
Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.
– Witaj. Nie sądziłem, że się zjawisz.
– A miałam jakiś wybór?
Dziewczyna uśmiechnęła się, chłopak zaczął uciekać gdzieś wzrokiem, w końcu utkwił go na swoich butach.
– Nie wiem.
– Wezwałeś mnie, więc jestem. Zaczynamy?
– Możesz mnie wysłuchać?
– Po to tu jestem, ty coś zaproponujesz, ja podam cenę. Później możemy dobić targu.
– Usiądźmy.
Rogal księżyca obijał światło, oświetlając noc. Siedzieli na skraju drogi. Ona wpatrzona gdzieś w dal, on przyglądający się jej. Kolejne ciche minuty odpływały jedna za drugą. W końcu spojrzała na niego i znów się uśmiechnęła.
– Co? – spytała.
– Wyglądasz tak jak ona.
– Sam tego chciałeś, prawda?
– Fakt… – znów opuścił wzrok.
– Myślę, że powinieneś już jakoś zacząć. Nie mamy całej nocy, przynajmniej ja nie mam. Więc zamieniam się w słuch.
Nie był pewny, jak powinien zacząć, czy w ogóle powinien. Czy spotkanie się z nią nie było błędem. Głęboko wciągnął powietrze.
– Wszystko się jebie. – Wyrzucił z siebie. – Najgorsze jest to, że wszyscy mają do mnie o to pretensje. Jakby to była moja wina. A ja mam już dość udawania, że mają rację. Przytakiwania im, mówienia, że zmienię się tak, jak sobie tego życzą. Po prostu dość. Czy ja nie mam prawa do tego by żyć tak jak mi się podoba?
Przerwał i po raz pierwszy spojrzał jej prosto w oczy. Słuchała tak, jak ją o to poprosił. Wydawało mu się, że telepatycznie przesyła mu wiadomość, że ona wie. Że go rozumie.
– Chciałem zostać pisarzem. Czy to tak wiele? Jednak nie potrafiłem znaleźć sobie miejsca, gdzie mógłbym to praktykować. W domu mają mnie za pasożyta, który ciągle siedzi przed komputerem i nic nie robi. Śpi do południa i czyta książki nocami. Nie zauważają tego, że przez cały czas jestem niemal na ich posyłki. Podlej ogródek, przynieś drzewa do centralnego, zrób to, zrób tamto. Ale to się nie liczy. Bo powinienem pracować tak, jak robiłem to dwa lata wcześniej.
– Co robiłeś? – spytała dziewczyna.
– Wyjechałem za granicę. Przez dwa lata, sześć dni w tygodniu, nosiłem gruz po dziesięć godzin dziennie. Trzymałem się tylko tej myśli, że odłożę trochę kasy, wrócę i wynajmę sobie gdzieś mieszkanie. Zacznę na poważnie pisać.
– Dlaczego tego nie zrobiłeś?
Chłopak uśmiechnął się do niej.
– Przez dwa lata harówki nie odłożyłem za dużo. Równie dobrze mogłem pojechać na jakieś owoce za granicę i wyszedłbym tak samo. No i nie marnował dwóch lat życia. Po powrocie okazało się, ze wynajęcie mieszkania jest dużo droższe niż wcześniej. Mogłem to zrobić, racja. Ale po czterech miesiącach wylądowałbym z powrotem u rodziny. Zamiast tego od razu się tam zakwaterowałem. Myślałem, że wszystko będzie w porządku.
– Myliłeś się, prawda?
– Tak… jak już mówiłem za mało pomagałem, za dużo czytałem i siedziałem przed komputerem. Przynajmniej ich zdaniem.
– Nie mogłeś im powiedzieć o swoich planach? Może by ci w nich pomogli?
– Mówiłem jeszcze z początku, gdy zaczynałem pisać. Spytałem, czy mogliby przeczytać to, co napisałem. Nie mieli czasu. Jakiś czas później moja matka zapytała mnie czy moje głupie marzenie mi już przeszło, bo chciałaby żebym wyjechał za granicę. Głupie marzenie. Potrafisz sobie wyobrazić, co czuje dziecko, gdy rodzic nazywa jego pasję głupim marzeniem?
