- publicystyka: Kochanie, było cudownie. Czyli jak (nie) zostać pisarzem.

publicystyka:

Kochanie, było cudownie. Czyli jak (nie) zostać pisarzem.

Jacek Dukaj w eseju na WP wymienia cechy pracowitego pisarza, kreśli także jego dzień pracy: pięć godzin to, dwie godziny tamto… Dotyczy to jednak pisarzy utrzymujących się wyłącznie z pisania. Tym, którzy dopiero rozpoczynają swą drogę ku literackiej sławie i pracują w biurach, szkołach, aptekach, proponuję kilka recept na zaoszczędzenie czasu.

Rezygnujemy z samochodu.

Własny pojazd zamieniamy na autobus. W ten sposób zyskujemy czas na notatki, spokojnie możemy także gryźć w zamyśleniu ołówek, a głowa aż pęka od twórczych myśli, kiedy za oknem mknącego pojazdu możemy delektować się panoramą miasta.

We własnym samochodzie nie ma warunków, by móc cokolwiek napisać. Przecież jedna ręka wisi na kierownicy, a gdy jest lato, dostosowujemy się do nowej mody i wystawiamy łokieć. Teoretycznie więc zostaje druga ręka i można by nią skrobnąć kilka pomysłów na kartce. Ale w praktyce druga ręka ma inne zadanie. Musi być zawsze gotowa, by pokazać środkowy palec temu, który upomni nas klaksonem, że zaspaliśmy na światłach – a przecież już od sekundy pali się zielone światło.

Zresztą w aucie budzą się zabójcze myśli skierowane do „frajerów w czapce”, „panienek”, „niedzielnych kierowców”. I te „kurwa mać” powtarzane jak mantra, które posyłamy zamiast uśmiechów, wybaczcie. I tu zmierzam do sedna. Nasila się stres i już po piętnastej „kurwie” nic rozsądnego we łbie się nie zmieści, choćby jakiś pomysł do drugiego tomu waszej powieści.

Także samochodzik do autohandlu, pisarze. W ten sposób zyskujemy do dwóch godzin dziennie, bo choć czas podróży się wydłuża, w autobusach i tramwajach stać nas na więcej.

Rezygnujemy z seksu.

To akurat chyba oczywiste. Partnerowi wystarczy poskarżyć się na bóle głowy. Dziś to już chyba kod uniwersalny, niezależny od płci. I niby zyskujemy tylko 15 minut, jeżeli weźmiemy pod uwagę przeciętny stosunek heteroseksualny. Ale nie można zapominać o głaskaniu potem po główce i tych natarczywych „misiach pysiach”, „było cudownie, kochanie” albo „ah, ti, ti, głuptasku”. To przecież czasem pół godziny, więc zyskujemy w sumie całą jednostkę lekcyjną. Zresztą, żeby uzmysłowić wam, jak ważna jest abstynencja seksualna spytam tylko: czy bylibyście w stanie napisać choćby zarys rozdziału do waszej powieści po maratonie? Wyraźnie widać, że zaoszczędziliśmy również siły, by zasiąść wieczorem przy biurku, a nie gnić pod pościelą.

Rezygnujemy z picia.

I nie dlatego, że alkohol szkodzi zdrowiu. Bo to nie prawda. Chyba, że się doda, że w dużych ilościach. Alkohol to ZŁO. I przy tym zostańmy. ZŁO, ZŁO, ZŁO, które zabiera czas i jest jak kiepski kochanek albo nudny film – zaaplikowany w niewielkich ilościach usypia nas, a w dużej dawce wprawia nasz umysł w taki stan, że jedynie co będziemy w stanie napisać, to książkę z mainstreamu. A nam chodzi przecież o prawdziwą literaturę: fantasy, horror, S-F.

Czyli, jeżeli w lodówce stoi piwo, jedynie co możecie zrobić, to przyłożyć puszkę do rozgorączkowanego czoła, a gdy przedmiot pożądania się ogrzeje, a głowa nieco ochłonie, puszkę wyrzucamy do kosza. Trenujemy przy tym silną wolę.

Rezygnujemy z wszelkiej komunikacji ze światem.

Dopóki nie napiszemy dzieła, szkoda czasu na rozmowy w jakiejkolwiek formie. Tu powiem krótko: kabel od Internetu przecinamy, raz, ale dobrze, a telefony wyrzucamy przez okno, są przecież za złotówkę.

