- Opowiadanie: Barcz_Krzysztof - Brama Azylu Cz 2 - Przesłuchanie

Brama Azylu Cz 2 - Przesłuchanie

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Brama Azylu Cz 2 - Przesłuchanie

Przesłuchanie

Przyszli późnym rankiem. Trzy cienie stały nad nim niczym trójca na boskim sądzie. Wiedział, że ma się spodziewać gości. Teraz wyobraził to sobie, jakby debatowali o jego losie. Nie wstawał, w głowie mu lekko huczało, ciało reagowało opieszale. Nie lubił wstawać tak wcześnie. Słyszał ich rozmowy na korytarzu. Kiedy weszli do jego izdebki, leżał z zamkniętymi oczyma, jakby nawet powieki były zbyt ciężkie, a heroicznym czynem byłoby ich uniesienie. I to wszystko po zaledwie sześciu kolejkach rozwodnionego piwa? Oj! Marnie coś z tą kondycją. Stali przy drzwiach, ktoś chrząknął głośno. No, skoro łaskawie zwrócili na niego uwagę, on również postanowił łaskawie otworzyć oczy i obdarzyć ich spojrzeniem. Trzech mężczyzn, dwóch młodych i jeden starszy.

– No, nasz śpiący królewicz wreszcie się przebudził! Wstawaj chłopcze, bierz manatki i idziemy. Wszystko omówimy w drodze – zarządził najstarszy. Przypominał mnicha, był bardzo wysoki, twarz miał podłużną i widać było na niej kilkudniowy zarost. Brak było zmarszczek, ale jego włosy, kompletnie siwe i równo przystrzyżone, sugerowały wiek co najmniej średni. Nosił na sobie lnianą ciemnobrązową togę. Ale to, co najbardziej rzuciło się Krillowi w oczy, to jego nienagannie białe zęby – a raczej nienagannie białe i kompletne uzębienie. Medycyna od czasów ciemnowiecza poczyniła postępy, ale prawdziwą rzadkością było spotkać pośród cywilizowanych krain ludzi z pełnym uzębieniem. Musiał być szlachcicem, bo tylko ich stać na drogich dentystów – albo właśnie mnichem lub kapłanem, bo tylko oni zajmowali się leczeniem zębów. Pozostali dwaj to Aligard i Kastus. Krill zebrał swój dobytek i kiedy zaczerpnął głęboki wdech powietrza, omal nie powalił go zapach, czy raczej, fetor jego posłania. Musiał jednak porządnie się upić poprzedniego wieczoru. Kiedy schodzili, karczmarz konsumował własną serwowaną kaszę, zminą mówiącą w stronę schodzących dobitne: Wynocha! Zapewne widok szlacheckiej klienteli popsułby renomę jego lokalu.

Przekroczenie progu karczmy można było porównać do przekroczenia bram piekła. Żar i absolutny brak chmur na niebie. Strach było pomyśleć, co się stanie, kiedy nadejdzie południe. Było tak gorąco, że człowiek nie zrobił kilku kroków, a już pocił się niemiłosiernie. Jemu było ciężko, a miał na sobie zwykły bezrękawnik, ale nie chciał być teraz w skórze tych dwóch: pod tymi płytówkami musiały się tworzyć otarcia albo pęcherze. Rozglądali się bacznie wokoło, trzymając swoją broń wpogotowiu. Ostrożności nigdy nie za wiele, ale w taki dzień żaden rabuś, złodziej lub tym podobny, nie wypuści się na ulicę. Nawet w takiej dzielnicy

Jak cię zwą? – zapytał Krill.

Ja nazywam się Berold.

Wiesz, po co się zbieramy?

Czas nagli. Wszystkiego dowiecie się, kiedy dotrzemy na miejsce – przerwał im Kastus.

