- publicystyka: Dick, pisarz mistyczny

publicystyka:

Dick, pisarz mistyczny

DICK – PISARZ MISTYCZNY

 

 

 W marcu obchodziliśmy dwudziestą ósmą rocznicę śmierci Philipa K. Dicka; pisarza i wielkiego mistyka. Urodził się on w 1928 roku i prawie całe życie spędził w Kalifornii. Jest to jeden z moich ulubionych pisarzy science fiction, choć jego twórczość ma nie wiele wspólnego z tym gatunkiem literackim. Za typowych przedstawicieli tego nurtu pisarskiego mogą uchodzić Asimov, czy Clarke. Literatura Dicka, co podkreślają wszyscy jego czytelnicy, istnieje na pograniczu jawy i snu. Krytycy utożsamiali go z autorem dzieł mistycznych.

 Pionier

 

Dick, jak większość początkujących pisarzy, zaczynał swoją twórczość od pisania opowiadań. Jak sam autor twierdzi, Gdzie kryje się wub?, było jego pierwszym opublikowanym tekstem. Natomiast pierwszym, które przyniosło mu pieniądze, było opowiadanie pod tytułem: Roog. Przedstawiony w utworze świat psa jest diametralnie różny od świata człowieka. Autor zastanawiał się, jak rzeczywistość mogą postrzegać zwierzęta (później nawet owady). Było to dla niego interesujące.

Nikt przed Dickiem nie poruszał podobnych tematów. Autor potrafił nakręcać spiralę obsesji i szaleństwa, niczym Hitchcock napięcia w swoich filmach. Bawiło go to i jednocześnie ciekawiło, ale stanowiło utrapienie dla wielu wydawców, którzy przyzwyczajeni byli do innego typu literatury. Większość ukazujących się w tym czasie książek z gatunku science fiction opowiadały proste historie paranaukowe, które zazwyczaj działy się w Układzie Słonecznym.

Na przełomie lat 1950 – 1960, kiedy Dick rozpoczynał swoją karierę pisarską, tworzył teksty przedstawiające futurologiczną wizję przyszłości. Nie zawsze była ona kolorowa. W tamtych czasach społeczeństwo amerykańskie żyło pod wielką presją. Obawiano się wybuchu wojny atomowej. Autor swoje lęki przenosił na papier. Często opisywał świat po III Wojnie światowej: ponury i jałowy. Opuszczony przez Boga.

Na początku lat siedemdziesiątych ludzie zafascynowali byli rodzącą się możliwością lotów kosmicznych i odkrywaniem wszechświata, lecz po dwóch dekadach te relacje się zmieniły i zaczęto odczuwać znużenie programem lotów kosmicznych NASA, a pierwsze lądowanie na Księżycu stało się odległym reliktem historii. (Ten fakt nie mógł ujść uwadze Dicka. Wyraz swojej dezaprobaty dał w opowiadaniu: Małe co nieco dla nas, temponautów [A Little Something for Us Tempunauts] z roku 1974.)

W latach późniejszych autor dojrzał do nowych tematów. Zaczął interesować się mistycyzmem, Bogiem i religiami świata. Sam uważał się za gnostyka. Poszukiwacza prawdy. Jego zainteresowania trochę się zmieniły. Już nie zastanawiał się, jak świat może postrzegać mrówka, czy pies, ale Bóg. Co ostatecznie pogłębiło u niego stany lękowe i schizofreniczne.

W posłowie do książki The Best of Philip K. Dick z roku 1977 tak pisał o sobie:

„Większość tych opowiadań została napisana w czasach, gdy moje życie było prostsze i miało sens. Potrafiłem stwierdzić, jaka jest różnica między światem rzeczywistym, a światem, o którym piszę." 

Niemniej, jako pionier pewnego gatunku literatury, który uprawiał, torował drogę innym, którzy poszli jego śladem. Wkrótce literatura science fiction przestała się kojarzyć wyłącznie z pulpowymi czasopismami, z opowiadaniami o mutantach z Kosmosu atakujących Ziemię i komiksami o herosach w trykotach, ratujących cycate, roznegliżowane blondynki z rąk obrzydliwych potworów. Nastała jej nowa era.

