Profil użytkownika


komentarze: 19, w dziale opowiadań: 4, opowiadania: 1

Ostatnie sto komentarzy

Serdecznie zapraszam do napisania recenzji najnowszego, analogowego wydania książki „Yggdrasil Struny Czasu”. Wśród najciekawszych, drogą losowania:-), wybiorę jedną i "zwycięzca" otrzyma tężę ze specjalną dedykacją. Postaram się, żeby była bardzo, bardzo, bardzo mądra:-) Dodatkowo dokładam Yggdrasil Struny… i Yggdrasil Exodus w formie e-booka.

Teksty lub linki do recenzji publikujemy na moim fanpageu

https://www.facebook.com/yggdrasilstrunyczasu?skip_nax_wizard=true&ref_type=bookmark

Umówmy się, że konkurs rozstrzygnę na początku czerwca br.

Aha, kryterium oceny nie będzie "słodzenie" autorowi, ale próba wskazania w mojej książce okruchów innych powieści, oraz takich pomysłów, których nigdzie wcześniej nie spotkaliście. To jest wyzwanie, któremu podołają tylko tęgie FANTASTYCZNE i HISTORYCZNE książkowe głowy, choć i amatorzy czytelnictwa mogą próbować swoich sił. Jeszcze raz serdecznie zapraszam:-)

Manifest – Wyzwanie :-)

 

 

Ten co podły jest i złośliwy,

Naśmiewa się z czego bądź;

Nie wie on, co wiedzieć winien,

Że sam bez błędu nie jest1.

 

Do młodych duchem pisarzy!

 

Koleżanki i koledzy, jestem nowym uczestnikiem tego forum i jak sądzę, raczej nie mam szans na dłuższy staż. Nie dlatego, że nie chcę, po prostu nie dam rady :-)

Przyznaję, z nieco naiwną ciekawością zajrzałem do Waszego wirtualnego świata i byłem i jestem pozytywnie zaskoczony jego profesjonalizmem w zakresie inżynierii słowa. Odniosłem też wrażenie, że wśród uczestników jest wielu pasjonatów pisania, ale z jakiegoś względu, nie przekłada się to na powstanie masy krytycznej i twórczy „kocioł czarownic”. Dlaczego? Spróbuję na to pytanie odpowiedzieć a Wy, możecie mnie nakryć czapkami, zignorować, lub wyciągnąć wnioski z moich obserwacji i coś zmienić.

W mojej subiektywnej ocenie, winę za ten stan rzeczy ponosi mentorski, pouczający system wzajemnych relacji (obserwowałem to zjawisko w komentarzach wielu wątków), który na dłuższą metę jest destrukcyjny w przypadku twórców. Trochę jak w szkołach, gdzie „produkujemy średniaków”, niszcząc mimochodem pasję, młodą twórczą inwencję, wyobraźnię i nieschematyczne myślenie.

Gdy czytałem niektóre komentarze, miałem wrażenie, że przeglądam sprawdzian szóstoklasisty z zaznaczonymi czerwonym długopisem uwagami polonistki. Jasne, powinno być „po polskiemu”, ale jakoś nie widziałem uwag typu: świetlny wątek, gdybyś mógł go rozwinąć; ten pomysł jest nierealistyczny i psuje odbiór, ale już w tym fragmencie czuć talent; zobacz jak w swoich książkach konstruuje akcję pisarz x,y,z – macie ze sobą coś wspólnego; trochę „płaskie” postacie, ale gdybyś ……. itd. To znaczy coś tam jest, ale ginie w morzu szkolnych pouczeń.