Dziewczyna pokręciła głową.
– Niektórzy mają to szczęście, że rodzice i rodzina ich wspierają. Ja nie miałem. Mnie tylko załamywali. Mogłem jedynie liczyć na dwie, trzy przyjaciółki, którym podsyłałem swoje teksty. Ale teraz to już bez znaczenia.
– Mam ich wszystkich zabić? – spytała.
Tym razem chłopak pokręcił głową.
– Lubię ich, właściwie to ich kocham na jakiś dziwny sposób. Może nie potrafią mnie zrozumieć, może cały czas się mnie czepiają, usiłują prowadzić za rączkę jak dziecko, którym już nie jestem, ale nadal ich kocham. Nie potrafiłbym ich zabić.
– Nie musiałbyś, ja bym się wszy…
– Nie, nie chcę ich śmierci.
-Więc czego? Sławy i bogactwa? To do się załatwić. Wystarczy tylko…
– Nie.
– Nie? – Dziewczyna przyjrzała mu się uważnie.
– Nie. Miałaś mnie wysłuchać prawda? – Spojrzał na nią, pokiwała głową. – Kiedyś miałem jakieś marzenia, później zamieniłem je w plany tak, by można je było realizować. I wtedy coś się stało. Nie wiem co, po prostu wszystko na raz zaczęło się…
– Jebać?
– Właśnie. Jakbym z góry nie mógł dojść tam, gdzie chcę. Ktoś ciągle rzucał mi kłody pod nogi. Problemy piętrzyły się jeden za drugim, pojawiały się nowe przeszkody. Gdy tylko odchodziłem od realizacji tego, co zamierzałem zrobić, wszystko jakby się uspokajało. Problemy znikały, nie było żadnych przeszkód. Przyszłość wydawała się pogodna. Ale gdy znów zabierałem się za pisanie… To jak gdybym był na morzu. Dookoła mnie wszędzie woda, a na niej żadnej zmarszczki. Lecz gdybym tylko włożył do niej wiosła by płynąć przed siebie, rozpętałby się sztorm.
– Plan… – wyszeptała niemal sama do siebie.
– Co?
– Nic, to tylko wiatr, mów dalej.
Chłopak nabrał głęboko powietrza, sięgnął do kieszeni i wyciągnął z niej piersiówkę. Odkręcił i podsunął w kierunku dziewczyny. Pokręciła głową. Chłopak wzruszył ramionami i przyłożył ją sobie do ust. Upił dwa duże łyki i nieco się skrzywił.
– Nie bój się, to nie woda święcona.
Dziewczyna wzięła piersiówkę z jego rąk i upiła łyk. Chłopak znów myślał nad czymś, w końcu zaczął mówić.
– Gdy wyjmuję wiosła, sztorm ustaje i tak w kółko.… To niesprawiedliwe. Ale tak już chyba jest zawsze, w naszym życiu nie ma sprawiedliwości, na pewno nie ma jej w moim. Zawsze zastanawiałem się, jak inni potrafią tak po prostu brnąć przed siebie. Jak im się to udaje. Nie przejmują się niczym za bardzo, nie starają się za bardzo i o dziwo są szczęśliwi. A ja? Wszystkim się przejmuję, o wszystko się staram…
– Za bardzo… – Kolejny cichy szept
– I nie jestem zadowolony z tego, co dostaję w zamian. Gdy próbuję tak jak inni, ślizgać się przez życie, jest jeszcze gorzej.
– Sztorm…
– Mają mnie za pasożyta, nieudacznika i darmozjada, a ja mam już tego dość. Chcę…
– Czego? – Dziewczyna niemal podskoczyła, gdy usłyszała to słowo.
Chłopak spojrzał na księżyc, zastanawiając się przez sekundę, później wyrzucił z siebie jednym tchem kilkanaście słow.
