- Opowiadanie: pjotroos - Możesz być kim tylko zechcesz

Możesz być kim tylko zechcesz

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Możesz być kim tylko zechcesz

– A ty gdzie się niby wybierasz? – spytała go oburzonym tonem, gdy zauważyła, że wkłada buty, a obok leży spakowany plecak. W odpowiedzi sięgnął do kieszeni i uniósł złożony na pół kartonik. Podparła ręce pod boki i zrobiła pochmurną minę.

– Chyba już uzgodniliśmy, że to idiotyczny pomysł – oznajmiła groźnie. Tak właściwie to nie byli nawet parą, po prostu mieszkali razem, żeby było taniej, ale parę tygodni temu za dużo wypili, obudzili się w jej łóżku i od tamtego momentu traktowała go jak swoją własność. Jarek zresztą w większości przypadków robił, co mu kazała, bo i tak wydawało się to być najlepszym pomysłem w danej chwili, ale szczerze mówiąc nie wiedział, czy podoba mu się ten układ. Czasami trochę się bał Natalii. Tym razem nie zamierzał się bać.

– Ja wcale tak nie uzgodniłem – odparł spokojnie. – Chcę zobaczyć, co to jest.

Znalazł kartonik w skrzynce pocztowej, w kopercie ręcznie zaadresowanej na swoje imię i nazwisko. Był rozmiaru kartki pocztowej, na jego odwrocie widniał adres w Krakowie wypisany małym drukiem, przód zaś, wielkimi neonowymi literami na czarnym tle, głosił: „MOŻESZ BYĆ KIM TYLKO ZECHCESZ”. List przyszedł do niego krótko po tym, jak stracił pracę, więc w tamtej chwili brzmiał jak najpiękniejsza propozycja na świecie. Jarek pokazał go Natalii i oznajmił:

– Fajnie by było być kimś kompletnie innym.

– Wolne żarty – fuknęła w odpowiedzi. – Ty nawet sobą nie potrafisz porządnie być.

I to był koniec ich pierwszej rozmowy na ten temat. Ich druga rozmowa miała miejsce dzień później, już po tym, jak bezowocnie próbował dowiedzieć się z internetu czegokolwiek o nadawcach tej kartki. Poza fejsbukową strona, na której 1523 osoby polubiły bycie kim tylko zechcą, nie znalazł nic.

– Chyba tam pojadę i zobaczę, o co chodzi – oświadczył Natalii wieczorem, gdy razem robili kolację.

– Aha, a w przyszłym tygodniu nie będziesz miał za co jeść – odburknęła. Jak zwykle miała sporo racji. Jego oszczędności malały w zastraszającym tempie. Ale on był strasznie ciekaw, kto mu wysłał tę kartkę i dlaczego.

– Coś wymyślę – odparł tylko ze wzruszeniem ramion.

– Ty nigdy nic nie wymyślasz – parsknęła i to był koniec ich drugiej rozmowy. Ale Jarek nie przestawał myśleć o obietnicy wypisanej na froncie kartonika. Za każdym razem, gdy bez przekonania przeglądał oferty pracy w okolicy albo z przerażeniem sprawdzał stan oszczędności na koncie, dumał nad tym, jak fajnie byłoby stać się kim tylko zechce. W końcu postanowił pojechać, nawet jeśli w przyszłym tygodniu nie będzie miał za co jeść. Spakował w plecak czystą koszulkę, dwie zmiany bielizny, szczoteczkę i pastę do zębów, złożył kartonik na pół, schował go do kieszeni kurtki i dał się przyłapać dopiero w trakcie wkładania butów.

– Nawet nie licz na to, że będę cię potem karmić – oświadczyła ze złością, gdy zrozumiała, że nie zdoła go powstrzymać. Szczerze mówiąc właśnie na to liczył, ale i tak miał zamiar zaryzykować. Skończył wiązać drugi but, wstał, nałożył plecak, przytulił się do niej i wyszedł. Trzasnęła za nim drzwiami głośno, wrzeszcząc „idiota”!

