- Opowiadanie: Barcz_Krzysztof - Brama Azylu Cz 5 - Rytiał czas zacząć

Brama Azylu Cz 5 - Rytiał czas zacząć

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Brama Azylu Cz 5 - Rytiał czas zacząć

Powiedzieć jej o tym, co czym myślał. O słowach które teraz sobie przypominał? O tym co mu zostało pokazane? Nie, za wcześni.

Tak, pani?

Zauważyłam, że często ze sobą rozmawiacie, dlatego tobie chcę powierzyć dość delikatne zadanie, być może nieco kontrowersyjne? Nie mniej nie mam wyboru. Obserwuj naszego przyjaciela zielarza. Jego wiedza wykracza ponad przeciętną jak na medyka.

Pani Yteno, mam być twoim szpiegiem, wybacz, ale…

Dość już dzisiaj obelg i bluźnierstw puściłam mimo uszu. Po prostu go obserwuj, a kiedy zauważysz coś podejrzanego, natychmiast daj mi znać. Ale też nie wahaj się użyć, zasadniczych środków zaradczych. To rozkaz! Chcesz, chyba swoją wypłatę?

Będzie jak rozkażesz pani. – Pokłonił się jej nisko i kiedy biesobójczyni odeszła w jego myślach pojawiło się określenie, które postanowił zachować wyłącznie dla siebie. – Cholerna zakłamana zdzira, po jakiego grzyba musiałem się w to pakować?

Pomógł przenieść rannego na zaimprowizowane nosze, którego zielarz w międzyczasie napoił swoimi ziołami. Znał się na tym. Jeszcze przed chwilą rzucający się Kastus, leżał teraz bardzo spokojnie. Pontylius, ku swojemu niezadowoleniu i Aligard zostali wyznaczeni na pierwszych do noszenia. Berold prowadził, Krill podążał nie daleko za nim, potem niosący rannego. Ytena i jej strażniczki pilnowały ich pleców. Nie było rzecz jasna, czasu na spakowanie obozowiska, wzięli tylko podręczną broń i kilka pochodni. Ciała poległych łowców spoczęły pod resztkami wozu. Trzeba było zająć się żyjącymi. Zielarz zwrócił się szeptem do najemnika.

Ytena, kazała ci mnie szpiegować?

Ona to określa obserwacją, czujną obserwacją. Skąd wiesz?

Nie trudno się było domyślić? I zamierzasz wykorzystać właściwy moment?

Nie działam w ten sposób. Ten rytuał, kiedy się zacznie, odsłonimy się. Biesobójczyni i jej strażniczki będą zajęte. To będzie okazja.

Przyciągniemy uwagę, to dość pewne.

Brold, Ytena mogła tego nie dosłyszeć, w całym tym zamieszaniu, ale ja słyszałem. Byłem zbyt blisko aby mieć jakiekolwiek wątpliwości. Ten wilkołak i reszta szukali ciebie.

Co? Kto?

Nie rób ze mnie idioty, przywódca zwierzoludzi szukał ciebie. Wiem to. Dlaczego?

Ktoś ci kiedyś mówił, że ciekawość to pierwszy stopień do piekła?

A, drugi to metal w wnętrznościach, jak się tej ciekawości nie zaspokoi. – Kondotier aby pokazać, że nie rzuca słów na wiatr lekko musnął plecy idącego przed nim Berolda, czubkiem oręża.

Widzę, że nie odstąpisz. Nasze ścieżki skrzyżowały się wprzeszłości i zdaliśmy sobie wtedy wiele bólu i nienawiści, ale żaden nie zdołał tego ostatecznie zakończyć. Czy to zaspokaja twoją ciekawość?

Prawie, szukałeś ich czy uciekałeś przed nimi?

Uciekałem. Aż do dziś.

Odnalazł twój trop, i dlatego dołączyłeś do wyprawy. Masz okazję pozbyć się problemu, i dobre narzędzia, zwłaszcza jedno skuteczne narzędzie.

Pomogę Ytenie w jej powinnościach i zakończę to co powinienem był uczynić dawno temu. Nie ma nic złego w chęci połączenia przyjemnego z pożytecznym.

Może, ale z małym wyjątkiem. Wykorzystanie innych jako przynęty do swoich celów – zielarz obrócił się. Zdziwienie zawitało na jego twarzy.

Zwłaszcza kiedy tą przynętą mam być ja – Zielarz zrozumiał, zdziwienie rozmyło się równie szybko, jak się pojawiło

No tak, to nie rodzi zaufania, ale było ci wiadomym o co toczy się gra. Motywy to tylko nieistotne szczegóły. Nie wiedziałeś o nich, a i tak zgłosiłeś się do tego polowania. Ytenie nie ufałeś od samego początku.

Nie ufam jej fanatyzmowi, ale dzięki temu staje się ona przewidywalna. Chociaż nie jest wcale taka durna. Roztoczyła wokół siebie otoczkę rycerskości i świętości, to wygodny parawan, za którym można się schować.

Więc co zamierzasz? Polecieć i donieść na mnie? Jeżeli tak zrobisz tylko niepotrzebnie zamieszanie. Wstrzymasz marsz kolejną awanturą i dla Kastusa będzie za późno.

Umiesz grać na emocjach, będę cię obserwował. Nie działam w taki sposób. Nie ufam mittyllydom, ale nawet ja nie życzę im takiego losu. Szkoda byłoby go zabić. Nawet go polubiłem, jak by nie było kompan na polu bitwy jest gwarantem bezpieczeństwa. Zawiedź jego zaufanie to przegrasz.

A myślałem, że tylko Ytena jest idealistką?