Kolejną bolączką, a może już chorobą, jest uczestnictwo w dyskusjach ludzi życiowo sfrustrowanych, głęboko przekonanych o swojej nieomylności i przewadze nad młodymi pisarzami (mam tu również na myśli starszych wiekiem, ale dopiero próbujących swych sił). Zgadzam się, że warsztat „starych mistrzów” jest godny pozazdroszczenia, ale czy pisząc swoje historie doświadczają oderwania od rzeczywistości? Uniesienia? Nieprzespanych nocy? Zapominają jaki mamy dzisiaj dzień? Czy tak naprawdę bawi ich pisanie? Szczerze wątpię, może kiedyś, choć mogę się mylić. Tych ludzi lekko, lub nieco bardziej zgorzkniałych jest pewnie niewielu, ale mocno ważą na atmosferze tego Forum. Piętnujcie swoimi wpisami takie zachowania! (Pomijam tu pisarzy z uznanym dorobkiem, prawem Ich sukcesu jest robić to, co im się żywnie podoba).

Z drugiej strony nie winię Ich (tych, którym nie udało się odcisnąć piętna na światowej i polskiej literaturze), że pisząc przez wiele lat w polskich realiach, stają się nieco cierpcy w obyciu i z politowaniem patrzą na młodszych stażem kolegów i koleżanki. Oni już wiedzą, że z czasem, z miłosnych małżeńskich uniesień pozostaje tylko rutyna. Nie zawsze tak jest, ale wystarczająco często by większość niespełnionych pisarzy uznała to za pewnik i tak naprawdę zamiast zachęcać, zniechęcała młodych do latania.

Opowiem Wam historię dwójki idących przez pustynny świat kolegów. Jeden z nich był zawsze zapobiegliwy, przewidujący i planujący, drugi działał intuicyjnie, niekiedy ryzykował, mylił się, potykał, ale parł do przodu.

Gdy przyjaciele postanowili wyruszyć w podróż, Planujący przygotował się bardzo metodycznie, zabrał nawet ze sobą podręczny zestaw do pozyskiwania wody i apteczkę pierwszej pomocy. Wolny Duch też coś tam przygotował, ale widząc jego działania, na twarzy Planującego cały czas gościł pobłażliwy uśmiech.

Planujący, przed wymarszem solidnie przygotował się fizycznie i gdy nadeszła godzina 0, zapakował plecak i ruszył. Nic nie mogło go zaskoczyć, a jako człowiek pustyni, potrafił na niej przetrwać niemal w każdych warunkach. Tak żyli jego dziadowie, ojcowie, on sam i zapewne dzieci, które planował mieć tak gdzieś między trzydziestym, a trzydziestym pierwszym rokiem życia.

Wolny Duch zrobił inaczej. Zapakował swój niewielki dobytek do plecaka, ale najważniejszym dla niego kryterium było, by ów plecak nie był zbyt ciężki. Zamierzał odbyć podroż lotnią. Oczywiście Planujący wyśmiał go twierdząc, nie bez słuszności, że w wyniku różnic temperatur nad pustynią często powstają małe trąby powietrzne, że występują okresy bezwietrzne, czasem wiatry wieją w kierunku przeciwnym od celu podróży, a lotnik ani nie ma stosownego przygotowania fizycznego ani też wyposażenia, by poradzić sobie z napotkanymi przeciwnościami. Wolny Duch jednak uparł się twierdząc, że zawsze chciał polecieć, więc poleci.

Wyruszyli. Planujący równym tempem pokonywał wyznaczone odcinki, Wolny zaś, to trochę poleciał, to zarył twarzą w piach, to znów podczas piaskowej burzy cofnął się niemal na linię startu. Nie poddawał się jednak, choć po miesiącu wyglądał niczym kłębek nieszczęścia. Te tygodnie spędzone w powietrzu nauczyły go jednego, umiał latać, choć oczywiście nie mógł równać się w tej materii z ptakami. Potrafił wykorzystywać prądy powietrzne, ślizgać się po nich by lecieć w kierunku, który sobie wyznaczył, unikać burz, choć i teraz zdarzało mu się twarde lądowanie.

