- publicystyka: O tragizmie życia odrobinę

publicystyka:

O tragizmie życia odrobinę

 

„Tragiczne powikłania są po prostu właściwością świata, w którym żyjemy..." – Władysław Tatarkiewicz.

 

Jedną z głównych przypadłości żywota ludzkiego jest jego krótkość i nieuchronne dążenie do końca – słowem, każdy się rodzi po to, żeby umrzeć. Jak powiedział jeden z bohaterów znanego brytyjskiego serialu „Czarna Żmija": „Człowiek się rodzi, płaci rachunki i umiera". Można więc zadać permanentne pytanie: „Czy to jest właśnie ten tragizm?". Niewątpliwie coś w tym jest i, jakby się głębiej zastanowić, jakby dokonać trudnej dla wielu dedukcji historii ludzkości i ogólnie cywilizacji jako takiej, można dojść – niestety! – do przesiąkniętego pesymizmem stwierdzenia, że cały świat od zawsze stał na skraju zagłady, bowiem wszystko z góry, nawet zanim się narodzi, powstanie z prochu, musi wcześniej czy później w proch się obrócić. W naszym materialnym świecie nie ma rzeczy wiecznych.

Od najdawniejszych, najdawniejszych z najdawniejszych czasów człowiek znajdował się między przysłowiową Scyllą i Charybdą. Pierwszy człek biblijny, Adam i jego małżonka, Ewa, Bogiem a prawdą, nie mieli najmniejszego wpływu na los własny i, co za tym idzie – czy raczej poszło – losy całej ludzkości. Można by się z tym sprzeczać, polemizować, kręcić głową, ale nie o to wszak tutaj chodzi. Ma być koncept. Anegdotę zna każde małe dziecko, ale niewielu zdaje sobie sprawę z jej ironiczności. Jak wiadomo, Bóg stworzył raj na Ziemi, zwany Eden, w nim stworzył dwoje ludzi, pozwolił im na wszystko, czego tylko mogli sobie zażyczyć i... jak na złość, na środku całego raju, figlarnie walnął drzewko o srogiej i poważnej nazwie Drzewo Poznania Dobra i Zła. Dlaczego to zrobił? Bóg raczy wiedzieć! Nam znajome są tylko fakty, albo domniemania, że Ewa, skuszona przez oślizgłego Szatana w postaci węża, chętnie zgodziła się na spróbowanie owocu z tegoż drzewa i, stwierdziwszy, że owe jabłko, gruszka, cokolwiek by to nie było, jest niczego sobie, dała smakołyk na spróbowanie Adamowi. Niby nic. Drzewko, owoc. Ale... to był owoc zakazany. Tego nie wolno było jeść. Wszystko inne tak, tego nie. I można się teraz zaśmiać, zawołać, po jaką cholerę te drzewo tam było. Wątpię, żeby powodem były kwestie ozdobne et cetera, et cetera. To jest de facto ewidentny tragizm, zakorzeniony głęboko w naszej kulturze współczesnej i trudno dziś dostrzegany. O nie, wbrew wszelkim opowieściom i bzdurom, tragizmu nie wymyślili Grecy! Oni tylko nazwali pradawne, tak nieprzychylne, acz lubujące się w nas i naszym życiu, zjawisko. Wiadomo, że w mitach i literaturze starożytnych Greków doszukamy się chyba najwięcej historii, których główną ramą, fundamentem jest właśnie nasz znienawidzony tragizm. Król Edyp na przykład śmierdział nim na odległość. I to na taką odległość, że zanim się jeszcze urodził, jego rodzice, królowie Teb, Lajos i Jokasta, postanowili się go pozbyć. Dzisiaj można by powiedzieć, że po prostu przynosił pecha i go skasowano. Ale nie jest to takie łatwe. Znany chyba wszystkim freudowski kompleks Edypa – o zgrozo! – musiał także przydarzyć się biednemu bohaterowi tragedii Sofoklesa – bo w końcu stanowił pierwowzór.

Kiedy był jeszcze niemowlęciem, porzucono go daleko w górach, cudem ocalał i został przygarnięty przez bezdzietnego króla Koryntu Polibosa i jego żonę Merope. Tam dorastał w niewiedzy, ale z wiekiem jednak zaczynał mieć coraz więcej podejrzeń. Rówieśnicy, z nieznanych mu przyczyn, nazywali go podrzutkiem, bękartem. W końcu, nie mogąc tego znieść, udał się do wyroczni w Delfach. I tam się wszystkiego dowiedział. Mianowicie, w niedługim czasie miał ponoć zabić ojca i ożenić się z własną matką. Będąc pewien, że jego prawdziwymi rodzicami są rodzice przybrani, nie mógł dłużej zostać w Koryncie. Nie chciał przecież, żeby tak straszna przepowiednia się spełniła! Ale to było nieuniknione. Wkrótce po opuszczeniu domu nieumyślnie popełnił każdy z przewidzianych występków. I niestety skończył tragicznie, kiedy się o wszystkim dowiedział. Jak wielki musiał być jego ból i utrata chęci do życia...