– Gdy mnie znajdą, chcę być trzeźwy. W moim ciele ma nie być żadnych toksyn, krwiaków, dziwnych chorób, żadnego raka ani wypadku. Chcę…
Wziął od dziewczyny piersiówkę i pociągnął z niej łyk.
– Chcę umrzeć w mgnieniu oka. Tu i teraz. Możesz to załatwić?
Czerwone oczy dziewczyny zrobiły się większe ze zdumienia, uniosła lekko brwi tak, że na jej czole zarysowały się trzy cieniutkie zmarszczki. Patrzyła na niego z niedowierzaniem, w końcu zaczęła się śmiać. Gdy już się opanowała, spytała.
– Żartujesz prawda? Tyle zachodu tylko po to, by się zabić?
– Nie… a po za tym to nie ja się zabiję tylko ty mnie.
– Nie uważasz, że wychodzi na jedno? To tak jakbyś sam uplótł sobie sznur, ale poprosił kogoś by włożył ci go na szyję.
– Myślę, że to trochę inaczej wygląda, a jeszcze inaczej będzie wyglądało, gdy mnie znajdą.
– Racja, racja. Wiec cały ten zachód, kupno kurzej nogi, znalezienie kociej sierści, obcięcie kosmyka własnych włosów, rozstanie się z dowodem osobistym, zakopanie tego wszystkiego na skrzyżowaniu dróg, i to wszystko tylko po to by wzbudzić w kimś… hm… Żal? Smutek? Poczucie straty czegoś bliskiego?
– Tak…
– Jesteś dziwny. No, ale czego spodziewać się po kimś, kto skóruje rozjechanego kota, by wezwać przydrożnego demona. Możesz mieć wszystko, nie pomyślałeś o tym? Inni proszą o władzę, talent w jakiejś dziedzinie, mnóstwo pieniędzy, ładną żonę, dłuższego wacka, bogatego męża, piękno, szczęście, zdrowe dzieci…
– Ja chcę…
– Tak, tak. Wiem. Umrzeć w mgnieniu oka i żeby nikt nie wiedział jak to się stało.
Znów zapadła cisza. Gdzieś w oddali zaszczekał młody koziołek, gdzieś dalej odpowiedział mu drugi. Miliony gwiazd leniwie przesuwały się po nieboskłonie.
– Dobra, co mi tam. Wezwałeś mnie, więc wiedziałeś, co robisz. Powiedziałeś, czego chcesz a ja mogę ci to dać. Dopij sobie co tam jeszcze masz w tej piersióweczce i wstań to dobijemy targu.
Wstała i patrzyła gdzieś w dal, jej oczy znów były całkowicie czarne, uśmiechała się sama do siebie. Chłopak siedział jeszcze na szosie. W końcu przechylił piersiówkę i wypił jej całą zawartość.
– Ona też ma zniknąć, dobrze?
Dziewczyna pokiwała głową i podała mu rękę gdy wstawał.
– A teraz przypieczętujmy naszą umowę.
Podeszła do niego bliżej, dotknęła dłonią jego twarzy, przejechała po włosach i zarzuciła mu ją na szyję. Przybliżyła się do niego, objął ją w tali. Oboje przechyli nieco głowy. Jej oczy znów rozbłysły jaskrawą czerwienią, mimo tego pocałował ją. Odwzajemniła pocałunek.
Noc była tak jasna, że można było zauważyć ich stojące sylwetki. Stali na szosie, za plecami dziewczyny znajdował się księżyc, który chował się w lesie na horyzoncie. Ktoś mógłby pomyśleć, że to para kochanków przyklejonych do siebie w miłosnym pocałunku. Przekręcili się w lewo tak, że teraz oboje stali bokiem do zachodzącego księżyca. Powoli wirowali dalej, nie przestając się całować.
Gdyby ktoś patrzył zobaczyłby, że teraz chłopak stał tyłem do księżyca, chwilę później znów stali do niego bokiem oboje. Gdyby ktoś patrzył zobaczyłby, jak znów zmieniają pozycję na taką, w jakiej znajdowali się na początku. Ktoś mógłby się domyślić, że teraz znów zobaczy ich razem, bo przecież wirują…
Nikt jednak nie patrzył. Chłopak przekręcił się w lewo, trzymając w objęciach jedynie powietrze a później upadł martwy.
nosiłem gróz po dziesięć godzin dziennie - gruz
, gdy jego rodzic nazywa jego pasję
że ich rodzice i rodzina ich wspierają
wyszeptała niemal sama do siebie. - a to po co?