A dla wszystkich tych, którzy kręcą nosem i mówią, że to się nie uda, że to zbyt wiele poświęceń, to wyobraźcie sobie, jak po powrocie z pracy, oczywiście autobusem, wrócicie do domu, nie odbierzecie żadnego mejla, ani telefonu, nie sięgniecie po butelkę, a po intymnej kolacji, zamiast dać się ponieść emocjom, weźmiecie tabletkę od bólu głowy, a rano… Oj, rano partner, przeciągając się w łóżku, spyta: jak ci było przy biurku, koteczku, a wy odpowiecie bezwzględnie: dobrze, kochanie.

A potem puścicie gotowy tekst do redakcji.

(tekst pojawił się kiedyś na fantazmatach)

 

Komentarze

Nijak nie mogę zrozumieć celu tego tekstu, ale dobrze się czytało. Na serio to chyba nie, a jak drwina, to z czego drwina?

Ni to felieton, ni to artykuł. Przynajmniej, jak powiedział Lassar, fajnie się czytało. Też nie mogę zrozumieć w jakim celu ten tekst został napisany.

Ja tu widze całkiem poważny wniosek: zostanie profesjonalnym pisarzem jest niemożliwe. Biorąc poprawkę na ironię, felietonistyczną przesadę itp. zgadzam się właściwie z wszystkimi tezami, prócz tej, że przeszkadza alkoholizm, haha. Żona, auto, internet - jasne. Ale piwko - co to, to nie.
PS. Nie piszę tego zupełnie na trzeźwo ;)

Byłoby ciekaawiej jakbyś podlinkował ten esej Dukaja.

Seks, alkohol? Oj ginie stereotyp dekadenckiego pisarza, oj ginie... Mickiewicz pewnie w grobie sie przekręca, a Słowacki włosy z czaszki rwie. ;)

Sygnaturka chciałaby być obrazkiem, ale skoro nie może to będzie napisem

ALkohol wrogiem pisarza? Bzdura, większość pomysłów mi się wykociło po zastrzykach z alkoholu:) na trzeźwo je potem poprawiam i dopieszczam. A potem idę do łóżka na seks z żoną! O, i można pogodzić? Można!

Jeh:) Kiedy pijemy pierwsze piwo, ewentualnie drugie to działa... chmiel, a nie procenty:) , wtedy człowiek usypia zamiast tworzyć szósty tom swojej powieści, stąd mój wniosek.

Snow - sam Dukaj poważniej naszkicował temat, ale postaram się znaleźć tekst do dukajowego "utworu".

Lassar - dlaczego zaraz drwina:)? Widać po kolejnych komentarzach, że tekst został "przyjemnie" odebrany:)

"Uderzył mnie nagły zryw wiatru w owej chwili i rozpalił moje oczy. Patrzyłem w stronę

zagadkowego miejsca. Nie było tam absolutnie nic nadzwyczajnego.

- Nic nie widzę - powiedziałem.

- Właśnie to poczułeś - odpowiedział. [...]

- Co? Wiatr?

- Nie akurat wiatr - odparł surowo. - Może się to wydawać tobie wiatrem, ponieważ znasz jedynie wiatr."

W tym dialogu, czarownik z indiańskiego plemienia Yaaui, naucza swego ucznia Carlosa Castanedę o subtelnych zmianach w percepcji tego, co odczuwamy, czyli odbieramy rzeczywistość tak, jak każdy :P , po swojemu. :)))

Rozpedzałeś się w tym tekście. Seks i pijaństwo zajmuje połowe objetosci auta, a cała komunikacja połowę seksu ;)
Czekałem na jednozdaniową puente typu - 'rezygnujemy z jedzenia, oddychania, a na koniec z życia' :D
Podobnie jak Lassar, odbieram to jako drwinę, bo nikt poważny poważnie takiech rad pisac ani traktować nie może. Mimo, iż wymienione formy aktywności co prawda zabieraja czas, ale coś też dają. Rozwijają bowiem wiele niezbednych autorom tekstow literackich cech. 

Ibastro - to żart, nie drwina:) please:) A, że ja niby"nikt poważny" jestem - to wycieczka personalna, fe...