Przykładów tragizmu nie brakuje i dzisiaj, we współczesnym życiu, literaturze i filmie. Znany reżyser, Tim Burton, w jednym ze swych najnowszych dzieł „Sweeney Tod: Demoniczny golibroda z Fleet Street" ukazuje nam w postaci dramatycznego musicalu przerażającą historię Benjamina Barkera, który zostaje wygnany z Londynu przez okrutnego sędziego Turpina, pragnącego posiąść jego żonę. Po latach Barker powraca, teraz przybiera imię Sweeney Todd i postanawia założyć zakład fryzjerski. Marzy także o zemście, która w niedalekiej przyszłości ma doprowadzić go do zguby. Sweeney zaczyna przygotowywać się do istnej wendetty i ćwiczy na klientach, brzytwą podcinając ich gardła. Z pomocą sąsiadki Nellie Lovett otwiera sklep z pasztecikami. Jak można się domyślić, zawierającym nadzienie z zabitych ludzi. Wkrótce nowy zakład i sklep Todda osiągają wielką popularność w Londynie i klientela zwiększa się z dnia na dzień. Wśród gawiedzi pojawia się także Turpin. Benjamin Barker korzysta z okazji i w trakcie strzyżenia podcina znienawidzonemu sędziemu gardło. I niby cierpienia dobiegły końca... Wcześniej jednak Sweeney'owi zdarza się coś potwornego. Popędzany przez chęć zemsty zabija żebraczkę, która zaczyna podejrzewać tajemnicze ekscesy zakładu i sklepu Todda. Na koniec jednak spostrzega, że kobietą, którą sobie dla wygody „zlikwidował" była jego żona, jego dawna miłość, dla której zabijał, cierpiał, pragnął pomsty. Miał ją na wyciągnięcie ręki, jednak przez nienawiść i zaślepienie nie spostrzegł jej. Był pewien, że umarła dawno temu.

Potem sam zostaje zabity, ale streszczenie filmu nie jest moim celem. Chodzi o sedno sprawy. Człowiek pchany pewnymi silnymi emocjami dąży do czegoś, jednak nie zdaje sobie sprawy ze swej rychłej klęski. Nie może wiedzieć, co go czeka, a nawet jeśli, nie udaje mu się uniknąć fatum, bezlitosnej opatrzności bożej. Ale to jest naturą tego świata. Tak było od zawsze. Wszystko jest gdzieś z góry spisane, na zwojach, na liściach palmowych... i jak pisał Kochanowski: „wszystko to minie jako polna trawa". Nie możemy nic poradzić. Nolens volens musimy żyć biernie, podatni na to, co ma się wydarzyć. Taka nasza dola, takie nasze fatum.

To jest świat, w którym musimy żyć....

I umierać.

 

Brunon Hawryluk, 27 XI 2009r., Warszawa

Komentarze

Po przeczytaniu tego artykułu dopadła mnie lekka, witkacowska glątwa. Dowiedziałem się bowiem, że mam niewielki wpływ na swoje życiowe decyzje, że wszystkim rządzi złośliwe fatum (ew. jeszcze bardziej złośliwy Bóg) i że tak naprawdę pozostało mi tylko umrzeć  – i to w miarę szybko, aby teza artykułu okazała się wiarygodna.

Drogi autorze, tragizm, o którym piszesz w swym artykule, nie objawia się li tylko w harcach ślepego losu. Tragizm objawia się przede wszystkim w działaniu i wyborach, które podejmujemy. To właśnie ludzkie wybory sprawiają, że życie staje się znośne lub nieznośne. Zarówno pierwsi rodzice jak i Edyp mieli wybór. Adam i Ewa uwierzyli diabłu – wybrali konsumpcję jabłka. Edyp był pyszny i hardy – wybrał bunt przeciwko przepowiedni. Zamordował własnego ojca, bo tamten wymusił pierwszeństwo na drodze jednokierunkowej – tak jakby nie mógł mu ustąpić. Nawet rzeczony  Benjamin Barker wybrał zemstę zamiast przebaczenia – a przecież mógł postąpić inaczej.

Pomiędzy narodzinami a śmiercią człowieka otwiera się ogromna przestrzeń ludzkiej wolności. To człowiek decyduje o swoim losie. Tragizm polega na tym, że nie zawsze podejmuje właściwe decyzje, a nie na, tym że „cały świat jest przeciwko niemu”.

...always look on the bright side of life ; )

Hmm, dziękuję, Jacku, za konstruktywny komentarz

Dodałbym jeszcze do komentarza jacka pewien cytat rozwijający to, na co tylko zwrócił uwagę - a jest najważniejsze - lecz nie rozwiną, jakoż uznał to za nie tak ważne, jakim jest w rzeczywistości: "To nasze wybory, bardziej, niż cokolwiek innego, ukazują kim naprawdę jesteśmy".
Aczkolwiek z samą treścią nie zgadzam się - z racji przekonań po prostu - to jest to tekst napisany fachowo, za co należy się jego autorowi pochwała.
Nie mogę dać oceny, jednak ta, którą otrzymał tekst, licuje z moją.
Pozdrowienia :) 

Nowa Fantastyka