Przeszli przez bramę, która stanowiła symboliczną granicę między dzielnicami. Ta, w której teraz się znajdowali, prezentowała się zdecydowanie lepiej. Krill od jakiegoś czasu przebywał w królestwie Athepolis, ale zauważył, że wszystkie miasta zbudowane są według tego samego schematu. Centrum to najlepsza dzielnica, domy zamożnych i kaplice kapłanów. Następny krąg najczęściej stanowią domy zamożniejszych kupców i rzemieślników – są tu miejscowe na najlepsze zamtuzy, karczmy i łaźnie. Trzeci krąg zamieszkują pomniejsi rzemieślnicy i kupcy – tu najczęściej funkcjonuje miejski targ i gorsze łaźnie. Potem jest krąg czwarty przeznaczony dla wszystkich innych. Pierścień centralny i drugi otoczone są zawsze murem. W stolicy każdy pierścień był otoczony murem. Teraz mogli poczuć się bezpieczniej. Tu porządku pilnowali najemni strażnicy. Krill pomyślał, że dobrze byłoby spróbować się u nich nająć. Ale tym zajmie się później. Teraz miał na głowie inne zlecenie. Dotarli do niewielkiego budyneczku. Nie wyglądał zbyt okazale, zresztą jak wszystkie budynki w okolicy. Wyróżniały go natomiast żelazne kratownice w oknach i dość masywne drzwi z dwoma strażnikami na zewnątrz. Miejscowy areszt. No tak! Miał przecież przesłuchiwać świadka. W środku przy stoliku czekał na nich jeszcze jeden osobnik. Przystrojony w zdobną szatę, wisior zgodłem królewskiej rodziny, z kałamarzem i tubą z papierami na boku. Jak nic, królewski pisarz.

To oni?

Tak.

Dobrze. Nikogo więcej nie ściągnęliście? – A mieliśmy? No co? – Cholerny świat, trzydziestotysięczne miasto i nie można w nim znaleźć tłumacza z varadzkiego. Który z was ma być tłumaczem? – Ja, oznajmił Krill. – O tym właśnie mówiłem. Dobrze więc, nim jednak zaprowadzę ci do sali przesłuchań, będę chciał abyś przeczytał to poświadczenie. Umiesz czytać? – Umiem – Doskonale, wręcz niebywałe. Varad, który zna mittyllydzki wmowie i piśmie. Zaiste, wasza rasa czyni postępy. Powoli, ale się cywilizujecie. Chociaż może to tylko wyjątek, który potwierdza regułę.

Krill słuchał i ręka już go świerzbiła, żeby wyjaśnić temu pisarczykowi, jaki postęp poczyniła jego rasa, zwłaszcza pod względem sztuki przekonywania pięścią i kopniakami. Z drugiej strony, w ten sposób tylko by potwierdził stereotyp. Nie warto bić klienta dopóki nie zapłaci. Potem mu to wyperswaduje.

Aligard wreszcie wypełnił swoje zdanie, choć przyznam, że nie tego się spodziewałem. A pan jest pewnie tym zielarzem, który świadka uratował z opresji? Będę chciał zadać panu kilka pytań, po przesłuchaniu świadka.

Oczywiście, robiłem co mogłem. Jaki jest jego stan?

Nasz medyk stwierdził ciężką ranę szarpaną i zakażenie wątroby, świadek gorączkuje, ledwo mówi i pluje krwią. Długo nie pociągnie! Dlatego nie traćmy więcej czasu! Musimy się dowiedzieć co tam się stało.

Przeszli do sąsiedniej sali, która była celą zaadaptowaną na potrzeby opieki nad rannym. Płótno, na którym leżał, było zakrwawione i pożółkłe od potu. Bandaże, okalające jego żebra, też już zdążyły zmienić barwę. Zdawało się, że rany na klatce piersiowej jątrzyły, opatrunek wątroby był już niemalże czarny od krwi.

I to ma być opieka medyczna? Już lepiej byłoby dla niego, gdyby umarł na miejscu. Co mu się stało?

To właśnie chcemy wiedzieć. – Krill nachylił się nad rodakiem, zadał pytanie. Usta zaczęły się poruszać, ale głos był ledwo słyszalny, oczy traciły blask życia.

Pyta, czy jest tu ten, który go stamtąd zabrał? Chciałby mu podziękować.

Jestem – mnich-zielarz podszedł i przysiadł, ranny spojrzał na niego, jego oblicze rozpromieniło się. Uścisnął jego dłoń. Zaczął mówić, Krill tłumaczył.

Podróżowaliśmy traktem, wracaliśmy z targów, do rodzin… moja córeczka! O! Hesaryte! Moja córeczka… już jej nie zobaczę…

Spokojnie, zobaczysz. Wydobrzejesz, zobaczysz ją… Wracaliście z targów… co dalej?

