- publicystyka: Umysły ścisłe w służbie s-f

publicystyka:

Umysły ścisłe w służbie s-f

Umysły ścisłe w służbie s-f

 

Uprzedzam na samym wstępie, że tekst ów nie traktuje o teoriach, odkryciach i wynalazkach, które potem adoptowane są przez autorów s-f. Oczywiście, co jest zgodne z tytułem, nie będzie też o profesorach nauk humanistycznych, których jest kilku wśród pisarzy s-f i fantasy i częściowo wykorzystują swój pisarski geniusz w pracy naukowej czy akademickiej. Tak więc profesor literatury Samuel Delany, autor kilku rozpraw językoznawczych, profesor Orson Scott Card, wykładowca technik pisarskich albo powszechnie znany profesor John Ronald Tolkien, o którego naukowych osiągnięciach wiedzą wszyscy, nie będą podmiotem tego eseju. Nie będę rozpisywał się także o profesorze Edmundzie Wnuku-Lipińskim, wybitnym socjologu i jednocześnie autorze jednej z bardziej znaczących serii w pilskiej s-f .

 

Zajmę się za to autorami, którzy w swych młodzieńczych latach zgłębiali nauki przyrodnicze na poziomie uniwersyteckim (z jednym, małym wyjątkiem), a potem nierzadko czynnie zajmując się nauką, obok pisania opowieści o tematyce wiadomej, dokładali swe cegiełki do gmachu naszej wiedzy o budowie otaczającej nas rzeczywistości.

 

Nie jest to tekst kompletny, tak jak autor tegoż nie przeczytał wszystkiego, co oferuje literatura s-f i zna wszystkich autorów. Od razu zaznaczam, że komentarze oraz uzupełnienia są jak najbardziej pożądane.

 

Listę autorów, którzy liznęli wykształcenia ścisłego niechaj otworzy nam jeden z filarów i prekursorów science – fiction Herbert George Wells. Nie był bogaty z urodzenia, a mimo to, co nie było dla niego łatwe, imając się wielu zajęć, w tym nauczyciela, próbował podnosić kwalifikacje, studiując biologię, geologie, a także fizykę. I rzeczywiście dobre podstawy w tych kierunkach wiedzy da się zauważyć w jego najbardziej u nas znanych powieściach, jak chociażby „Wehikuł czasu", „Wojna światów" czy też „Pierwsi ludzie na Księżycu".

 

Nie skupiając się zbytnio na chronologii, lecz bazując na swej pamięci, pozwolę sobie przywołać teraz brytyjskiego matematyka (dyplom z Cambridge), inżyniera i informatyka, Stephena Baxtera. Oprócz tych specjalności posiada dodatkowo dyplom administracji biznesu, co zapewne pomaga mu zarządzać swoim biznesem pisarskim. Pisze bowiem sporo i to głównie powieści hard s-f. Chyba najbardziej widoczna jest wiedza autora z zakresu nauk ścisłych w jego Xeelee Sequence. W powieściach tego cyklu główną rolę odgrywa wiele pojęć z pogranicza astrofizyki i kosmologii. W „Tratwie" mamy potężną grawitację, w „Pływie" istoty żyją na powierzchni gwiazd. Baxter zaprzęga też swa wiedzę, by kontynuować w napisanych z punktu widzenia współczesnej wiedzy fizycznej „Statkach czasu" wielkie dzieło Wellsa. Niedawno poznaliśmy go dodatkowo jako współtwórcę świetnej serii „Odyseja czasu".

 

A skoro jesteśmy przy „Odysei czasu", to możemy przejść do postaci fizyka, matematyka i znakomitego popularyzatora nauki, a zarazem jednego z autorów wspomnianej serii. Chodzi oczywiście o Arthura C. Clarka. Jego cykle „Odyseja Kosmiczna" albo „Rama" to absolutna klasyka ilustrująca nie tylko kunszt pisarski ale także dogłębną wiedzę z fizyki i astronomii. Gdy mowa o Clarku, warto przywołać jego wizjonerstwo. To on bowiem przedstawił koncepcje satelitów geostacjonarnych (orbita geostacjonarna często nazywana jest orbitą Clarka), stacji komicznych, a pod koniec życia bardzo lansował koncepcje windy kosmicznej.

