
Czy nasza ewolucja gwałtownie przyspiesza?
W świetle najnowszych badań neurologicznych nasz mózg zmuszany jest do przetwarzania coraz większych ilości informacji, nie tylko podprogowych (wszechobecne reklamy), ale koniecznych do prawidłowego funkcjonowania w społeczeństwie technologicznym. Jak pisał Lem, przekaz jest ważniejszy niż goniec. Nie do końca bym się zgodził z takim stwierdzeniem, bo przekaz musi zostać nie tylko zarejestrowany, ale i przetworzony, by nastąpiła reakcja na bodziec.
Skoro mowa o bodźcach, to czy największy postęp nastąpi w biologii? Czasy, w których staniemy się panami własnego genotypu zbliżają się nieuchronnie. Wszystko pięknie, ale czy człowiek jest łańcuchem zorganizowanych białek, zbiorem narządów, gromadą komórek – jest czymś więcej?
Pomijamy ten fakt milczeniem, nieśmiało spuszczamy oczy, bo nikt nie odważył się mówić w sposób naukowy o duchowości. Spoglądając na człowieka z holistycznego punktu widzenia, miałem na myśli ciało i duchowość. Zaś duchowość rozumiem, między innymi jako: aktywność intelektualną, świadomość moralną, doświadczenie wolności, przeżycia estetyczne, stany emocjonalne, czasem religijne, samo-refleksję...czyli dla uproszczenia – wszystko to, co nie jest ciałem biologicznym.
Czy zapomniana duchowość człowieka znacząco rozwija się, przyspiesza z każdą dekadą?
Z roku na rok prawa ekonomii zmuszają nas do realizowania coraz większej ilości procesów w sposób autonomiczny, bez bezpośredniego udziału czy nadzoru człowieka. Ów nieludzki trend wzmaga, kreując doskonalsze narzędzia do produkcji, czy też do przetwarzania informacji. Wszyscy doskonale zdają sobie sprawę z nieuchronności naszego losu – automaty nie organizują się w związki zawodowe i są o niebo wydajniejsze. Następstwa są bolesne. Tracimy pracę, zmieniamy specjalizację, lub stajemy się bezrobotnymi. Mamy coraz więcej czasu. Zapełniamy go na różne sposoby, jedni pasywnie oglądają kablówkę, inny buszują po Necie, szukając ujścia dla swoich pasji. Już teraz widoczne są symptomy – gwałtownie rozwija się przemysł rozrywkowy, cyfrowa rozrywka bije rekordy popularności. Czy nowe pokolenie może obejść się bez Netu? Czy internetowa interakcja zaspokaja potrzeby duchowe? A, co ma wspólnego Internet z duchowością? Jaka jest korelacja między cyfrową rozrywką a duchowym rozwojem człowieka?
Wspólnym mianownikiem jest fizyczna samotność w sieci. Wirtualnych przyjaciół jest "z metra", ale kiedy odłączamy się od Netu, zostajemy sami. Nic nie jest w stanie zapełnić takiej pustki. Według mnie dokonała się rzecz niezwykła – wolność kształtowania własnych poglądów, idei czy partykularnych interesów w Sieci pozwoliła nam na bycie świadomym samych siebie. Na pewno?
Tak, bo prawda o sobie, o sensie życia stały się rzeczywistami informacjami, które człowiek jest w stanie odkryć dzięki komunikacji z innymi. Wymiany poglądów, gwałtowne dyskusje o wszystkich aspektach życia stały się faktem dokonanym.
Czy rzeczywiście postawiona diagnoza jest poprawa?
Tak, ponieważ obecność w Sieci jest anonimowa, pozwala na szczerość wobec siebie i innych. Dojrzała duchowość oznacza, że człowiek nie wymyśla jakiejś "wizji" samego siebie, lecz odkrywa obiektywną prawdę o sobie: o tym, co go rozwija i o tym, co mu zagraża i uniemożliwia rozwój. Skoro chcemy analizować duchowość uwzględnijmy ludzka aktywność intelektualną, świadomość moralną, doświadczenie wolności, przeżycia estetyczne, czasem religijne, samorefleksję oraz głębię interakcji w necie – bowiem jest to prawdziwy online'owy dialog, który ( o ironio!) wywodzi się przede wszystkim z tego, kim ludzie „są", a nie z tego, co „mają". Nie ma znaczenia wygląd, czy wiek, liczy się to, co piszesz, jak się wyrażasz. W anonimowości netu, rozumianego jako świadomy kolektyw, jednostki nie można zmiażdżyć czy unicestwić. Nawet jeśli osoba dostanie bana, wróci, jak nie tutaj, to na inne forum...