Oczy… oczy bestii wyłoniły się z ciemności… wiele cieni zaczęło wirować i porywać… ludzki chichot i wycie wilka…zginęli… wszyscy zginęli rozszarpani… człowiek w szacie zbliżył się do mnie… Nagle zmienił się w to monstrum, jego twarz zmieniła się w pysk z kłami, jego ciało obrosło w sierść! – Konający zaczął krzyczeć, wyrywać się. W jego oczach widać było obłęd. A może był to strach? Strach na samą myśl o tym, co się stało. Krill go chwycił, ale ten zmarł. Przesłuchanie świadka dobiegło końca.

To za wiele się nie dowiedzieliśmy.

Poza jednym: ten ktoś lub coś śmiertelnie przeraził tego człowieka – odezwał się Kastus.

Zbierzmy ludzi. Galard ma kłopoty, a to już kolejny atak. Teraz już wiemy, że to były zwierz… – spojrzenie pisarza uciszyło Aligarda.

Uważaj prefekcie! Gdyby nie twoje urodzenie, już by ci obcięto język. Tak więc … Krill, tak? Dziękujemy ci za twoje usługi. Dziesięć sztuk złota po odjęciu podatku… Nieźle jak na jeden dzień pracy… Tak… Nie mam opisu podejrzanych, cóż zostaje pan, panie Berold. – Obawiam się, że nie pomogę tej kwestii. Kiedy dotarłem na miejsce, widziałem pobojowisko, trupy i tego tu człowieka. Jeszcze oddychał. Opatrzyłem go iprzewiozłem tutaj.

– Będzie pan potrafił zlokalizować miejsce zdarzenia?

– Myślę, że tak.

– Bardzo dobrze. A ty, Varadzie, co tu jeszcze robisz?

 

– Chcę zostać i pomóc. Z tego, co usłyszałem, wygląda na to, że będziecie potrzebować każdego chętnego.

– Do czego?

– Pańska próba uciszenia Aligarda i tak zdała się na marne. Plotki po mieście zdążyły się już wcześniej roznieść. Jedna z nich głosi o zbójach zwierzoludziach. Rany istrach tego człowieka były prawdziwe. I niech pan sobie wyobrazi, że my, Varadowie, umiemy liczyć, dodając dwa do dwóch, plotka została potwierdzona. Co potwierdza z kolei inną plotkę: że owi zbójcy są związani z grupą straży najemnej, która zaginęła w tych lasach. Idąc dalej po sznurku pewnie powiązałoby się to jeszcze z innymi podejrzanymi zajściami w tutejszych lasach.

Pisarz, wyraźnie zaskoczony i niezadowolony, próbował coś powiedzieć. Młodzi szlachcice również wydali się nieco zmieszani, jednak szybko ucieszyli się. Pytanie tylko, czy nie ubawiła ich raczej mina pisarza, zwłaszcza Aligarda.

Przyznaj Pontylius, wie co mówi. Potrzebny nam każdy człowiek. Po ostatnim razie trudno będzie nawet o najemników, bo o ochotnikach już możemy zapomnieć. Wiemy, że jest gotów nam pomóc. Za odpowiednią cenę, jak sądzę?

Zgadłeś, kolego.

Poszukujemy grupy wyjątkowych zbójów, którzy ukrywają się w borach Athepolis. Twoja praca polegałaby na trzymaniu straży i oczywiście na interwencji w przypadku konfrontacji z członkami owej grupy.

Dziesięć złotych dukatów za każdy dzień plus premia zwyczajowa, dodatku za usługę tłumacza już nie liczę. Oczywiście, już po odliczeniu podatku i opłat ekologicznych, mostowych, traktowych. Jak się nie podoba…

Dobrze, zgoda. Tylko już ani słowa nikomu. Plotki już krążą, nie potrzeba jeszcze dolewać oliwy do ognia – machnął ręką pisarz Pontylius.

Za trzy godziny przyjdźcie do mnie. Tam ustalimy wszystkie szczegóły. – Krill ukrył zaskoczenie. Nie sądził, że przyjmą jego warunki i zaakceptują cenę. Może zażądał za niskiej stawki, jak na tytejsze warunki albo bedzie tego żałował? Było już jednak za późno. Przynajmniej miał kontrakt na kilka dni. I perspektywę trochę cięższej sakiewki.

Koniec
Nowa Fantastyka