 Marmolada Dicka

 

Mistycyzm Philipa K. Dicka charakteryzują jego książki i opowiadania. Sam mistycyzm był odpowiedziom na pytanie: Co autor robił przez większą część swojego życia? To on go ukształtował. Ugruntował jego pozycje wśród amerykańskich pisarzy i stał się znakiem rozpoznawczym autora. Nadnaturalna filozofia opleciona fantastyczną fabułą niczym naleśnik z marmoladą. Dick sprzedawał Nam swoją marmoladę w takiej, a nie innej postaci, gdyż czuł potrzebę opowiadania historii. Przemycał wielowarstwowy wątek w miałkiej sferze zabawnych, fantastycznych przygód ludzi, uwięzionych w charakterystycznym dla siebie czasie i przestrzeni.

Dick z mijającymi latami nabierał doświadczenia. Poczuł się lepiej, jako pisarz i nabrał wprawy w opowiadaniu swoich anegdot do tego stopnia, że zaczął pisać bez wspierania się jakąkolwiek literaturą. Dorósł do momentu, w którym mógł stworzyć swój własny świat. Nazwał go Ubikiem. Ta rewolucyjna myśl doprowadziła go, jako pisarza do obłędu, jak i przyniosła mu wiele nagród. Stał się rozpoznawalny, jako pisarz i jako intelektualista. Zaczęto o nim mówić w pojęciach: filozof, myśliciel. Przepowiadano mu sławę.

Ale Ubik (nap. 1966 r., wyd. 1969 r.) rozprzestrzeniał się w jego książkach. Stał się nudną konfabulacją; powtarzanym, odgrzewanym schematem. Nic się nie działo, czasem zmieniali się tylko bohaterowie. To nic parło na mnie z powieści, które tworzył na przełomie lat 1970 – 1980. Zdecydowanie – to klony poprzednich. Pisarz pod koniec swojego barwnego życia stanął na granicy ubóstwa materialnego i bankructwa intelektualnego. Wtedy pojawiło się nowe medium w życiu autora – film fabularny. Dick został zauważony przez wybitnych reżyserów, którzy coraz częściej i chętniej odwiedzali jego dom.

 Miłość to najlepsze lekarstwo

 

Co było przyczyną tego nagłego marazmu? Powodzenie pisarskie Philipa K. Dicka wiązało się także z... albo przede wszystkim zależało – od jego samopoczucia w życiu prywatnym. W roku 1970 Nancy miała romans z Honore'em Jacksonem, czarnym sąsiadem z naprzeciwka. Ostatecznie odeszła od Dicka, który przez jakiś czas był „kawalerem w średnim wieku i siwiejącą brodą". Tego samego lata pisze Płyńcie łzy moje, rzekł policjant.

W latach 1970-1972 przez dom Dicka przetoczyła się kolejna, chyba najobfitsza fala ludzi i narkotyków. Dick nie mógł mieszkać sam, więc zapraszał do siebie najróżniejszych współlokatorów. W tym czasie autor miał także poważne problemy finansowe i zakochuje się dramatycznie; równie szybko zmienia życiowe towarzyszki.

W roku 1972 Dick postanawia zmienić swoje życie: rzucić narkotyki i myśl o samobójstwie. Znajduje nową żonę. Rok później urodzi mu się syn. W roku 1975 Dickowi wiedzie się dużo lepiej. Rezygnuje z mieszczańskiego życia i przeprowadza się z Cameo Lane, gdzie mieszkał do tej pory z Tessą i synem, do wynajętego domu (zdolność kredytowa Dicka nie pozwalała na jego kupno) przy Santa Ysabel 2461 w Fullerton. Dick funduje sobie nową Encyclopaedia Britannica 3, dla Tessy jest gitara i koń w opłacanej stajni. W kwietniu 1975 roku Dick zaszalał i kupił czerwonego fiata spydera, swój pierwszy sportowy wóz od czasu małżeństwa z Anne.