Dlatego uważam, że zdobyta samoświadomość, opisana wcześniej przeze mnie, jest kluczem do rozwoju duchowego człowieka. A czyż nie jest to ewolucja? Do niedawna byliśmy skazani na fizyczne kontakty, teraz bywamy na wirtualnych salonach kiedy tylko chcemy, nieważne jak ciężko jesteśmy chorzy czy kalecy – żyjemy w świecie bez granic.
A teraz wprowadzę małe zamieszanie. Skoro środowiskiem naturalnym człowieka są miejskie skupiska, gdzie brak jest naturalnych wrogów, wysoko przetworzona żywność (poza naturalnym łańcuchem pokarmowym) jest powszechnie dostępna to powstaje pytanie: w jaki sposób następuje dobór naturalny? Jeśli założymy, że otoczenie społeczno-technologiczne stało się naszym środowiskiem naturalnym, to czy w ogóle wpływa na naszą ewolucję?
Łatwiej to pojąć patrząc na problem od strony socjologicznej (wg W.G Sumnera), czyli w wyniku uczciwej konkurencji najlepiej przystosowani, najskuteczniej wydzierający przyrodzie bogactwa i oferujący je innym ludziom, będą osiągali sukces, a ludzie nieskuteczni i leniwi będą skazani na biedę. Ci, którzy będą próbowali zmienić ten stan rzeczy, będą w istocie promować nieskuteczność, a prześladować najbardziej wartościowe jednostki, zmuszając je do dźwigania balastu gorzej przystosowanych. Zatem, teza o rozmnażaniu ludzi – nazwijmy ich umownie aspołecznymi – potwierdza tę regułę. Im więcej się rodzi dzieci w takich rodzinach, tym większe szanse na dostosowanie się do środowiska, zawsze pewna cześć potomstwa wyjdzie poza rodzinną aspołeczność.To, że występuje asymetria w rozwoju cywilizacyjnym, nie oznacza wcale wyraźnej tendencji do unikania życia w hermetycznych, rozumianych jako sztuczne warunki, poza naturalnym ekosystemem.
Stawiam śmiałą tezę: Dla gatunków wyizolowanych z naturalnego środowiska ewolucja biologiczna jest następstwem presji zmian w ich nienaturalnym, sztucznym otoczeniu. Jakie czynniki najmocniej wpływają na ewolucję w chwili obecnej? Może szybkość przetwarzania informacji?
Prawo Darwina odnosi się do całego ekosystemu, z całym łańcuchem skomplikowanych zależności. Zaś moja propozycja dotyczy IZOLOWANEGO środowiska, nie mającego interakcji z żadnym żywym ekosystemem (rzeczywistość wirtualna). Przewrotność mojej tezy ma potwierdzenie w radiacji adaptatywnej (dostosowawczej) czyli różnicowania się gatunku wyjściowego (w tym przypadku człowieka), w drodze kolejnych mutacji na wiele nowych linii filogenetycznych, dających początek nowym gatunkom,wyższymod homo sapiens.
Stawiam kolejną tezę: Duchowość człowieka ulega gwałtownej ewolucji dzięki Sieci. Od razu pojawią się pytanie: Jak to zmierzyć? Obserwując ewolucję pisma i mowy. Kluczem jest lingwistyka kognitywna, która zakłada, że używanie języka jest mocno związane z procesem poznawczym i odwzorowaniem obrazu rzeczywistości. Jak zapewne domyślacie się podstawą komunikacji międzyludzkiej jest język mówiony, czyli skończony zbiór kodowania przekazu przez nadawcę i jego dekodowania przez odbiorcę, uzależniona od poziomu kompetencji. Kodowanie / dekodowanie związane jest z regułami gramatycznymi, które na dzień dzisiejszy są zbiorem zamkniętym, że względu na stosowane alfabety. Czym zatem jest kompetencja w komunikacyjnym, internetowym rozumieniu? Zdobytą wiedzą? W jakimś sensie tak, znając reguły i zasady rządzące światem, jesteśmy w stanie artykułować kodowane przekazy informacji między sobą.