Chłopak znów myślał nad czymś, w końcu znów zaczął mówić.
Ale tak już chyba jest zawsze, w naszym życiu nie ma sprawiedliwości, na pewno nie ma jej w moim życiu. Zawsze zastanawiałem się, jak inni potrafią tak brnąć przez życie
co dostaje w zamian. Gdy próbuje - powinno być "ę"
dowód osobisty przy wzywaniu demona? Jakieś dziwne! A co robili w średniowieczu?
Gdzieś w oddali zaszczekał młody koziołek - czy to właściwe określenie?
Użycie słowa "jebać" w tym opowiadaniu wydaje mi się nieuzasadnione, a wręcz nawet wykraczające poza konwencję.
Więcej błędów pewnie wytkną Ci Regulatorzy.
Przeczytałam, ale mnie nie ujęło. Ani klimatem, ani tematem, ani stylistyką.
"Czasem przypada nam rola gołębi, a czasem pomników." Hans Ch. Andersen ****************************************** 22.04.2016 r. zostałam babcią i jestem nią już na pełen etat.
Użycie wulgaryzmów, jak zauważyła bemik, zdecydowanie nie na miejscu. Jakoś nie widać zbyt wiele tego zachodu, któremu dziwi się demon. No bo pozbycie się dowodu nie jest chyba zbyt wielkim poświęceniem dla kogoś, kto chce umrzeć lada chwila. Nie jest napisane jakoś koszmarnie czy coś, ale to raczej taki tekst do wzruszenia ramionami.
Dziękuję za wskazanie błędów. Złaszcza niepotrzebnych powtórzeń.
Owszem, odgłos jaki wydają sarny, koziołki i inne jeleniowate to szczekanie :) więc zostaje.
Co do dowodu osobistego racja, w średniowieczu ich nie mieli, ale wcale nie oznacza to, że ten sposób mógłby być zły. Może demony po prostu wychodzą, gdy ktoś bardzo tego chce a w jaki się je przywała nie ma znaczenia.
wyszeptała niemal sama do siebie. - Niemal zostaje. wydaje mi się, że jest różnica pomiędzy tym jak ktoś szepcze sam do siebie, a jak szepcze niemal do siebie.
Dość nijakie to opowiadanie. Nie porwała mnie treść, nie umiem współczuć niedoszłemu pisarzowi, nie podzielam jego poglądu, że umrzeć sobie po cichutku, to najlepsze wyjście z sytuacji.
Mam nadzieję, że Twoi bliscy sekundują Ci i dzielnie wspierają, licząc że odniesiesz sukces.
„…chłopak zaczął uciekać gdzieś wzrokiem, w końcu utkwił go na swoich butach”. –– Na buty można popatrzeć, spojrzeć, nawet rzucić okiem, ale nie można na nich utkwić wzroku. Wzrok można utkwić w czymś, wzrok można wbić w coś.
„Rogal księżyca obijał światło, oświetlając noc”. –– Nie wiem, czy noc, część doby, można oświetlić. Ale można rozjaśnić mrok, rozproszyć ciemność, rozświetlić.
„Wszystko się jebie”. –– Ja napisałabym: Wszystko mi się wali.
„Nie zauważają tego, że przez cały czas jestem niemal na ich posyłki”. ––Nie można być niemal na posyłki.
Ja napisałabym: Nie zauważają tego, że niemal cały czas jestem na ich posyłki.
„Jakiś czas później moja matka zapytała mnie czy moje głupie marzenie mi już przeszło…” –– Nadmiar zaimków.
Może: Jakiś czas później matka zapytała, czy już mi przeszły głupie marzenia.