Po trzydziestu dniach Wolny Duch dotarł w końcu do wybrzeża, gdzie przy rozpalonym ognisku czekał już na niego Planujący. Obgryzając tłustego pustynnego szczura śmiał się z przyjaciela, któremu z trudnością udało się złapać kilka skorpionów i jedną chudą żmiję, śmiał się z jego spękanych ust (sam, miał ze sobą solidny zapasik kremu, więc nie musiał się obawiać słońca) i z podartego od częstych upadków kombinezonu. A już pękał do rozpuku gdy się dowiedział, że Wolny Duch by przeżyć, kilka razy musiał pić własny mocz. Sam miał oczywiście podręczny zestaw skraplający, który przewidująco zabrał z domu.

Po posiłku przyjaciele patrzyli z rozmarzeniem i tęsknotą na leżący w oddali ląd, który oddzielał od ich rodzinnej pustyni szeroki pas morskiej wody. Przy dobrej widoczności, można było zobaczyć na nim wysokie zielone drzewa.

Gdy nadszedł czas powrotu, Wolny Duch na tej swojej obszarpanej lotni wzbił się w powietrze i poleciał właśnie w kierunku owego lądu. Planujący trochę mu zazdrościł, ale nie zabrał ze sobą pontonu, w okolicy nie było budulca na tratwę, a nawet gdyby, to wiry i stada rekinów gwarantowały szybką śmierć każdego śmiałka. Prawdę powiedziawszy nie umiał pływać, bo jak sobie wykalkulował, na pustyni to nieprzydatna umiejętność.

 

Więc drodzy młodzi stażem pisarze, przesłanie mojego manifestu jest następujące:

NIE DAJCIE SOBIE OBCIĄĆ SKRZYDEŁ!

NIE DAJCIE SOBIE WMÓWIĆ, ŻE SSAKI NIE LATAJĄ!

WYKORZYSTAJCIE PLANUJĄCYCH PRZY BUDOWIE SWOICJ LOTNI I W DROGĘ!

ZWRACAJCIE UWAGĘ KPIARZOM I PRZEŚMIEWCOM! (młodzi twórcy to niezwykle wrażliwi ludzie, pamiętajmy o tym)

 

P.S.

Poświęciłem kilka godzin na takie przygotowanie mojego opowiadania pt: „Skarb Haralda Sinozębego”, które spełni wymogi Loży.

http://www.nowafantastyka.pl/opowiadania/pokaz/12702

Ci z oceniających, którzy biorą udział w konkursie na opowiadanie ze smokami w tle, mogą zmierzyć się ze mną w boju spotkaniowym na kopie. Nie bierzcie tylko tego za bardzo wprost, żadnego kopania po kostkach. Mogą pokazać Swoją wyższość i rozgnieść mnie niczym robaka. Tylko czy potrafią :-)

Niech nas zmierzą i zważą czytelnicy.

 

W sumie, był to ciekawy eksperyment z mojej strony (mam tu na myśli wizytę w Waszym wirtualnym Fantastycznym domu), choć nieco dołujący. Potencjał leży tu ogromny, odrzućcie tylko szkolne stereotypy, to znaczy niech będą, ale we właściwych proporcjach.

To jest moje pożegnanie z tym Forum. Frustratów informuję, że nie będę miał niewątpliwej nieprzyjemności przeczytania ich wpisów, a ludzi otwartych, czyli jakieś dziewięćdziesiąt osiem procent uczestników, nakłaniam do autorefleksji.

 

I jeszcze jedną uwagę jestem Wam winien. Nie mam nic do mocno chodzących po ziemi praktyków, wręcz przeciwnie, bez nich życie to jeden wielki chaos. Ale, gdy mówimy o pisarzach sf i ogólnie fantastyki, o swego rodzaju wizjonerach jakimi jesteście, wolę mieć do czynienia z otwartymi wolnymi umysłami :-)

 

Jeśli moja filipika uraziła kogoś, to przepraszam, chciałem Wami tylko nieco wstrząsnąć :-) Intencją moją było pokazanie pewnych negatywnych zachowań, które może zobaczyć tylko ktoś nowy, spoglądający spoza szklanej kuli.

