- Opowiadanie: BeeGoss - Krok od śmierci

Krok od śmierci

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Krok od śmierci

Opowiadanie napisane dobre kilka lat temu – taki mój mały debiut literacki.

 

 

KROK OD ŚMIERCI

 

Powietrze świstało przecinane oburęcznym mieczem. Greworian płynnymi ruchami wykonywał kolejne cięcia, nie zważając na obserwującą go kobietę. Mężczyzna poczuł jak po ciele spływają mu strużki potu, a mięśnie powoli odczuwają ciężar dzierżonego oręża. Zakończył rozgrzewkę, wbijając miecz głęboko w ziemię i padł na kolana z wycieńczenia. Oddychał ciężko, czerpiąc powietrza jak tonący. Zanim zdołał się podnieść, poczuł na karku dotyk gładkich, delikatnych dłoni. Ręce wędrowały w kierunku torsu, wywołując u mężczyzny łobuzerski uśmieszek. Trzydziestolatek powstał z ziemi i uściskał swoją żonę.

 

– Nadal jesteś pewien, że chcesz to zrobić? – jej głos nie zdradzał żadnych emocji, co budziło w nim podziw.

 

Greworian otarł z czoła strużki potu i przyciągając kobietę do piersi odparł:

 

– Irwin, wiesz, że dzięki temu uda nam się w końcu stąd wydostać. Pomyśl o nim.

 

Przejechał palcami bo zaokrąglonym brzuchu kobiety.

 

Irwin uśmiechnęła się w odpowiedzi.

 

– Po prostu martwię się o ciebie.

 

– Bezpodstawnie. Naprawdę. Poradzę sobie.

 

Wątpił, że te słowa przekonały żonę do odpuszczenia negocjacji. Nie pomylił się.

 

-Trenowałeś praktycznie codziennie przez cały miesiąc jesteś pewien, że to wystarczy?

 

Greworian westchnął.

 

– Wystarczy. Wierzę, że mi się uda.

 

Ucałował kobietę na pożegnanie i zmusił się do kolejnego wysiłku. Wierzył we własne umiejętności i był pewny, że udało mu się wyeliminować wiele mankamentów. W leśnym gaju otoczonym gęstymi zaroślami mógł w spokoju oczyścić swoje myśli i starać się udoskonalić fechtunek. Dążył do całkowitego zniwelowania czynników zewnętrznych wpływających na jego skupienie.

 

Mężczyzna zaczął równomiernie oddychać i odrobiną magii spowolnił walące jak taran serce. Wyciągnął z ziemi miecz i wrócił do morderczego treningu. Dzisiejszej nocy miało odbyć się przedstawienie, w której jest tylko kukiełką. To nie od niego zależało jakim szlakiem podąży. Zdawał sobie sprawę, że plansza została rozłożona, a jego pionek zmierza ku finiszowi.

 

 

 

***************************************************************************

 

 

 

Tysiące gardeł ryczało, wypełniając kakofonią monumentalny budynek. Ogromna, rozległa sala wypełniona była po brzegi mieszkańcami Horstin, głodnymi wrażeń oraz krwi. Greworian z pogardą słuchał skandującego tłumu oraz zastanawiał się czy postąpił słusznie, zgłaszając się do tego turnieju śmierci. Wcześniej ani razu nie odważył się zabrać żony na ten kukiełkowy spektakl przepełniony brutalnością. Na platformie tuż koło niego stała pozostała grupka śmiałków spragnionych sławy, albo desperatów, dla których ostatnią deską ratunku był udział w tym przedstawieniu. Mechanizm zatrzeszczał nieprzyjemnie, podnosząc powoli wojowników w stronę rażącego światła. Po chwili ich oczom ukazała się majestatyczna scena w kształcie prostokąta otoczona widownią, która zaczęła krzyczeć jeszcze głośniej, kiedy na polu walki pojawiły się nowe kukiełki. Szesnastu mężczyzn ze zróżnicowanym uzbrojeniem oraz w różnym przedziale wiekowym. Śmiałek koło Greworiana nie mógł skończyć siedemnastu lat. Nagle tłum zamilkł, kiedy rozpoczął się prawdziwy spektakl. Ze wszystkich stron powoli zaczęły otwierać się żelazne wrota. Bramy sunęły po piasku, wypuszczając na scenę postacie, o których Greworian nigdy w życiu nie słyszał. Potwory, ludzie, półludzie – bez znaczenia. Jego jedynym celem była wygrana. Postacie utworzyły szeroki krąg wokół kilkunastu wojowników, zapełniając ostatnie wolne przestrzenie. Wzrok mężczyzny wędrował po twarzach jego przyszłych przeciwników , a uszy wsłuchiwały się w wydawane przez nich odgłosy. "Przerażające" – pomyślał. Zanim zdołał się przyjrzeć choćby połowie zebranych, po obu stronach areny na podwieszanych balkonach pojawili się twórcy przedstawienia. Ludzie, w których rękach znajdował się los i dalsze życie Greworiana, a także pozostałych mężczyzn. Odziany w zielone płachty ród Preksonów zajął miejsce po lewej stronie, zaś ród Asmerów o czerwonych szatach usadowił po przeciwległej stronie sceny. Tłum zaczął wiwatować i przekrzykiwać się, która rodzina powinna wygrać. Zabrzmiał potężny gong, a widownia w oka mgnieniu zamilkła. Teraz miała odbyć się zasadnicza część przedstawienia polegająca na selekcji. Rodziny miały na przemian werbować mężczyzn do swojej drużyny, która będzie ich reprezentować w turnieju. Greworian przyjrzał się grupce wojowników, z którymi przyjdzie mu walczyć. Albo ramię w ramię, albo przeciwko sobie.