W tym samym czasie ma romans z Doris Sauter, którą poznał w 1972 roku. W roku 1975 Dick kończy prace nad powieściami Przez ciemne zwierciadło i Deus Irae. W lutym 1976 Tessa odchodzi i zabiera ze sobą dziecko. Dick postanowił zamieszkać z Doris. W ostateczności Doris i Phil wyprowadzili się z Fullerton do Santa Ana. W 1977 Dick poznaje Joan Simpson. A w sierpniu 1978 umiera w szpitalu Dorothy, matka Philipa.

 Ważne pytania

 

Tymczasem na samym początku swojej drogi życiowej, jako autor opowiadań science fiction, Dick sypał pomysłami. Jego opowiadanie z 1953 roku pod tytułem Druga odmiana (Second Variety) posłużyło za kanwę do filmu Christiana Duguay'a (Tajemnica Syriusza – 1995). Również jego książka z 1963 – Czy androidy mażą o elektrycznych owcach? (Do Androids Dream of Electric Sheep?), znana w Polsce pod tytułem – Blade Runner (Łowca Androidów); doczekała się ekranizacji. (Z pomysłami Dicka zetknęli się widzowie filmów Truman Show, Pamięć absolutna, Przez ciemne zwierciadło, Fenomen, Next, Impostor, Zapłata i Raport mniejszości.) A, jak na tamte czasy, były to rewolucyjne pomysły; jako pierwszy autor science fiction zwrócił on uwagę na wyniszczającą działalność człowieka i wiążące się z tym konsekwencje – degradacja planety. Zadał sobie również pytanie, dużo wcześniej od innych: Jeżeli uda Nam się zbudować androidy, czy nie zniszczą one swoich twórców? Tworzył także futurystyczne wizje przyszłości („Człowiek z Wysokiego Zamku").

Kolejnym ważnym pytaniem, jakie zadawał sobie Dick, było pytanie: Co to znaczy być człowiekiem? Kim jestem? Sam wielokrotnie pisał: „Mój naczelny temat – kto jest człowiekiem, a kto jedynie z pozoru przypomina (udaje) człowieka?" Rozważania te były asumptem do napisania wielu książek. Autor za wszelką cenę chciał odkryć prawdę o otaczającej Nas rzeczywistości. Większość pomysłów do powieści zaczerpnął z własnych opowiadań, które tworzył na początku lat pięćdziesiątych.

Bohaterów swoich utworów traktuje niczym laboratoryjne szczury. Wielu krytyków mówi, że świat przedstawiany przez autora jest ponury i mało ciekawy. Może właśnie dlatego, że porusza on istotne pytanie, nie jest uważany za popularnego autorem. Nie mniej jednak, to co go wyróżnia, to przede wszystkim nowatorskie pomysły i nie szablonowe podejście do pisania.

W jego pierwszych opowiadaniach przewija się nuta szaleństwa. Dick buduje napięcie. Stawia bohaterów swoich utworów przed trudnymi zadaniami. Na jego twórczość miały wpływ kobiety jego życia, a także historia. Często w jego utworach pojawia się wizja świata po wojnie atomowej. W społeczeństwie istniała silna obawa, że taka wojna może mieć miejsce. Równie wielkie znaczenie dla jego twórczości miały pierwsze programy kosmiczne. Fascynacja Kosmosem. Nieznanym. A także najbliższa rodzina i kontakty z matką; której do końca nie ufał. Mamy tego przykład w opowiadaniu Kopia ojca (The Father-Thing) z roku 1954, czy Odmiana druga (Second Variety) z roku 1953.

 Wystawić głowę za kurtynę rzeczywistości

 

Wielkim uzupełnieniem dla twórczości Dicka stała się wydana w Polsce biografia autora, opracowana przez Lawrence Sutina, szczegółowo i z myślą o ponadczasowości czyta się ją dobrze. Sutin pokazuje nam Dicka, jako mężczyznę po przejściach. Opisuje jego wczesne lata i nagłą śmierć z pozoru, jakby opisywał życie człowieka pogrążonego w wewnętrznej walce i rozterkach duchowych. Według wielu ludzi Dick stał na skraju schizofrenii. A może jednak było zupełnie inaczej? Może to Ubik chciał mu coś powiedzieć?