 

Zupełnie naturalne jest, by obok siebie przedstawić postaci gigantów gatunku, dlatego teraz czas na Isaaca Asimova. Profesor biochemii rosyjskiego pochodzenia zasłynął jednak nie pracami badawczymi ale pisanymi z dużym znawstwem i dogłębnym ujmowaniem tematu opracowaniami popularyzatorskimi z wielu dziedzin naukowych. Sam posiadam na półce jego „Wybuchające gwiazdy". Oczywiście dla miłośników s-f, Asimov to głównie seria powieści „Fundacja", trzy prawa robotyki plus hollywoodzki hit „Ja, robot" nakręcony na bazie cyklu „Roboty" i wiele innych powieści i opowiadań . Jednak Asimov to także wiele niezwykłych pomysłów i ponad 500 książek popularnonaukowych, jakie po sobie pozostawił. Można śmiało stwierdzić, że Isaac Asimov to już nie tylko umysł ścisły ale raczej jeden z ostatnich polihistorów.

 

Mniej imponujący ale chyba powszechnie znany jest dorobek profesora astronomii z Cornell University, Carla Sagana. W świecie nauki znany był ze swego zamiłowania do poszukiwani pozaziemskich cywilizacji. To Sagan razem z Frankiem Drakem zaprojektowali umieszczony na pokładach Pioneera 10 i 11 plakietki posłaniem do kosmicznych braci. Ten sam team zaangażowany był w wysłanie wiadomości radioteleskopem w Arecibo. Propagował projekt SETI i uważany jest za pierwszego astrobiologa. Jego doświadczenia naukowe wybitnie pomogły mu w pisaniu jedynej w dorobku powieści s-f „Kontakt". Jako radioastronom, mogę z całą powagą stwierdzić, że powieść Sagana jest absolutnie wiarygodna naukowo i z pewnością warto ją przeczytać (w tłumaczeniu Mirosława Jabłońskiego, bo Maciej Bończa i jego pierwszy przekład na język polski był wręcz śmieszny). Na dodatek powieść znakomicie i z rozmachem sfilmowano, obsadzając w głównej roli Jodie Foster, świetnie pasującą do odegrania doktor Arroway.

 

W środku tego tekstu, jednak dla wielu na samym szczycie listy autorów pojawia się Janusz Zajdel. Jak powszechnie wiadomo, ukończył studia na kierunku fizycznym, a później przez wiele lat zajmował się ochroną radiologiczną. Był zresztą Zajdel autorem wielu opracowań z tej dziedziny. Jeśli prześledzić twórczość Zajdla, to jego zawodowe zainteresowania widać w kilku opowiadaniach. Za przykłady niech posłużą choćby „Studnia" czy „Feniks". O związkach Zajdla ze 'światem akademickim' może świadczyć ciągle aktualne opowiadanie „Dokąd jedzie ten tramwaj?"

 

Jeśli przywoływać polskich autorów, którzy o fizykę otarli się poważniej niż tylko na lekcjach w liceum, to wspomnieć trzeba Adama Wiśniewskiego-Snerga. Mimo, że formalnie nie miał wykształcenia uniwersyteckiego w kierunkach ścisłych, to jednak słynął z głębokiej wiedzy z tego zakresu. Jego opis obszaru spowolnionego czasu w „Robocie" to majstersztyk potwierdzający głęboką wiedze fizyczną. Zacytuję tu fragment notki ze strony poświęconej Snergowi: „Fizyk bez matury, samouk posługujący się teorią względności jak przeciętny człowiek nożem i widelcem". Niestety, jego przemyślenia czysto fizyczne opracowane w „Jednolitej teorii czasoprzestrzeni" nie przekonały świata fizyków zawodowych.

 

Innym, powszechnie znanym polskim autorem i w tym wypadku fizykiem zajmującym się czynnie nauką, jest Marek S. Huberath. W tym jednak przypadku, nie widać zbyt wielu odwołań autora w opowiadaniach czy powieściach do swej wiedzy zawodowej. Podobne stwierdzenie można by przypiąć w odniesieniu do innego współczesnego polskiego autora, Marka Oramusa. Ten energetyk jądrowy z wykształcenia nie zapędza się raczej w swej twórczości w obszary hard s-f. Skupia się bardziej na aspektach społecznych biorąc fantastykę raczej za tło swych świetnych opowiadań i powieści.