*****

Od lat nie jechał nigdzie koleją, z autentyczną przyjemnością wyglądał więc przez okno na nieśpiesznie mijane pola, lasy i sporadyczne zabudowania. Na siedzeniu naprzeciw niego młody chłopak zażarcie kłócił się przez telefon ze swoją dziewczyną o to, kto kogo kocha bardziej. Za jego plecami dwóch kolesi wspominało, jak genialny był ostatni weekend, od paru minut próbując przy okazji przelicytować się w ilości wypitego alkoholu. Trzy nastolatki siedzące po przeciwległej stronie wagonu podekscytowane dyskutowały o tym, czy najnowszy teledysk Katy Perry jest najlepszy na świecie, czy nie. Na drugim końcu przedziału starszy mężczyzna, ubrany w elegancki garnitur z kamizelką i krawatem, cedził w słuchawkę swojego smartfona, że jeśli do szesnastej nie opłacą mu tej faktury, to im powyrywa kręgosłupy przez dupę.

Jarek zastanawiał się, jak by to było być każdym z nich.

*****

Gdy dotarł do celu, w pierwszej chwili uznał, że ktoś zrobił sobie jego kosztem żart. Adres wskazywał na zaniedbany stary barak na kompletnym bezludziu. Nijak nie przypominał miejsca, w którym ktokolwiek mógłby zostać kim zechce. Przez moment miał ochotę po prostu wrócić do domu, przyznać Natalii rację i błagać ją o wybaczenie, ale potem przypomniał sobie, że na bilet w obie strony wydał 140 złotych. Wziął się w garść i zapukał do drzwi. Niemal natychmiast otworzyła mu śliczna młoda dziewczyna i spytała, w czym może mu pomóc. Przedstawił się jej i pokazał kartonik, czując się niesamowicie głupio.

– Oczywiście, panie Jarosławie – odpowiedziała mu z wyćwiczonym uśmiechem. – Proszę wejść, czekaliśmy na pana.

W środku barak wydawał się być większy niż na zewnątrz. Był też wyremontowany, świeżo pomalowany i elegancko wyposażony. Dziewczyna oprowadziła go, wyjaśniła mu jak działają, zapewniła, że absolutnie nic im nie musi płacić i poinformowała, że szef osobiście wybrał go do udziału w ich przedsięwzięciu. Okazało się, że wcale nie może być kim tylko zechce, ale jeśli zechciałby być jedną z osób, którą może zostać, oni bez problemu mogą mu to zapewnić. Długo przeglądał katalog z ich ofertą, w końcu wybrał aktora grającego jedną z głównych ról w popularnej telenoweli, podpisał bez czytania oświadczenie o tym, że jest świadom ryzyka, i udał się do wskazanego pomieszczenia. Coś zaczęło głośno syczeć. Zasnął.

*****

Gdy się obudził, śliczna młoda dziewczyna stała naprzeciwko niego ze sporych rozmiarów lustrem w dłoniach. Przejrzał się w nim. Znał tą twarz z telewizji, znał ten błysk w oku. Uśmiechnął się łobuzersko a dziewczyna lekko się zarumieniła. Nie miał na sobie żadnych ubrań, ale kompletnie mu to nie przeszkadzało. Wstał nieśpiesznie, wciąż się uśmiechając. Wciągnął na siebie czekające na krześle obok bokserki, skarpety, dżinsy, koszulkę polo, sweter i półbuty, podziękował jej i wyszedł. Świat wydawał się dużo prostszym miejscem, kiedy miało się łobuzerski uśmiech.

Przez parę godzin chodził po prostu po ulicach, napajając się tym, że obcy ludzie podbiegają do niego porozmawiać, proszą go autograf, chcą sobie robić z nim zdjęcia. Gdy zaczęło się ściemniać, znalazł nocny klub, który wyglądał na modny, i wszedł do niego bez kolejki. Zamówił sobie drinka, mimo że nie miał przy sobie ani grosza, i usiadł przy barze, oglądając wijące się na parkiecie dziewczyny. Jedna z nich uchwyciła jego wzrok, a on nie spuścił oczu. Podeszła do niego wywijając tyłkiem.

– Postaw mi drinka – nakazała. Uniósł brwi.

– Niby dlaczego?