Biografia Dicka pióra Sutina to dziennikarska praca, którą uzupełniają prywatne zapiski Dicka. To w Egzegezie ujawnia nam tok swojego myślenia. Zastanawiałem się często dlaczego pisał książki fantastyczno naukowe, gdy mógłby publikować swoje zapiski i zostać zapamiętany z gruntu zupełnie inaczej. Chociażby, jako filozof. To było właśnie dramatyczne w postaci Dicka. Jakby sam do końca nie mógł się pogodzić i opowiedzieć, za którąś z wersji swoich wizji.

Świat Ubika był na tyle fascynujący, co i przerażający. Dick pragnął poznać zależności Ubika. Przeszyć jego macierz. Wystawić głowę za kurtynę. W lutym 1958 roku Dick napisał do Aleksandra Topczewa z Sowieckiej Akademii Nauk w związku z sowieckimi badaniami, które podobno obaliły teorię względności Einsteina: „Nie jestem szczególnie zainteresowany, żeby ta teoria się utrzymała. Co więcej, bardzo chętnie zapoznałbym się ze szczegółowymi wskazaniami, że istotne części tej teorii nie odpowiadają rzeczywistości."

 

Dicka fascynowała myśl, aby zajrzeć za kurtynę rzeczywistości. Robił to pisząc. Robił to także połykając różne środki chemiczne. Co nie wyszło mu na zdrowie.Teraz już wiem, że esencją świata jest Bóg. I że świat egzystuje tylko wtedy, gdy istnieje Bóg; ten świat jest świętym fenomenem, stworzonym z wiedzy i sztuki Boga - napisał dwa lata przed swoją śmiercią.

Dick wielokrotnie opisywał w swoich pamiętnikach (Egzegezie) własne wizje i objawienia, które jego żony złośliwie nazywały urojeniami. Ten jednak uparcie wierzył, że miał kontakt z Bogiem albo, że Bóg chciał mu przez te mistyczne doznania, coś powiedzieć. Stawały się one tematami powieści.

Trochę więcej światła na ten aspekt życia i twórczości pisarza może rzucić kolega po fachu autora, Roger Żelazny. Tak pisał o Dicku we wstępie do jednej z jego książek w roku 1986, a więc cztery lata po śmierci twórcy Ubika:

„Wiele zamieszania czyniono wokół mistycyzmu. Nie dysponuję wiedzą z pierwszej ręki o wszystkim, w co wierzył, głównie dlatego, że często się to zmieniało, a poza tym trudno było stwierdzić, kiedy mówi serio, a kiedy żartuje. Po naszych rozmowach odnosiłem wrażenie, że uwielbiał zadawać klasyczne pytania autorów SF: Co by było gdyby...? W odniesieniu do problemów natury filozoficznej i religijnej. W tym kierunku także zmierzała jego twórczość, ja zaś zastanawiałem się często, gdzie znajdzie się za dziesięć lat. Już nigdy się tego nie dowiemy.

Pamiętam, że podobnie jak Jamesa Blisha, Phila także fascynowało zagadnienie zła oraz kontrast, jaki owo zło tworzyło z okazjonalną urodą życia. Jestem pewien, że nie miałby nic przeciwko temu, abym zacytował fragment ostatniego listu, jaki od niego otrzymałem, datowanego 10 kwietnia 1981:

<< W ciągu kwadransa podsunięto mi dwie rzeczy: książkę o Czym szumią wierzby, której nigdy nie czytałem oraz zajmującą dwie kolumny fotografię w najnowszym numerze Time'a, wykonaną podczas zamachu na prezydenta. (...) Mój mózg usiłował jakoś połączyć O czym szumią wierzby z tym zdjęciem. Bezskutecznie. Nigdy mi się to nie uda. W domu czytałem książkę Grahama, a w tym samym czasie szykowano się do startu Columbii; jak wiesz, start został odwołany. Dziś rano, po obudzeniu nie byłem w stanie o niczym myśleć. Po prostu pustka w głowie. Jakby komputery w moim mózgu nagle przestały ze sobą rozmawiać, tak jak te na przylądku Canaveral. Trudno uwierzyć, że zamach i O czym szumią wierzby stanowią części tego samego wszechświata. Z pewnością albo jedno albo drugie nie jest prawdziwe. Ropuch płynący łódeczką w dół strumienia i człowiek z uzi w rękach... Wszelkie próby zrozumienia wszechświata nie mają sensu, ale mimo to musimy jakoś sobie radzić.>>

Przyjaciele pisarza i jego rodzina wspominają w wywiadach, że popadał on często w skrajności, od depresji po gwałtowne wybuchy szczęścia. Widać to także w jego życiu i powieściach, co może oznaczać tylko jedno, że był on zwykłym człowiekiem, choć niekiedy doznawał przebłyski prawdziwego geniuszu. Jego talent był wielokrotnie dostrzegany za życia, jak i po śmierci. Kompozytor Tod Machover napisał operę na podstawie powieści Dicka (Valis). Miała ona swoją premierę w Centrum Pompidou w Paryżu w roku 1987, cieszyła się powodzeniem na kasetach i kompaktach. Planowano koncerty w Japonii i Stanach zjednoczonych. Jednak nie wiem, czy plany te doszły do skutku. Wiele osób estrady i filmu oraz show biznesu wspomina Philipa K. Dicka. Pamiętają go artyści. Ale chyba najlepiej, czytelnicy.

Tak pisał o nim jeden z jego wydawców, Norman Spinrad:

„Dick (...) miał wkrótce zostać jednym z najwybitniejszych pisarzy dwudziestego wieku oraz [co wciąż pozostaje kwestią sporną] największym pisarzem metafizycznym wszech czasów".

Takim go zapamiętajmy.

 

 Marcin Szerenos

Komentarze

Nawet pomijając już całą masę błędów, które robisz w każdym tekście, artykuł za dobrego wrażenia na mnie nie zrobił. Po pierwsze, jest strasznie chaotyczny: przeskakujesz z jednego tematu na drugi, z jednej epoki w inną, wtrącasz jakąś myśl bez kontekstu, a o obawach przed wojną atomową napisałeś dwa razy. Ale pewnie powiesz, że to było zamierzone, że taka była koncepcja artykułu, odzwierciedlająca osobowość pisarza :) Inną sprawą jest, o zawartym w tytule mistycyzmie autora za wiele się nie dowiedziałem. Piszesz dużo o jego życiu, przebiegu kariery, ale o samej twórczości jest mniej, niż się można spodziewać. Kilka interesujących faktów i przemyśleń, ale jak na tekst o takim tytule niewystarczająco. Sam nie wiem za wiele o Dicku, ale zdziwiło mnie, że nie wspomniałeś przy okazji "Człowieka Z Wysokiego Zamku" o metodzie, którą pomagał sobie autor przy tworzeniu powieści, czyli posługiwaniu się chińską księgą Yijing. Akurat pasowałoby to do tekstu.

To nienajlepszą reklamę robisz temuż magazynowi.
Widocznie wszystko co myśli - słusznie lub nie - o powyższym tekście Armarok jest niczym, bowiem został on opublikowany. Ten fakt przebija wszystko, jest przemyślaną ripostą, tak druzgocącą, że tenże samozwańczy krytykant już się po niej nie podniesie.

Administrator portalu Nowej Fantastyki. Masz jakieś pytania, uwagi, a może coś nie działa tak, jak powinno? Napisz do mnie! :)

Lisek, człowieku, czy ty w ogóle czytasz, to co popełniłeś? "Sam mistycyzm był ODPOWIEDZIOM na pytanie: Co autor robił przez większą część swojego życia?"  No dajże spokój, toż to wstyd na maksa. Zastanawia mnie czy redakcja "Magazynu Fantastycznego" naprawdę nie ma czego publikować, że zgadza się na przyjęcie do druku prac grafomanów i dyslektyków?

Komentować treści nie będę, bo i tak krytyka spływa po tobie jak gówno po muszli toaletowej. Widocznie, jak nie patrzyłem akurat, to słowo "opublikowane" stało się synonimem przymiotnika "dobre", więc kłócić się nie będę. No skoro tak, to oddalam się w niesławie.