 

Skoro jestem przy polskich autorach, to nie mogę nie przywołać profesora Tadeusza Zbigniewa Dworaka. Ten astronom to przede wszystkim świetny popularyzator nauk ścisłych ale także autor kilkunastu opowiadań s-f, a wśród nich możemy znaleźć sugestywne tytuły jak dla przykładu „Model Supernowej". I tytułem uzupełnienia listy, w politechnice studiował autor wznowionych niedawno, znakomitych „Kolorów sztandarów", Tomasz Kołodziejczak.

 

Można wykazać, tropiąc dalej umysły ścisłe wśród autorów s-f, że charakter twórczości czasami odzwierciedla zainteresowania i wykształcenie autora. Czytając na ten przykład „Wieczną wojnę" Joe Haldemana i opisane w niej szczegółowo paradoksy związane z dylatacją czasu oraz opisy podroży poprzez kolapsary, nie dziwi nas, że autor z wykształcenia jest astronomem.

 

„Kwarantanna" czy też „Miasto permutacji" napisane przez Australijczyka Grega Egana to już hard s-f pełną gęba i nie dziwi, że wydawca umieścił na okładkach adnotację 'fantastyka dla zaawansowanych'. Gdy zaczniemy analizować skomplikowane światy rządzone matematycznymi prawami opisującymi mechanikę kwantowa czy rozbudowane byty komputerowe, nie będzie zaskoczeniem, że autor z wykształcenia jest matematykiem, a zawodowo zajmuje się informatyką.

 

Zanim powili zaczniemy zbliżać się do końca tej wyliczanki zerknijmy na wschód. Tam bowiem połowa znakomitego teamu pisarskiego posiada wykształcenie w kierunkach ścisłych. O ile Arkadij był wojskowym i japonistą, o tyle Borys Strugacki jest astronomem, swego czasu pracującym w obserwatorium, co czynił aż do czasu, gdy razem z bratem zdecydowali, że zostaną zawodowymi pełnoetatowymi pisarzami. Mimo, iż twórczość Strugackich odczytuje się często jako alegorię pewnych problemów cywilizacyjnych i społecznych, to jednak w powieściach i opowiadaniach czuć bardzo dobre przygotowanie merytoryczne w zakresie astronomii i fizyki.

 

Czas na przedstawienie człowieka, który z racji pełnionego niegdyś stanowiska (katedra Lucasa w Cambridge), nazywany jest niekiedy następcą Newtona. Nie był kojarzony raczej z fantastyką, a jeśli już to bardziej z fantastycznymi wizjami z zakresu fizyki teoretycznej i astrofizyki. I okazuje się, że ten jeden z najtęższych umysłów ścisłych, postanowił zabrać się także za fantastykę naukową, i od razu zabrał się za ta najtrudniejszą jej odmianę – powieści dla młodzieży. Napisane przez Stephena Hawkinga, wespół z żoną Lucy, powieści „Jerzy i tajny klucz do Wszechświata", oraz kontynuacja „Jerzy i poszukiwanie kosmicznego skarbu" okazały się nie tylko bestsellerami ale także świetnymi pozycjami edukacyjnymi. Autorzy pod przykrywką znakomitej przygody podają masę informacji z zakresu nauk ścisłych.

 

Na koniec jeden z najbardziej ostatnio cenionych u nas autorów, Ted Chiang, który z wykształcenia jest informatykiem i w tej branży, mimo uwielbienia czytelników na całym świecie, wciąż pracuje. Co prawda opowiadania Chianga są różne i często mało w nich nauki, za to wiele nawiązań do różnych kultur i filozofii, to jednak można spokojnie pokazać, że nastawiony na algorytmiczne myślenie umysł autora pomaga w tworzeniu opowiadań, jak na przykład „Dzielenie przez zero", czy „Wydech", w którym opisana natura człowieka przypomina misterny, skomplikowany program. Tytuł ostatniego z opowiadań opublikowanego w najnowszych (2010)„Krokach w Nieznane", mówi sam za siebie: „Cykl życia oprogramowania"...