– Bo jestem ładna – oświadczyła tonem, z którego jasno wynikało, że o coś równie oczywistego nie powinien nawet pytać.

– A po którym? – spytał ją z łobuzerskim uśmiechem, mimo że naprawdę była ładna, a ona roześmiała się tylko w odpowiedzi. Wypili razem parę drinków, rozmawiając o niczym przyzwoitym, po czym oświadczył jej, że musiał zapomnieć portfela, a ona zapłaciła za wszystko i zamówiła im taksówkę do siebie. Kochali się przez pół nocy, a gdy obudził się późnym rankiem, wcale nie potraktowała go jak swoją własność. Zamiast tego spytała, czy spotkają się jeszcze kiedyś.

– Jasne – odparł natychmiast. Poprosił ją o długopis i kartkę i zapisał na niej numer. Aktorowi z telenoweli nigdy nie chciało się nauczyć swojego na pamięć, więc Jarek wypisał po prostu pierwsze dziewięć cyfr, które przyszły mu do głowy. Potem ubrał się, podziękował jej za wszystko i wyszedł. Skoro był aktorem, postanowił w czymś zagrać. Złapał taksówkę, spytał kierowcę czy wie, jak stąd dojechać do studia, usłyszał, że to żaden problem i rozwalił się wygodnie na tylnym siedzeniu. Gdy dojechał na miejsce, poprosił portiera o pożyczenie pięciu dych, wręczył je kierowcy informując, że reszty nie trzeba, i dziarskim krokiem udał się na plan.

Okazało się, że praca aktora to wcale nie taki prosty kawałek chleba. Dostało mu się za spóźnienie, dostało mu się za to, że nie pamięta swoich kwestii, a po sześciu godzinach powtórek nogi wpijały mu się w tyłek i miał serdecznie dość uśmiechania się i powtarzania w kółko tych samych banałów. Kolejne dni wcale nie wyglądały lepiej. Na koniec trzeciego usłyszał, że tak dłużej być nie może, i że ma się wziąć w garść, jeśli nie chce stracić tej pracy. Wybrał się do klubu z kilkoma innymi aktorami z obsady, wściekły na cały świat. Kiedy ktoś zaproponował mu wciągnięcie ścieżki czegoś białego, zrobił to bez zastanowienia. Wnętrze jego głowy eksplodowało. Ocknął się na podłodze toalety, w kałuży czegoś lepkiego i śmierdzącego. Uznał, że ma już dość bycia aktorem.

*****

Gdy rankiem następnego dnia wrócił do starego baraku i spytał, czy mógłby spróbować być kimś innym, śliczna młoda dziewczyna oznajmiła radośnie, że to żaden problem.

– Mało komu – tłumaczyła – udaje się zostać tym, kim naprawdę chce być, za pierwszym razem.

Ponownie siadł do katalogu i zaczął przeglądać możliwe opcje. W końcu wybrał rapera z popularnej na południu Polski kapeli hip-hopowej. Zawsze lubił śpiewać, ale nigdy nie miał do tego głosu, uznał więc, że lepszej okazji do spróbowania się nikt mu nie da. Gdy się ocknął i, zamiast łobuzersko uśmiechniętej pięknej buzi, ujrzał w lustrze ogoloną na łyso głowę, dla próby wyrzucił z siebie parę linii ich ostatniego hitowego kawałka. Brzmiały dokładnie tak jak w radiu.

Tym razem przed wyjściem spytał, czy może dostać jakiś portfel i dokumenty, i śliczna młoda dziewczyna wydała mu z depozytu przedmioty osobiste popularnego rapera. Udał się na główny peron PKS, kupił bilet na autobus do Katowic, i po paru godzinach był już u nowego siebie. Przez parę dni wszystko układało się naprawdę nieźle. Spalił hurtowe ilości trawy, nagrał parę zwrotek, które napisał wcześniej, gdy jeszcze był nim ktoś inny. Potem powiedział kilka niewłaściwych słów kilku niewłaściwym osobom. Gdy zbierał się do domu po koncercie, kilka niewłaściwych osób go znalazło i kopało tak długo, aż zaczęły pękać żebra. Skoro mógł być, kim tylko zechce, absolutnie nie chciał być kimś, kto ma połamane żebra. Wrócił do Krakowa.