„…co czuje dziecko, gdy jego rodzic nazywa jego pasję głupim marzeniem?” –– Ja napisałabym: …co czuje dziecko, gdy rodzic nazywa jego pasję głupim marzeniem?
„Niektórzy mają to szczęście, że ich rodzice i rodzina ich wspierają”. –– Ja napisałabym: Niektórzy mają to szczęście, że rodzice i bliscy wspierają ich.
„…później zamieniłem je w plany tak, by można je było realizować”. –– Ja napisałabym: …później zamieniłem je w plany, możliwe do realizowania.
„…po prostu wszystko na raz zaczęło się… - Jebać?” –– Ja napisałabym: …po prostu wszystko na raz zaczęło się…
- Psuć/Walić/Sypać.
„Problemy piętrzyły się jeden za drugim…” –– Skoro problemy się piętrzą, to raczej jeden na drugim.
„Dookoła mnie wszędzie woda, a na niej żadnej zmarszczki. Lecz gdybym tylko włożył do niej wiosła by płynąć przed siebie” –– Ja napisałabym: Dookoła mnie wszędzie woda, a na niej żadnej zmarszczki. Lecz gdy tylko zaczynam wiosłować…
„Chłopak wzruszył ramionami i przyłożył ją sobie do ust. Upił dwa duże łyki i nieco się skrzywił”. –– Po co pisać o czynności oczywistej. Nie można się napić, nie przyłożywszy butelki do ust.
Ja napisałabym: Chłopak wzruszył ramionami, upił dwa duże łyki i nieco się skrzywił.
„Dziewczyna wzięła piersiówkę z jego rąk i upiła łyk”. –– Jak wyżej. Dziewczyna wzięła piersiówkę i upiła łyk.
„I nie jestem zadowolony z tego, co dostaje w zamian. Gdy próbuje tak jak inni…” –– Literówki.
„Nie… a po za tym to nie ja się zabiję tylko ty mnie”. –– Nie… a poza tym, to nie ja się zabiję, tylko ty mnie.
„Noc była tak jasna, że można było zauważyć ich stojące sylwetki. Stali na szosie…” –– Powtórzenia.
„Przekręcili się w lewo tak, że teraz…” –– Ja napisałabym: Obrócili się w lewo, tak że teraz…
„Chłopak przekręcił się w lewo…” –– Ja napisałabym: Chłopak obrócił się w lewo…
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
Ja mam odczucia ambiwalentne: z jednej strony dociera do mnie stan emocjonaly i wydaje się to być wiarygodne, ale z drugiej strony - lubię szczęśliwe zakończenia, a tu tego brak.
Ależ pesymistyczne, kapitulanckie... Oprócz tego niezbyt logiczne. Rozumiem bohatera, ale nie pojmuję i nie chcę przyjąć do wiadomości jego decyzji. Ciapciak jakiś, moim zdaniem. Stać go było na wywołanie demonicy, to i na podjęcie dalszej walki o realizację marzeń powinien się zdobyć.
Dziękuję za komentarze, i za wskazanie kolejnych błędów.
Wywołanie demonicy było ostatecznością, bohater próbował ale ciągle się nie udawało. Jego zdaniem [bohatera, ale pewnie i moim skoro to pisałem :) ] prośba o spełnienie marzeń, byłaby kolejną jeszcze większą porażką. Zakończenie, może i faktycznie smutne - bohater umiera. Ale moim zdaniem, w końcu coś mu się udało i to jest właśnie jego wygrana.
Niespecjalnie lubię teksty o użalaniu się nad sobą. Równie niespecjalnie lubię teksty o poddawaniu się. Są takie mało budujące.
Wiesz, nie mam nic przeciwko, żeby gnoić bohatera - niech dostaje kłody pod nogi, niech życie nim pomiata, ale wszystko to powinno służyć czemuś - najlepiej, jeśli służy rozwojowi postaci, tak, by czytelnik mógł na końcu pokiwać głową i pomyśleć sobie, że bohater to "niezły gość". To, co przedstawiłeś ty, autorze, jest inne od utartego schematu - to prawda. Tylko że moim zdanie nie lepsze.