Powodzenia.

 

1  22 zwrotka Pieśni Odyna (Hàvànàl)z Eddy Poetyckiej w tłumaczeniu Apolonii Załuskiej-Strömberg

Manifest – Wyzwanie :-)

 

 

Ten co podły jest i złośliwy,

Naśmiewa się z czego bądź;

Nie wie on, co wiedzieć winien,

Że sam bez błędu nie jest1.

 

Do młodych duchem pisarzy!

 

Koleżanki i koledzy, jestem nowym uczestnikiem tego forum i jak sądzę, raczej nie mam szans na dłuższy staż. Nie dlatego, że nie chcę, po prostu nie dam rady :-)

Przyznaję, z nieco naiwną ciekawością zajrzałem do Waszego wirtualnego świata i byłem i jestem pozytywnie zaskoczony jego profesjonalizmem w zakresie inżynierii słowa. Odniosłem też wrażenie, że wśród uczestników jest wielu pasjonatów pisania, ale z jakiegoś względu, nie przekłada się to na powstanie masy krytycznej i twórczy „kocioł czarownic”. Dlaczego? Spróbuję na to pytanie odpowiedzieć a Wy, możecie mnie nakryć czapkami, zignorować, lub wyciągnąć wnioski z moich obserwacji i coś zmienić.

W mojej subiektywnej ocenie, winę za ten stan rzeczy ponosi mentorski, pouczający system wzajemnych relacji (obserwowałem to zjawisko w komentarzach wielu wątków), który na dłuższą metę jest destrukcyjny w przypadku twórców. Trochę jak w szkołach, gdzie „produkujemy średniaków”, niszcząc mimochodem pasję, młodą twórczą inwencję, wyobraźnię i nieschematyczne myślenie.

Gdy czytałem niektóre komentarze, miałem wrażenie, że przeglądam sprawdzian szóstoklasisty z zaznaczonymi czerwonym długopisem uwagami polonistki. Jasne, powinno być „po polskiemu”, ale jakoś nie widziałem uwag typu: świetlny wątek, gdybyś mógł go rozwinąć; ten pomysł jest nierealistyczny i psuje odbiór, ale już w tym fragmencie czuć talent; zobacz jak w swoich książkach konstruuje akcję pisarz x,y,z – macie ze sobą coś wspólnego; trochę „płaskie” postacie, ale gdybyś ……. itd. To znaczy coś tam jest, ale ginie w morzu szkolnych pouczeń.

Kolejną bolączką, a może już chorobą, jest uczestnictwo w dyskusjach ludzi życiowo sfrustrowanych, głęboko przekonanych o swojej nieomylności i przewadze nad młodymi pisarzami (mam tu również na myśli starszych wiekiem, ale dopiero próbujących swych sił). Zgadzam się, że warsztat „starych mistrzów” jest godny pozazdroszczenia, ale czy pisząc swoje historie doświadczają oderwania od rzeczywistości? Uniesienia? Nieprzespanych nocy? Zapominają jaki mamy dzisiaj dzień? Czy tak naprawdę bawi ich pisanie? Szczerze wątpię, może kiedyś, choć mogę się mylić. Tych ludzi lekko, lub nieco bardziej zgorzkniałych jest pewnie niewielu, ale mocno ważą na atmosferze tego Forum. Piętnujcie swoimi wpisami takie zachowania! (Pomijam tu pisarzy z uznanym dorobkiem, prawem Ich sukcesu jest robić to, co im się żywnie podoba).

Z drugiej strony nie winię Ich (tych, którym nie udało się odcisnąć piętna na światowej i polskiej literaturze), że pisząc przez wiele lat w polskich realiach, stają się nieco cierpcy w obyciu i z politowaniem patrzą na młodszych stażem kolegów i koleżanki. Oni już wiedzą, że z czasem, z miłosnych małżeńskich uniesień pozostaje tylko rutyna. Nie zawsze tak jest, ale wystarczająco często by większość niespełnionych pisarzy uznała to za pewnik i tak naprawdę zamiast zachęcać, zniechęcała młodych do latania.

Opowiem Wam historię dwójki idących przez pustynny świat kolegów. Jeden z nich był zawsze zapobiegliwy, przewidujący i planujący, drugi działał intuicyjnie, niekiedy ryzykował, mylił się, potykał, ale parł do przodu.

Gdy przyjaciele postanowili wyruszyć w podróż, Planujący przygotował się bardzo metodycznie, zabrał nawet ze sobą podręczny zestaw do pozyskiwania wody i apteczkę pierwszej pomocy. Wolny Duch też coś tam przygotował, ale widząc jego działania, na twarzy Planującego cały czas gościł pobłażliwy uśmiech.

Planujący, przed wymarszem solidnie przygotował się fizycznie i gdy nadeszła godzina 0, zapakował plecak i ruszył. Nic nie mogło go zaskoczyć, a jako człowiek pustyni, potrafił na niej przetrwać niemal w każdych warunkach. Tak żyli jego dziadowie, ojcowie, on sam i zapewne dzieci, które planował mieć tak gdzieś między trzydziestym, a trzydziestym pierwszym rokiem życia.

Wolny Duch zrobił inaczej. Zapakował swój niewielki dobytek do plecaka, ale najważniejszym dla niego kryterium było, by ów plecak nie był zbyt ciężki. Zamierzał odbyć podroż lotnią. Oczywiście Planujący wyśmiał go twierdząc, nie bez słuszności, że w wyniku różnic temperatur nad pustynią często powstają małe trąby powietrzne, że występują okresy bezwietrzne, czasem wiatry wieją w kierunku przeciwnym od celu podróży, a lotnik ani nie ma stosownego przygotowania fizycznego ani też wyposażenia, by poradzić sobie z napotkanymi przeciwnościami. Wolny Duch jednak uparł się twierdząc, że zawsze chciał polecieć, więc poleci.

Wyruszyli. Planujący równym tempem pokonywał wyznaczone odcinki, Wolny zaś, to trochę poleciał, to zarył twarzą w piach, to znów podczas piaskowej burzy cofnął się niemal na linię startu. Nie poddawał się jednak, choć po miesiącu wyglądał niczym kłębek nieszczęścia. Te tygodnie spędzone w powietrzu nauczyły go jednego, umiał latać, choć oczywiście nie mógł równać się w tej materii z ptakami. Potrafił wykorzystywać prądy powietrzne, ślizgać się po nich by lecieć w kierunku, który sobie wyznaczył, unikać burz, choć i teraz zdarzało mu się twarde lądowanie.

Po trzydziestu dniach Wolny Duch dotarł w końcu do wybrzeża, gdzie przy rozpalonym ognisku czekał już na niego Planujący. Obgryzając tłustego pustynnego szczura śmiał się z przyjaciela, któremu z trudnością udało się złapać kilka skorpionów i jedną chudą żmiję, śmiał się z jego spękanych ust (sam, miał ze sobą solidny zapasik kremu, więc nie musiał się obawiać słońca) i z podartego od częstych upadków kombinezonu. A już pękał do rozpuku gdy się dowiedział, że Wolny Duch by przeżyć, kilka razy musiał pić własny mocz. Sam miał oczywiście podręczny zestaw skraplający, który przewidująco zabrał z domu.

Po posiłku przyjaciele patrzyli z rozmarzeniem i tęsknotą na leżący w oddali ląd, który oddzielał od ich rodzinnej pustyni szeroki pas morskiej wody. Przy dobrej widoczności, można było zobaczyć na nim wysokie zielone drzewa.

Gdy nadszedł czas powrotu, Wolny Duch na tej swojej obszarpanej lotni wzbił się w powietrze i poleciał właśnie w kierunku owego lądu. Planujący trochę mu zazdrościł, ale nie zabrał ze sobą pontonu, w okolicy nie było budulca na tratwę, a nawet gdyby, to wiry i stada rekinów gwarantowały szybką śmierć każdego śmiałka. Prawdę powiedziawszy nie umiał pływać, bo jak sobie wykalkulował, na pustyni to nieprzydatna umiejętność.

 

Więc drodzy młodzi stażem pisarze, przesłanie mojego manifestu jest następujące:

NIE DAJCIE SOBIE OBCIĄĆ SKRZYDEŁ!

NIE DAJCIE SOBIE WMÓWIĆ, ŻE SSAKI NIE LATAJĄ!

WYKORZYSTAJCIE PLANUJĄCYCH PRZY BUDOWIE SWOICJ LOTNI I W DROGĘ!

ZWRACAJCIE UWAGĘ KPIARZOM I PRZEŚMIEWCOM! (młodzi twórcy to niezwykle wrażliwi ludzie, pamiętajmy o tym)

 

P.S.

Poświęciłem kilka godzin na takie przygotowanie mojego opowiadania pt: „Skarb Haralda Sinozębego”, które spełni wymogi Loży.

http://www.nowafantastyka.pl/opowiadania/pokaz/12702

Ci z oceniających, którzy biorą udział w konkursie na opowiadanie ze smokami w tle, mogą zmierzyć się ze mną w boju spotkaniowym na kopie. Nie bierzcie tylko tego za bardzo wprost, żadnego kopania po kostkach. Mogą pokazać Swoją wyższość i rozgnieść mnie niczym robaka. Tylko czy potrafią :-)

Niech nas zmierzą i zważą czytelnicy.

 

W sumie, był to ciekawy eksperyment z mojej strony (mam tu na myśli wizytę w Waszym wirtualnym Fantastycznym domu), choć nieco dołujący. Potencjał leży tu ogromny, odrzućcie tylko szkolne stereotypy, to znaczy niech będą, ale we właściwych proporcjach.

To jest moje pożegnanie z tym Forum. Frustratów informuję, że nie będę miał niewątpliwej nieprzyjemności przeczytania ich wpisów, a ludzi otwartych, czyli jakieś dziewięćdziesiąt osiem procent uczestników, nakłaniam do autorefleksji.

 

I jeszcze jedną uwagę jestem Wam winien. Nie mam nic do mocno chodzących po ziemi praktyków, wręcz przeciwnie, bez nich życie to jeden wielki chaos. Ale, gdy mówimy o pisarzach sf i ogólnie fantastyki, o swego rodzaju wizjonerach jakimi jesteście, wolę mieć do czynienia z otwartymi wolnymi umysłami :-)

 

Jeśli moja filipika uraziła kogoś, to przepraszam, chciałem Wami tylko nieco wstrząsnąć :-) Intencją moją było pokazanie pewnych negatywnych zachowań, które może zobaczyć tylko ktoś nowy, spoglądający spoza szklanej kuli.

Powodzenia.

 

122 zwrotka Pieśni Odyna (Hàvànàl)z Eddy Poetyckiej w tłumaczeniu Apolonii Załuskiej-Strömberg

Długo mnie nie było i kolejny wpis będzie moim ostatnim na tym forum. Po przeczytaniu zrozumiecie – przynajmniej taką mam nadzieję. Osoby piszące akurat w tym wątku, są po dobrej stronie mocy i tego się będę trzymał. 

PsychoFish – dzięki. Mam warunki umowy, ale byłem ciekaw doświadczeń innych.

Beryl – mam wrażenie, że z Ciebie fajny gość, może to kwestia miasta. Mam dobrego kumpla w Radomiu, właśnie został wiceprezydentem:-)

Gwidon – dzięki za obronę przed Berylem

dj Jajko mnie ułaskawił – uff:-)

Wszystkim miłej zabawy i do zobaczenia na listach bestselerów

To ja się trochę pogubiłem, za co jak widać muszę przeprosić. Potraktowałem ten konkurs jako fajną zabawę, a jak widać powinienem bardzo poważnie. Musicie mi wybaczyć, ale jako nowy w Tym gronie, nie znałem panujących tu obyczajów. 

Mea culpa

Bellatrix, słowniczek dołączyłem jako ciekawostkę i być może narzędzie dla chcących pisać o wikingach. Bo to, że paramy się fantastyką nie znaczy, iż nasze światy nie powinny być jak najbardziej prawdopodobne (nie mylić z realne) :-)

Pomysł dobry, wszyscy przecież z rozdziawionymi buziami słuchaliśmy bajek o złym smoku i biednej księżniczce.  Sentyment ten, mamy wpisany w genotyp jak złoto, razem z tęsknotą mężczyzn do kobiecych piersi i pragnieniem bycia kochanym/kochaną. Ot, cała tajemnica

 

Oj Ryszardzie, Ryszardzie. Moje książki nie zostały wydane za moje pieniądze (z wyjątkiem pierwszej, ale wznowienie już bez mojej kasy i napisałem o tym na tym forum w dyskusji o agentach literackich) Jakiś kompleks? Czy też typowa niestety dla Nas zawiść? Mimo wszystko, życzę powodzenia i uznaję Twoje prawo do krytyki, tylko jeśli można prosić, bez złośliwości.

Link do nowej i pozytywnej opinii o moich książkach, ale pewnie Ryszardzie napiszesz, że to ja jestem jej autorem :-)

http://lubimyczytac.pl/ksiazka/243646/yggdrasil-exodus/opinia/23088265#opinia23088265

Fajnie znowu być w domu :-)

Gwidon, co Ci będę opowiadał. Wpisz sobie w google tytuł mojej książki, np Yggdrasil Struny Czasu i sam zobaczysz co z tą dystrybucją. Beryl znowu zarzuci mi kryptoreklamę, ale to będzie najbardziej wiarygodny test. Zaznaczę, że w przypadku e-boków korzystam tylko i ich pośrednictwa.

Jeszcze ws. niezbyt udanych okładek. Przymierzamy się z wydawnictwem do ich zmiany, poniżej projekt w ołówku nowej grafiki, ale to jeszcze nie jest wersja ostateczna (info dla Sethrael i Nazgula)

 

Gwidonie, pewnie wiesz, że polskim odpowiednikiem Twojego nika jest imię Lasota, czyli raczej człowiek pokoju i natury. Beryl zaś, jest pierwiastkiem używanym przy konstruowaniu reaktorów termojądrowych i nazwą karabinka szturmowego kalibru 5,56mm, wiec sam rozumiesz, że jest bojowy:-)

Generalnie self się nie zwraca!!! 

Czy warto więc inwestować? W mojej, ale zaznaczam – mocno subiektywnej ocenie – tak. Gdyby nie pierwsza publikacja w formie selfu, nie napisałbym drugiej części Yggdrasila, ani tym bardziej Wikingów. Pierwsza własna książka, choć nie ukrywam z licznymi błędami edycji, pozwoliła mi uwierzyć w swoje możliwości – a to jest bezcenne:-) Rozejrzyj się dookoła, jak wielu Twoich znajomych wydało papierową książkę? Nawet będąc grafomanem, czego nie zakładam, już jesteś w elitarnym kilkuprocentowym klubie biedaków :-) Ale pamiętaj, nic na siłę. Mój bilans to zwrot 50% nakładów i sądzę, że to całkiem niezły wynik. Na szczęście pisanie to moje hobby, a nie źródło chleba i piwa.

Tak na marginesie, niełatwo się dostać do RW2010 – maja spory tłok i w związku z tym dosyć odległe terminy – ale to fajna choć wymagająca ekipa. Uruchomili teraz wydawnictwo Sebtibus (mogłem się pomylić w pisowni), które wydaje w formie papierowej co ciekawsze e-boki. Tym sposobem, moje Struny Czasu zostaną w pierwszym kwartale tego roku, powtórnie  wydane na białych kartach :-) Uff, więcej grzechów nie pamiętam.  