*****

– Musi pan bardziej uważać – poinformowała go z troską śliczna młoda dziewczyna. – To, że może pan być kim zechce, nie oznacza przecież, że jest pan nieśmiertelny. Może chciałby pan spróbować czegoś spokojniejszego?

Jarek uznał, że to nie jest najgorszy pomysł. Znalazł w katalogu prezesa dużej firmy importującej plotery z Chin i zdecydował się zostać nim. Nie było to może najbardziej ekscytujące życie, i nikt więcej nie poznawał go na ulicy, ale przynajmniej dobrze zarabiał, miał piękny dom, nowiutkie audi, atrakcyjną żonę i zdolne dziecko. Co więcej, niczego tak naprawdę nie musiał robić. Gdy przychodził do biura, podpisywał po prostu stos czekających na niego papierów, a potem wychodził na lunch, który wcześniej umówiła mu sekretarka, wymieniał kilka żartów przy lampce wina i obiecywał, że zrobi co w jego mocy. Przez ponad dwa tygodnie spokojnie i dostatnie żył.

W połowie trzeciego tygodnia zaczęły się telefony w środku nocy. Nie wiedział, czy coś komuś źle obiecał albo czy podpisał coś, czego podpisywać nie powinien, bo ten ktoś po drugiej stronie zawsze się rozłączał, gdy tylko Jarek podnosił słuchawkę. Czwartej nocy ktoś spalił mu jego nowiutkie audi.

Uznał, że ma już dość bycia prezesem dużej firmy.

*****

Gdy spytał ślicznej młodej dziewczyny, czy przez jakiś czas mógłby znowu być sobą, pokręciła głową z zasmuconą miną.

– Przykro mi, panie Jarosławie, ale w tej chwili ktoś inny jest panem.

W pierwszej chwili myślał, że się przesłyszał. Poprosił ją, żeby powtórzyła, a ona powtórzyła mu dokładnie to samo. Wytłumaczyła, że spoczywa na nich odpowiedzialność za to, żeby tylko jedna osoba naraz była dowolną osobą, i że Jarek, podpisując oświadczenie, zgodził się na dodanie swojej osoby do katalogu. Ktoś inny aktualnie zdecydował się na bycie nim, więc Jarek będzie musiał poczekać na swoją kolej. Spytała, czy w międzyczasie chciałby zostać kimś innym. Niechętnie przejrzał katalog i znalazł sobie kogoś, kto miał życie podobne do jego. Przez tydzień próbował żyć jako Mariusz z Krakowa, ale nie spodobała mu się ani durna praca Mariusza, ani jego znajomi, ani wiecznie narzekająca na coś narzeczona.

Po tygodniu cierpliwość mu się wyczerpała. Wrócił do starego baraku i spytał, czy teraz może być już sobą. Śliczna młoda dziewczyna ponownie oświadczyła, że niestety nie, ale że może wziąć od niego numer telefonu i dać mu znać, jak tylko jego życie się zwolni. Spytała, czy w międzyczasie chciałby spróbować jakiegoś innego życia, bo właściciel życia Mariusza również o nie pytał. Zgodził się od razu. Wybrał życie prezentera stacji muzycznej w średnim wieku, licząc na to, że będzie to właściwa mieszanka ekscytacji i sławy ze spokojem i stabilizacją.

Nienawidził praktycznie wszystko, z czym owe życie się wiązało, ale śliczna młoda dziewczyna nie dzwoniła. Cierpiał więc i czekał, aż w końcu uznał, że ma dość czekania. Swój bilet powrotny porzucił razem z resztą własnego życia, kupił zatem nowy bilet w jedną stronę i udał się do domu.

*****

Kiedy zadzwonił do drzwi mieszkania, otworzył mu ktoś noszący jego twarz.

– Witam – przywitał się z nim stary Jarek i pokazał mu złożony na pół kartonik, głoszący „MOŻESZ BYĆ KIM TYLKO ZECHCESZ”. Tamten skinął głową, dając znać, że rozumie. – Używasz już mojego życia dość długo. Czy mógłbym je dostać z powrotem?

