Profil użytkownika


komentarze: 44, w dziale opowiadań: 44, opowiadania: 22

Ostatnie sto komentarzy

Drogi Martinie,
Nie wiem czy zauwarzyłeś, ale w tytule znajduje się cząsta "2", co oznacza, ze gdzieś jest numer 1.
 Zanim napiuszesz, że coś jest niezrozumiałe, sprawdź w części 1.
http://www.fantastyka.pl/4,5462.html

Rozdział I

Przebudzenie

 

1.       Imiona

 

- No i jak?  Nie śpij! Mówię do ciebie. - Ktoś szturchnął leżącego budząc go tym samym z lekkiego snu. - Będziesz pracować czy spadasz?

Bavar pokiwał lekko głową na znak, że się zgadza. Miał jakiś inny wybór?

- Świetnie. Zawiadomią mnie jak wstaniesz, nie myśl, że się wymigasz.

Postać wyszła. Chwilę potem do izby wbiegła na szybko ruda i postawiła miskę obok posłania.

- Nie mam teraz czasu zjedz sam. - Odwróciła się i już miała wyjść gdy najwyraźniej jakaś zagubiona myśl wyszła na wierzch jej świadomości. Odwiązała czarną, trójkątną chustę jaką była przewiązana i rzuciła rannemu na łóżko. - Załóż to, mój syn chce tu przyjść i z tobą pogatać, a bliznę masz paskudną.

Bavar pomacał delikatnie dłonią twarz. Czoło, potem oczy i nos. Gdy jego palce dotknęły ust i brody wyczuły nieznane wcześniej nierówności, strupy i wilgotne jeszcze rany. To musi wyglądać okropnie, pomyślał. Nagle do jego nozdrzy uderzył grzybowo mięsny zapach. Spojrzał na miskę. Leżał na niej skromny kawałek, suchego i żylastego mięsa przysypanego Chojnie smażonymi pieczarkami. Przemógł zmęczenie i spróbował usiąść. W głowie zakręciło mu się i niemalże znów się przewrócił. Sięgnął delikatnie po miskę, położył sobie na nogach i zaczął łapczywie pożerać jej zawartość. W przeciwieństwie do poprzednich posiłków, ten był całkiem smaczny. Odstawił pustą miskę na bok i nagle zorientował się,  że ktoś stoi w drzwiach i przygląda mu się bacznie. Był to mały chłopczyk. Wychudzony i zmizerniały ale wesoły. W ręku trzymał kurkę i skubał ją raz na jakiś czas.

- Cześć - powiedział rześko.

- Cześć - odpowiedział słabo bavar i szybko zasłonił sobie twarz przypominając sobie słowa rudej.

- Jestem Udo, a ty?

- Nie... Nie pamiętam - stwierdził z rezygnacją w głosie po chwili myślenia. - Nie pamiętam.

- To jak chcesz mieć na imię? - Chłopiec skubnął grzyba.

Bavarowi poprawił się humor, w końcu ktoś wył dla niego miły.

- A jak proponujesz?

Ułożył się delikatnie,  siedzenie męczyło go bardzo.

- Może... Nie wiem. Tapfer? To oznacza „odważny" w języku taty.

- Więc nazywam się Tapfer. - Skinął głową na znak, że się zgadza. Miał rację, ten stary musi być z północy, jeśli oczywiście to on jest ojcem małego.

- Gdzie jestem Udo?

- W Kontach. - Chłopiec zjadł ostatni fragment kapelusza i niechętnie zabrał się za nóżkę.   - Na Kresach. Co ci się stało w twarz?

- Pamiętam tylko...

Nie dokończył, bo młody bavar chciał się najwyraźniej pochwalić zasłyszaną wiedzą.

- Tata mówił, że to na pewno torg! Musisz być odważny!

- Tak, to chyba on.

-Pamiętajcie tylko panowie, mam go potem nie poznać, i nasza matka też!

Wspomnienie opanowało jego głowę, nie widział w nim twarzy, słyszał tylko delikatny głos mężczyzny.

W drzwiach pojawiła się ruda, chwyciła syna i pociągnęła za sobą.

-Zostaw go, ma szybko dojść do siebie!

Poszedł spać.

