- publicystyka: Reszta życia.

publicystyka:

Reszta życia.

Ender Ksenobójca, autor „Królowej kopca” i „Hegemona” nie musi szukać uczniów, sami przychodzą do niego, by wymusić na nim naukę. Orsona Scott Card po raz kolejny udowadnia, że warto i trzeba go czytać.

 

„Ksenocyd” – kontynuacja „Mówcy umarłych”– to ponura wizja kontaktu człowieka z obcymi. Wszystkie cywilizacje są skazane na zagładę – robale, prosiaczki, nawet Jane, która towarzyszy Enderowi od pierwszego tomu. „Żadnej łaski. Nawet dla najlepszych w grze”. Widać, że ksenocyd został wbudowany w mechanizm działania wszechświata.

Lusitanii zagraża descolada – wirus, którego nosicielami są prosiaczki i prawdopodobnie mieszkańcy planety. Prosiaczki, korzystając z pomocy królowej kopca, budują kosmiczny prom. Następstwem ich ucieczki będzie rozprzestrzenienie się wirusa, który może stać się dla ludzkości rodzajem sądu ostatecznego. Zbliżająca się do planety flota Kongresu ma temu zapobiec. W oczach przedstawicieli Kongresu planowana zagłada nie jest przestępstwem. To rozwiązanie ostateczne. Zresztą to Kongres stanowi prawo. Za sprawą Qing-jao, która słyszy głosy bogów, możemy wejrzeć w mechanizmy jego działania. Łatwo rozpoznać, kiedy przemoc staje się prawem albo, że przemoc to prawo, a prawo to przemoc. Na zawsze i na wieki wieków. Amen.

 

Card przestrzega, że żadna z cywilizacji nie jest wolna od widma zagłady tylko ze względu na poziom swojej inteligencji, więc mieszkańcy Lusitanii rozpaczliwie szukają drogi wyjścia z impasu. Albo znajdą metodę neutralizacji descolady, a czasu coraz mniej, albo pozwolą na dokonanie ksenocydu. Większość społeczeństw w okresie permanentnego zagrożenia tworzy sobie mity, które pozwalają im wierzyć, że są narodem wybranym, co często w praktyce sprowadza się do tego, że pokrzywdzone zakładają czamary i już z nieco lżejszym sercem kładą się do grobu. W Ksenocydzie, z małymi wyjątkami, ani mieszkańcy Lustianii, ani prosiaczki, a tym bardziej robale nie postępują w ten sposób, co jest zapowiedzią konfliktu między ludźmi a obcymi i jednocześnie sprawia, że rośnie w książce napięcie.

 

Historia jest nauczycielką życia. Ci, którzy temu zaprzeczają, podają przykłady toczących się bez końca wojen. Jest to jednak mało przekonywający argument. Człowiek po prostu doskonali swe rzemiosło. I nie jest dobry z natury. Można rzec, że nie czytamy tych samych bajek w dzieciństwie albo nie czytamy ich wcale. Będziemy się różnić i toczyć wojny na różne sposoby. „Ksenocyd” każe nam się zastanowić, czy to aby nie ludzie są varelse, a wojna wpisana jest w naszą psychikę.

Wiele tutaj zresztą mesjanizmu. Dla przykładu heretycy w „Ksenocydzie” głoszą nawet, że dla moralnego dobra wszechświata, descolada powinna się wyrwać z Lusitanii i opanować inne planety, by stać się bożym biczem ludzkości. Jednak sama wiara w Boga, bez względu na jej postać niczemu nie służy, a raczej wszystko komplikuje, choć wierzący mogą skorzystać z wachlarza jej możliwości: samoutrapienia, zwątpienia i tej złudnej nadziei, że t e n k t o ś, do kogo modlę się przez całe życie, w końcu mnie wysłucha. U robali natomiast wszystko wydaje się prostsze. Problem wiary w Boga nigdy się tam nie pojawił z bardzo prostej przyczyny – robale dobrze pamiętają swoje początki. Priorytetem jest więc p r z e t r w a n i e, a filarem tej idei jest dar życia, nic więcej. Bez zbędnych upiększeń, moralnych wątpliwości i niepotrzebnych uniesień. By wynieść się z Lusitanii zanim Kongres dokona ksenocydu, Królowa kopca zrobi wszystko, by uratować swych poddanych. Zresztą jednym z ciekawszych fragmentów książki jest wizyta w jej „norce”, a – ostrzegam – nie jest to przytulne miejsce.

 

W „Ksenocydzie”, tak jak w poprzednich odsłonach opowieści o Enderze, nie zabrakło oczywiście rodzinnej sagi: jest spotkanie po latach Endera z siostrą, są jego relacje z pasierbami – najciekawszy jednak wydaje się Quim, który przyobleczony w kapłańskie szaty nawraca penqueninos w lasach, chrzci je z upoważnienia biskupa Lusitanii, ba! wyświęca spośród prosiaczków nowych księży. Jest – nazwijmy to – konserwatywny w swych poglądach, a na dowód niech świadczy rozmowa jego z kalekim bratem Miro:

„(…) chociaż z pewnością chcesz odzyskać swe ciało, być może Bóg w swej wielkiej mądrości wie, że abyś tał się najlepszym człowiekiem, jakim stać się możesz, powinieneś pewien czas przeżyć jako kaleka”.

– Ile czasu?

– Z pewnością nie więcej niż reszta życia”.

 

Ty też, czytelniku, masz jeszcze resztę życia, by móc wysłuchać nauk Endera i sprawdzić, kto przetrwał ksenocyd.

 

www.kawerna.pl

 

 

 

Komentarze

Bardzo dobra recenzja. Tylko jedną mam watpliwość. Napisałeś: "(...)nawet Jane, która towarzyszy Enderowi od pierwszego tomu(...)". Czy rzeczywiście Jane pojawiła się już w "Grze Endera"?
Osobiście nie zwracam jakiejs wybitnej uwagi na literówki czy interpunkcję ale a takich kluczowych momentach, gdzie podkreślasz tekst rozstrzeleniem liter, zadbaj , by też rozstzrelic spacje [przyklad: "t e n k t o ś"].

Jane nie towarzyszy Enderowi od pierwszego tomu. Pojawiła się w Mówcy Umarłych.

Nowa Fantastyka