– Nie – odpowiedział mu beznamiętnie Nowy Jarek. Stary Jarek poczuł się, jakby dostał obuchem przez łeb.

– Jak to nie? Przecież jest moje.

Nowy wzruszył tylko ramionami.

– Powiedzieli mi, że mogę być, kim tylko zechcę, i wybrałem sobie ciebie. Przykro mi.

Stary Jarek chciał już odwarknąć, że dopiero będzie mu przykro, jeśli nie odda mu jego życia, gdy ze środka usłyszał głos Natalii.

– Z kim rozmawiasz? – spytała i, jak zwykle, od razu wyszła do przedpokoju sprawdzić. Miała nową fryzurę, z długą, opadającą do oczu grzywką, usta wymalowane jasną szminką i oczy delikatnie podkreślone zieloną kredką. Była ubrana w zwiewną, kolorową sukienkę. Odmłodniała w oczach. Wyglądała ślicznie jak nigdy. Podeszła do Nowego Jarka i objęła go od tyłu.

– To mój kolega, Paweł. Paweł, Natalia – przedstawił ich sobie Nowy Jarek, zmyślając imię na poczekaniu. Gdy wyciągnęła do niego prawą rękę na powitanie, zauważył na palcu serdecznym pierścionek z wielkim białym kamieniem.

– Cześć – przywitała go ciepło, a następnie szepnęła coś do ucha Nowemu Jarkowi i wróciła do środka.

– Za parę godzin mamy samolot do Rzymu, – poinformował go Nowy Jarek – więc będziesz musiał mi wybaczyć, ale nie mam teraz czasu rozmawiać.

– Ty i Natalia? – zdziwił się.

– Ja i Natalia – potwierdził Nowy tak, jakby nie było w tym kompletnie nic dziwnego.

– Ale jak to? – nic nie rozumiał stary Jarek. Nowy zastanowił się przez chwilę nad odpowiedzią.

– Może nie jest ważne to, kim mógłbyś być – odparł wreszcie – a to, jak dobry jesteś w tym, kim jesteś. Rozumiesz?

Nie zrozumiał, kompletnie nic nie rozumiał, więc pokręcił tylko głową. Nowy Jarek uśmiechnął się do niego z troską, czy wręcz politowaniem.

– Może kiedyś zrozumiesz – oznajmił i zatrzasnął drzwi.

Koniec

Komentarze

"uniósł do góry złożony na pół kartonik" - klasyka błędów. Nie "unosi się do góry" tak, jak nie "spuszcza się w dół". Unosić można tylko w jednym kierunku, więc nie ma potrzeby pisać "do góry".

"bo i tak brzmiało to jak najlepszy pomysł w danej chwili" - "brzmieć jak najlepszy pomysł" to bardzo niefortunna kalka z języka angielskiego, która nie sprawdza się zbyt dobrze na naszej pięknej polskiej mowie. Język polski jest wystarczająco rozbudowany, by obejść się bez kalkowania tworów z innych języków.

" Skończył wiązać drugiego buta" - "skończył wiązanie drugiego buta" lub "skończył wiązać drugi but".

"w samym środku niczego" - kolejna niefortunna kalka językowa. Kalki językowe nie są fajne.

" rozmawiając o niczym przyzwoitym" - w języku polskim - w przeciwieństwie do języka angielskiego, z którego tak wiele elementów kalkulesz - istnieje podwójne przeczenie. To zdanie powinno brzmieć: "nie rozmawiając o niczym przyzwoitym".

"Nienawidził każdą jedną minutę" - ło matulu, jak już kalkujemy, róbmy to z głową. "Nienawidził każdej minuty" jeśli już.


Autorze, masz straszną - bardzo, bardzo straszną - tendencję do kalkowania utartych zwrotów z języka angielskiego i wciskania ich na siłę we własny tekst. To, że coś brzmi dobrze w języku angielskim, wcale nie oznacza, że będzie tak samo dobrze brzmiało w języku polskim. Kalki językowe są złe. Naprawdę.


