- Opowiadanie: jorge0 - Gwiezdna Potrzeba

Gwiezdna Potrzeba

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Gwiezdna Potrzeba

Światła na mostku zmieniły się z czerwonego przyciemnienia, na standardowy mętno żółty.

– Dobra, koniec na dzisiaj. – Kapitan Frank odezwał się zmęczonym niewyspanym głosem.

– Jakieś dodatkowe rozkazy sir? – Zapytał jeden z oficerów.

– Nie standardowa procedura, to była dobra robota. Pierwszy przejmujesz mostek. – Rzucił kapitan odpinając się od fotela i odpychając w stronę drzwi windy.

– Miłego wypoczynku Panie kapitanie. – Powiedziała przyklejona do sąsiedniego fotela kobieta. Jej skafander nosił znaczek pierwszego. Pozostawiona zaś na wygolonej głowie resztka włosów formowała wyraźne oznaczenie – komandor porucznik.

– Dzięki Zuza – dowódca rzucił na pożegnanie z wnętrza windy. Drzwi zamknęły się cicho. Usłyszał jeszcze pożegnalne „kapitan opuszcza mostek". Po czym pogrążył się w myślach.

Ech Zuza, Zuza – nie raz rozpływał się już w myślach o tym jak czynie pomaga jej w awansie. Gdyby tylko trafiła się okazja, lecz tu na stacji zwyczajnie nie było jak. Głupie odcinki, seksistowskie gadki. Na coś więcej nie było miejsca. Prości żołnierze jakoś sobie radzili, ale on zawsze na oczach wszystkich. Nie było jak.

Pomyślał o swojej kajucie cylinder o średnicy mniej niż metr i głębokości dwóch. I tak miał powód do zadowolenia. Większość jego oficerów nie miała nawet tego. Spała we wspólnej komorze sypiali, jak prości żołnierze z obsługi.

Przyczepiony do uchwytu ściany dryfował razem z windą chwilowe przyśpieszenie dające kojące złudzenie grawitacji ustąpiło.

Spojrzał na rękaw skafandra, to gówno doprowadzało go do szału. Spał w tym, chodził czy raczej bujał się, jadł pracował, znowu spał. Jak druga skóra. Ludzi już po tygodniu trafiał szlag. Wachta na stacji trwała zaś pięć miesięcy. Współczuł swoim ludziom. Młode dziewczyny i chłopcy skazani na ciasnotę w tej przerobionej na wojskową stacji. Wiedział jak jest ciężko, miał, co prawda pewne przywileje, ale dwa i pół roku w tym złomie… Musiał wciąż dawać przykład. W końcu był kapitanem.

Winda sunęła cicho. Dotarł na Pietro Socjalne i odbił się do wnętrza kolejnej prowadzącej na dolny pierścień – nie kierował się do swojej kajuty. Miał najpierw ważną sprawę.

W windzie trzeba było autoryzować dostęp – większości załogi zakazany. Dolny pierścień jedyne miejsce z grawitacją w całości przeznaczone na hodowlę białek, które w nieważkości powstawały zwyczajnie za mało wydajne.

Kolejna winda ruszyła cicho oddalając się od osi stacji. Grawitacja wywołana rozruchem nie zniknęła tym razem całkowicie. Przyjemne przyciąganie najpierw przesunęło się na ścianę boczną do osi stacji, następnie zaś na podłogę.

Kombinezon zaciążył nieprzyjemnie. Ten mały przetrwalnik pozwalający w razie rozszczelnienia przetrwać nawet w próżni. Ludzie robili w nim wszystko. Dosłownie wszystko. Półprzepuszczalna podszewka usuwała pot i wszystkie inne odchody ciała w postaci jedynki i dwójki, tudzież nocnych trójek…

Winda dotarła na miejsce. Frank wysiadł i rozpoczął siłowanie z zamkami.

Ludzie potrafili się jakoś przyzwyczaić. Po jakimś czasie obrzydzenie przechodziło, „To" stawało się naturalne. W końcu wszyscy tak tutaj musieli. Chwila skupienia i gotowe. Potem dwadzieścia minut czekania aż kombinezon przetrawi ładunek i przeniesie go do zbiorniczków. Zamknięty cykl życia zjadasz wydalasz, i znowu zjadasz. Żarcie na stacji to gówno. Słyszano nieraz w kantynie przy wydawaniu pasty, a potem śmiech – cóż innego można zrobić, jest wojna.

