
Żmija A. Sapkowskiego przenosi czytelnika do Afganistanu, do roku 1989, w czas sowieckiej okupacji kraju. Bowiem to na gorących piaskach gór Hindukuszu, na zastawie strzegącej strategicznej drogi, biegnącej doliną rzeki Kabul, na blokpoście „Gorynycz” stacjonuje Paweł Lewart – polskiego pochodzenia praporszczyk armii radzieckiej.
To on, wraz z towarzyszami broni, przedrze się przez zasadzki „Duchów”, spenetruje zaminowane tereny i ucieknie spod miażdżącego gradu kul mudżahedińskiego ostrzału. Będzie patrzył na rozszarpywanych przez miny kompanów i wychyli za nich kieliszek. W końcu zaś – spotka tytułową złotą żmiję.
W mglistych, balansujących na granicy narkotycznego transu wizjach, prześledzi losy ekspedycji Aleksandra Macedońskiego oraz Imperium Brytyjskiego – dwóch poprzednich prób podbicia nieujarzmionego „Afganu”.
Pozna i doświadczy przytłaczającego brzemienia wojny, która niszczy psychikę i rozbudza zakorzenione głęboko zwierzęce instynkty.
Aczkolwiek… wojenna zawierucha to także okres kwitnącego przemytu i prostytucji, wyniszczającej narkomanii oraz zsyłającego łaskę niepamięci pijaństwa, pozwalającego zapomnieć twarze pomordowanych. Kradzieże, bójki, gwałty i defraudacje – wojna, jak widać, nie ogranicza się do spełniania patriotycznego obowiązku i służby ojczyźnie.
Paweł wespół z innymi żołnierzami weźmie także udział w popijawie, której bezpośrednim następstwem będzie filozoficzna dysputa o samej idei wojny, oczyszczeniu się po niej i o powrocie do teoretycznie normalnego, a przecież tak głęboko chorego społeczeństwa. Dyskusja zakończy się niecodziennym wnioskiem i niezwykłym toastem, zaś wokół rozejdzie się smród spirytusu i niepranej odzieży…
Czytając Żmiję można stwierdzić, że nie opowieść jest tu istotna. Albowiem do książki nie przykuje sama historia obdarzonego zdolnościami paranormalnymi sowieckiego żołnierza ani tuzin barwnych postaci czy ładna okładka, ale właśnie możliwość poczucia gorącego klimatu „Afganu”, poznania tradycji, zwyczajów i rozrywek żołnierzy na froncie, ich wątpliwości i rozterek oraz przemyśleń o słuszności sprawy, której służą. Bo, koniec końców, to ich jest, kurwa kraj. Afganistan znaczy.
Żmija daje przestrogę i przypomina, że ten, kto walczy z potworami winien uważać by nie stać się jednym z nich*. Zaś na afgańskim froncie pamiętają o tym tylko nieliczni. Na szczęście jednak, prócz refleksji, napięcia i oczekiwania zdarzają się także chwile odprężenia i śmiechu, podczas rzadkich spokojnych dni w – niekoniecznie doborowym – ale z pewnością znośnym i nastawionym w miarę przyjaźnie, towarzystwie ludzi z jednostki.
Czytelnik z pewnością nie będzie żałować wyprawy do tego pustynnego kraju, bo…Tu jest Afganistan. Tu wszystko może się zdarzyć.
* Fryderyk Nietzsche
Jej, to chyba pierwsza pozytywna recenzja "Żmii", z jaką się spotkałam!
No nie, była jeszcze pozytywna w NF, Kuba dał jakoś dużo gwiazdek. Jak go lubię, to tu się z nim grubo nie zgadzam.
Ta książka jest po prostu słaba i tyle.
"Przychodzę tu od lat, obserwować cud gwiazdki nad kolejnym opowiadaniem. W tym roku przyprowadziłam dzieci.” – Gość Poniedziałków, 07.10.2066
aha, za samą recenzję 4/6 :)
"Przychodzę tu od lat, obserwować cud gwiazdki nad kolejnym opowiadaniem. W tym roku przyprowadziłam dzieci.” – Gość Poniedziałków, 07.10.2066
W sumie, ten portal to dobre miejsce na taką recenzję: czysta fantastyka (czyli fantastyczna opinia o nędznej powieści)
Ale oczywiście, to tylko moje obiektywne zdanie.