 

– Śmiałkowie, ustawić się w szeregu!

 

Chłodny, twardy głos wydał zdecydowany rozkaz.

 

Selekcja nie trwała długo, co cieszyło Greworiana. Był spragniony walki z tym plugastwem. Jego ośmioosobowa drużyna podlegająca rodu Preksonów składała się z trzech mężczyzn mniej więcej w jego wieku, dwóch młodzieńców oraz dwóch starszych wojowników.

 

– Zasady są proste – ponownie przemówił głos – O waszych pojedynkach decyduje los. Żadnych oszustw, przekrętów. Żadnych zasad. Zero litości. Brak jakichkolwiek prób ucieczki. Walczycie aż do śmierci waszego przeciwnika.

 

Zapanowała cisza przerywana rykami potworów zgromadzonych wokół dwóch drużyn.

 

– O kolejności zadecyduje święty ogień.

 

W górnym rogu płonęło ognisko, które miało wskazać pierwszeństwo. Jeden z mnichów wyszeptał jakieś niezrozumiałe słowa i wsypał do ognia dwie fiolki: zieloną oraz czerwoną. Tłum oczekiwał z niecierpliwością na wybór świętości. Płomienie tańczyły w ogromnym talerzu, by po chwili zmieniać na przemian swoją barwę. Nagle ogień przybrał kolor jednej z wrzuconych fiolek.

 

– Zaczyna ród Asmerów!

 

Piątka przedstawicieli rodziny zebrała w się w półkolu na balkonie. Dyskutowała nad możliwością losowania oraz wyborem żołnierza. O decyzji rodu powiadamiał najstarszy.

 

– Wybieramy wojownika z dalekiego Longalos. Niech o jego losie zadecyduje tarcza życia.

 

Na pomoście łączącym obie części areny stanął łucznik z zawiązanymi oczami. Wokół niego pojawiły się wyimaginowane tarcze stworzone przez mnichów. Strzelec napiął łuk i zakręcił się na pięcie, posyłając strzałę.

 

-Korgon!

 

Wykrzyczał głos, podając nazwę jednego z potworów. Umięśniony, ciemnoskóry mężczyzna uzbrojony w okrągłą tarczę oraz szablę wyszedł przed szereg i stanął pośrodku areny. Wykonał w powietrzu serię skomplikowanych cięć.

 

– Co to oznacza? – spytał zaciekawiony młodzieniec.

 

Greworian, nie odwracając wzroku od areny odparł:

 

– To pozdrowienie dla tłumu.

 

Wojownik zarzucił na siebie hełm i rozglądał się gorączkowo, który z potworów będzie jego przeciwnikiem. Z watahy bestii wybiegł Korgon – wielki, obrzydliwie wyglądający troll z maczugą w ręku. Kurtyna została podniesiona w górę. Spektakl trwa.

 

 

 

***************************************************************************

 

 

 

Greworian ze współczuciem oglądał zwłoki Longalosańczyka ściągane na noszach przez żołnierzy. Troll zmiótł go jednym silnym ciosem maczugi. Paskudny widok.