Nim polecę dalej z udowadnianiem tezy, niewielkie wtrącenie o procesie zapamiętywania oraz metodach przyswajania wiedzy. Pomoże nam w identyfikacji wirtualnego środowiska z perspektywy zachodzących procesów komunikacyjnych w Sieci. We wszystkich oficjalnych ośrodkach nauczania (szkoły, uczelnie itd) uczy się nas przyswajania wiedzy w sposób liniowy. Podam uproszczony przykład: „Jeśli...to..."Stąd większość wiedzy również jest zapamiętywana w podobny sposób, jako ciąg przyczynowo-skutkowy. Czy aby na pewno jest to metoda prawidłowa? Okazało się, że jest wielce nienaturalna. Rzekłbym nieludzka. Wielokrotnie powtarzane badania nad procesem przyswajania i zapamiętywania wiedzy świadczą o totalnej nieliniowości i abstrakcyjności procesu nauczania. Naturalnym sposobem jest wielowymiarowe, równolegle kojarzenie, opisane dzięki tzw. metodom heurystycznym. Na specjalnych szkoleniach uczy się tego adeptów biznesu, głównie managerów wyższego szczebla – jak rozwiązywać problemy czy prowadzić projekty o dużym ryzyku. Najbardziej znana to "burza mózgów" lub budowanie zależności, niekoniecznie logicznych, w formie diagramu, przypominającego rozrastającą się pajęczynę – efektem jest przeważnie uzyskanie zmiany perspektywy i skuteczne rozwiązanie problemu.
Pomocny w udowodnieniu wyżej wymienionej tezy o duchowej ewolucji człowieka w Sieci będzie sposób prezentacji informacji w masowych mediach. Jakie komunikaty są codziennie serwowane odbiorcom? Newsy. Publiczne dyskusje stają się coraz krótsze i syntetyczne. Natężenie informacji rośnie lawinowo, ilość komunikatów gwałtownie nas zalewa. W jednym, pojawiającym się zdaniu w mediach pojawia się maksymalnie możliwa do przyswojenia ilość informacji. Co ciekawe, można zaobserwować, że zakodowany przekaz jest wielowymiarowy.
Co oznacza: wielowymiarowy? Odnoszący się do symboli, które same w sobie zawierają masę danych. Symbole zaś, to nic innego jak wyobrażenie informujące o jakimś procesie, zdarzeniach czy sytuacji, wzmocnione najbardziej eksploatowanymi zmysłami wzroku i słuchu. Czyli padające zdania np. z telewizyjnego monitora są nie tylko kodowane regułami gramatycznymi, ale również symbolami. Dzięki globalizacji owe symbole mogą być dekodowane w każdym zakątku świat przez każdego, kto ma dostęp do Sieci, bez względu na kulturę, język. Cóż zatem z tego wynika? Że język ewoluuje. Okazuje się, że używane alfabety przestają nadążać, stają się mało pojemne. To tak, jakby wielowymiarowe obiekty opisywać przy pomocy dwuwymiarowych pojęć. Skoro massmedia korzystają z globalnej symboliki, to czy w Sieci używamy innego języka? JUŻ TAK.
Aby sensownie zapodać ciąg dalszy wywodu o duchowej ewolucji człowieka i sposobach jej pomiaru, należy uściślić na tyle, na ile jest możliwe, pojęcie Sieci. Zastanawiałem się, jak najprościej opisać Sieć, i powiem szczerze, miałem spore kłopoty z semantyką. Podam najtrafniejsze z określeń. Internet jest rozproszoną, wielo-środowiskową siecią informacyjną o fraktalnym charakterze bez wyróżnionego punktu centralnego, rozmnażającą się metodą heurystyczną. O heurystyce już pisałem. Zatem, wyjaśnię tylko, dlaczego fraktalną. Ponieważ z każdego miejsca w sieci, wydaje się nam samopodobna w różnorakich przestrzennych skalach, tzn. bez względu na to, czy korzystamy z przeglądarki internetowej, komunikatora, SMSa, czy e-maila.
