez skazy. Bractwo Krwi może i słynie z bezwzględności i brutalnych metod, ale nie wmówisz mi, aniołku, że i twoje Bractwo Światła jest bez skazy. Słyszałam o masakrze w Wiedniu i ofiarach z dzieci. W umysłach uciekinierów widziałam obrazy, których nikt nie powinien widzieć. Nie wmówisz mi, że jesteście święci. Wasza władza jest tak samo zbędna jak i władza Bractwa Krwi.
Jonatan wyciągnął dłoń i uścisnął uspokajająco palce siostry, która obdarzyła go chmurnym spojrzeniem, po czym zwrócił się do anielicy.
– To nie takie łatwe. Pół wieku temu wciąż jeszcze trwaliśmy w letargu, ufając, że wojna skończy się, zanim się obudzimy. Liczyliśmy, że obie strony się wypalą, jak pochodnie używane zbyt wiele razy, ale myliliśmy się. Napędza was wzajemna nienawiść i żądza władzy, która zasłania wszystko inne. Powiedz mi, Veri, jakie były pierwsze założenia Bractwa Światła?
– Nieść światło pogrążonym w mroku i ostrzegać ich przed niebezpieczeństwem, jakie się w nim czai.
Mężczyzna uśmiechnął się ironicznie.
– Sądzę, że więcej nie muszę dodawać.
Zapadła cisza, przerywana jedynie pomrukami Gladiusa i dźwiękiem kropel deszczu odbijających się od szyb. Veritas nie wiedziała, co powiedzieć. Jonatan trafił w samo sedno. To, czym obecnie stało się Bractwo, różniło się diametralnie od tego, czym było kiedyś. Ideały dawnych dni przeminęły, pozostawiając jedynie pragnienie ciągłej walki. Teraz władzę dzierżył Alto, anioł nikczemnością dorównujący Lucyferowi, a w szeregach braci przezywany Grabarzem. Anielica schowała twarz w dłoniach.
– Ojcze, co myśmy narobili…
Nagle na jej kolanach znikąd pojawił się biały kocur i polizał ją po twarzy.
– O, Arcus, dobrze, że jesteś. Poznaj Veritas, zagubioną anielicę, która musi odnaleźć swoją drogę.
Zdanie wypowiedziane przez Józefinę sprawiło, że blondynka gwałtownie podniosła głowę i napotkała życzliwe spojrzenia bliźniąt.
– Nie rozumiem…
– Chcesz, aby było tak jak dawniej? Aby na świecie zapanował spokój, a Bractwo Światła znów było takie jak kiedyś?
– Tak.
Rodzeństwo spojrzało na siebie, po czym Józefina z uśmiechem oznajmiła:
– Pomożemy ci. Będziesz miała po swojej stronie Diamentowego Rycerza i Panią Przemian, ale jest jeden warunek.
– Zgodzę się na wszystko.
Desperacja w głosie Veritas sprawiła, że Jonatan wybuchnął śmiechem.
– Nie tak prędko, nie wiesz jeszcze, co cię czeka. Zagrasz z nami w grę. Jest bardzo prosta. Nazywa się "lustrzane odbicie". Musisz powtórzyć każdy ruch i zaklęcie przeciwnika. Jeśli się pomylisz, przegrywasz. Damy ci fory i będziesz miała trzy szansy. Jeśli pomylisz się trzy razy, przegrasz. Rozumiesz?
Veritas kiwnęła głową.
– Zagrajmy.
Jonatan wstał z miejsca i pochwycił Gladiusa, natomiast Józefina wzięła na ręce Arcusa i wskazała anielicy drzwi ukryte za kotarą. One otworzyły się, gdy tylko dziewczyna pstryknęła palcami. Przechodząc przez nie, Veritas poczuła mrowienie na całym ciele. Takiego uczucia doznawała tylko, gdy przechodziła przez portale. Nie sądziła, że jakikolwiek się jeszcze ostał w Moskwie.
