- Opowiadanie: Barcz_Krzysztof - Brama Azylu Cz 3 - Poznajcie się

Brama Azylu Cz 3 - Poznajcie się

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Brama Azylu Cz 3 - Poznajcie się

Poznajcie się

Zebrali się o umówionym czasie, w domu pisarza Pontyliusa. Nader skromnie wyposażonego jak na pensję królewskiego skryby. Chociaż trzeba przyznać, że dom był obszerny. Pomieszczenie główne pełniło funkcje pokoju gościnnego i biura. Wszędzie walały się sterty dokumentów, na półce stało kilka dość grubych woluminów. Właśnie tu miało mieć miejsce zebranie wszystkich uczestników wyprawy. Krill wraz Beroldem dotarli jako pierwsi, po nich doszli kolejno Aligard i Kastus oraz dwaj nieznani Varadowi mężczyźni. Pontylius biegał po całym domu zpapierami, zwalniając miejsce dla kolejnych przybyłych. Dwaj nieznajomi wydawali się zajęci rozmową, ale uporczywie przyglądali się Krillowi i zielarzowi. Jeden z nich zwrócił się do Aligarda całkiem głośno, wskazując palcem na najemnika.

To on?

Tak.

Wiedziałem, że potrzebujemy pomocy, ale nie sądziłem, że jesteśmy w takiej desperacji. Potrzebujemy wyszkolonych zbrojnych, a nie potencjalnej przynęty, chociaż nie wiem czy cokolwiek pokusiłoby się na niego rzucić, może jakiś padlinożerca.

Masz jakiś problem, to powiedz od razu… – Kastus i Berold zatrzymali Krilla.

Panowie, nie czas na kłótnie. Mamy ze sobą współdziałać, nie grać sobie wzajemnie na nerwach – uspokajał sytuację Aligard

Na co właściwie czekamy? – wtrącił zielarz, zmieniając kierunek rozmowy. Przeczuwał, że mogłaby się ona zakończyć bójką. Skończyło się na wymianie nieprzyjemnych spojrzeń.

Na specjalnego gościa. Kogoś, kto pomoże rozwiązać nasze problemy – odpowiedział pisarz, gdzieś z drugiego pomieszczenia – Powinna się zjawić lada chwila.

Rozległo się pukanie do drzwi frontowych – Oto jest… skryba pobiegł, gładząc w biegu szatę i poprawiając wisior z emblematem królewskim.

Witajcie, Pani, proszę, miejsca są już gotowe. Po izbie niósł się dźwięk metalu, uderzającego o drewnianą podłogę. W wejściu do izby ukazały się trzy kobiety. Pierwsza i trzecia, patrząc w kolejności pojawiania się, ubrane w ćwiekowane skórzane zbroje, metalowe ochraniacze na nadgarstkach i ramionach oraz nagolenniki. Ostrzyżone krótko, przypominały giermków. A tej, której służyły, istotnie, aury rycerskości nie brakowało. To była kobieta, jakich Krill w swoim życiu jeszcze nie widział. Szła bardzo pewnym, dostojnym krokiem. Jej twarz okalały złociste włosy, skręcające się w loki, odsłaniające niebiańsko piękne błękitne oczy, a właściwie oko. Powietrze wypełniło się zapachem jaśminu. Zbroja, którą nosiła, biła blaskiem świeżo wypolerowanej stali. Na piersi misternie zdobienie w postaci kobiety unoszącej miecz uniesiony w górze i podtrzymującej drugą ręką szatę. Wokół niej roztaczały się złote promienie.

O żesz ty… wyrwało się cicho najemnikowi, co też usłyszał jego sąsiad Berold.

Nie da się ukryć.

Nikt chyba zresztą tego nie robił. Jak jeden mąż wszyscy zgromadzeni mężczyźni zaniemówili z wrażenia.

– W tej zbroi wygląda jak anioł. Pełna i piękna… zbroja. – Zmieszał się Aligard

„Paradna. Jak nic paradna”, pomyślał Krill. Niemniej, robiła wrażenie. Nikt normalnie nie nosił takich zbroi, zwłaszcza kobiety. Nie słyszał jeszcze, aby mittyllydzkie kobiety walczyły na polach bitew. Varadzkie kobiety słynęły z zawziętości i nieustępliwości w walce i stawały ramię w ramię z mężczyznami. Wśród Mittyllydek była to rzadkość, nie mniej zdarzały się takie przypadki. Ona właśnie do takich należała. Kobieta zajęła swoje miejsce, jej dwie towarzyszki stanęły za fotelem. Skryba przerwał milczenie.