 

I czas już, po tej raczej niekompletnej wyliczance, na jakieś wnioski. Chociaż materię taką jak literatura trudno zmierzyć, to jednak można chyba wyciągnąć wniosek, że s-f, a szczególnie hard s-f czy space opera to gatunki bardzo bliskie naukom ścisłym. Co za tym idzie, wydawać się może uzasadnione przypuszczenie, że autorzy przygotowani merytorycznie w kierunkach ścisłych wypadną w tych gatunkach wiarygodniej.

 

Z drugiej strony, co ostatnio jest przedmiotem wielu kampanii informacyjnych, studiowanie kierunków ścisłych jest zajęciem dużo bardziej rozwijającym przede wszystkimwszechstronność, racjonalne podejście do problemów,a takżehoryzonty, niż studiowanie na ten przykład nauk z zakresu prawa i administracji, socjologii czy historii (nie umniejszając osobom wykształconym w tych kierunkach). Dowolny bowiem fizyk czy astronom może szukać informacji w kodeksach i czytać ze zrozumieniem artykuły i książki o historii traktujące. Jednak ze świecą przychodzi szukać socjologa czy prawnika mogącego czytać z równym zrozumieniem podręczniki do mechaniki kwantowej czy teorii względności. Co za tym idzie autorzy o umysłach ścisłych powinni być dalece wszechstronniejsi.

 

Czy tak jest w istocie? Ile racji jest w powyższych przemyśleniach? Zapewne zdań jest tyle, ilu ludzi na te tematy dyskutujących ale jedno nie ulega wątpliwości: literatura s-f ma, oprócz wiarygodności opisywanego świata być dla nas pożywką dla wyobraźni. Każdy wiec z autorów, niezależnie od wykształcenia musi mieć talent, by wyobraźnię ludzi kształtować.

Komentarze

Oj, Ibastro, z tym, że nauki ścisłe rozwijają horyzonty bardziej niż humanistyczne nie zgodzę się ani trochę (chyba, że masz na myśli tylko i wyłącznie fizykę teoretyczną). Specjalizacja w dowolnym kierunku zawsze zawęża horyzonty.
Studiuję ścisły kierunek, a moje ulubione książki napisali humaniści.

Wyszedł Ci całkiem sympatyczny indeks pisarzy sf. Ale może zamiast na liczbę autorów warto byłoby napomknąć to i owo szerzej o twórczości każdego z nich, o rozwiązaniach, które ze świata nauki przenieśli do literatury? Np. wspomnieć słówkiem chociażby o psychohistorii Asimova. Albo jakie to przemyślenia miał Snerg i dlaczego nie przekonały fizyków. I czy taki artykuł zainteresowałby kogoś, kto z sf nie miał kontaktu albo ledwo się o nie otarł?

Szkoda, że to wyliczanka, a nie poważne opracowanie. Brakuje tego, co wskazał Ajwenhoł. Ale tym Snergiem mnie zainteresowałeś, chętnie przeczytałbym, co on takiego wymyślił.

Ps. Ajwenhoł: weterynaria jest ścisła? Raczej chyba pasuje przymiotnik empiryczna, chociaż może się mylę :)

Zgadzam się z Wami i być może, jeśli stanie czasu, przysiadę i napiszę trochę więcej i wejdę ciut głębiej w temat. Ten tekst - co zaznaczyłem - jest tylko wstępem do dyskusji i może szerszego opracowania.
Co do Snerga - tekst jest gdzieś w sieci. Tekst ów jest troszke zbyt filozoficzny, a za mało konkretny i dlatego jakoś nie wzbudzil zainteresowania fizyków. Biorąc jakiekolwiek naukowe opracowanie dotyczace czasoprzestrzeni dostajemy 90% badzo abstrakcyjnej matematyki i troszkę rozważań 'ogólnych'. U Snerga matma mniej wazna od koncepcji, co powoduje od razu nieufność, szczególnie, że Snerg nie był żadnym doktorem czy profesorem...

W zasadzie w Polsce mamy podział na przeszło dwadzieścia dyscyplin naukowych, a podział na nauki ścisłe (czy może przyrodnicze) i humanistyczne jest obecnie, w dobie interdyscyplinaryzmu troszkę nieaktualny. Nauki weterynaryjne to jedna z dziedzin naukowych.

Moim zdaniem zależy to od tego, jaki gatunek chcesz pisać. Jak się chce pisać tak, jak Clarke, to nauki ścisłe pomogą w tym najlepiej. Jednak jeśli woli się, powiedzmy, fantasy, to nic nie pomoże tu fizyka teoretyczna i inne nauki tego typu.
Pozdrawiam,
Horn.

mam wrażenie, że nauki ścisłe po prostu bardziej rozwijają wyobraźnię i kreatywność - co przydaje się do pisania zarówno tekstów "science" jak i fantasy. Tak zwane humanistyczne wymagają raczej "nastawienia" mózgu na procesy odtwórcze niż na tworzenie czegoś własnego i nowego. Wiadomo, że może się trafić bardzo kreatywny humanista z bogatą wyobraźnią i interesujący się nowinkami naukowymi i da radę z tekstem s-f, ale to raczej wyjątki. Natomiast pisarz "ścisłowiec" z fantasy sobie imo poradzi spokojnie.

Bardzo ciekawą wizję przydatności humanistów przedstawia S.Lem w "Głosie Pana". Podczas, gdy ścisłowcy cięzko pracowali nad tym by odczytać sygnał, który przyszedł z kosmosu, humaniści pisali tony niepotrzebnych rozprawek na temat tego zjawiska. Jednakże nie byłabym taka surowa dla humanistów. Nauki humanistyczne to nie tylko odtwórstwo, ale też wyciąganie wniosków i stawianie hipotez. Mam tu na myśli szczególnie historię bardziej i mniej odległą, gdzie logiczne przeanalizowanie faktów jest bardzo istotne :) Rozumiem, że mowa tu o science fiction w pełnym tego słowa znaczeniu, a więc o technologii i wiedzy ścisłej, ale SF może też dotyczyć bardziej humanistycznego podejścia do odkryć związanych z obcymi cywilizacjami. Jeśli więc taki ścisłowiec jest kopalnią ciekawych pomyslów technologicznych, ale zabraknie mu szerokich horyzontów natury humanistycznej własnie, to jego książka będzie tylko książką czysto rozrywkową, nie niosącą żadnego przesłania.

" to jednak można chyba wyciągnąć wniosek, że s-f, a szczególnie hard s-f czy space opera to gatunki bardzo bliskie naukom ścisłym. Co za tym idzie, wydawać się może uzasadnione przypuszczenie, że autorzy przygotowani merytorycznie w kierunkach ścisłych wypadną w tych gatunkach wiarygodniej."

Zgadza się, ale tylko w odniesieniu do tła wydarzeń. A jednak te wydarzenia są ważniejsze. Jakieś dylematy, pytania, wątpliwości stawiane przez autora. To jest kwintesencją literatury, a nie same efekty specjalne :) Na nich nie można budować dobrej literatury. Aczkolwiek zgadzam się, że ciekawe rozwiazania i co najwazniejsze logiczne są bardzo isotne, żeby ksiązka nie była śmieszna, bo znajdowanie coraz to nowszych nieścisłości nie służy raczej skoncentrowaniu się na ogólnym przesłaniu książki.

Przypomniał mi się Paul Anderson (fizyk z wykształcenia) i jego powieść "TRZY SERCA I TRZY LWY"

Starał się "ufizycznić" niektóre zagadnienia typowe dla literatury fantasy. Jedna z najlepszych (moim zdaniem) jego powieści.

Pozdrawiam

Z.

PS

Czy Ty czasem nie czytasz w moich myślach, albo ja w Twoich? :)

Wydaje mi się, że Autror tekstu przedstawił nam tutaj dosyć oczywistą oczywistość. 

Po pierwsze - człowiek o umyśle ścisłym jest przeważnie zdolny do logicznego układania swoich wizji i hipotez, co pozwala mu tworzyc historie spójne i logiczne.

Po drugie odebrał (przeważnie) sprzyjające wykształcenie, by móc się na temat chociażby kosmosu wypowiedzieć. 

No i faktycznie - ze świecą można szukać historyka interesującego się nowinkami technologicznymi  czy budiową ISS.

Pzdr. 

Nowa Fantastyka