To nie idealizm, to pragmatyzm.

Aha. Idziemy?

Będę tuż za tobą.

Rytuał czas zacząć

Polanka na którą trafili nie różniła się z pozoru niczym. Każdy kto nie były świadomy tego czym jest w rzeczywistości, przeszedłby dalej niewzruszony. Polanki w środku lasu przecież się zdarzają. Na samym środku znajdował się ledwo odstający płaski kamień, Berold uklęknął przy nim. Kiwnął na Ytenę aby ta podeszła. Przez chwile szeptali między sobą. Biesobójczyni kiwnęła akceptując najwyraźniej miejsce. Wszystkie szczegóły dotyczące rytuału przedyskutowali w drodze. Aligard i Pontylius położyli Kastusa na wskazanym miejscu. Pontylius z wyraźną ulgą pozbył się ciężaru. Kobiety zajęły miejsca naprzeciw siebie. Ytena ustawiła się nad głową prefekta, z mieczem ustawionym pionowo. Miała na sobie ciężką zbroję, tą w której widział ją pierwszy raz. Kolczuga już mocna naruszona znajdowała się pod spodem. Była jednak różnica między biesobójcami i wiedźminami. Żaden wiedźmin nie założyłby takiej zbroi. Oni jej nie potrzebowali. Ytena najwyraźniej tak. Kapłanki i strażniczki uklęknęły i zaczęły modły cicho i jednostajnie. Zielarz w międzyczasie odszukiwał dawno zapomniane kadzielnice. Wsypał o nich zawartość swojego niewielkiego woreczka, zapłonęły jaskrawym ogniem, jakby prosto z ziemi. Wyznaczając tym samym kwadrat. Mężczyznom przypadło zadanie trzymania warty. Nic nie mogło pójść źle. Strata czasu była dla nich luksusem na który nie mogli sobie pozwolić. Kastus został dodatkowo związany i zakneblowany.

Ciarki mnie przechodzą na myśl o tym wszystkim. Na czym ma dokładnie polegać rytuał? – Zapytał Aligard.

Jeżeli wszystko się powiedzie będziesz świadkiem wspaniałego widoku. Rytuały odwrócenia wymagają wiele wysiłku i skupienia. Zostanie otwarty kanał do jasnosfery. Kadzielnice które zapłonęły powinny przyjąć białą barwę. Nad kręgiem kapłanek niebo pojaśnieje.

Czy nie powinni takich rytuałów przeprowadzać najwyżsi kapłani?

Zasadniczo powinni. Ale nikogo z takimi… uprawnieniami, że tak powiem na podorędziu nie mamy. Ytena jest dość doświadczona, zna ten proces. Przynajmniej w teorii. Atheanki też teoretyczne podstawy mają opanowane.

W teorii wszystko zawsze pięknie wygląda. Z praktyką bywa gorzej. – Skomentował stojący obok nich Krill. Aligard był jeszcze bardziej zdenerwowany.

Dlaczego Ytena stoi z mieczem nad Kastusem, przecież to się może skończyć… – zawiesił głos kiedy spojrzał na Berolda. Zielarz chciał zapewne zrobić kamienną minę, nie wyszło.

Tak będzie dla niego lepiej… Ale uda się. Trzeba mieć wiarę.

Krilla nurtowała inna sprawa. Będą kłopoty. Wyczuwał to. A prawie zawsze jego obawy potwierdzały się. Nie miał wyjścia sam w ciemnościach zginąłby dawno temu. Musiał pozostać z nimi.

Zdążą przed przybyciem tamtych?

Tego nie wiem.

Twoje przeczucia się sprawdziły. Co tym razem ci podpowiadają? – Miej miecz w pogotowiu i silną wolę przetrwania. – Cudownie. Sam sobie bicz na rzyć ukręciłem od razu cię nie wydając. Obyś miał rację. Inaczej nim ostatni ze zwierzołaków padnie będziesz miał ze mną do czynienia. Daję ci moje słowo.

Zrozumiałem.

O czym wy znowu…

Cii!. Zaczęło się… później wszystko się wyjaśni.

To prawda powietrze przesiąknięte upałem, odświeżyło się wręcz ochłodziło. Zathalia uformowała małego świetlika, krążył nad odprawiającymi rytuał. On również zmieniał barwę, jaśniał z każdą chwilą.

A to po co? – Zapytał skryba.

Sprytne, dodatkowa forma jasnej energii. Pozwoli lepiej uformować strumień i ułatwi przepływ… tak mi się wydaje.

Nie jesteś zwykłym zielarzem, prawda? – Powiedział cicho, stojący obok niego najemnik

Jestem zielarzem, ale czemu to ma ograniczać moje horyzonty. Chłop też może przewyższać docentów mądrością wielu lat życia, obserwacji i doświadczeń.

Korony drzew poruszały się szybciej. Płomienie kadzielnic podniosły się. Uczucie mrowienia na karku wzrastało. Zioła zaserwowane prefektowi zaczynały tracić moc. Poruszał się niespokojnie. Teraz jego własne bezpieczeństwo musiały zagwarantować sznury, którymi był przywiązany. Jaśniejąca aura otaczała odprawiających rytuał. Zaiste niezapomniany widok. Złote włosy biesobójczyni zaczynały unosić się w górę. Jej oręż też pojaśniał. Ognik krążący nad ołtarzem zataczał coraz większe elipsy na niebie, powiększając swoją objętość i rozpraszając noc. Kapłanki i strażniczki chwyciły się za ręce Zathalia i Zandra chwyciły Ytenę która oburęcznie trzymała miecz.