Jeśli chodzi o samo opowiadanie - jest średnio. Tekst w gruncie rzeczy nie jest napisany źle. Sam pomysł też nie jest zły. Problem polega na tym, że zrobiłeś z tego tekstu płytką moralizatorską bajkę, w efekcie czego tekst jest właściwie o niczym. Narracja pozbawiona jest emocji, które byłyby potrzebne, by ubarwić przeżycia głównego bohatera. A sam bohater - płytki i bez wyrazu. 

Auć. Dziękuję i za przeczytanie, i za bezlitosne wypunktowanie baboli. Z paru rzeczy zdawałem sobie sprawę ale nie zdołałem mimo to wyłapać ("uniósł do góry" czy "wiązać but"), parę makaronizmów traktowałem zaś jak coś kompletnie naturalnego. Jak długo nikt mi tego nie wytykał - a kilka osób jednak czytało - tak długo makaronizmy żyły sobie nie niepokojone.

Szkoda, że tekst się specjalnie nie spodobał, ale szczere opinie są mimo wszystko cenniejsze od tych przesadnie pochlebnych, z jednym okiem przymkniętym. Dzięki raz jeszcze.

Hej.

Czytało się dość przeciętnie, zbyt szybko wie się do czego to wszystko podąża. Pomysł pośrednio jak w "Być jak John Malkovich" jednak tekst nie męczy i szybko się czyta. Ot takie opowiadanie.

Pozdrowienia.

Do poczytania. Pomysł całkiem fajny, wykonanie dosyć neutralne, zakończenie zaiste zbyt moralizatorskie.

 

Trzynastolatki łącznie.

Co to znowu za wagon kolejowy? Wydaje się z opisu, że bezprzedziałowy, skoro bohater słyszy kogoś za sobą i na końcu wagonu, zaraz potem jednak wspominasz o kimś z przedziału. Dziwne.

Co to jest proste miejsce?

TĘ twarz a nie tą.

Mam mieszane uczucia co do słowa "napajać", ale nawet jeśli istnieje, nie oznacza napawania się, bo chyba o to chodziło...

 

Pozdrawiam.

"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr

No tak, pomysł fajny, wykonanie średnie. Zakończenie, a zwłaszcza to:

Może nie jest ważne to, kim mógłbyś być - odparł wreszcie - a to, jak dobry jesteś w tym, kim jesteś.


zdecydowanie zbyt moralizatorskie. Czyli powtórzyłem komentarz Jose ;)

joseheim, trzy nastolatki, to trzy dziewczyny w wieku nastu lat. Tak to odczytałam. ;-)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

@regulatorzy - a niech to ; P

Pewnie, czytając też tak to odebrałam, a potem jak przeglądałam tekst w poszukiwaniu czegoś, co można wytknąć... (wstydzi się)

"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr

     Jakiś pomysł był, ale przepadł z kretesem  w, moim zdaniem, nie najlepiej napisanym tekście.

     Już po rezygnacji z pierwszego wcielenia wiadomo, że każde kolejne nie będzie satysfakcjonujące, że Jarek zechce wrócić do własnej postaci. Ot, taka ilustracja przysłowia: Cudze chwalicie, swego nie znacie.

 

„A ty gdzie się niby wybierasz?” –– Ja napisałabym: A ty dokąd się niby wybierasz?

 

„Podparła ręce pod boki i zrobiła pochmurną minę”. –– Podpiera się boki, nie ręce.

Ja napisałabym: Podparła się pod boki i spochmurniała.

 

 „I to był koniec ich pierwszej rozmowy na ten temat. Ich druga rozmowa miała miejsce…” –– Powtórzenia. Ja napisałabym: I to był koniec pierwszej rozmowy na ten temat. Druga miała miejsce

 

Jego oszczędności malały w zastraszającym tempie. Ale on był strasznie ciekaw, kto mu wysłał tę kartkę i dlaczego”. –– Nadmiar zaimków.

 

„Coś wymyślę - odparł tylko ze wzruszeniem ramion”. –– Ja napisałabym: Coś wymyślę –– odparł tylko i wzruszył ramionami.

 

„Spakował w plecak czystą koszulkę…” –– Ja napisałabym: Spakował do plecaka koszulkę

Uważam za oczywiste, że wyjeżdżając, nie pakuje się brudnych koszulek.