 

2.       Gotów do pracy!

 

Minął tydzień odkąd poborca przywiózł go do Kontów. Stary bavar, który okazał się być przewodniczącym lokalnej społeczności  zagonił go już do roboty, miał się zająć przygotowywaniem strzał z kobietami. Nazywał się Gotr i rzeczywiście mieszkał kiedyś na północy.

Same Konty nie były imponującą miejscowością, ot parę chatek, wszystkie w takim samym stanie jak jego. Miejscowość różniła się od innych zupełnym brakiem żebraków, ale jak zauważył Tapfer, nie mieli by oni od kogo żebrać. Wszyscy tu byli wymizernieli i chudzi jak patyki. Brudni i obszarpani, coraz więcej osób mówiło o zbliżającej się Morrzni. Z tego co się dowiedział, tak nazywano tu Hiver, okres śniegów.

Pewnego dnia do jego pracowni wszedł Gotr i zażądał stanowczo.

- Pokarzesz mi jak strzelasz z łuku. Dosyć obijania się.

Tapfer wstał bez szemrania, przyzwyczaił się już, że tego akurat bavara należy słuchać.

Gotr zaprowadził go na kraniec wsi i pokazał palcem sęk w desce jednego z budynków.

- Trafisz w to?

Bavar naciągnął łuk, przycerował i...

- Oddawaj to! Jeszcze byś kogoś zabił, leć po strzałę!

Młodzian pobiegł truchtem pod chatkę obok i podniósł strzałę.

-Będziesz zapędzał zwierzęta w sieci, do tego nadają się nawet dzieci.

-Co muszę robić.

Stary uderzył się w udo.

-Co ty w ogóle robiłeś, zanim tu trafiłeś? Robisz hałas i zapędzasz w naszą stronę!

-Chyba sobie poradzę.

- No myślę. Idź po kija, do mojej chaty, zajmujesz miejsce Roba, to ten po którym masz dom, zmarł cykl księżyca temu na ospę.

Tapfer wzdrygnął się mimowolnie.

-Zobaczymy czy zasłużysz na nowe imię.

 

3.       Tu się nic nie marnuje.

 

Chrust pod stopami skrzypiał niemiłosiernie. Kolega naganiacz patrzył na niego wrogo. Przeszli jeszcze kawałek gdy zauważyli stado lanów pasących się na polance. Rogate zwierzaki nawet ich nie zauważyły. Wyrywały tylko wciąż trawę długimi językami i wkładały sobie w podłużne pyski. Drugi naganiacz pokazał palcem na siebie a potem na drugą stronę polanki, po czym oddalił się bezszelestnie. Oboje znali plan, na dany znak wyskoczyli zza krzaków i pogonili zwierzynę w stronę strzelców. Pobiegli kawałek za lanami i zaczekali w bezpiecznej odległości na strzały, następnie krzyknąwszy ostrzeżenie weszli na obszar ostrzału i zaczeli zbierać strzały, które poleciały za daleko. W Kontach nic się nie marnowało, o czym Tapfer miał się już niedługo przekonać.

- Dobra robota, nie spartaczyłeś. Szkoda tylko Michaela, mam nadzieje, że się wyliże.

Bavar ów nie trafił w swojego zwierza, który stratował go łamiąc nogę. Kość przebiła mu skórę i najprawdopodobniej tętnicę. Lokalna znachorka zajęła się nim już, lecz jego stan nie był najlepszy.

- Skąd ta staruszka zna się  zna się na leczeniu - spytał po kilku dniach bavar rudą.

- Wiedza przekazywana z babki na córkę, tak jest u nas od pokoleń. - Elisa postawiła miskę na stoliku i chciała już iść, gdy Tapfer zatrzymał ją następnym pytaniem.

-Wyglądasz, jakby coś cie z ty Michaelem łączyło.

- Mam z nim dziecko.

- Udo?

- Nie Iginę - stwierdziła i wyszła nie pożegnawszy się.

 

W Kontach mieszkało jakieś pięćdziesiąt osób. Jedno polowanie starczała na jakieś dwa-trzy tygodnie. Do tego dochodziły święta grzybobrania i owocobrania na jesień. Mianem „święta" określano jak się przekonał każdy dzień, w którym odnajdywano nowe miejsca do zbiorów. Runo leśne stanowiło jednak jedynie urozmaicenie do mięsa i leśnej kapusty.