Mnie na łopatki położył już sam początek, a dokładniej "Jest to jeden z moich ulubionych pisarzy science fiction, choć jego twórczość ma nie wiele wspólnego z tym gatunkiem literackim". Zgadzam się z Amarokiem - to co znajdujemy w tekście to chyba jest biografia, a z tytułem ma niewiele wspólnego. Interesujący jest dopiero ostatni akapit, jednak tam jest więcej cytatów z Dicka, niż własnej pracy. A szkoda, bo zainteresowawszy się tytułem artykułu spodziewałem się naprawdę czegoś ciekawego...

Administrator portalu Nowej Fantastyki. Masz jakieś pytania, uwagi, a może coś nie działa tak, jak powinno? Napisz do mnie! :)

Tekst jest niestety, słaby językowo i nieprzemyślany, a do tego strasznie chaotyczny. Mieszasz czas przeszły z teraźniejszym, a czasem nawet przyszłym np. (..) "Tessa odchodzi i zabiera ze sobą dziecko. Dick postanowił zamieszkać z Doris". Stawianie przecinków, na które zwykle przymykam oko, tutaj woła o pomstę do nieba. No i pojawiają się takie koszmarki językowe jak "futurologiczne wizje przyszłości", "przez dom Dicka przetoczyła się kolejna, najobfitsza fala ludzi i narkotyków", albo: "Może właśnie dlatego, że porusza on istotne pytanie, nie jest uważany za popularnego autorem". Nie możesz zdecydować się, czy piszesz biografię, czy analizę twórczości. Ciekawy temat został niestety przedstawiony w nudny sposób.

To naprawdę świetnie, że tekst został opublikowany, ale to nie znaczy, że masz od tego momentu wyzbyć się pokory i uznać, że możesz już przestać słuchać rad innych. Bo tekst, który napisałeś, nie jest zły, widać też, że znasz nie tylko twórczosć Dicka, ale także literaturę przedmiotową na jej temat, że nie piszesz ot, tak "z bańki", że starasz się podejść do tematu z różnych stron - ale mógłby być dużo, dużo lepszy, gdybyś podszedł do niego krytycznie.

Gadacie od rzeczy, tekst został opublikowany, jest wybitny i basta! Nie znacie się, to nie otwierajcie ust! Jak ktoś opublikuje wasze opowiadanie/felieton w jakimś pisemku, to być może będziecie mieli prawo czepiać się pierwszorzędnego autora jakim jest Lisek. Dlatego skończcie z głupimi komentarzami i zacznijcie pisać jak należy, to jest chwalcie jego jakże wybitny talent! Każdy, kto choć trochę zna się na literaturze, wie (choćby przeczytawszy tylko jeden tekst), że Marcin jest twórcą ponadczasowym! Za kilkadziesiąt lat wasze komentarze odejdą w zapomnienie, a jego twórczość będzie nadal uwielbiana!


To taka dygresja w stylu komentarzy (polecam, ciekawa lektura, można szybko zrozumieć co to znaczy nie mieć ani krzty pokory) "Liska" pod innymi jego tekstami, swoja drogą także niezbyt wysokich lotów.
A co do MF - z tego co widzę, to już kolejny tekst Liska który publikują... Dzięki temu wiemy, że szkoda wydawać te dziesięć złotych na ten wątpliwej jakości magazyn.

@ Lisek

Parafrazując znaną piosenkę: "każdy pisać może, trochę lepiej lub trochę gorzej". Ale teksty typu "co mi ślina na język przyniesie" albo "przelewania na papier tego, co mi w duszy gra" są może i odpowiednie dla wypracowań z polskiego, ale nie dla poważnych ludzi. Papier ponoć cierpliwy i wszystko zniesie, ale czytelnicy nie. Należy zapewne dziękować opatrzności, że "ŻADKO" piszesz publicystykę, bo Twoja ortografia woła o pomstę do nieba. Na miejscu redaktora bym sobie żyły podciął czytając takie "kffiatki". I kto tu jest niby małpą, wciskającą klawisze na chybił-trafił, hm?