– Jako, że widziałaś, jak walczy Jonatan, będziesz grała przeciwko mnie. Z chęcią zobaczę jakie są twoje możliwości.
Sala, w której miały się zmierzyć, wyglądała jak wnętrze starego, gotyckiego kościoła. Jedyne światło, jakie się tam dostawało, mieniło się kolorami z powodu wielobarwnych witraży. Po chwili jednak wypełniła się blaskiem, gdy Józefina zaczęła się zmieniać. Wokół niej zabłysło światło odbijające się w diamentowych drobinkach unoszących się wokół niej coraz liczniej. Wkrótce dziewczyna zniknęła w smudze światła, ale pojawiła się już po chwili w obcisłym kostiumie zawiązywanym na rzemienie i łuku w ręce. Arcus gdzieś zniknął. Veritas także przywołała łuk i ustawiła się naprzeciwko Józefiny.
– To co, zaczynamy?
– Czekamy na znak od Jonatana.
Jonatan przysiadł w cieniu filara i uniósł dłoń.
– Teraz!
I zaczęło się. Józefina poruszała się szybko, szybciej niż przypuszczała Veritas, ale nie było to szaleńcze tempo. Przez równe pięć minut anielica perfekcyjnie powtarzała każdy ruch Pani Przemian, ale dobra passa skończyła się wraz z pierwszym rzuconym zaklęciem. Wysłanniczka Bractwa nie miała tak dobrego refleksu i wprawy w zaklęciach, jej specjalizacją była broń biała i używanie anielskich zdolności.
– Pierwszy błąd!
"Veritas, skup się" powtarzała w myślach. Seria zaklęć, które potem musiała rzucić, sprawiła, że zaczęło kręcić jej się w głowie. Magia, której używała Józefina, zużywała dużo energii. Na moment straciła dziewczynę z oczu i usłyszała:
– Drugi błąd!
Wtedy w Veritas coś pękło. Obudził się w niech ten sam duch, który wcześniej bezlitośnie odrywał łby Braciom Krwi, mordował demony i był postrachem na liniach frontu. Tym razem to ona narzucała tempo. Walka nareszcie się wyrównała. Obie wirowały w piruetach, pół obrotach i fikołkach. Tym razem chodziło o szybkość, a w tym Veritas była najlepsza. Józefina podczas jednego z kolejnych kroków potknęła się i przeturlała przez kilka metrów.
– Siostro, właśnie przegrałaś. Veri, gratuluję. Właśnie otrzymałaś dwóch potężnych sojuszników.
Jonatan obdarzył anielicę promiennym uśmiechem, natomiast jego bliźniaczka wstała, otrzepała się z kurzu i uścinęła dłoń Veritas z cierpkim wyrazem twarzy.
– Muszę przyznać, jesteś nadzwyczaj szybka. Zdradzisz mi swój sekret?
– Greckie wiatry. Spędziłam z nimi dużo czasu.
– No tak.
Błysnęło i Józefina znów miała na sobie suknię, a w ramionach kota. Jego białe futerko lśniło w promieniach słońca. Dziewczyna zerknęła na brata i spytała zdziwiona:
– Gdzie Gladius?
Jonatan wzruszył ramionami.
– Poszedł się przejść. Gladius, wracamy!
Czarny kocur zmaterializował się tuż koło stóp Veritas i niespiesznie podszedł do mężczyzny. Ten wziął go na ręce i podrapał koło ucha. Gdy przechodzili przez portal, Jonatan nachylił się i udając, że wtula twarz w kocie futerko, wyszeptał mu do ucha:
– Dziękuję. Widziałem, co zrobiłeś. Przegrałaby, gdyby nie ty. Potrzebna jej pomoc. Może lepiej nie mówmy Józefinie, co? Niepotrzebnie się zdenerwuje.
Kot miauknął przeciągle i Jonatanowi wydało się, że zwierzę mruga do niego porozumiewawczo. Diamentowy Rycerz odwzajemnił się tym samym i uśmiechnął do Veritas.