A to, że ktoś traktuje ten tekst poważnie, oznacza chyba, że z niego bardzo poważny gość:) Pozdrawiam

@Ibastro
Seks i pijaństwo zajmuje połowe objetosci auta, a cała komunikacja połowę seksu

Litości, ja jeszcze po wczoraj nie wytrzeźwiałem, nie mów takimi trudnymi zdaniami, bo mi ból sprawiasz!;)

Ojej, nie było żadnych personalnych wycieczek - wszak znam Cię tylko z tego tekstu i innego o twórczości Carda ;)
Napisałem bezosobowo, że nikt poważny nie napisałby takiego tekstu na poważnie... Skoro piszesz, że to żart, to znaczy że nie jest owo sformuowanie w jakikolwiek sposób powiązane z Tobą => nie może być traktowane jako przytyk w Twoim kierunku. :))
Pozdro.

Bez względu na moją powyższą uwagę, podkreślam brak focha zarówno przed jaki i po Twoim komentarzu:) Jeszcze raz pozdrawiam serdecznie:)

Wam się wydaje, że ten tekst to jakieś żarty, ale to najprawdziwsza prawda i wie to każdy, kto spłodził chociaż jedną książkę. Serio serio.

Dabilu, nie pamiętam gdzie, ale gdzieś pojawił się tekst o "polerowaniu" przez pisarzy biurka. Czyli robieniu wszystkiego, aby tylko nie pisać:)

Trzeba zrezygnować z wielu rzeczy (niekoniecznie tych wymienionych wyżej, hehe), by napisać 1 tom albo nawet 3 część 2 tomu...

@Dabliu
To ja rezygnuje z pisarstwa ;)

Sygnaturka chciałaby być obrazkiem, ale skoro nie może to będzie napisem

Uff,jak  dobrze, że bycie profesjonalną pisarką nie jest jedną z moich ambicji ;)

A swoją drogą to jestem ciekawa, ile w Polsce zarabia profesjonalny pisarz? Ma ktoś jakąś wiedzę w tym temacie? I czy bez sprzedaży praw do realizacji filmu/serialu/gry w ogóle da się z tego wyżyć na przyzwoitym poziomie?

@Rangeriel:
8-10% od sprzedanej książki - coś w tym guście,
czyli przy sprzedaży średniej w okolicach 1000 - 1500 egz. i cenie średniej 30PLN masz
zarobek rzędu 3-4 tyś PLN

Ilbastro - dzięki za odpowiedź :) 3-4 tys. PLN za 1000-1500 egzemplarzy to chyba całkiem nieźle. Pytanie brzmi ile książek de facto się sprzeda. Wydaje mi się, że nakłady tego, co stoi na empikowych półkach w dziale "Fanstastyka polska" są znacznie większe. Drugą zmienną jest produktywność autora, tj. ile (dobrych) książek jest w stanie stworzyć. Ciekawe jak to się ma do pracy na etacie? Teoretycznie można policzyć jaka powinna być częstotliwość wydawania książek (np. jedna/1,5 roku) oraz sprzedany nakład, by autor zarabiał np. odpowiednik 5 tys. PLN netto/miesięcznie.

@Ranfariel
Hehehehehłehłehłehłe
Pusty śmiech mię ogarnął.

Ajwenhoł - co Cię tak cieszy? ;) Ja serio nie mam pojęcia o tym, ile taki ktoś może zarabiać. Nigdy się nad tym nie zastanawiałam. Bardzo przepraszam za moją ignorancję :) A może chodzi o Ci o moje próby szkicowania modelu finansowego zarobków statystycznego, polskiego pisarza? Na swoje usprawiedliwienie powiem, że patrzenie na wszystko w z perspektywy cashflow to u mnie trochę zboczenie zawodowe. Cytując klasyka: "What's so funny?" 

trocko - z Twojej wypowiedzi wnioskuję, że życie zawodowego pisarza różami usłane nie jest. Albo się jest Andrzejem Sapkowskim, albo trzeba produkować materiał w tempie strzałów z kałasza, czy tak?

Bo mi się tak przypomina, co mówił Pilipiuk (chyba najpłodniejszy polski fantasta, mniejsza o jakość) w tym roku na Falkonie na temat zarobków pisarza. O szczegóły możesz zapytać Dablju, najgłebiej w tym siedzi spośród wszystkich, którzy się tu wypowiadali.