Nieważkość osłabia, mięśnie szybko zanikają. Cudowny kombinezon, co dziennie stymulował je prądem, ale to nie to samo, co zdrowa grawitacja.

Frank powoli kuśtykał w wąziutkim korytarzyku pomiędzy wysokimi zbiornikami białka. Ciągnąc za sobą kombinezon, i co krok podpierając się o najbliższy zbiornik.

Dokąd zmierzał? Cóż trzymanie w niepewności bywa przyjemne. W ogóle trzymanie, zwłaszcza, kiedy chcesz zwyczajnie zrobić kupę.

Kapitan odnalazł ją na planach dwa miesiące po objęciu dowództwa. Wiedział, że musi jakaś być, musiał ją znaleźć – a była to potrzeba cisnąca jak sama potrzeba. Cywilną stację przerobiono na wojskowy garnizon, usuwając wszelki nikomu niepotrzebny balast. Kombinezony wprowadzono rok wcześniej. Bezpieczeństwo naszych ludzi i koszty – Frank przeklinał wszystkich tych biurokratów, którzy w wygodzie na ziemi decydowali, co, dla kogo lepsze. Decyzje zapadły. Sanitariaty usunięto.

Frank wiedział jednak, że zawszę coś się pominie. Tacy są ludzie. Szukał, więc uważnie – nie w danych komputera, ale w pierwotnych planach.

Technicy, Biofekalia.coo montujący zbiorniki do syntezy białka przejęli dolny pierścień nim wojsko zajęło się górnym. Cywile natomiast zawsze dbają o swoją wygodę. Po skończonej pracy odlecieli, na dole pozostał ich skarb.

Frank dotarł wreszcie na miejsce, niewielki kontener wciśnięty pomiędzy zbiorniki z dala głównej ścieżki. Dyskretny i taki zachęcający. Dwoje małych drzwiczek, prysznic i toaleta. Odrzucił kombinezon pod pobliski zbiornik. Delikatnie, nabożnie wręcz uchylił drzwiczek i zasiadł na tronie.

Ręka namacał leżący z tyłu pod ścianą niezbędnik – elektryczne cygaro i starodawnego e-pada. Ech żeby tak prawdziwy tytoń i książka i to taka papierowa książka – pomyślał. Cieszył się jednak, że miał, chociaż to. Holo ekrany działały mu na nerwy – możesz wziąć w rękę, zapisać coś, wygiąć, ale nie poczuć. Był już za stary na to wszystko. Kombinezony, holo śmieci.

Drugą rękom odpalił ssawkę, montowaną niegdyś standardowo by nie zużywać wody. Przyjemny ciąg połaskotał go, no wiadomo gdzie go połaskotał.

Kapitan zrelaksowany zaciągnął się gęstym dymem i pozwoliłby kiszki pobudzone już przyciąganiem zacząć swoje.

Klozet nie miał sufitu, widać wyło wystające ponad jego ścianki zbiorniki, a ponad nimi przez przeźroczystą powlokę oś stacji. Od lewej wschodziła przepiękna kulista Wenus.

Kiszki czekając długo właśnie zaczęły. Kadłub wyłonił się z luku, już prawie.

Ryk alarmu zamontowanego na całej stacji wydarł się ostro z wszystkich stron. Czerwone koguty wyskoczyły ze swoich dziur. Wystraszony zaś krecik powrotem schował się w swojej. Przez kapitana przeszedł zimny dreszcz czystej nie przyjemności.

Holo ekran z nikąd pojawił się przed jego nosem.

– kapitanie atakują nas – meldowała pierwsza oficer – kapitanie – powtórzyła widząc spoconą twarz dowódcy i ten jego dziwny wyraz oczu…

-kapitanie czy potrzeba medyka? – Zapytała zdenerwowana.

-Nie. Zaraz będę – padła krótka odpowiedź.

Obraz zgasł.

Koniec

Komentarze

Nietypowe --- plus. Z pewnego rodzaju poczuciem humoru --- drugi plus.
Od licha i trochę błędów i błędzików --- interpunkcja zwłaszcza --- duuuży minus.

Na 4. Jest potencjał, ale roboty huk przed autorem.
Pozdrawiam.

Nowa Fantastyka