– To gdzie uderzymy najpierw, Veri?
Ona odwzajemniła uśmiech, zaskoczona przypływem czułości z jego strony.
– Myślę, że najlepszy będzie Londyn.
Józefina zaklaskała radośnie w dłonie.
– Nareszcie! Wracamy do krainy naszych przodków!
Językowo jest dobrze, pomysł nieszczególnie innowacyjny ale niezły, opisy w miarę ok. To tyle w kwestii plusów. In minus, moim zdaniem, niekonsekwencja bohaterki, która w ciągu kilku sekund postanowiła zmienić front, bliźniacy też mnie nie przekonali z tym, że przyłaczą się do niej jak wygra jakąś dziwną grę. Zakończenie jest też bardzo otwarte, co skłania mnie ku myśli, iż przygotowujesz drugą część. Generalnie, o ile początek mi się naprawdę podobał, o tyle potem bohaterowie tracili na wyrazie a ich motywacje przestały być dla mnie jasne i całe opowiadanie z niezłego stało się przeciętne.
Pozdrawiam.
Pokój urządzono z przepychem, ale postarano się, aby jego bogactwo nie rzucało się w oczy --- przepych oznacza właśnie rzucające się w oczy bogactwo
obrączkę z czarnego złota --- znaczy z węgla? ;)
miał tęczówki w kolorze płynnego srebra --- płynne srebro ma chyba taki sam kolor, jak stałe ;)
Odłożył filiżankę --- ja bym filiżankę raczej odstawił
Gdy tylko Veritas podała jej dłoń, wstrząsnął nią potężny dreszcz i wytrzeszczyła oczy. --- jakieś dziwne to zdanie
One otworzyły się --- zaimek zupełnie zbędny
Wokół niej zabłysło światło odbijające się w diamentowych drobinkach unoszących się wokół niej coraz liczniej. --- powtórzenie
pojawiła się już po chwili w obcisłym kostiumie zawiązywanym na rzemienie i łuku w ręce. --- pojawiłą się w łuku w ręce?
Poza tym, nie bardzo przepadam za opowieściami o walkach anielskich bractw z ich mrocznymi odpowiednikami. Postaci są jakieś blade i nie chodzi tu wcale o karnację.
Dzięki, krytyka zawsze się przyda.
Po przeczytaniu zadałam sobie pytanie: "Ale o co tu właściwie chodzi?". Nawet jeśli lubię podobne klimaty, główna bohaterka jest zarysowana tak sobie (no i właśnie, skąd taka łatwa zmiana frontu?), za mało wiemy o świecie, by rozumieć co się stało i dlaczego, bliżnięta są pokazani schematycznie i pobieżnie.
Również nie bardzo rozumiem gry typu "weźmiemy cię do siebie, ale najpierw trochę pobiegaj" - po co to? Całość ogólnie nosi znamiona należenia do większego świata, którego czytelnik nie zna, a który ledwo został przybliżony. To tylko wycinek jakiejś opowieści, a nie opowieść jako taka, bo aż się prosi by, skoro już bohaterka w ten czy inny sposób przystała do bliźniąt, coś razem przedsięwzięli przeciwko złu.
Jest trochę powtórzeń (cztery razy "walka" na początku drugiego fragmentu), jestem przekonana, że to świece roztaczały blask a nie świeczniki, "czarnym złotem" nazywa się potocznie ropę albo węgiel, więc jeśli używasz tego określenia w nowy sposób w swoim świecie, to musisz wyjaśnić. Bo jak dla mnie pierścionek węglowy to kiepska ozdoba.
Tekst ogólnie pozostawia niedosyt, bo jest niedomknięty. Opublikuj tu coś, co stanowi spójną całość, łatwiej będzie i nam skomentować i Tobie dowiedzieć się, co się podoba czytelnikom, co robisz dobrze, a co mozna poprawić. Bo na podstawie fragmentu czy części, bardzo trudno to zrobić.
Pozdrawiam.
"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr