- Opowiadanie: Ariz aka Zindir - Przyjęcie

Przyjęcie

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Przyjęcie

Przez cały dzień we Dworze rodziny Stretto panował zgiełk. Służba wręcz dwoiła się i troiła by podołać wszystkim zadaniom jakie zostały im zlecone. Roboty było od licha, a dzień niestety nie stawał się dłuższy. Mimo wszystko robota szła sprawnie, cały czas wszystkim mieszkańcom dworku towarzyszyło miłe podniecenie, a wszystko z powodu balu…

 

***

 

Nareszcie nastał wieczór. Bramy posiadłości były szeroko otwarte zachęcając do podjazdu zadbaną alejką na dziedziniec przed głównym budynkiem. Wszystkie pomieszczenia były jasno oświetlone, świeczniki i kaganki z naftą płonęły już wszędzie rzucając groteskowe cienie na ściany. I pomyśleć, że teraz dopiero będzie okazja żebym i ja mógł się wykazać.

 

Oto nadjeżdżają powozy, zdobione najlepszej jakości materiałami, nawet konie szły z niebywałą gracją zupełnie tak jak gdyby wyczuwały odświętność sytuacji – pomyślałem gdy zatrzymałem się na szczycie schodów. Początki i końce takich przyjęć są niezwykle nieatrakcyjne. Oczywiście muszę uczynić honory gościom jako gospodarz ale do kroćset, jak ja tego nie lubię! Czułem się jak w transie, składając ukłony i wymieniając uprzejmie kilka zdań jak tego wymagała etykieta. Kąciki ust zadrżały mi przez moment gdy zauważyłem Elenor wychodzącą z czarnego, eleganckiego powozu, do którego zaprzęgnięto białe jak śnieg rumaki. Niesamowite jak kobiety potrafią się pięknie zmienić gdy mają ku temu okazję. Zresztą zawsze uważałem, że El jest niezwykle pociągająca, jednak te wspaniałe suknie tylko dodają jej uroku. Odruchowo wygładziłem mankiet i przeczesałem włosy, czułem się niezręcznie pozbawiony swojego kapelusza, który stanowił pamiątkę po pradziadku, niestety etykieta nie zezwalała mi na okazanie takiego braku szacunku wobec moich gości. Gdy uścisnąłem ostatnią dłoń, należącą do Lorda Makrena z obrzeży Ghis, poczułem się o niebo lepiej. Teraz nareszcie zacznie się przyjęcie. Ruszyłem w stronę sali balowej wiedziony muzyką, wygrywaną już przez opłaconych grajków. Nie byli drodzy, po za tym wpadli w zachwyt gdy ujrzeli gdzie przyszło im grać, teraz wyciskali z siebie i swoich instrumentów siódme poty. Większość gości w najlepsze już pogrążyło się w rozmowie gdy lawirowałem między nimi i służącymi, którzy roznosili przekąski i kielichy z winem.

– Bardzo Zgrabnie to urządziłeś Zelronie. – Poznałem ten głos od razu. Hrabina Laverstaien.

– Oh jesteś bardzo łaskawa Hrabino. Podziękowania jednak należą się służbie, ja tylko wydawałem polecenia.

– Też mi coś! Służbie się nie dziękuje Zel, powinieneś to w końcu zaakceptować.

Poczułem gniew, dzięki mojej służbie ta hipokrytka brała teraz udział w najlepszym przyjęciu jakie wydałem do tej pory.

– Wybacz Hrabino, widocznie nasze zdania co do tej kwestii znacznie się różnią. – Przez chwilę mogłem wyczytać z jej twarzy urazę, którą jednak szybko zamaskowała uprzejmym uśmiechem.

– Ale żywię nadzieję, że w innych kwestiach się zgadzamy. – Mowiąc to uśmiech na jej twarzy poszerzał się z każdą chwilą, a gdy wreszcie ukazała nieco swoje równe zęby, zatrzepotała figlarnie rzęsami. Czułem, że spłonąłem rumieńcem co było mi bardzo nie na rękę, biorąc pod uwagę fakt, że przyciągaliśmy uwagę niektórych osób. Plotki szybko powstają, a ja za żadne skarby nie chcę być ich tematem. Skinąłem uprzejmie głową ujmując ją za rękę.

– Z pewnością Hrabino, z pewnością. Teraz racz mi wybaczyć, muszę zamienić kilka słów ze stajennym.

Musnąłem w ukłonie ustami wierzch jej dłoni i oddaliłem się, może trochę zbyt pospiesznie. Gdy tylko znalazłem się w jednej z bocznych sal skierowałem się w kierunku tarasu. Czułem, że potrzebuję chwili spokoju by jakoś przetrwać resztę wieczoru. Grajkowie właśnie zaczęli grać jakąś piękną melodię i większość gości ruszyło do tańca. Wyszedłem na zewnątrz i zaczerpnąłem do płuc świeżego powietrza. Powoli zaczynałem się odprężać, oparty łokciami o balustradę. Wtedy właśnie usłyszałem kroki za sobą.

Koniec

Komentarze

To koniec, początek czy środek? I o co chodzi?

Część pierwszego rozdziału. Akcja dzieje się we dworze należącym do rodziny "Stretto", opisuje wszystko z punktu widzenia bohatera czyli niejakiego Zelrona. O co może chodzić w opowiadaniu.

takie sobie

Okej, ale gdzie tu fantastyka? Poza dziwnymi imionami? Chyba że w dalszej, nie opublikowanej tu części tekstu... Ja oceniłem na 3.

Zaufaj Allahowi, ale przywiąż swojego wielbłąda.

Słabe pod każdym względem. Zdania są siermiężne. Opowieść ginie w gąszczu błedów warsztatowych. bez oceny.

Nie wiem jak to mam odebrać. "Siermiężne" to słowo dwuznaczne, można je odebrać jako np. "wyszukane". Ze zdania pierwszego domyślam się jednak, że chodziło Ci raczej o synonimy tego słowa. "błedów", mała litera po kropce? Jak widać każdemu błędy się zdażają i moim zdaniem jest to nieuniknione, tym bardziej, że sam redaguję swoje teksty, nie jestem w stanie wszystkiego wyłapać, najlepszy pisarz nie jest  w stanie napisać powieści bez błędów, często zawsze coś się ukryje co można zauważyć dopiero później :)

słabe 3/6 na zachętę
W sumie to nie ma co oceniać, wstęp do czegoś niewiadomoczego

"Przychodzę tu od lat, obserwować cud gwiazdki nad kolejnym opowiadaniem. W tym roku przyprowadziłam dzieci.” – Gość Poniedziałków, 07.10.2066

Nowa Fantastyka