Panowało tu przekonanie, że kobieta powinna rodzić przynajmniej dwoje dzieci. Elisa pierwsze poczęła z Gotrem, lecz nieszczęśliwe polowanie odebrało mu władzę w członku i drugie musiała powić z innym. Wodę przynoszono z pobliskiego strumienia, tym zajmowały się kobiety. Rola mężczyzn polegała głównie na obróbce martwych.

 

Tapfera obudziło poranne słońce wbijające się do izby przez dziury w deskach. Wstał więc i zaczął się ubierać. Nie lubił tej wsi, lecz nie miał wyboru innego niż czekanie na najbliższego poborcę podatkowego, który może go ze sobą zabierze.

Do pomieszczenia weszła ruda.

- Jesteś dziś wyjątkowo smutna. - Zauważył od razu bavar.

-W nocy zmarł Michael, wykrwawił się - odparła drżącym głosem.

- Przykro mi.

Postawiła miskę na ziemi i przetarła oczy rękawem.

- Mąż cie wzywa. Trzeba go oporządzić.

-Co?

Tapfer zamrugał kilkakrotnie.

- Jak to „go oporządzić"?

-Tu się nic nie marnuje.

Ostatnie słowa załamały jej się w ustach. Wyszła szybko kryjąc twarz w dloniach.

Dziwne, ale według Worda ten tekst nie ma błędów ortograficznych. Potrkeśla tylko nazwy własne. Możecie mi coś na to poradzić?

Dziękuje za komentarze. Kolejne części są już gotowe i, według mnie, lepsze. Podczas pisania rozkręcałem się i coraz bardziej wczuwałem w klimat. Miłej lektury.

Spokojnie. Nie obrażam się. Po prostu stwierdzam że są fora gdzie ludziom się "chce". A tobie qwidon2 gratuluje.

Kocham to forum(czy jak by to tam nazwać). Wstawiłem to na innym. Efekt? Ten sam. Ale tam przynajmniej dowiedziałem się co jest źle. A tu? "Uśmiałem się", "ale głupie błędy" itp. itd. Z czego się śmialiście? Gdzie robię błędy i co wy byście mi doradzili. Tego właśnie chcę się dowiedzieć wstawiając tekst do internetu.

Bohdanie. Pomogłeś mi zrozumieć co zrobiłem źle. Dzięki tobie w przyszłości będę wiedział czego unikać. Dziękuję.

Fasoletti. U ciebie mało krytyki, widać powstrzymałeś się:P. U ciebie chociaż widzę co ci nie pasowało. Dziękuję.

Dreammy. U ciebie jak u poprzednika.

extutio. Czy ktoś choć wskazał mi gdzie tam robię błędy?.

Selena.Krytyka. I co jeszcze? spójrzmy. NIC. No po za tym że mało rzeczy, które mogą cię zainteresować. Dzięki tobie będę wiedział co robić by moje teksty były bardziej porywające.

Dowidzenia.

Ciekawa teoria. Scenariusze to TYLKO teksty napisane czcionką Verdana. Muszę pojechać do Hollywood i im to powiedzieć, przecież wszyscy oni popełniają tak karygodny błąd!
A tak na serio. Koń by się uśmiał.

Dziękuję z komentarz. Masz rację co do bochaterki. Jest przesadzona. "Porzyczyłem" ją jednak od koleżanki, Moniqe, która naprawdę o nią "dba". Stworzyłem więc godnego adwersarza. Starałem się by wszystko leciało Nuane z rąk i nawet z taką siłą by sobie z tym nie radziła. Jest nieśmiertelna? Tak. Ale jej przyjaciele nie. I to właśnie jest największa jej słabość.

HP zamknięty?! A co za problem napisać o innej szkole? A co za problem zrobić innego maga( co zapewne stanie się z Elizabeth)? Co za problem dołożyć kilka zaklęć? Gdzie widzicie trudności w stworzeniu innego "tego złego"? Każdy wykreowany świat jest otwarty, ograniczają go tylkjo zasady. A te w HP nie są aż tak rozbudowane.

Przerwa wyglądała dobrze na stronie A4, teraz już jej nie ma. A co symbolizuje? Nic, jak już mówiłem dobrze wyglądałą na kartce.