 

„Na siedzeniu naprzeciw niego młody chłopak…” –– Czy istnieją również starzy chłopcy?

 

„Adres wskazywał na zaniedbany stary barak…” –– Ja napisałabym: Pod wskazanym adresem stał/znalazł zaniedbany stary barak

 

„Niemal natychmiast otworzyła mu śliczna młoda dziewczyna i spytała, w czym może mu pomóc. Przedstawił się jej i pokazał kartonik…” –– Zbędne zaimki.

Czy bywają też stare dziewczyny?

 

„…odpowiedziała mu z wyćwiczonym uśmiechem”. –– Zbędny zaimek.

 

„Dziewczyna oprowadziła go, wyjaśniła mu jak działają, zapewniła, że absolutnie nic im nie musi płacić i poinformowała, że szef osobiście wybrał go do udziału w ich przedsięwzięciu”. –– Nadmiar zaimków.

 

„Znał twarz z telewizji, znał ten błysk w oku”. –– Znał twarz z telewizji, znał ten błysk w oku.

 

„Nie miał na sobie żadnych ubrań…” –– Nie miał na sobie żadnego ubrania… Lub: Był nagi

 

„Świat wydawał się dużo prostszym miejscem…” –– Skoro świat jest miejscem, to jak znaleźć swoje miejsce na świecie? ;-)

 

„Przez parę godzin chodził po prostu po ulicach, napajając się tym, że obcy ludzie podbiegają do niego…” –– Albo: …upajając się tym…, albo: …napawając się tym… Ponadto powtórzenie.

 

„Zamówił sobie drinka, mimo że nie miał przy sobie ani grosza, i usiadł przy barze, oglądając wijące się na parkiecie dziewczyny”. –– Powtórzenia.

Ja napisałabym: Zamówił drinka, mimo że nie miał pieniędzy, usiadł przy barze i patrzył na wijące się na parkiecie dziewczyny.

 

„…po sześciu godzinach powtórek nogi wpijały mu się w tyłek…” –– …po sześciu godzinach powtórek nogi wbijały mu się w tyłek

W tyłek wpijają się np. stringi, nogi nie maja takiej możliwości. ;-)

 

„Ponownie siadł do katalogu i zaczął przeglądać możliwe opcje”. –– Wyjątkowo koślawe zdanie. A może: Ponownie przeglądał katalog, by dokonać innego/nowego wyboru.

 

„…uznał więc, że lepszej okazji do spróbowania się nikt mu nie da”. –– To też niedobrze napisane zdanie.

Proponuję: …uznał więc, że nie będzie miał lepszej okazji, by się sprawdzić.

 

„…dla próby wyrzucił z siebie…” –– …na próbę wyrzucił z siebie

 

„…a potem wychodził na lunch, który wcześniej umówiła mu sekretarka…” –– Doprawdy? Wychodził na lunch, umówiony z lunchem?

A może: …a potem wychodził na lunch z kimś, z kim wcześniej umówiła go sekretarka

 

„Przez ponad dwa tygodnie spokojnie i dostatnie żył”. –– Przez ponad dwa tygodnie żył spokojnie i dostatnio.

 

„Gdy spytał ślicznej młodej dziewczyny, czy przez jakiś czas mógłby znowu być sobą, pokręciła głową z zasmuconą miną”. –– Dlaczego głowa z zasmuconą miną pozwoliła, by dziewczyna kręciła nią? ;-)

Ja napisałabym: Gdy spytał śliczną dziewczynę, czy przez jakiś czas mógłby znowu być sobą, zasmuciła się i przecząco pokręciła głową.


„Poprosił , żeby powtórzyła, a ona powtórzyła mu dokładnie to samo”. –– Poprosił, żeby powtórzyła, a  ona powiedziała dokładnie to samo.

 

„Wybrał życie prezentera stacji muzycznej w średnim wieku…” –– Stacja muzyczna w średnim wieku, to taka, która powstała jakieś dziesięć lat po radiowej Trójce. ;-)

 

„Nienawidził praktycznie wszystko, z czym owe życie się wiązało…” –– Nienawidził praktycznie wszystko, z czym owo życie się wiązało

 

„…ale nie mam teraz czasu rozmawiać”. –– …ale nie mam teraz czasu by rozmawiać. Lub: …ale nie mam teraz czasu na rozmowę.