Ja, Pontylius, jako zaufany królewski pisarz i relacjonator, jestem odpowiedzialny za przygotowanie rzetelnego iszczegółowego sprawozdania z działań naszego zespołu specjalnego. Sądzę, że nim przystąpimy do wyjaśniania znaczenia zadania i zaszczytu, jaki nam przypadł, dobrze będzie się wzajemnie poznać. Pozwolę sobie przedstawić znaną wojowniczkę Ytenę D’arc, przybyłą do nas aż ze Sparthepolis zZakonu Świętej Ate Walczącej. Chciałbym przy tej okazji wyrazić, jak wielki zaszczyt to dla mnie, dla nas i dla króla stanowi jej obecność.

Ale wazeliniarz – zaśmiał się do sąsiada Krill.

Dziękuję ci, panie, ale sama potrafię się przedstawić. O ile pamiętam, ostatnim razem król nie używał tak pochlebnych słów co do mojej osoby, biorąc pod uwagę, że było to nie tak dawno, na poprzedniej wieczerzy. Sugerował, że miejsce kobiet jest w domu przy garnkach lub w pierzynie pod wojownikiem. Ale widocznie zdążył już otrzeźwieć – policzki skryby nabrały intensywnych rumieńców, podziwiał podłogę swego domu, a może nie chciał spojrzeć jej w oczy?

Miał szczęście, że przybyliśmy z pokojową misją dyplomatyczną i że naszym posłom zależy na tym pokoju. Inaczej mogłoby się to skończyć… nie będę już krakać. Dołączyłam do tej misji, by udowodnić dobrą wolę naszego kraju. Jednocześnie, tępiąc zło i niegodziwość, które niczym gangrena udręczają to biedne królestwo, wypełnimy nasze zakonne przyrzeczenie. Niemniej, za powitanie dziękuję. Moje siostry to Zathalia iZandra, najstarsze nowicjuszki naszego zakonu i moja osobista straż. A was jak zwą? – zwróciła się do pozostałych.

Kastus i Aligard synowie domu Leonidas.

Kalias i Dantan, królewscy łowczy.

Berold, zielarz.

Krill, kondotier, obecnie niezrzeszony.

Skoro wszyscy się już znamy, czas najwyższy abyście poznali szczegóły dotyczące naszego zadania. Otóż przed kilkoma tygodniami dotarły do nas wieści o napadzie na karawanę kupców, podążającą królewskim traktem. Od tamtej pory kilku mieszkańców naszego miasta zaginęło. Większość z nich stanowili ludzie niskiego urodzenia i podejrzanej reputacji. Nie traktowano tego jako coś złego. Jednakże oddział straży najemnej składający się dziesięciu osób i dowódcą wyznaczonym do zadania zbadania sprawy i strzeżenia bezpieczeństwa, po wyruszeniu na trakt nie zgłosił się z powrotem. Dowódcę i jego ludzi uznano za zaginionych. Dlatego też sprawę należy zbadać dokładniej. Kolejny atak nastąpił przed dwoma dniami. I to wodległości dwóch kilometrów od miasta. Jedyny ocalały został przywieziony przez obecnego tutaj Berolda. Z zeznań, przetłumaczonych przez obecnego tu również Krilla wynikało, że ataku mieli dokonać zwierzoludzie.

Skąd pewność, że to zwierzoludzie? – Zapytała jedna zstrażniczek Yteny, której, aż oczy świeciły z tytułu nowiny, drugiej chyba też?

Rany na ciele świadka wyraźnie wskazywały na zwierzęce pochodzenie, natomiast ślady znalezione na miejscu wskazywały, że ataku dokonały istoty dwunożne. Ślady przypominały odciski łap niedźwiedzia, dzika, wilka i kota. Poświadczyć mogą to obecni tu Kalias i Dantan, gdyż oni dokonali oględzin miejsca zbrodni.

A co jeżeli za tym wszystkim stoi dobrze przygotowana izorganizowana grupa kłusowników? Tutejsze bory i lasy znane są jako jedne znajstarszych i najbogatszych w zwierzynę – wtrąciła Ytena patrząc na swoje młodsze siostry z zakonu, którym przestały się już świecić oczy.

Uwzględniono taką możliwość. Gdyby okazało się to prawdą zostaną rozbrojeni, aresztowani, osądzeni ipowieszeni zgodnie z prawem. Dlatego też do zespołu dołączają szlachetni rycerze Aligard i Kastus również pełniący obecnie funkcje stołecznych prefektów. – Krill chrząknął.