Masz prawo cieszyć się, że niektórzy chcą publikować Twoje teksty (o zgrozo - nawet "NF"). Życzę Ci życia pełnego sukcesów. Czytałem Twoje opowiadania w NF i do dziś zastanawiam się, jakim cudem przeszły one przez redakcyjne sito.Ale dobrze radzę - zajmij się czymś innym, bo w pisarstwie Ci sukcesów nie wróżę. Chyba, że mowa o tych przez Ciebie wyimaginowanych.

Ależ Lisku, moja tożsamość to żadna tajemnica. Nazywam się Lesiew. Kamil Lesiew. Zawodowo jestem tłumaczem. Od kilku miesięcy współpracuję z "NF" jako tłumacz opowiadań zagranicznych, a ostatnio jako recenzent książek.

Osobą popularną, sławną i cenioną czy też autorytetem nie jestem, ale potrafię subiektywnie ocenić, czy tekst mi się podoba czy nie. Bo o obiektywnych ocenach nie rozmawiajmy, gdyż to bujda na resorach i wymysł niektórych krytyków, którzy szafują przemowami o "obiektywizmie recenzji" ("obiektywna recenzja" to niemal pleonazm).

Skoro publikujesz teksty na portalu celem podzielenia się swoimi przemyśleniami, to zgadzasz się tym samym na krytykę. Konstruktywną czy nie, ale mimo wszystko - krytykę. Osobiście wisi mi, czy ktoś publikuje Twoje teksty. MOJE zdanie jest takie, że na to nie zasługujesz. Co potwierdza twoja pożałowania godna impregnacja na wszelkie komentarze negatywne, zacietrzewienie i brak pokory.

I powiem ci z doświadczenia - z dysleksją można walczyć. Tylko trzeba chcieć. Ale po co, skoro redakcja poprawi ci dyskwalifikujące (moim nieskromnym zdaniem) błędy ortograficzne, nie?

"List od czytelnika NF"? Toż to dowód nie lada! Ja mam stare wypracowania z polskiego z szóstkami i narysowanymi przy nich "uśmieszkami: polonistki, może być? Ewentualnie mogę przedstawić dyplom magistra renomowanej uczelni? Albo oświadczenie moich szacownych rodziców, że pisać nauczyłem się w przedszkolu?

I właśnie a propos przedszkola (pomijając już żłobkową ortografię) - argumenty w stylu "skoro mnie krytykujesz, to na pewno jesteś gejem albo kryptopederastą (sic!)" to domena dzieciarnii z piaskownicy.

A nie mówią ci nic komentarze pod większością twoich tekstów na tym portalu? Ludzie nie znoszą samochwał i pieniaczy, którzy nie potrafią spojrzeć krytycznym okiem na swoje własne teksty. I jeszcze obrażają się, jak ktoś nie daj boże napisze o nich złe słowo. Skoro nie tylko mnie wkurza twoja postawa, to coś musi w tym być. Polecam to pod twoją rozwagę.

Odpowiadania czytałem, jak również komentarze pod nimi - i dziwi mnie taka nagła zmiana postawy: z układnej na jawnie wrogą. Ale cóż - widać tekstu opublikowanego bronisz z większym animuszem niż "zmarnowanego" opowiadania :-D Kwestia dlaczego, to już pytanie do psychologa, a może nawet psychiatry.

O gustach się nie dyskutuje? Toż to banał i do tego tak wyświechtany, że bym sobie nim rzyci nie podtarł. Na mój gust jesteś ciężkostawny i tyle.

Ależ ja nie zabraniam czytelnikom mieć własnego zdania. Jak dla mnie może im się podobać jakiś twój tekst (bo nie wszystkie są aż tak słabe jak ten powyższy), ale czego to dowodzi niby? Że jednemu (słownie: jednemu) czytelnikowi się podobało. Albo że umiesz wysyłać listy na adres redakcji podpisane cudzym imieniem i nazwiskiem? ;-)

Hm? A przypomnij mi, kto wyciągnął z tego "całowania w tyłek" daleko idące wnioski? Na pewno nie ja. Kiedy robisz coming out?

Złóż oficjalną skargę do Urzędu Cenzury, może wtedy zabronią mi mieć własne zdanie.