Ok, z tymi autobusami to jest tak, że - przynajmniej w moim przypadku - zazwyczaj w drodze do pracy/z pracy odsypiam nieprzespane noce lub tępo spoglądam w szybę; ergo -> w autobusie i tak czas spędzam z reguły bezproduktywnie. Po prostu jakakolwiek aktywność umysłowa odsyła mnie od razu w objęcia morfeusza, ponieważ: a) jadąc rano do pracy jestem zwykle po trzech/czterech godzinach snu, a więc niewyspany; b) wracając z pracy jestem dodatkowo zmęczony.
Rezygnacja z seksu - spełnienie małżeńskiego obowiązku kosztuje jeden dzień roboczy. Dlaczego? Dla kogoś takiego jak ja, czyli ojca dwójki dzieci, zabawa w łożnicy możliwa jest dopiero późnym wieczorem, czyli właśnie wtedy, kiedy normalnie siadałbym do pisania. Kiedy już łóżkowe rozkosze ma się za sobą i przychodzi czas przytulanek... dobranoc, komputerku. Tego dnia nici z pisania.
Picie? Raz na ruski rok. Jedno piwo wypite po południu usypia mózg dokumentnie. Jeśli zaś człowiek pokusi się o więcej, to traci nie tylko ten wieczór, ale i następny, bo na kacu będzie zbyt rozkojarzony. Czasem zdarzy mi się kupić jedno piwko, które potem stoi w lodówce nieruszane całymi tygodniami.
Komunikacja ze światem - to przekleństwo współczesnego pisarza. W dobie internetu trudno odciąć się od ludzi, a wystarczy, że człowiek zechce się wypowiedzieć w nurtującej go sprawie na jakimś forum... i już dzień roboczy do piachu ;)

Zarobki są różne, zależne od statusu pisarza. Ale weźmy takiego początkującego - dostanie około 10% od egzemplarza, z tym że zazwyczaj procenty liczone są od zarobku wydawcy, a nie od ceny okładkowej. Jeśli więc książka kosztuje 30 pln, wydawca dostaje z tego - powiedzmy - jakieś 12 pln, to 10% z tego minus podatek - wyjdzie około złotówki za sprzedany egzemplarz. Sprzeda się jakieś 1500 egzemplarzy - ile więc zarobi? 1500 pln. Jako że nie jest zawodowym pisarzem i nie ma zbyt wiele czasu na pisanie, załóżmy że nie zrezygnował zupełnie z seksu, picia i komunikacji ze światem, pracował więc nad książką przykładowo piętnaście miesięcy, co oznacza, że za miesiąc pracy dostał... 100 pln. Oraz - prawdopodobnie - kiepskie recenzje ;)
Nadal uważa ktoś, że to "całkiem nieźle"? ;)))

Dabliu - dzięki za wyczerpującą odpowiedź. Tym bardziej, że wyraźnie wskazuje ona na to, że koszt alternatywny czasu spędzonego na jej pisanie był wysoki :)

I tym samym Wielki Wąż chapnął swój ogon, czyli Ranferiel wróciła do wniosków wyjściowych - brak ambicjni na zawodowe pisarstwo jest jak najbardziej słuszną koncepcją. Teraz piszę dlatego, że sprawia mi to frajdę i stanowi bezpieczne ujście dla potrzeb twórczych, którcych moja wariacka praca niestety nie zaspokaja. I tak jest dobrze. Jak znajdą się ludzie, którym spodoba się to, co piszę - super. Jak nie - trudno. Z resztą, Tolkien też przez całe życie pracował zawodowo... a "Władca" powstawał podobno przez 12 lat. Wniosek - można stworzyć coś fajnego nie rezygnując z etatau. A tym bardziej seksu, wina czy podróży własnym samochodzikiem ;)

Pomysł dobry, wykonanie dyskusyjne:P Ja bym raczej zostawiła internet (najlepiej w postaci modemu od tepsy - drogo, wolno i zawodnie) bo jakoś trzeba te opowiadania / książki do wydawnictw wysyłać. I jeszcze telefon też bym jakis zostawiła, taką prosta komórkę z której mozna DZWONIĆ żeby się wydawca mógł odezwać :P Co do seksu, samochodu i picia - pełna zgoda.

Czytało mi się leciutko, nie powiem. 

No i chociaż ciężko się zgodzić z większością tez, to jednak przecięcie kabla on Internetu jest BEZWZGLĘDNIE konieczne :) Bo jeśłi mamy np. szkołę, to dodatkowe tracenie czasu przed monitorem to dopiero ZŁO jest :).

O, tak jak np. ja teraz to robię... 

No proszę, jaka dyskusja się wywiązała. :)

Nowa Fantastyka