 

Dlaczego wielką literą piszesz Nowy Jarek, a stary Jarek, małą?

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Cóż, nie spodziewałem się, że aż tak polegnę. Trudno, lekcja pokory. Miałem świadomość oczywistości zakończenia, wydawało mi się po prostu, że takie pasuje do tekstu najbardziej i nie ma potrzeby czegokolwiek komplikować. Bardziej chyba zabolał fakt, że miało się czytać lekko i przyjemnie, a zdaniem większości wyszło topornie. Z nastolatkami jest tak, jak pisze (piszą?) Regulatorzy. Resztę sobie na spokojnie pozmieniam. Dziękuję wszystkim za przeczytanie i podzielenie się opinią.

     Myślę, że nie poległeś. ;-)

     Nie powiem też, że to porażka. Może nauczka –– dość bolesna, bo niespodziewana.  Jeśli jednak wyciągniesz odpowiednie wnioski, Twoje kolejne opowiadania będą z pewnością coraz lepsze.

     Pozdrawiam.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Podobał mi się pomysł, choć postać głównego bohatera jest strasznie irytująca. W każdym z tych żyć mógł odnieść sukces, a za każdym razem tracił wszystko przez własną niedbałość. Poza tym przyczepię się "kapeli hip-hopowej". Kapela jest rockowa lub metalowa. Hip-hopowy jest skład. Inne zarzuty już wymienili poprzednicy więc nie będę powtarzał. Generalnie tekst jest niezły, ale ciągle trochę pracy przed Tobą. Czekam na kolejne opowiadania Twojego autorstwa.

Pozdrawiam

Witam.

Choć tekst mi nie przypadł do gustu to muszę stanąć :) w obronie głównego bohatera, jeśli konwencja zakłada że ma być głupi i nie korzystać z nadarzającej sytuacji to tak być musi. Cóż MY też chyba nie wykorzystujemy w pełni swojego potencjału i okazji. Takie jest chyba życie :)

Pozdrawiam.

Pomysł fajny, ale wykonanie nie przypadło mi do gustu. No i te morały... ; )

Administrator portalu Nowej Fantastyki. Masz jakieś pytania, uwagi, a może coś nie działa tak, jak powinno? Napisz do mnie! :)

Dziękuję za ekstra opinie :) Yoss - bohater miał taki być, więc przynajmniej jeden sukces mogę odhaczyć na liście.

Bohater wyszedł rzeczywiście głupi i bezmyślny, ale równocześniej płytki, bez życia - całkowite przeciewiństwo twoich bohaterów w później zamieszczonych opowiadaniach. W ogóle nie tłumaczysz jego wyborów osoby, zachowań. Nic w tym opowiadaniu nie przekonuje.

No ale nie będę powtarzać zarzutów, które już padły, dodam tylko, że pomysł wart odkurzenia za jakiś czas. Sama z dziesięć lat temu napisałam po prostu straszne opowiadanie - Jak Wisła głęboka - z płytkimi bohaterami, kiepsko opisaną akcją etc., a z dwa lata temu przeredagowałam je totalnie i wyszło coś zupełnie nowego. Myślę, że w tym przypadku też warto wrócić do tekstu. 

Pozdrawiam

Bardzo mi miło, że chciało Ci się niemalże ciurkiem przeczytać wszystkie moje opowiadania :)

Być może kiedyś wrócę do tego pomysłu i spróbuję zrobić z niego coś dobrego. Na ten moment zwyczajnie sam się sobie dziwię, że kiedyś uznawałem ten tekst za wart wrzucenia tutaj. Widać potrzebowałem terapii wstrząsowej i we właściwym momencie ją dostałem. Tym lepiej, że od niego zacząłem przygodę z portalem Fantastyki.

Hmmm… Wychodzi na to, że nawet autorowi się nie podoba?  No mnie się podobało.

Przynoszę radość :)

Nowa Fantastyka