Zamknęły krąg. Teraz żeby wszystko poszło jak trzeba nic nie może go przerwać. Wiecie dlaczego ta sfera nazywa się jasnosferą?

Pewnie odpowiedź w stylu: bo świeci się na jasno będzie zła?

Jasnosfera to płaszczyzna astralna pozytywnej energii. Regeneruje rany, wyostrza zmysły. Kojarzona jest z czymś wspaniałym, niebiańskim, światłością, stąd jasność. Rzadko się zdarza nam zwyczajnym śmiertelnikom obcować tym cudem. Dlatego to miejsce. Ołtarze zawsze buduje się na miejscach szczególnych. Niezapomniane przeżycie, korzystajcie ipodziwiajcie może jedyny raz w życiu.

Jak ja to opiszę, królowi? – Wymamrotał skryba gapiąc się jednocześnie na niecodzienny widok i drapiąc się po głowie. Aligard w tym czasie uklęknął i po cichu zmawiał pacierze.

Wystarczy jak powiesz, że świetnie wywiązywały się ze swoich obowiązków. Jej sława jest zasłużona. Krill, wszystko niedługo się skończy. Nic nie może rozprószyć uwagi kapłanek. Teraz będą w głębokim transie. I w co trudno uwierzyć kompletne bezbronne. Domyślasz się co chcę powiedzieć?

Tak. Musimy mieć oczy szeroko otwarte. Że też tak narażam się dla jakiegoś Mittyllyda… Co za upadek.

Nagle Krill zobaczył coś co sprawiło, że wymiotował, no może wymiotowałby, gdyby miał czym. Z ciała prefekta nad ołtarzem z ust, oczu i uszu zaczęła wypełzać czarna ni to substancja, ni to dym. Jakby Kastus palił się od środka. Zaczął krzyczeć ale tłumił go knebel. Jak na najgorszych torturach.

Hesaryte najświętszy… To z niego wyłazi – Najemnik odwrócił wzrok. Nie mógł na to patrzeć. Brold zamknął oczy zaciągnął się powietrzem. Było lodowato świeże. Jak na komendę ognie buchnęły idealnie białym ogniem na wysokość około metra. Ognik a właściwe już kula mocy z jasnosfery krążyła wokół wszystkich kapłanek i wybiła nagle w górę. Rozległo się straszne wycie. Sygnał kłopotów nadszedł od strony ciemności. Aligard chwycił za miecz powstał natychmiast. Krill wypatrywał nadchodzących kotołaków. Zrobiło się nadzwyczaj jasno. A do świtu pozostawały co najmniej dwie godziny. Berold nasłuchiwał, był dziwnie spokojny. Kiedy przemówił, ton jego głosu zmienił się.

Krill, Aligard w was cała nadzieja. Będą tu za chwilę. Musicie ich wstrzymać dopóki rytuał się nie zakończy. Wilgar, przywódca stada zwierzołaków przybył po mnie. Nie mam zamiaru dłużej uciekać. Bliźniaczki i Rundo pozostawiam wam. Pontylius. Tym razem musisz być opanowany. Nie możesz ani chwili się zawahać. Mamy tylko jeden bełt. – Krill z grymasem dezaprobaty zwrócił się do zielarza.

Wszystko pięknie bohaterze. Tylko to bydle przetrwało starcie z uzbrojoną Yteną. A ty nie masz nic. Kawałkiem kija chcesz go pogonić? Na kundle w mieście to podziała. Na niego… wątpię.

O mnie się nie bój. Umiem się bronić.

Wiedziałem, po prostu wiedziałem… banda szaleńców i fanatyków. Jak chcesz nie będę ci przeszkadzał popełnić samobójstwo. Po tym wszystkim muszę porządnie się upić.

Ostanie zdanie powiedział sam do siebie. Z nieba spadały niby płatki przypominające śnieg. Ale śnieg w środku lata? Nie, Krill dotknął jednego z nich, był chłodny i natychmiast zgasł. Kolejny wpadł do oka, ale sprawił że lekka mgiełka zmęczenia zniknęła. Teraz jego wzrok działał jakby niedawno co wstał, rześki i świeży. Był tym bardzo zdziwiony. Doświadczył właśnie malusieńkiego cudu. Co może zrobić taka kula?

Na nieboskłonie pojawiła się jasna gwiazda – to kula energii osiągnęła swoje najwyższe stadium. Aura wokół kobiet również przybrała barwę bieli. Rytuał prawie dobiegł końca. Najemnik patrzył w ciemność, wyczuwał ich zaczynał nawet dostrzegać kształt w ciemnościach. Jak to możliwe? Widocznie otworzenie kanału do jasnosfery wyostrzyło nawet jego zmysły. Jeżeli na niego tak to oddziaływało, to jak musiało to oddziaływać na kapłanki i biesobójczynie? Zresztą, co za różnica? Cały zapas sił jakie mu pozostały musiał zagospodarować na tą walkę. Nie odczuwał lęku, jedynie spokój. Dostrzegł dwa jaśniejące kształty między drzewami zdawały się skakać po gałęziach, wykonując akrobacje godne najlepszych cyrkowców. Kotołaki traktowały to jak zabawę. Pewność siebie, dodaje sił. Ale to broń obusieczna. Można ja wykorzystać na swoją korzyść. Potrzebował tylko kilku minut. Kupić nieco czasu tylko tyle i aż tyle. Zacisnął mocno palce na rękojeści. Usłyszał wycie. Wilkołak biegł przodem centralnie na Berolda. Kotołaki biegły na najemnika. Trzeci kształt – niedźwiedzio-człek biegł w stronę prefekta. Powtórka z rozrywki? Czemu nie?

Wilkołak rzucił się na Berolda, przeturlali się przez polankę, Aligard przygotowany na starcie z wielką bestią sam pierwszy atakował, nie dając niedźwiedzio podobnemu zwierzołakowi czasu na wytchnienie. Krill nie miał dość czasu aby przyglądać się ich poczynaniom. Saar zaatakowała niewielkim mieczem z lewej, Balia z prawej. Było to niesamowite uczucie. Czuł i widział każde pchnięcie, cięcie, parował każde. Wydawało mu się teraz, że jest tak szybki jak one. Efekt otwarcia kanału do jasnosfery. Nie mógł pozwolić się zajść od tylu. Uderzył łokciem, Saar uniknęła ciosu, instynktownie zablokowali cięcie na plecy. Odbił i wykonał obrót

Człowieczek jest szybki! Dobrze! Większa zabawa! Dostarczy rozrywki! – Mruczała Saar. – Zostaw mi go. Zajmij się rzeźnikami.

Rzeźnikami? Oczywiście biesobójczynie! - Krill nie mógł do tego dopuścić – Po moim trupie koteczku! Najpierw będziesz miała ze mną do czynienia!

Już raz udała mu się ta sztuczka. Mali chłopcy w Varadzie mają pewną zabawę. Kiedy schwytają bezdomnego kota, chwytają i ciągną za ogon. Uciekają przed jego pazurami. Kto pierwszy zostanie podrapany przegrywa. On zrobił to samo. Tylko tym razem mógł przegrać coś więcej niż grę. Balią wstrząsnął dreszcz, ścisnął jej ogon najmocniej jak potrafił, pociągnął do siebie. Kopnął w plecy. Kotołak tego się nie spodziewał, wylądował na ziemi. Groźny pomruk obwieszczał, że nie ujdzie mu to płazem. Teraz zwrócił przeciw sobie dwoje niebezpiecznych przeciwników.

Gdzieś dalej głośny ryk bólu wypełnił przestrzeń w około. To prefekt Aligard boleśnie zranił Rundo. Bestia zaczęła toczyć pianę z pyska. I zaatakowała ze zdwojoną siłą. Dalej zielarz unikał kolejnych ciosów wilkołaka. Obaj byli niewiarygodnie szybcy. Ale co gorsza zbliżyli się na niewielką odległość od kręgu. Zielarz wiedział, że nie można go przerwać, ale ucieczka przed kolejnymi atakami wymuszała na nim cofanie się. Pontylius zaczynał komiczne podchody w stronę Krilla z kuszą w ręku. Najemnik tego nie widział. Musiał zacząć się cofać przed gradem ciosów, które ledwo blokował. Nie było mowy o kontrataku.

– Hesaryte ile jeszcze! – Klął w myślach, a sytuacja robiła się coraz gorsza. Owszem po otwarciu kanału zwinnością i refleksem, ludzie dorównywali zwierzołakom, ale w najlepszym razie wyrównywało to jedynie szanse. Ale sił zaczynało powoli brakować. Wyczekiwana pomoc wreszcie nadeszła, choć w nietypowej formie. Wielka kula czystej energii z jasnosfery z ogromnym impetem i prędkością uderzyła w sam środek rytualnego kręgu. Oślepiający blask wypełnił polanę. Fala uderzeniowa powaliła wszystkich, Pontylius na szczęście nie puścił spustu na kuszy, bełt inaczej zraniłby tylko Saar, przy okazji raniąc również Krilla.

Czarna substancja, które jeszcze przed chwilą robiła makabryczne wrażenie zniknęła, rozpłynęła się bez śladu. Blask zniknął. Kastus nie poruszał się, ale oddychał równo. Rytuał powiódł się. Ytena, jej strażniczki i kapłanki opadły na kolana. Na kilka sekund wszystko ucichło. Wszyscy podnosili się oszołomieni. I zaraz potem wróciło do normy, no prawie do normy. Krill poczuł nagłe osłabienie, jakby w jednej chwili wędrował kilkanaście kilometrów i dźwigał nieludzkie ciężary. Mgiełka zmęczenia znowu się pojawiła.

Ktoś powiedział, że efekty małego cudu będą miały trwały charakter?

Kotołaki Saar i Balia sprawiały wrażenie jakby obie dostały obuchem po głowie. Zandra i Zathalia podbiegły do swoje pani, pomogły jej wstać i ruszyły jego stronę. Ale nagle stanęły jak wyryte, Ytena również. Krill też dostrzegł na twarzy skryby niemalże przerażenie. Popatrzył tam, gdzie skryba jak zahipnotyzowany nie mógł odwrócić wzroku. To co zobaczył zdumiałoby go jeszcze przed chwilą, ale teraz był zbyt zmęczony, dotarło do niego to, że wszystko stało się o wiele prostsze. Tam gdzie przed chwilą tarzali się po polanie Berold z wilkołakiem, stały w zapaśniczym uścisku dwa wilkołaki. Zdrajca, wielki psiak? Ucieczka? Cholera teraz to ma sens. Spojrzał na kotołaki były ogłuszone a on nie miał siły walczyć, męskie ego musiało ustąpić rozsądkowi.

Zathalia! Zandra! Pomocy! Szybko!!! – Strażniczki i Ytena popatrzyły już przytomnym wzrokiem na pole bitwy. Musiały być w końcu przygotowane. Takie rzeczy jak dziś będą dla nich nauką na całe życie. Znajomy ogień w oczach, który Krill wcześniej krytykował teraz błogosławił.

Nie zdąrzą ci pomoc człowieczku! Twój czas dobiegł końca – zamruczała Saar, ale nie było tym nic przyjemnego. Skoczyła na najemnika tak jak kot który wie, że mysz już nie będzie uciekać.

Desperacja ma ta zaletę, że człowiek zapomina o bólu i o zmęczeniu. Potrafi znaleźć jeszcze jedną iskrę energii w panicznej walce o przetrwanie. Krill wykrzesał z siebie to resztkę i bronił się jak mógł. Zasłaniał twarz rekami próbował nawet kopnąć kotołaka ale na darmo. Jej pazury kilkakrotnie przedarły ubranie, skórę. Krew zmieniła barwę jej futra. Jego krew. Balia natomiast rzuciła się na strażniczki Yteny. Mogły wreszcie pokazać cały kunszt biesobójców jaki zdobywały na żmudnych ćwiczeniach. Zandra posłała małego świetlika w zwierzołaka zmuszając go w ten sposób do uniku i dania towarzyszce broni okazje do ataku. Ta podarowaną chwilę wykorzystała, cięła, ale Balia zdołała się jeszcze jakoś odbić i obrotem na rękch odskoczyła w tył. Zathalia w pełnym obrocie na pięcie. Cięła ukośnie z góry na dół iwyprowadziła ciecie w pionie. Udało jej się lekko zranić odskakującą Balię. Syk irytacji wydał się z jej kocich warg. Teraz kotołak przeszedł do kontrataku. Szybkość z jaką padały kolejne ciosy mogła przyprawić o zawrót głowy. Obie przeciwniczki blokowały i odskakiwały by ponownie zaatakować i znowu trafić na blokadę lub powietrze. Obie wykonywały obroty jak na komendę, obie wymierzały podobne razy i w tym samym momencie stanęły do siebie plecami. Balia odbiła się od ziemi i przeturlała się po plecach biesobójczyni jednocześnie opuszczając broń. Młoda biesobójczyni zdołała jednak zatrzymać ostrze, które inaczej rozcięłoby jej głowę, zablokowała klingą i nadepnęła całą siłą na bosą łapę by zamaszystym ruchem ramion wytrącić broń przeciwniczce. Nie dało się usłyszeć krzyku. Zathalia bowiem kiedy wyczuła, że broń wypadła kotołakowi z rąk zrobiła jeszcze jedno błyskawiczne cięcie na skos. Rana przebiegała wzdłuż całej klatki piersiowej i kończyła się akurat w okolicach krtani. Kotołak złapał się za gardło próbując zatrzymać krwawienie. Na darmo. Krew spryskała twarz biesobójczyni.

Krill nie widział tego wszystkiego, był zbyt zajęty zrzuceniem z siebie wściekłej Saar. Nie miał broni, ale Zandra zjawiła się w ostatniej chwili. Następnego ciosu nie miałby jak obronić. Okrzyk biesobójczyni nie odwrócił uwagi kotołaka. Saar była dużo silniejsza niż się wydawało. Podniosła Krilla i obróciła nim jak workiem w stronę nadbiegającej Zandry. Dziewczyna zdążyła wycofać ostrze, ale sama wpadła na Krilla. Saar zrobiła przewrót i chwyciła za swoje ostrze. Powstała natychmiast i skoczyła do ataku. Krill zachował na tyle przytomności umysłu, że objął jak mógł Zandrę i przeturlali się na bok, Saar zaraz cięła w to miejsce mieczem ale para znowu się przeturlała.

Na mój znak! – Szepnął do dziewczyny Krill, musiała zrozumieć. Kolejne dwa przewroty – Teraz! – Był na górze iprzewrócił się w stronę atakującej Saar, kotołak popisał się refleksem i podskoczył, ale o to chodziło. Dało to świetną okazję do pchnięcia dla Zandry, wystarczyło tylko wyciągnąć rękę zmieczem w stronę kotołaka. Wystarczyło, ale Saar była doświadczona i nie dała się nabrać. W podskoku zrobiła jeszcze blok i przygniotła młodą strażniczkę Yteny swoim ciężarem, drugą rękę miała wolną i posiadała ostre pazury. Krill usłyszał mrukliwy i przeraźliwy głoś.

To za Balię! – Potem usłyszał bulgoczące chrząkanie i zobaczył wierzgającą nogami Zandrę, widok którego długo jeszcze miał nie zapomnieć. Cała lewa dłoń Saar pokryła się szkarłatem, krew ściekała kroplami, jej kocie oczy zwęziły się ipoczuł na sobie to spojrzenie. Nie miał już sił, pozostało tylko przerażenie, wiedział że taki czeka go koniec, ale nie mógł powstrzymać tego uczucia. Instynktownie zaczął czołgać się na rękach w tył, patrząc na nią, na jego śmierć. Na nic prośby i błagania, nawet o jeden błyskawiczny cios, widział to w jej oczach. Ona wstała i szła powoli czerpiąc wielką i okrutną zarazem przyjemność. Jego strach był dla niej nagrodą. Skoczyła inaglę odrzuciło ją w tył. Nie wiedział co się stało. Dopiero po momencie zobaczył kawałek ciemnego przedmiotu odbijającego się na jej białym futrze. Bełt sterczał centralnie między oczami. Odwrócił się, by zobaczyć jak skryba stoi jeszcze mierząc w jego stronę nie naładowaną kuszą. Wyrzucił ją i biegł w stronę Varada. Zathalia pobiegła w stronę swojej towarzyszki. Opadła na kolana i przytuliła ją do siebie. Skryba pomógł mu wstać i Krill też mógł zobaczyć Zandrę, nie był to przyjemny widok, rozszarpane gardło i twarz cała w krwi. I przerażenie w oczach. Biesobójczyń nie stać na łzy, na okazywanie ludzkich emocji nie powinno, oszczędziłoby to im wielu cierpień. Jemu chyba też. Krew, przerażenie to wszystko dzisiaj występowało w nadmiarze.

Jednak potrafisz strzelać skrybo.

Mówiłem. Ale ty ciężki jesteś. Musimy jeszcze pomóc kapłankom. Są w takim szoku ze tkwią tam, nie chcą się ruszyć. Modlą się i nic do nich nie dociera. Na święta trójcę! Widziałeś co się stało z Beroldem? Jak to możliwe?

Najpierw przetrwajmy, potem będziemy się tym martwić. Co z Aligardem?

Ledwo ciągnie, porządnie oberwał ale Ytena zdołała odciągnąć bestię.

A Kastus?

Bezpieczny jeśli można tak powiedzieć.

Zathalia!… Zathalia!!! – Krill krzyczał do dziewczyny. Strażniczka Yteny spojrzała na niego, jej twarz nie wyrażała teraz żadnej znanej mu emocji.

Kapłanki modlą się, ich wiara i modlitwa wzmacniają moją panią i mnie… To miejsce tak działa. – Mówiła ale nie patrzyła na nich.

Musisz nam pomóc! Nie daję rady. Zabierz z Pontyliusem kapłanki z pola bitwy. Ja odciągnę Aligarda jeśli zdołam. Szybko póki bestie są zajęte! Wiem Hadesu jeszcze dostanie ich w swoje objęcia ale musimy zabrać innych. Twoja pani wywrze zemstę. Zrób to dla niej… dla Zandry. – Dziewczyna z troską ułożyła ciało przyjaciółki, dłoń zaciśnięta na rękojeści jej miecza zrobiła się sina.

Zmierzali w stronę pozostałych, fioletowe szaty kapłanek pozostały w tym miejscu. Faktycznie, tak powiedział skryba prefekt leżał nie opodal, nieprzytomny. Ytena tańcząc niemalże, uniknęła kolejnego miażdżącego ciosu maczugą niedźwiedzioczłeka, przeturlała się i cięła największego ze zwierzoludzi po nodze. Bestia jednak nie upadła, jej skóra była na tyle gruba, że powstrzymała metal przed przecięciem mięśni gdzie u normalnych ludzi znajdowałoby się ścięgno podtrzymujące pionową postawę. Rundo zaryczał wściekle i tak potężnie uderzył w to miejsce gdzie przed chwilą znajdowała się biesobójczyni, że aż kawałek drzewa który miał za broń, rozpadł się na setki drzazg i mniejszych kawałków. Nawet ziemia się zatrzęsła. Gdyby tam była Ytena, widok pozostałości po niej, były nie do opisania. Ytena dla tego była znana, że znała się na swoim fachu. Biesobójcy jak się dowiedział Krill nie przechodzą mutacji jak wiedźmini. Ale refleksem i szybkością w tej chwili im dorównywała. Doskoczyła na odległość dwóch, może trzech kroków w pozycji gotowej do ataku. Krill dostrzegł dopiero teraz, że zbroja i miecz który trzymała w ręku nadał pulsowały jasnobłękitnym blaskiem. Magia i modlitwa.

Zathalia w momencie w którym maczuga uległa zniszczeniu i bestia była w stosunku do niej odwrócona plecami nie wytrzymała, skoczyła w stronę bestii jej miecz przebił łopatkę bestii i tam pozostał. Zathalia odbiła się od Rundo jak od ściany, ale nie zdążyła złapać równowagi, przewróciła się na plamie krwi. Niedźwiedzioczłek, chwycił dziewczynę za szyję, która złapała się obydwoma rękami na dłoni ściskającej jej gardło, pozbawiając tchu, machała nogami jak małe dziecko. Niewielkie ślepia zwróciły się stronę Yteny, biesobójczyni obserwowała. Bestia zaryczała. Ytena wiedziała co się stanie.

Nieee!! – Ryczenie niedźwiedzia było jeszcze głośniejsze. Ciało dziewczyny zawisło bezładnie, jej delikatny kark nie wytrzymał nacisku zwierzołaka. Czy sprawił to okrzyk i gniew? Może. W każdym razie niesamowita oślepiająca biel wybuchła z zbroi i miecza Yteny. Nawet wiedźmin po wypiciu wszystkich mikstur by jej nie zauważył. Nawet ktoś taki nie miałby szans aby się obronić. Jej miecz odciął łapę, nim zdążyła opaść, obrót na pięcie i magiczna broń znalazła jego kark zwalniając go z ciężaru czaszki, i na dodatek rozcięła podbrzusze, wylewając tym samym jelita i pozostałe organy na ziemię. Biała aura rozmyła się, a Ytena D’arc opadła na kolana, wbiła pionowo miecz w ziemię i oparła się na nim, ciężko łapiąc oddech. Kapłanki Ate również opadły na ziemię, Pontylius przerażony zaczął je cucić, na szczęście szybo wróciły jako tako do siebie, nareszcie mógł je stamtąd zabrać. Krill kiedy odciągał Aligarda obserwował ten spektakl, ale był teraz tak wyczerpany, że ciało prefekta wydawało się ważyć tony. Pozostał jeszcze jeden zwierzołak do pokonania, Berold odciągał jak mógł wilkołaka z dala od innych. Prefektowi zaczynała wracać przytomność, potrzasnął głową, chciał odgonić jakiegoś wyimaginowanego owada znad głowy, chciał też coś powiedzieć, ale nie miało to najmniejszego sensu.