Lisek - po pyskówce, którą urządziłeś gdzie indziej, rzuciłem okiem na ten tekst. I trochę zdębiałem. Nie chodzi o błędy językowe - jako że w przeciwieństwie do innych wierzę w korektę. Zastanawia mnie tylko, jak można pisać o mistycyzmie Dicka oraz fakcie, że uważał się on za gnostyka, nie wspominając o Valis (zarównow sensie powieści, jak i tryglogii). Generalnie - poczynając od Ubika, przez Palmera Eldritcha, Wysoki Zamek po Valis właśnie - facet przekładał gnostyckie wierzenia na literaturę powiedzmy że SF. Moim zdaniem - wybacz - nie odrobiłes lekcji.
Swoją drogą - intrygujące jest, że Dick miał problem z odróżnieniem tekstów od rzeczywistości. Czyli wierzył w to, co pisał. Dick został znanym pisarzem (choc rzeczywiscie, ludzie go znają bardziej jako pomysłodawcę do scenariuszy filmowych). Gdyby żył jakieś dwa tysiące lat temu, mógłby zostać Manim? :)

Już rozumiem zamiar - tyle, że tytuł sugeruje coś innego. Zresztą - z ludźmi bywa różnie, niejednego młodego człowieka mistycyzm by zainteresował. Oraz gnoza - i Valis właśnie.
I jeszcze jedno - jak na 30-latka bardzo sie zaperzasz. A zapewanim Cię, spokój czyni cuda :)

Nie zgadzam sie z Tobą co do gnozy, Boga i reszty mało popularnych tematów.  Czasem mam wrażenie, że tylko u nas się tak do nich podchodzi. Tymczasem wystarczy popatrzeć na filmy czy - jako bardziej popularne - seriale amerykańskie i tam temat Boga naprawdę często się wałkuje. Ot, choćby pojawia sie on w House.
Sam, będąc młodzieżą, uwielbiałem książki, które dotyczą wiary itd. Gnoza, religia - wartość tych rzeczy jest nieprzemijająca, o czym świadczy fakt, że świątynie takie czy inne buduje się od tysiecy lat.
Co do Dicka - przyznam sie, że mnie najbardziej podobały się te późne ksiązki, Ubik jakoś mnie nie przekonał. Za to Valis - jak najbardziej, Timothy Archer - nieco słabszy, ale też dobry. A do interpretacji Valisa jako tako jestem przygotowany. Ale pewnie za jakiś czas poszukam, gdy mi minie okres lenia :)

To przykre, że takim świetnym pisarzem jak Dick interesują się takie skończone głąby jak Lisek. Szerenos z ciebie to się już śmieją na podwórku. Dzisiaj na przystanku jak jechałem do pracy słyszałem dyskusję na twój temat. Goście się zanosili śmiechem. Uspokój się, bo robisz z siebie publiczne pośmiewisko.

Widać, że leczysz swoje kompleksy. Mocny to ty jesteś w gębie. Ciekawe czy miałbyś odwagę urządzić taką pyskówkę w realu. Pewnie byś się zesrał w gacie. A ten dowód w postaci listu od czytelnika całkowicie cię pogrązył. Człowieku tarzałem się przez 15 minut ze śmiechu jak to przeczytałem, hahahaha.

Teraz czekam na komentarz czy jestem gejem, małpą czy czym tam jeszcze, hahaha.

Hahaha, nie ma się czym chwalić, że masz na karku 30-tkę, a mieszkasz w domciu z rodzicami. Nie śmieją się z ciebie tylko na podwórku. W internecie też z ciebie leją :D Idź na terapię, bo rodzicom  wstyd przynosisz.

bardzo fajny tekst a i tytol musial byc prowokacyjny zeby przykoc uwage gawiedzi co Ci sie udalo - a lolkami sie nie przejmuj, bo czasy gdzie internetowa spoleczniosc byla na poziomie juz (tymczasowo) minely. poprzez tani internet gmin ma mozliwosc wypowiedzii ale nie potrzeba sie z nim uzerac ()szkoda energii)

Nowa Fantastyka