Gdyby jednak okazało się inaczej, to znaczy potwierdziłby się najgorszy scenariusz? – Wtedy – odpowiedziała mu Ytena – Ja, Zathalia i Zandra staniemy do walki ze złem. Gdyż zwierzołaki potocznie zwane zwierzoludźmi są przeklęte i rozprzestrzeniają zło zarażając innych likantropią. Jedynie kontakt z poświęconym ostrzem biesobójczyń może uleczyć i ocalić ich nieśmiertelne dusze. – Ale już nie ich samych? – Ytena popatrzyła na Zathalię, ona miała odpowiedzieć na to pytanie – Rytuały odwrócenia są skuteczne jedynie gdy nie minęła doba od zarażenia. Wtedy jeszcze dusza i ciało nie przesiąkają energią z ciemnosfery. Złotowłosa biesobójczyni kiwała z uznaniem. Skryba ponownie zabrał głos.

Sądzę, że dowództwo z racji doświadczenia powinna objąć pani Ytena D’arc, wszyscy będziemy podlegać jej rozkazom. Droga pani jeśli będziesz na tyle łaskawa… Skryba ukłonił się – Dobrze, przyjmę te propozycję. – Pontylius wyraźnie ucieszony, zniknął gdzieś w innym pomieszczeniu.

Wszyscy bierzemy udział w ważnej misji, ale powinniście wiedzieć z kim przyjdzie nam się mierzyć. Radzę dobrze zapamiętać. Zwierzoludzie bo tak ich się potocznie nazywa należą do zmiennokształtnych. Nie potrafią zmienić się w cokolwiek jak niegdyś mimiki, czy dopplery ale kwalifikuje je się do tej grupy, zracji właściwości zmiany ludzkiego wyglądy w postać w pełni zwierzęcą lub w znacznej mierze zwierzęcą. Istoty te dotknięte są chorobą zwaną likantropią. Wspomnę tylko o tym, że dzięki temu zyskują na sile, szybkości, ostrości zmysłów czy odporności na choroby, zatrucia i tak dalej. Kiedy przybierają ludzka formę, można ich rozpoznać po cechach fizycznych, nienaturalnie długich kończynach górnych lub dolnych, przerośniętych mięśniach, czy deformacjach szczęki. Czyli mówiąc krótko, jeśli ktoś z was słyszał o przemianie w pełni księżyca to jesteście wbłędzie. Nie ma zależności między pełnią a przemianą, to tylko taki mit wymyślony przez bardów. Aby się zarazić likantropią wystarczy ukoszenie, lub nawet w skrajnych wypadkach zadrapanie, chociaż bardzo rzadko zdarza się aby zarażenie nastąpiło na tej drodze. Wspominam o tym nie bez powodu. Kiedy dojdzie do walki i starcia wręcz z taką istoty należy śmiertelnie uważać. A jeżeli się przetrwa należy przemyć rany specjalną maścią przygotowaną i poświęconą przez kapłanów. Wilkołaki należą do najczęściej występujących przedstawicieli tej przeklętej rasy. Szerząc panikę i strach, gdziekolwiek się pojawią. To byłoby na tyle. Pamiętajcie, przyjdzie nam stanąć przeciwko wielkiemu złu i niebezpiecznym przeciwnikom. Dlatego przygotujcie się dobrze, wypocznijcie i módlcie się na święty trójkrzyż. Jutro rano. Ósme pianie koguta. O tej godzinie wyruszymy. Szczegółowe zadania otrzymacie przed wyruszeniem. To na razie wszystko.

Jeszcze jedna drobna kwestia. – Pontylius stanął wdrzwiach do izby, w ręku trzymał kałamarz i jakiś zwój. – Zadanie ma charakter tajny łamany przez poufny, każdego obowiązuje zachowanie tajemnicy. Dlatego też musicie podpisać zobowiązanie, że nie wyjawicie osobom postronnym zasłyszanych na tym zebraniu treści oraz, że nie wyjawicie nikomu przebiegu zdarzeń tej misji. Dopóki król osobiście lub inny odpowiedzialny stosownie do tego urzędnik państwowy nie zwolni was zobowiązku zachowania tajemnicy.

Po cóż to? Wszakże wszyscy z nas jesteśmy ludźmi honoru, nie wystarczy nasze słowo? – Jeżeli się to komuś nie podoba, nic na to nie poradzę. Tak to już jest. Przepisy i rozkazy z góry. Poza tym jak to my pisarze powiadamy: Słowa przemijają, pisma zostają.

Koniec
Nowa Fantastyka