 

– Ród Preksonów! Wasza kolej.

 

Narada trwała dobrą minutę.

 

– Wybieramy wojownika z Horstin – odezwała się kobieta.

 

Greworian wyszedł z szeregu i czekał na dalsze instrukcje.

 

– Niech zadecydują kości Bomalsa.

 

W całej sali rozległ się huk toczących się po schodach kamiennych bloków w kształcie sześcianów. Dwie potężne kości spadły na ziemię, a cała arena – włącznie z wojownikiem – z niecierpliwością oczekiwała na werdykt.

 

– Qwo-Maris!

 

Greworian dobrze pamiętał to bydlę , które pustoszyło okoliczne wioski i zmniejszało populacje owiec. Kilku żołnierzy trzymało na łańcuchach olbrzymiego wilka, który rwał się do rozszarpania mężczyzny. Wojownik odmówił przyjęcia hełmu od żołnierza i chwycił pewnie za swój oburęczny miecz. Zastawił się twardo na nogach i czekał z niecierpliwością, aż bestia zostanie spuszczona z łańcuchów. Jego prośba została spełniona. Qwo-Maris ruszył jak z kopyta, taranując po drodze jednego z nieuważnych potworów. Greworian w ostatniej chwili odskoczył w bok, pobudzając widownie do okrzyków. Bestia turlała się kilka metrów po piaszczystej scenie. Wojownik błyskawicznie doskoczył do przeciwnika i zamachnął się mieczem, chcąc zakończyć walkę jednym, silnym cięciem. Nic z tego. Bestia natychmiast podźwignęła się na nogi i z całym impetem rzuciła się na szarżującego mężczyznę. Greworian jednocześnie wystawił miecz ku lecącemu potworowi. Qwo-Maris zachwiał się na masywnych nogach i po chwili upadł na ziemię. Przez gęstą sierść przenikały powoli strużki krwi, lecące jak wodospad z szyi potwora. Mężczyzna poczuł przenikliwy ból w lewym boku oraz poczuł charakterystyczny zapach posoki. Przeklął pod nosem i doczłapał się z powrotem do swojej grupy. Widzowie dostawali do czego chcieli, co wcale nie poprawiało humoru Greworianowi, który z grymasem bólu odchylił fragment rozerwanej, skórzanej zbroi. Ujrzał trzy długie rany przebiegające przez cały bok. Na szczęście nie były głębokie, więc wojownik był przekonany, że nie wpłyną one na jego poziom walki.

 

– Twardy z ciebie chłop.

 

Usłyszał za swoimi plecami głos przebijający się przez wiwatujący tłum. Greworian obrócił się w kierunku staruszka, który sprawiał wrażenie jakby jego oczy nieraz widziały takie walki. Mężczyzna chciał coś powiedzieć, ale ponownie odezwał się żelazny głos, zmuszający ród Asmerów do wyboru wojownika.

 

– To tylko pierwszy akt – kontynuował staruszek.

 

Greworian zrobił dziwną minę.

 

– Każdy z nas stoczy walkę. Im więcej nas przeżyję tym większa szansa, że uda nam się przetrwać finałowy akt.

 

– Finałowy akt? – zapytał Greworian, który próbował się skupić także na walce toczonej przez młodego wojownika.

 

– Po stoczonych pojedynkach czeka nas druga przeprawa, a na samym końcu finał z największym cholerstwem jakie zrodziła ziemia.

 

Greworian ufał swojej broni, ale na zabicie demona nie wybrałby się nawet z armią wyszkolonych asasynów, albo grupą magów. Wojownik ukradkiem spojrzał na młodzieńca, który wykończył skrzydlatego potwora, przeszywając go włócznią. Mężczyzna pragnął by wreszcie nadszedł czas na drugi akt.

 

 

 

***************************************************************************

 

 

 

Grupy wojowników malały w zastraszającym tempie. Z drużyny rodu Asmerów na placu boju pozostało czterech śmiałków, zaś w podopiecznych Greworiana o jednego więcej.

 

– Wybieramy Osmaksa, o którego przeciwniku zadecydują żelazne ostrza.

 

Staruszek wyszedł przed szereg, puszczając oko w stronę Greworiana. Bez żadnych wstępów rzucił się w stronę czteroramiennego potwora uzbrojonego w ostre sztylety. Już w pierwszym starciu bestia straciła jedną rękę. Wojownik zablokował tarczą potrójne uderzenie potwora i kontratakował, celując w głowę. Potwór odchylił swój łeb, unikając niechybnej śmierci i odbił miecz jednym ze sztyletów. Wyprowadził serie szybkich ciosów, które staruszek z trudem blokował na przemian tarczą oraz mieczem. Obrócił się na pięcie, sparował cięcie i zahaczył ostrzem o prawy bark potwora. Bestia zawyła głośno, tracąc kolejne ramię. Próbowała zaskoczyć wojownika, przeskakując nad jego głową. Ciosy były szybkie oraz precyzyjne. Greworian wraz z publicznością niedowierzali w jaki sposób staruszek zdołał zablokować uderzenia. Zanim mężczyzna zdołał ocucić się po zdziwieniu, Osmaks wyciągał zakrwawiony miecz z cielska potwora.

 

– Witam w moim świecie – powiedział zdyszanym głosem, przechodząc tuż koło Greworiana.

 

 

 

***************************************************************************

 

 

 

Wybrańcy mieli ledwie kilka chwil, żeby opatrzyć świeże rany oraz zaczerpnąć powietrza przed drugim aktem. Greworian chłodził swoje ciało lodowatą wodą rzuconą przez jednego z żołnierzy. Staruszek podszedł do trzydziestolatka i zaczął mówić:

 

– Pojedynki w grupach są cięższe niż może się zdawać. Oprócz chronienia własnego tyłka, jesteś zobowiązany chronić pleców swojego sąsiada.

 

– To twój chleb powszedni, prawda? – odparł Greworian.

 

-Pasja. Życie. Cel. Nic nie mam do stracenia, wojowniku.

 

– Na czym polega drugi akt?

 

– Morderczy wyścig. Tutaj nie ma miejsca na pobłażliwość, czy zabawę w kotka i myszkę. Jeden nieuważnych ruch i twoje ciało będzie chowane w kawałkach. Z każdej strony oczekujesz na śmierć, a gdy myślisz, że najgorsze masz za sobą towarzysz koło ciebie pada jak rażony piorunem.

 

– Optymistyczna wizja – skwitował wojownik.

 

-Jest nas pięciu. To daję nam przewagę nad chłystkami z drugiej grupy. Tych dwóch młodzieńców – wskazał palcem na rozmawiających mężczyzn – może spieprzyć cały plan.

 

– Brawura?

 

– Brawura to tylko przedsmak. Bohaterowie o twarzach tchórzy.

 

Zanim zdołali ustalić cele działania, żelazny głos wezwał wojowników na scenę.

 

– Pamiętajcie – mówił staruszek w stronę drużyny. -Wszyscy jesteśmy jednym ciałem. Razem atakujemy. Razem bronimy się. Razem giniemy.

 

– Nie będzie mi rozkazywał jakiś starzec!

 

Greworian złapał młodzieńca za tunikę i przycisnął do ścian tunelu wybiegającego na scenę. Chłopak przełknął ślinę.

 

– Słuchaj bohaterze. Masz ochotę skończyć swój bieg jak tamci? – wskazał na arenę – skup się na walce i dbaj o swoich kompanów.

 

Opuścił go na ziemię i pierwszy wkroczył na teatr śmierci. "Ma jaja" – pomyślał starzec.

 

 

 

***************************************************************************

 

 

 

Greworian nie mógł nadziwić się w jaki sposób udało się przemianować scenę na długi jak wąż tor przeszkód naszpikowany pułapkami. Stanął wraz z grupką mężczyzn i oczekiwał na wytłumaczenie zasad przez głos. Nie czekał długo.

 

– Waszym zadaniem jest dostanie się do złotej kuli umieszczonej w misce na końcu trasy. Ruszacie oddzielnymi tunelami. Zasady? Tylko jedna. Biegnijcie po wolność. Pułapki uruchamiają oba rody, przeszkadzając wzajemnie swoim przeciwnikom.

 

Zardzewiałe wrota zaczęły się powoli podnosić, ukazując labirynt usłany najróżniejszymi pułapkami. Rozległ się dźwięk gongu, a zaraz po nim głośne okrzyki widowni. Obie grupy pędem wbiegły w tunel, próbując dobiec do złotej kuli. Greworian trzymał tarczę przy sobie, jednocześnie osłaniając plecy jednego z mężczyzn.