Jaka jest różnica między konwersującymi na żywo osobami a rozmawiającymi użytkownikami w Sieci? Według naukowców kluczem do przekazu pełnej zawartości informacji jest inteligencja emocjonalna , która stanowi ok. 90% treści całego przekazu. Stojąc twarzą w twarz z rozmówcą, mamy szansę na całościowy odbiór informacji werbalnej i niewerbalnej, ale w Sieci? Owe 90% stają się dla nas niewidzialne, nieobserwowalne, choć zapewne sterowalne, czyż nie? Bo jak wyrażać emocje, pisząc na klawiaturze komputera? Okazało się, że w roku 1982, gdy po raz pierwszy użyto emotikona , stało się jasne, że język uzyskał nowy, niezwykle pojemny składnik emocjonalny. Czyli jednak ewoluował.
Oczywiście nowy, emocjonalny element języka jest dzisiaj jeszcze zbyt prymitywny, aby przekazać głębię odczuć, ale nadał kierunek. W końcu Internet powstał niedawno, niecałe pokolenie temu. Jeśli spojrzeć na część rozrywkową Internetu, np. gry online, można zaobserwować niektóre czynniki, które będą determinowały również ewolucję języka jako mix wzrokowo-dźwiękowej informacji kodowanej emocjonalnie.
A, teraz dla zabawy puśćmy wodze fantazji, jaki może być końcowy efekt: Wyobraźmy sobie interfejs w postaci białej kuli o średnicy ok. 10 cm – jest naszym punktem odniesienia, zerową informacją z neutralnym stanem emocjonalnym. W momencie wypowiadania się, kula ożywa, zmieniając kształt i wielkość (generuje obrazy) oraz swoją emocjonalną barwę, wydając dźwięki – hm...prawie jak telepatia, tyle że nadal w Sieci. Osobiście nazwałbym ten sposób komunikacji językiem fraktalnym...
Trudno dzisiaj jednoznacznie wyrokować jak potoczy się rozwój wirtualnej nowomowy, czy tak samo jak człowieczego ducha? J
Problemy poruszone w tym artykule częściowo poruszane są w "Accelerando" Charlesa Strossa. Tam odłączenie od sieci równała się dezorientacji i swego rodzaju zapaści. Oczywiście Stross wychodzi poza wizje najbliższej przyszłości.
Moim zdaniem problemem dla nas jest nie fakt zachodzenia zmian (informatyzacja, usieciowienie wielu aspektów życia, dalszy rozwój sposobów komunikacji) ale tempo ich zachodzenia. Jak na razie Prawo Moora działa i postęp technologiczny jest szalony. Zmiany będą zachodzić ale coraz mniejszy odsetek ludzkości bedzie w stanie je zaadoptować. Jednocześnie izolacja fizyczna bedzie coraz mniejszym problemem, bo życie (w sensie aktywnej obecności) pewnie i tak przeniesie sie do Sieci.
lbastro napisał: (...) ale coraz mniejszy odsetek ludzkości bedzie w stanie je zaadoptować.
Odwróciłbym kwestię. Nie postęp do siebie, lecz siebie do skutków postępu przystosowujemy. Tak sobie myślę...
Pozostawiając na boku, przynajmniej do czasu tak czyniąc, kwestię, czy mamy do czynienia z ewolucją jako taką czy tylko z przystosowaniem behawioralnym, zastanawiam się, dlaczego wszyscy, a więc i Ty, pomijają komplikujące obraz i dysputy zagadnienie rozwarstwienia kulturowego, rozumianego i mentalnie, i materialnie.
Każdym, który powoduje, że taka rozmowę można prowadzić z --- czy ja wiem? --- tylko czy aż? --- z jednym procentem populacji?
Nie znalazłem takich akcentów z zalinkowanym artykule. To raz. Dwa --- jest oczywiste, że nikt nie śmiałby powiedzieć o takich zamiarach oficjalnie.