Rychło w czas, może jeszcze zdążysz obejrzeć wilki finał – Krill mówił to cicho ale nie był pewien czy Aligard to słyszy i czy przede wszystkim rozumie.

Kast… Kastus?

Żyje, nie przytomny ale żyje.

Bob… Dobrze.

Oszczędzaj siły.

Oczy wszystkich, którzy przetrwali zwrócone były na nich. Krew zabrudziła sierść, pazury łap też przesiąknięte były osoczem. Ale obydwoma kierowała tak samo silna nienawiść ideterminacja aby pozbawić przeciwnika życia. Odgłosy przypominały starcie dwóch wściekłych psów, i po tym można było ich zlokalizować, jak znikali z pola widzenia, gdy tylko walka toczyła się na tle lasu. Obaj atakowali ostrymi pazurami, a każdy atak zwieńczała stróżka krwi wzlatująca w powietrze. Walka ich polegała na gryzieniu i szarpaniu się, a obrona na robieniu uników. W pewnym momencie wyskoczyli w górę i nawet tam powietrzu zdąrzyli się pogryźć, kły to też broń. Opadli jeden na drugiego ciężko było ich odróżnić. Ale to chyba Berold zdawał się teraz dominować w walce. Ytena patrzyła jak zahipnotyzowana, chociaż w międzyczasie zdążyła się zbliżyć do walczących wilkołaków z mieczem w dłoni gotowa do ataku. Krill odczytał jej intencję, ale w przypływie głupoty – tak to musiała być głupota – jak sam stwierdził, po prostu nie mógł na to pozwolić. Nie w ten sposób. Aligard poruszył głową.

Ona chce ich…

Tak, zauważyłem.

On uratował Kastusa… – Prefekt nic więcej nie zdołał powiedzieć – znowu zakręciło mu się w głowie, jego ciałem rzucał teraz odruch wymiotny – o czym zresztą przekonały się zbroja i spodnie Aligarda. Miecz najemnika leżał niedaleko. Zgubił go gdy zmierzał do prefekta. Krill klną na własną głupotę i podczołgał się do niego, nie miał jeszcze pewności co do sprawności swoich nóg. Kiedy uchwycił rękojeść w rękach spróbował wstać bez pomocy. Nie dał rady, wykorzystał miecz jak starzec laskę i jakoś powstał, musiał jeszcze utrzymać równowagę i wykonać pierwszy krok. Udało się z drobną pomocą w postaci trzeciej nogi i zaciśniętymi zębami. Powoli zmierzał w kierunku biesobójczyni czekającej zapewne na odpowiedni moment by pokonać zwycięzcę pojedynku. Pewnie go widziała, ale zignorowała jego obecność. Był gdzieś w połowie drogi, gdy zwierzoludzie zawarczeli na siebie groźnie i zawyli, skoczyli ponownie.

Wiatr przewiał chmury, a czerwona poświata wschodzącego słońca swym bladym światłem spotęgowała jeszcze dramaturgię tego krwawego przedstawienia. Zaiste skryba i królewski relacjonator Pontylius będzie miał o czym opowiadać królowi. Inni bardowie i gawędziarze mogą jedynie wymyślać taką scenerię. Może niektóre z tych opowieści miały faktycznie miejsce? Któryś z zwierzołaków usiadł na kolanach, unieruchamiając drugiego wilkołaka. Co gorsza ich skok zakończył się lądowaniem niebezpiecznie blisko pozostałych. Aligard chwiejąc się gorzej niż marynarz po opróżnieniu beczki rumu, znowu przytulił matkę ziemię. Wilkołak wyszczerzył kły i zaraz zatopił je w gardle pokonanego. Istny strumień czerwonego płynu skapywał z jego wilczego pyska. Zawył wyjątkowo długo i wszyscy, nawet Ytena która już gotowała się do ataku słuchali, dźwięku triumfu. Okupionego stratami i cierpieniem zwycięstwa i końca polowania, albo prawie końca. Wstał powoli nie odrywając wzroku od martwego już przeciwnika – i stało się – widok transformacji był kolejnym z najdziwniejszych jakich doświadczył w ciągu tej zaledwie jednej nocy Krill.

Uszy, pysk wróciły do normalności, co znaczy do ludzkiej formy, kły zmieniły się w zwykłe ludzkie, sierść skróciła się, część zwyczajnie wypadła. Teraz na jego ludzkim ciele widać było dziesiątki krwawiących śladów, na żebrach na klatce piersiowej na barkach i przedramionach. Stał tak nagi, ciężko dysząc odwrócił się w stronę Yteny, ludzkie oczy Berolda, wyrażały to co człowiek powinien odczuwać w takim momencie – mam tego dość. To jest już koniec – ale Berold okazał się być nie zwykłym człowiekiem. Był zwierzołakiem, zmiennokształtnym, a Ytena była biesobójczynią, znaną, najlepszą i straciła dzisiaj dwie towarzyszki w walce z takimi istotami jak on. Zaledwie kilka kroków dzieliło tą dwójkę, dla nich to tyle co nic. Krillowi wydawało się to zdecydowanie dłuższą drogą. Miecz ze świętymi wzorami wzniósł się trochę powyżej linii barków, każdy krok był wyważony, oczy czujne. Zielarz nie ruszał się, spowolnił oddech, zaciągnął się leśnym powietrzem. Przestrzeń między nimi wypełnił Krill, jego miecz był zwrócony w stronę biesobójczyni.

I po co? – Nie miał przecież najmniejszych szans, jeśli w ogóle to miał sprawną jedną rękę. Druga znowu wisiała bezładnie. Saar, Aligard, że też jeszcze znalazł energie na dotarcie do nich?

Odejdź, Głupcze.

Nie. Nie godzi się, pomógł nam, pomógł Zandrze…

Pomógł Kastusowi, dlatego ma u mnie dług – Nieoczekiwanie stanął obok najemnika prefekt Aligard, już nie chwiało nim tak bardzo.

Nie widzicie tego? Wykorzystał nas, poprowadził na rzeź.

Do ludzi należy przemawiać językiem który rozumieją może bicie w patetyczne tony będzie skuteczniejsze – pomyślał najemnik

Gdyby tak miało być nie walczyłby z tym wilkołakiem tylko by uciekł i czekał gdzieś tam w zaroślach. Pomógł nam zwalczyć wielkie zło. Pomógł wypełnić ci twoją misję Yteno D’Arc. Nie możesz temu zaprzeczyć, miej honor.

On jest zwierzołakiem, zmiennokształtnym. Im nie można ufać.

Tylko dlatego, że wyglądam inaczej skazujesz mnie na śmierć. A co z zasadą, że to czyny świadczą o człowieku a nie słowa.

No właśnie o człowieku, ty nim nie jesteś.

Jestem, może nawet bardziej przypominam człowieka niż ty. Walczyłem z bestią, nic złego ci nie uczyniłem. A mimo wszystko chcesz pozbawić mnie życia? Spójrz w swoją duszę jeśli ją posiadasz. Kto tu jest potworem?

Dobra darujcie sobie te moralne gadki. To dobre do eposu czy innej tam pouczającej bajeczki. Yteno zwracam się do ciebie jako do wojownika, twoje zadanie zostało wykonane. Stado… grupa, cokolwiek zostało zlikwidowane. Misja zakończona, niebezpieczeństwo zażegnane. Możemy się rozejść wszyscy w swoją stronę w pokoju i bez rozlewu krwi. Dość już jej dziś zostało przelane.

Niebezpieczeństwo nie zostanie zażegnane dopóki choć jeden z nich chodzi po ziemi – uniosła miecz – Ustąpcie, nie macie ze mną szans. Was już sobie kupił. Ale ze mną tak łatwo mu nie pójdzie. – Najemnik poczuł na ramieniu żelazny ucisk zielarza.

Dziękuję wam przyjaciele. Nie narażajcie się bez potrzeby. Yteno! Błogosławiona córko zakonu Ate Walczącej żądam od ciebie Próby. Niech twa bogini wyda swój osąd o mojej winie.

Skoro sobie życzysz, ułatwisz mi tym moje zadanie. Uklęknął przed nią i podniósł głowę ich spojrzenia zetknęły się. Ona ułożyła ostrze na jego ramieniu, jak miałaby go pasować na rycerza. Usta poruszały się do niemej inkantacji. Metal i wizerunek na zbroi zaczęły pulsować, jasnobłękitnym światłem. Na początku wolno, potem coraz szybciej, jakby dopasowując się do rytmu uderzeń serca. Po kilku minutach pulsowanie znowu zaczęło zwalniać by blask zniknął zupełnie. Ytena znowu spojrzała na Berolda, dłonie dzierżące miecz drżały, ale ostrze pozostawało w tym samym miejscu. Walczyła z własną pokusą, nie mogła jednak nic zrobić. W końcu przemówiła, lodowatym i pogardliwym tonem.

Wiedz, że twój dług uznaję za spłacony. Bogini wydała osąd, ja nie mogę kwestionować wyroku. Niech i tak będzie. Misje swoją uznaję od teraz za zakończoną. Wiem kim jesteś, i inni też się dowiedzą, jeżeli gdziekolwiek się pojawisz i ktoś padnie ofiarą zwierzołaków będę tam, przysięgam.

Rozumiem, nie zapomnę tych słów.

Opuściła miecz, zagwizdała i odeszła.

Ależ pani Yteno, jakże to?

Zostaw ją Pontylius. I tak nic nie wskórasz. – Najemnik zatrzymał go – My wszyscy jesteśmy zmęczeni. Jeszcze się z nią spotkamy. Teraz zostaw ją samą. Niech chcesz widzieć biesobójcy opłakującego towarzyszy. – Gdzieś z głębi lasu dobiegło ich parskanie koni, stukot kopyt był coraz głośniejszy, Ytena stanęła i czekała. Pozostali ją obserwowali. Gdy nadbiegły konie, wskoczyła w biegu na swojego wierzchowca i oddaliła się od nich, pozostawiając te które, przyprowadził jej koń.

Chyba uratowaliście moja wilczą skórę?

Uratowałeś Kastusa, stałeś się tym samym przyjacielem, tak jak Ytena odprawiając rytuał. Nie mogłem pozwolić wam na walkę. -Opowiedział Aligard

Uniknąłem tylko niepotrzebnej walki. Zachowałeś się mimo wszystko w porządku – skomentował Krill.

Dbaj o kompana, kompan zadba o ciebie.

To czysta pragmatyka.

Obejrzę twoje rany, pamiętasz o czym mówiła Ytena? Czasem nawet najdrobniejsze zadrapanie wystarczy…

Słów tych Krill już nie usłyszał. Był tylko człowiekiem a jego organizm miał ograniczenia, nawet żelazna wola kiedyś traci na sile. Na krótko odzyskał jeszcze przytomność gdy jego ciało przekraczało wielką bramę azylu dla jego niespokojnego ducha. A postacie w purpurowych szatach otoczyły go zewsząd.

 

Koniec

Komentarze

Mała poprawka to jest juz ostania cześć opowiadania. :) Uff 

Nowa Fantastyka