 

– Na ziemię!

 

Wszyscy posłusznie rzucili się na zimną jak lód podłogę. Powietrze przecinane było ostrzami wychodzącymi ze ścian, które z łatwością przedzieliły by wpół każdego z wojowników.

 

– Czołgamy się!

 

Staruszek ruszył pierwszy, przerzucając tarczę na plecy. Reszta grupy poszła w jego ślady, unikając zniżających się coraz niżej noży.

 

– Szybciej! Szybciej!

 

Greworian przekrzykiwał skandujących widzów i motywował towarzyszy do pędu. Kiedy staruszek wstał na nogi, zza rogu wytoczyła się ogromna kula, która zmusiła grupę do szukania kryjówki.

 

– Na boki! Już!

 

Jeden z młodzieńców stał jak słup soli i nie był w stanie się ruszyć. Greworian oderwał się od bezpiecznej ściany i rzucił się w stronę wojownika, ratując mu życie. Kulka przeleciała tuż koło nóg mężczyzny, który odetchnął z ulgą. "Szybcy są" – pomyślał. Zanim zdołał się otrząsnąć, głos staruszka ponownie nakazał mu przylegnąć do ściany. Kolejna kula sturlała się w stronę grupy, mijając ją w bezpiecznej odległości.

 

– Tarczę w dłoń! Formować szyk!

 

Cała piątka skupiła się w jednym punkcie, tworząc ruchomą ścianę, przesuwającą się naprzód. Staruszek gestem ręki nakazał przyklęknąć. Greworian chciał wychylić głowę, lecz w ostatniej chwili udało mu się ją schować przed gradem strzałem wysypujących się w stronę grupy.

 

– Naprzód!

 

Żołnierze powolnym krokiem człapali pod strome podejście. Tarcze coraz bardziej przypominały dużego jeża, gdyż wylatujące strzały cały czas nękały biegnące grupy. Greworian ledwo dotrzymywał kroku staruszkowi, który pędził jak burza. Gdy grad strzał ustał, kolejną przeszkodą drużyny był drewniany most z ukrytymi zapadniami. Grupa biegiem wbiegła na pomost, tuż koło nich w odległości pięciu metrów pędziła grupa przeciwników. O dziwo w pełnym składzie.

 

– Uruchamiajcie zapadnie!

 

– Jak!? – odezwał się chór głosów.

 

Staruszek westchnął i tarczą uderzał w wystające ze ściany kanciaste przyciski. W tunelu rozległ się zgrzyt, a kawałek mostu za przeciwnikiem zapadł się i wpadł do naszpikowanego kolcami dołu.

 

– Im więcej uderzeń, tym więcej zapadni! Dalej!

 

Dla widza mogło to wyglądać idiotycznie, ale Greworianowi to miało uratować życie. Zapadnie uruchamiały się jedna po drugiej, zmuszając wroga do uników.

 

– Dobrze! Zaraz koniec!

 

Jeden z drużyny Asmerów zachwiał się na nogach i z przeraźliwym krzykiem spadł na ostre kolce.

 

– Ups! – wykrzyczał jeden z młodzieńców, ciesząc się z triumfu.

 

Nagle cały pomost zaczął się zapadać. Deski spadały jedna po drugiej, niszcząc konstrukcje mostu. Staruszek w ostatniej chwili skoczył i wdrapał się na kamienny blok.

 

– Skaczcie! Już!

 

Greworian miał wrażenie jakby płuca miały zaraz eksplodować, a serce wyskoczyć z klatki piersiowej. Ostatkiem sił rozpędził się i wyskoczył z mostu, wpadając z całym impetem na blok. Trzeci wojownik miał zamiar skoczyć, ale jego plany pokrzyżował jeden z młodzieńców. Zepchnął go w dół i sam wybił się z mostu, ratując sobie życie. Wojownik, któremu los dał drugą szansę podczas spadku kul nie miał już tyle szczęścia. Deski pod jego nogami bezlitośnie sprowadziły go na kolce. Staruszek podniósł z ziemi młodzieńca i miał ochotę go uderzyć.

 

– Postradałeś zmysły!? Dlaczego to zrobiłeś!?

 

– Nie ma zwycięstwa bez poświęcenia dziadku.

 

Wojownik nie wytrzymał, lecz jego pięść wstrzymał Greworian.

 

– Przeciwnicy już pędzą w stronę kuli!

 

Zanim staruszek zdołał zareagować, młodzieniec wyrwał sie z uścisku i odpychając Greworiana biegiem ruszył w stronę światełka w tunelu.

 

– Stój! Stój!

 

Było za późno. Ściany ognia zakończyły desperacki bieg. Podobny los spotkał jednego z przeciwników. Widownia skandowała nazwy rodów, przekrzykując się który według nich ma dotrzeć do trzeciego aktu.

 

– Poruszamy się ostrożnie. Tarcza przez prawym boku.

 

Powoli ruszyli w stronę wyjścia, upewniając się, że ogień nie pokrzyżuje ich planów. Przeciwnicy także nie zamierzali odpuścić i pragnęli uprzedzić dwójkę bohaterów. Rozpoczęła się walka z czasem oraz własnymi słabościami.

 

– Spokojnie, wojowniku.

 

Staruszek ostudzał zapał Greworiana. Szli powoli, gdy nagle drogę ucieczki przecięła im ściana ognia.

 

– Pędem!

 

Greworian czuł jak goni go ogień. Ledwo oddychał, a nogi powoli odmawiały mu posłuszeństwa. Ciało było rozgrzane do tego stopnia, że miał wrażenie jakby był zwierzyną pieczoną nad ogniskiem. Wyjście z tunelu zdawało się być coraz bliżej. Obraz zaczął mu się rozmazywać, kiedy rażące promienie światła padły na jego twarz. Rzucił się wraz ze staruszkiem w kierunki misy ze złotą kulą. Dostał zawrotów głowy i poczuł jakby jego klatka piersiowa otrzymała cios maczugą. Upadł na ziemię, czując zimno bijące od kuli oraz ciepło wydzielane przez rozgrzaną rękę. Przed omdleniem usłyszał tylko jedno słowo.

 

– Remis!

 

 

 

***************************************************************************

 

 

 

Jego żona zawsze pachniała pięknie. Poczuł aromat świeżych kwiatów i uśmiechnął się sam do siebie.

 

– Jesteś tutaj, kochanie?

 

Poczuł jak delikatne ręce kobiety dotykają jego twarzy. Otworzył powoli oczy i ujrzał kobietę, która siedziała z podgiętymi kolanami tuż koło wojownika. Głaskała go po niegolonej twarzy i uśmiechała się promiennie.

 

– Gdzie ja jestem?

 

Oczekiwał odpowiedzi, albo miłosnego pocałunku od swojej żony. Kobieta przejechała ręką po twarzy mężczyzny, po czym z całej siły uderzyła go otwartą ręką.

 

– Greworian!

 

Ponownie poczuł uderzenie.

 

– Greworian!

 

Wojownik podniósł się z ziemi i uśmiechnął się krzywo, kiedy dostrzegł fizjonomie staruszka. Greworian otarł obolałą twarz, a następnie odparł:

 

– Mógłbyś być bardziej delikatny.

 

– Trzeba nie było chcieć mnie całować!

 

– Co się stało?

 

Staruszek na początku pokręcił z niedowierzaniem głową, po czym zaczął opowiadać:

 

– Rzuciłeś się jak orzeł na zwierzynę. Jednocześnie z przeciwnikiem chwyciłeś za kulę. Uderzyłeś z całej siły w twardą posadzkę i musiałem cię przenieść tutaj.

 

– Kiedy trzeci akt?

 

– Niedługo. Odpocznij i przygotuj się. Przeszedłeś do historii turnieju. Pierwszy raz padł remis. Lepiej dla nas, że mamy dodatkowe dwa miecze do pojedynku z demonem. Do zobaczenia na arenie.

 

Staruszek chwycił za tarczę i wyszedł z pomieszczenia. Greworian z trudem podźwignął się z wygodnego łoża i rozprostował kości. Czuł się jakby nie spał od kilku dni. Upewnił się, że wszystkie członki, łącznie z najważniejszym ma na miejscu, a następnie zabrał się do szybkich ćwiczeń. Wymachiwał mieczem i próbował odrzucić z myśli widmo porażki. Sama myśl o walce z demonem przerażała go i sprawiała, że wątpił w sukces. Cena przegranej, czyli śmierci byłaby ogromna. Jego żona skazana by była na wieczne pozostanie w separatystycznym obozie. Kiedy poczuł, że jego mięśnie mają dość, opuścił oręż i usiadł na kamiennym bloku. Odpoczywał aż do momentu, gdy rozległ się gong. Pewnym krokiem ruszył w stronę areny.

 

 

 

***************************************************************************

 

 

 

Mówią, że najgorsze w demonie nie jest jego broń, ani piekielny wygląd. Rzeczą, która sprawia, że ostatki odwagi odchodzą w niepamięć to przeraźliwy ryk. Mnichowie otoczyli całą arenę, stając na wyznaczonych kolumnach. Po chwili cała scena zamknięta była w szczelnej, szklanej kopule stworzonej przez magię. Greworian, staruszek oraz dwóch silnie zbudowanych wojowników: Borwes oraz Vomis, oczekiwało na wskazówki głosu. Rody zasiadły na specjalnie przygotowanych miejscach – bezpiecznych oraz oddzielonych od widowni.

 

– Padł remis. Zwycięstwo należy do wojownika, który zada cios ostateczny. On zadecyduje o tym, czy wybiera wolność, czy pozostaje na placu boju. Pozostali są na łasce tłumu. W walce demonem dozwolone, a wręcz wskazane jest używanie magii. Wypuścić demona!

 

Scena zaczęła się rozsuwać na cztery części. Na ogromnej platformie stała olbrzymia, ognista bestia otoczona mnichami, którzy za pomocą magicznych łańcuchów trzymali demona na uprzęży. Oczom wojowników zaczęły się ukazywać długie rogi, a następnie paskudna, pokryta łuskami twarz spowita dymem z wydychanych nozdrzy. Cielsko potwora było kolosalnych rozmiarów. Spętane ręce z łatwością mogłyby zniszczyć silnie obsadzoną warownie. Ostre szpony na wygiętych nogach czekały tylko na przeciwnika. Jednocześnie mnichowie odeszli na bezpieczną odległość i zdjęli kajdany z rąk potwora. Demon zaryczał, wzbudzając trwogę w sercach wojowników. Tłum zamilkł na moment, by ponownie wiwatować. Greworian przyglądał się jak demon wyciąga miecz z podwieszonej na plecach pochwy, a z drugiej obusieczny topór. "Albo ja, albo ty" – pomyślał mężczyzna. Demon zamachnął się toporem, dając znak, że trzeci akt właśnie się rozpoczął. Wszyscy odskoczyli na boki, unikając ciosu. Borwes próbował oskrzydlić potwora i posłał w jego stronę kulę ognia. Demon jednak rozbił pocisk mieczem i zablokował uderzenie z przeciwległej strony. Greworian uniknął śmierci i posłał serie ciosów magicznych w podbrzusze bestii, która wchłonęła pociski niczym gąbka. Vomis wraz ze staruszkiem wspólnie próbowali zaskoczyć potwora i wspiąć się na jego masywne nogi. Nic z tego. Demon przesunął się w bok, strącając nieuważnych wojowników. Cała czwórka skupiła się teraz w jednym punkcie, lecz natychmiast musieli się rozdzielić kiedy topór bestii padł na ziemię.

 

– To bez sensu! – krzyczał Vomis.

 

– Osłaniajcie mnie!

 

Greworian skupił się i wypuścił z rąk lodowy pocisk, który wbił się w łydkę bestii jak strzała. Z rany lunęła czarna jak smoła krew. Staruszek zrozumiał, o co chodzi. Posyłał kolejno serie w nogi bestii, tworząc drabinę, która miała go doprowadzić aż do brzucha potwora. Demon ryczał najgłośniej jak potrafił i próbował zapobiegać nowym "igłom" wbijanym kolejno w jego cielsko. Borwes ruszył w stronę potwora, który strącił go mieczem. Wojownik wpadł na ścianę, a jego ciało opadło bezwładnie na ziemię.

 

– Borwes!

 

Vomis był tak wściekły, że nie zważając na niebezpieczeństwo ruszył w stronę bestii. Ominął kolejne ciosy topora i wskoczył na rękę demona. Biegł ile sił w nogach po bruzdowatym ciele potwora. Greworian wraz ze staruszkiem atakowali nogi demona, które wyglądały jak dwie maczugi. Vomis doskoczył do paskudnej mordy i wskoczył na jeden z rogów bestii.

 

– Może jakaś pomoc!? – krzyczał ledwo, utrzymując równowagę.