Offtopujemy aż miło, ale niech tam.
Mur? A może początek oswajania północnej części Afryki ze względu na perspektywy istotnej dywersyfikacji źródeł i dostaw energii?
Oo jejku... ;)
w jaki sposób następuje dobór naturalny? Jeśli założymy, że otoczenie społeczno-technologiczne stało się naszym środowiskiem naturalnym, to czy w ogóle wpływa na naszą ewolucję?
baazylu, jeśli założymy, że otoczenie społeczno-technologiczne stało się środowiskiem naszego życia - a wiemy doskonale, że tak jest - to nominalnie staje się odpowiedzialne za naszą ewolucję. Ewolucja jest zjawiskiem ciągłym i nie sądzę, żeby zatrzymała się kiedykolwiek. Jest przecież odpowiedzią na zmiany, a te będą miały miejsce zawsze, chyba, że czas by się zatrzymał. Jeśli mam być szczery, nie rozumiem poruszenia wywołanego ewolucjonizmem. Jest to zjawisko tak powolne, że nie ma znaczenia dla dzisiejszych pokoleń, a te które uzyskają istotne zmiany, względem obecnych ludzi, nnawet tego nie będą świadomi. Oczywiście nie mówię tu o środowiskach naukowych. Ale nie o tym chciałem... Miałem raczej napisać kilka słów o doborze naturalnym. Nie jest wcale tak różowo jak mogłoby się wydawać. Ludzkość się rozwija, tworzy całą tą otoczkę, w której egzystuje. Zamyka sie szczelnie pod wirtualnym kloszem i ładuje w swój mózg coraz to więcej i więcej informacji. Często wręcz śmieci. Żyjemy coraz szybciej, myślimy coraz intensywniej, ruszamy się coraz mniej, W końcu taki samotny człowieczek nie wytrzymuje presji. Pytasz o dobór naturalny? Największym jest w dzisiejszych czasach stres. Stres i wszelkie powikłania ciągnące za nim jak cień. Migrena, paranoje, zadręczanie się detalami, kompleksy = coraz szybszy odsetek samobójców, zwłaszcza w krajach rozwijających się i rozwiniętych. Inna sprawa, że organizm ludzki jest coraz słabszy. Owszem żyjemy dłużej, ale to pozór. Tu jakoś od razu przychodzi mi na myśl osławiony ostatnio "suplement diety" :D Ale wracając do tematu: większość z nas tu obecnych zapewno czyta dużo. Z tym że chodzi mi tu głównie o podania z przeszłości. Czytamy czasem o chorobach, ale... jak często znajdziemy wśród nich zwykłe przeziębienie? No właśnie dawniej ludzie albo chorowali poważnie, albo (prawie) wcale. Dlaczego? Ponieważ był odporniejszy. O tym samym świadczy też wzrost reakcji alergicznych. Mało tego jeszcze sami to potęgujemy kreując swoje WŁASNE NATURALNE ŚRODOWISKO ŻYCIA - toksyczne środowisko (chodzi mi tu o zanieczyszczenia, nieodłączną część rozwoju technologii). Do czego dążę? Sądzę, że dobór naturalny działa bez zarzutu, jest jedynie zagłuszany przez nasze "wspaniałe wynalazki". Populacja ludzka jest słaba jak już dawno nie była, podtrzymywana jest jedynie sztucznie przez aparaturę zwaną cywilizacją. Czy zatem rozwój intelektualny skorelowany z obniżeniem wartości całego ustroju możemy uznać za fenomenalny przejaw ewolucji. Czyż ewolucjonizm nie zakłada zachodzenia zmian korzystnych dla przetrwania gatunku? Jak to się ma do naszego rozwoju? Bez wątpliwości przystosowujemy się do życia w naszym małym świecie, ale czy to zmiana na lepsze. Trochę mnie niepokoi taki kierunek, bo co jeśli się okaże, że dalszy rozwój umysłowy okaże się szkodliwy, prowadząc do niekorzystnych zmian psychicznych, a przy tym staniemy sie tworami delikatnymi jak jajko? Prawda jest taka, że nikt nie może przewidzieć reakcji organizmu.