Zapowiada się interesująco. Jedyne czego nie rozumiem po przeczytaniu to, to że jeszcze w piątek w szkole okrzyczałaś mnie że Elizabeth to głupie imię dla bohaterki...

To jest takie głębokie...

Szkoda tylko ze tyle ortografów.

To ty jesteś specjalistą od święta  litery "a"?

Widziałem większą część i jest całkiem spora...

Dziękuję. Płeć bogów jest starszym tekstem i żeczywiście widzę teraz jego błędy.
Tak dla tych którzy nie przebrneli przez prolog w plan wydażeń:
-Dwóch przyjaciół, Hanz(krasnolud) i Florian(elf) kłuci się o płeć boga Nautra. W krasnoludzkim brzmi to Najar a w elfim Natura.
-Udają się do ruin starożytnego miasta gdzie spotykają parę archeologów,którzy odnależli panteon z oryginalnymi i niezmienionymi wizerunkami bogów. Bochaterowie mają nadzieję odnaleźć tam rozwiązanie dla swojego sporu.
-Posągi zniszczono.
-Na ziemię schodzi bóg Echo i przyłapuje ich na domniemanym akcie wandalizmu.
-Zabiera ich do krainy bogów.
-Okazało się że to jakiś bóg musiał  zniszczyć posągi co osłabia równeiż Moc bogów na ziemi. Posągi są tak jagby bramą do Wyspy. Tylko przez wyobrażenia bogowie istnieją.( Ich wygląd zależy od tego jak wyobraża go sobie patrzący więc dla każdego może wyglądać inaczej).
-Bogini Sprawiedliwość wysyła bochaterów spowrotem na Wyspę by ci odkryli kto niszczy posągi. Dostali koperty z wiadomościami dla swych kapłanó, które mają posłurzyć jak przynęta na zdradzieckiego boga.
-W drodze napadają ich pająki. Słórzą one Ogee.

Co do błędów... Bijcie! Mam dysleksje i proszę, pokazujcie bym zapamiętał i niepowturzył.

...
(jedyne co przyszło mi na myśl, poczekajmy na kolejną odsłonę, tym razem idealną)

Ortografy są już nudne. Szczerze mówiąc powtarzacie się już. A co sądzicie o jej stylu?
według mnie trochę rozciąga tekst ale jest ok. Może to nie mistrzostwo ale na pewno styl wyrobi.

Ortografię i interpunkcję jednak popraw i zanim coś wstawisz przeszukaj tekst. Przecież Word podkreśla.

Ortografię i interpunkcję jednak popraw i zanim coś wstawisz przeszukaj tekst. Przecież Word podkreśla.

Rzeczywiście sporo błędów jest ale sam pomysł na opowiadanie całkiem mi się podoba. Na pewno jest oryginalne. Jeśli poprwaisz błędy i skupisz się na ich nie robieniu będzie super. Co do opływowości statku, czuje tu sporo kobiecej ręki( bez obrazy dla płci pięknej) i bezwzględny zmysł estetyki. Po za tym z tego co pamiętam w "Mrocznym widmie" statki też były opływowe i nawet błyszczące i nikt nie krzyczał.

Dziękuje niebiosom za tą stronę bo dzięki wam widzę jak głubie błędy popełniam. Iwan, masz rację z boku to brzmi jak chaos  gdyż całość jest w mojej głowie i tylko (chyba) ja wiem o co w pełni chodzi.

no tak. Ciut błędów masz. A co do płytkości fabuły to się nie zgodzę. Król w depresjii a śmiertelne zagrożenie nad krajem? Nie wróży to niczego dobrego. Nudna wyliczanka armii? no tak, całe doliny są zasłane namiotami pośpiesznie rozbitych namiotów ale i tak horda przebiła się przez to wszystko. nie wiem jak wy ale ja nie widzę zbyt świetlano dalszej historii królestwa. No, o ile Kapitan Gwardii Królewskiej czegoś nie zrobi.(Ja bym tam obalił nim króla w sytuacji kryzysowej lub chociarz sprytnie manipulowł władcą, ale to tylko moje pomysły na dalszy rozwój fabuły) Czekam na dalszy ciąg.

Nowa Fantastyka