 

Dwójka wojowników schowała miecze do pochew i rozpoczęła niebezpieczną wspinaczkę. Demon miotał się na wszystkie strony, starając się strącić wadzących mu intruzów. Vomis nie miał zamiaru czekać.

 

– Do zobaczenia po drugiej stronie wojownicy!

 

Zeskoczył z rogów potwora i posłał serie pocisków prosto w twarz demona, który zamierzał raz na zawsze rozprawić się z przeciwnikiem. Zionął ogniem w kierunku Vomisa, kończąc jego występ w finałowym akcie. Pociski dotarły do gęby bestii, powodując radość u staruszka i Greworiana, którzy znajdowali się już przy udach potworach. Wspinali się na przemian po pociskach lodowych lub kolcach wystających z cielska potwora. Demon otrząsnął się po ataku Vomisa, ale nie zdążył zareagować. Greworian i staruszek jednocześnie posłali śmiercionośną serie w oczy potwora. Demon zaryczał przeraźliwie i opadł na kolana, starając się strącić z twarzy wojowników. Staruszek spojrzał na Greworiana:

 

– To jest twój czas, wojowniku. Nie zmarnuj go.

 

Po tych słowach zjechał ślizgiem po cielsku bestii i skumulował całą magię w dwóch rękach. Przyłożył je do cielska potwora i wypuścił pocisk. Demon upadł na scenę i głośnymi rykami dawał do zrozumienia, że ma dość. Greworian zeskoczył na klatkę piersiową bestii skupił magię na broni i z całej siły wbił miecz w serce potwora. Demon zachwiał się i podniósł ręce ku górze. Walka była skończona. Wojownik odetchnął głęboko i wsłuchiwał się w skandowanie zwycięskiego rodu. Jego myśli krążyły wokół tego, po co tu przyszedł: wolności.

 

– Co wybierasz, wojowniku?

 

Rozległ się głos, który nakazał tłumowi milczenie.

 

Greworian zmusił się do uśmiechu i chciał coś powiedzieć, lecz opadł z sił. Poczuł jak serce pracuje coraz wolniej, a myśli odpływają daleko od areny. Zachwiał się na nogach i opadł na cielsko bestii. Wiedział, że ten cios kosztował go bardzo dużo.

 

 

 

***************************************************************************

 

Poczuł ciepło bijące od ludzkiego ciała. I ten zapach kwiatów. Nie musiał otwierać oczu, żeby dowiedzieć się, że tuż koło niego leży jego żona.

 

– Umarłem? – zapytał.

 

– Jesteś ze mną. Jesteśmy wolni.

 

Greworian nie pytał o nic więcej.

 

 

 

****************************************************************************

Koniec

Komentarze

To - jak napisałeś - Twój tekst sprzed lat. Mam pytanie - czy poprawiłeś go przed wrzuceniem tutaj? Zmieniałeś coś, przejrzałeś go i doprowadziłeś do takiego stanu, jakim chciałbyś go widzieć dzisia? Czy jednak nie?

Niestety, mnie się ten tekst nie podobał. Może po prostu nie jestem targetem, ale już pierwsze zdanie mnie wykrzywiło. Ten oburęczny miecz to dla mnie jakiś taki dziwny symbol sztampy, prawie jak elf czy krasnolud - i rzadko się zdarza, żeby tekst, w którym owe symbole się pojawiały, okazał się strawny. Dla mnie, rzecz jasna.

Przyznam, że próbowałam się wczytać w opis walki, ale po jakimś czasie tylko prześlizgiwałam sie po nim. Sporo błędów językowych, ale w łapance są lepsi ode mnie, może ktoś się zjawi.

Według mnie opis rąbanki, nawet przeprowadzonej w szczytnym celu, to jednak za mało na opowiadanie.

Pozdrawiam.

Turnieje to dobra rzecz, ale ileż to już opowiadań  (nawet powieści) powstało na ten temat? Fantasy, sci-fi, nawet cyber punkowe teksty zajmowały się tym tematem. Poczytać można, ale żadna to rewelacja. BTW: czasem błędnie zapisujesz dialogi.

 

Pozdrawiam

Mastiff

Twój tytuł dał mi inpirację do napisania opowiadania i do samego tytułu. Opowiadanie przeczytam... za trochę.

Podzielam zdanie Bohdana. Rąbanina to za mało, by tekst budził głębsze refleksje.

Nowa Fantastyka