Przepraszam, jeżeli komentarz jest trochę chaotyczny, ale chciałem wyrazić własne zdanie, a czas mam chol***** ograniczony.
Codziło mi raczej o wytrzymałość pancerza i hm... termin przydatności do spożycia w warunkach naturalnych;)
No właśnie, a taki dzisiejszy człowiek bez garści suplementów diety: na wzmocnienie odporności, skóry, paznokci, stawów, kości, wzroku, trawienia, utrzymania sylwetki, a nawet - o zgrozo! - potencji jak długo wytrzyma? Gdzie tu postęp ewolucyjny?
Najlepiej wziąć Suplement diety z potrójną dawką magnezu o pełnej przyswajalności i dodatkowo substancjami czynnymi wydawanymi wcześniej tylko na receptę (najlepiej żeby jeszcze leczył żylaki odbytu - zawsze muszą puścić w radiu tą reklamę kiedy jem, no żesz ...!). Później zapić słuszną dawką suplementu z dodatkiem spirytusu i się jeszczcze przy tym zrelaksować. Tylko pogratulować takim ludziom światłości umysłu.
Poniekąd nawiązuję też do świadomości baazylu. Nie jestem pewien, czy aby napewno jej rozwój dąży ku lepszemu. Zdolności mózgu, czy może raczej całego układu nerwowego, wzrastają, ale na jakiej płaszczyźnie to się pokrywa z jego wydajnością? Zauważ, że młodzież ma coraz większe trudności z kojarzeniem, czytaniem ze zrozumieniem, koncentracją czy w ogóle myśleniem konstruktywnym. Powiedziałbym, że nasza (jako gatunku) świadomość zmienia się, zastanowiłbym się jednak nad określeniem tej dynamiki ewolucją. Jak już wspomniałem wcześniej: ewolucja zakłada przemiany dążące do udoskonalania gatunku, co sprzyja jego przetrwaniu. W tej chwili intelekt jast największym atutem człowieka. Pytam więc czy jego zmiany ilościowe, bez poprawy jakości (a nawet jej redukcji) możemy uznać za efekt ewolucyjny? Mam wiele wątpliwości, ale wynikają one z mojej interpretacji tego zjawiska i nie każdy musi się z tym zgadzać.
z chęcią przeczytam, ale zważając na rozmiary tego tekstu - chyba dopiero koło soboty.
Być może jest tak jak piszesz. Nie jestem ekspertem, swoje teorie opieram raczej na własnych obserwacjach i tekstach, ktore czasem wpadną mi w ręce. Ostatnio słyszałem narzekania mojej promotor na studentów biologii. Podobno ich zdolność myślenia przestrzennego takk zmalała ostatnimi laty, że mało który potrafi wykonać szkic mikroskopowyW dalszym jednak ciągu wydaje mi się, że nie "pądążamy" w dobrym kierunku. Mam nowy temat do rozważań.
Ja się zastanawiam, co się stanie z ludzkością gdy z jakiegoś powodu obecny rozwój cywilizacyjny i ekspansja Internetu zostaną zahamowane. A przecież może to nastąpić za dwa lata - jeśli potwierdzą się ostrzeżenia o konsekwencjach aktywności Słońca w 2013 roku. Jesteśmy uzależnieni od urządzeń elektrycznych i elektronicznych, a możemy nagle zostać ich pozbawieni i wtedy lądujemy w XIX wieku, ale bez umiejętności, które ówczesnym ludziom pozwalały normalnie funkcjonować.
Ale weź i powiedz głośno, że podstawy naszej wspaniałej(?) cywilizacji mogą się okazać kruche, skrytykuj rosnące uzależnienie od Sieci, to zaraz inwektywami sypną...
Bardzo jestem ciekawy wyników eksperymentu, niestety niemożliwego do przeprowadzenia: zablokować Internet na tydzień. Tylko u nas, w Polsce.
A techniczna infrastruktura? Zabezpieczona przed EMP, czy jak się go pisze?
Z dostępem też nielekko. Wyobraź sobie spadek tempa wymiany i dystrybucji danych do tego z przełomu XIX / XX...