Jesteś podejrzliwy Berylu niczym Inkwizytor na Paradzie Wolności :-) Odpowiem na pytania o self i co dalej z przyjemnością. Proszę o konkiety. A co do reklamy, pewnie trochę też, ale tak w ogóle byłem ciekaw Waszych doświadczeń z agentami (jeżeli ktoś takowe posiada). Po raz pierwszy idę tą drogą…

Gwidon, co do e-boków to nie powiem ci jakie to są ilości,  za kwartał wypłaciłem sześć setek, to wiem na pewno. Współpracuję z wydawnictwem RW2010 bezkosztowo z mojej strony i generalnie polecam to wydawnictwo tym, którzy już coś potrafią 

Musicie mi wybaczyć brak korekty, ale jako zatwardziały dyslektyk jestem nieco odporny na przecinki, literówki i inne takie :-( To nie moja zła wola ani niedbalstwo. Troszkę zmieniłem zakończenie i w ramach przeprosin dodałem słownik wyrażeń skandynawskich (myślę, że dla piszących cenny). Więcej zmian nie będzie, ale mam wrażenie, że czyta się całkiem nieźle. 

Nie miałem zamiaru się tłumaczyć – TO WSZYSTKO PRZEZ CIEBIE FINKLA!!!!!

Wydałem już dwie książki:  Yggdrasil Struny Czasu w postaci papierowej w jednym wydawnictwie (to był self) i poprawione wznowienie w postaci e-booka w innym. Potem e-book drugiej części pt: Yggdrasil Exods. Obydwie pozycje w wyd RW2010 (beznakładowo z mojej strony)

Obecnie, w pierwszej połowie roku wydam jeszcze raz poprawione Struny w papierze :-), ale tak naprawdę myślę o wydaniu mojej trzeciej książki pod roboczym tytułem  Wikingowie. Już jest gotowa i przeszła pierwsze szlify redakcyjne, współpracując z agentem zaczynamy szukać dobrego wydawcy. Książka, w ocenie mojej  (pracowałem nad nią ponad dwa lata i bardzo mocno osadziłem fikcyjną historię w realiach historycznych), jak i redaktora który ją czytał, jest lepsza od Filarów Ziemi Folleta :-)

Wydałem jeszcze kilka opowiadań, ale to tak bardziej dla marketingowego wsparcia moich powieści

No wystarczy. W kilku zdaniach streściłem całe swoje pisarskie życie, a to by znaczyło, że jestem ledwie przedszkolakiem raczkującym w świecie dorosłych:-) Udanego sylwestra

Tja… Smoki

Znacie dowcip???:

W pewnym mieście grasował straszny smok. Mieszczanie nie mogli wytrzymać, więc udali się po pomoc do jednego z trzech rycerzy. Wielki Rycerzu – mówią – pomóż nam, smok gwałci dziewice, zabija mężczyzn, pożera dzieci i kobiety.

Wielki rycerz na to – Dajcie mi miesiąc na ułożenie planu.

Mieszczanie na to – Co ty człowieku, za miesiąc to smoka nas tu wszystkich wytłucze. I poszli do drugiego rycerza.

Średni Rycerzu – pomóż etc.

Ten chciał się znowu zastanawiać dwa miesiące więc poszli do trzeciego rycerza.

Mały Rycerzu – pomóż etc.

Na to Mały Rycerz łap za miecz, zakłada zbroję, objucza konia i już jest gotowy do drogi.

Pytają więc mieszczanie. Jak to czcigodny Mały Rycerzu, Wielki Rycerz chciał się zastanawiać miesiąc, Średni Rycerz dwa miesiące, a Ty tak od razu?! Na to Mały Rycerz.

– Tu się nie ma co zastanawiać, tu trzeba spier….. od razu!

 

Chyba napiszę w tym klimacie opowiadanie

Nowa Fantastyka