W XIX wieku, gdy miała miejsce podobna aktywność słoneczna, w USA telegrafy potrafiły się tak naelektryzować, że zapalał się leżący przy nich papier. To nie tylko kwestia Internetu, ale wszystkiego, co jest związane z elektrycznością. Pomyślcie o komunikacji (np. satelity, media, telefony), szpitalach (wszelka aparatura), transporcie (np. samoloty), ekonomii (bankowość)... Nagle ludzkość zostaje pozbawiona mnóstwa rzeczy, które obecnie są tak oczywiste, że nawet się ich nie zauważa. Nawet jeśli znajdzie się jakiś sposób zabezpieczenia części urządzeń, to, co ocaleje, może nie wystarczyć do stworzenia jakiejkolwiek spójnej infrastruktury.
Specjalizacja danych, że powtórzę zaTobą, nie ma nic do rzeczy, uważam. Zagubienie, strata grozi wszystkim danym, których przechowanie i stosowanie zostało powierzone komputerom i ich sieciom.
Ale pal diabli dane, jakie by nie były. Zniknięcie obejmującego praktycznie cały liczący się świat kanału przekazu informacji grozi szokiem i zapaścią --- i o to mi chodzi. Osobiste, indywidualne niewygody nie mają znaczenia wobec widma wymknięcia się spod zdalnych kontroli --- tu dośpiewaj sobie, kogo i czego wyjście spod kontroli może skończyć się katastrofą. Uszkodzenie, zniszczenie elektroniki --- tyle podpowiem.
Tiełłorieticznie masz rację w kwestiach związanych z zabezpieczeniem centralnych baz danych, ośrodków wojskowych i temu podobnych. Praktycznie natomiast --- no cóż, lubię być optymistą, ale tak zwane życie sprowadza na ziemię... --- ludzie, również ci na wysokich, odpowiedzialnych stanowiskach, są tylko ludźmi. A, jeszcze zdążymy, a, jeszcze nie ma wytycznych z góry, jeszcze nie przyznali funduszy i tak dalej i dalej. Również dlatego, że nikt nie wyprorokuje dnia, godziny i skali rzeczywistego zagrożenia. Poza tym, chociaż brzmi to śmiesznowato, często sprawdza się w praktyce: mądrzy w dziele przewidzą jedenaście typów niebezpieczeństw i znajdą sposoby zabezpieczenia się przed nimi, a sprawę rozłoży na łopatki to o najmniejszym prawdopodobieństwie wystąpienia, a więc "nie skontrowane", bo kasy zabrakło na "głupstwa", zagrożenie...
Tiełłorieticznie masz rację w kwestiach związanych z zabezpieczeniem centralnych baz danych, ośrodków wojskowych i temu podobnych. Praktycznie natomiast --- no cóż, lubię być optymistą, ale tak zwane życie sprowadza na ziemię... --- ludzie, również ci na wysokich, odpowiedzialnych stanowiskach, są tylko ludźmi. A, jeszcze zdążymy, a, jeszcze nie ma wytycznych z góry, jeszcze nie przyznali funduszy i tak dalej i dalej. Również dlatego, że nikt nie wyprorokuje dnia, godziny i skali rzeczywistego zagrożenia. Poza tym, chociaż brzmi to śmiesznowato, często sprawdza się w praktyce: mądrzy w dziele przewidzą jedenaście typów niebezpieczeństw i znajdą sposoby zabezpieczenia się przed nimi, a sprawę rozłoży na łopatki to o najmniejszym prawdopodobieństwie wystąpienia, a więc "nie skontrowane", bo kasy zabrakło na "głupstwa", zagrożenie...
I to jest to, czego najbardziej należy się obawiać.
Wojsko, chociaż krytykuję je na równi z cywilami, jakoś tam zabezpieczy się przed przypadkowym odpaleniem rakiety z głowicą --- bo wie, czym to pachnie. Ale co może jakiś burmistrz czy wójt? Tyle, co nic.
Przećwiczone? Żartujesz, i to okrutnie. Jeśli mają cokolwiek przećwiczone, to Internet, komórkowa telefonia, bo przeca, panie świńty, dwudziesty pierwszy wiek. A tu z nagła cofka o sto lat...