"Przychodzę tu od lat, obserwować cud gwiazdki nad kolejnym opowiadaniem. W tym roku przyprowadziłam dzieci.” – Gość Poniedziałków, 07.10.2066
Czytałem, i właściwie zgadzam się z recenzentem.
Hehe... Cóż nie powiem, sam miałem spore wątpliwości czytając "Żmije" ale ostatecznie doszedłem do wniosku, że trzeba ją rozumieć tak, a nie inaczej z jednego, zasadniczego powodu - gdyby Sapkowski chciał po prostu zbić trochę siana, bo mu "na komorne zabrakło" to napisał by coś okołowiedźmińskiego. Poszło by jak świeże bułeczki (używając nieśmiertelnej metafory kulinarnej). I dziękuje za ocenę Jajko.
Pozdrawiam
Książkę czytałem i oczywiście po Sapku każdy spodziewał się czegoś lepszego, ale ogólne wrażenie po lekturze miałem pozytywne, brakuje w naszym fantastycznym światku takich wojennych powieść, ktoś powinien wypełnić lukę po Pacyńskim.
Jest dokładnie tak, jak stwierdził belhaj: wszyscy spodziewali sie po Sapkowskim czegoś lepszego... Ale trzeba dać chłopu wytchnąć. Po całej serii wiedźmińskiej, po trylogii husyckiej napisał coś, co być może jest przecinkiem w jego twórczości. Osobiście liczę na Sapkowskiego i z doświadczenia widać, że lepiej Go nie poganiać ;). A co do "Żmiji" - przeczytałem z przyjemnością i czułem, jak pewnie wiekszość, niedosyt. Ale nie rozczarowanie.
Właśnie dlatego recenzję zamieszczoną powyżej oceniam jako bardzo dobrą, bo recenzja treści a nie oczekiwań.
Pozdrawiam
AS napisał coś do dupy...? no to muszę przeczytać heheh;)
Czytając tę książkę, miałem wrażenie, że wątek ze żmiją, Aleksandrem Wielkim i paroma innymi, AS dodał na siłę. Byle nie wyjść poza fantastykę... Ale ogólnie podobało mi się. Ale też niedosyt był.
Recenzja na plus, czwóreczka ;)
Recenzja dobra, ale z jednym się nie zgadzam:
Czytając Żmiję można stwierdzić, że nie opowieść jest tu istotna. - Cóż, jak dla mnie, nie TYLKO opowieść jest tu istotna.
Żmija ani trochę mnie nie rozczarowała. Może dlatego, że słyszałem opinie typu: ,,Sapek się starzeje''. Raz kumpel powiedział mi nawet: ,,Stary, zacząłem tą Żmiję, i jest taka jakaś poj##ana, że nawet końcówki nie chcę mi się czytać''
Po przeczytańu stwierdziłem, że gość się mylił. Oczywiście, nie umywa się ona do Trylogii Husyckiej, ani Wiedźmina, ale, jak dla mnie, jest całkiem dobra.
Pozdrawiam.
khm, khm, co do trylogii husyckiej to też bym polemizował. pierwszy tom jeszcze ok, kolejne przeczytałem już z rozpędu.
może to skrzywienie, ale jednak postrzegam Sapkowskiego przez pryzmat wiedźmina. dalej - to już nie wiedźmin.
Ograniczające :(
"Przychodzę tu od lat, obserwować cud gwiazdki nad kolejnym opowiadaniem. W tym roku przyprowadziłam dzieci.” – Gość Poniedziałków, 07.10.2066
Oczywista, że Sapek na zawsze bedzie pamiętany dzięki wiedźminowi. Ale nie należy zapominać i o innych jego dziełach, które dorównują jeśli nie przerastają w niektórych kwestiach pięcioksiąg. Mówie tu w szczególności o opowiadaniach zebranych w tomie "Coś się kończy, coś się zaczyna". Tam Sapkowski pokazał swój prawdziwy kunszt i to, że w krótkiej formie też jest mistrzem.
Ksiażka wspaniala. Nie zgadzam się, że "Saga o Wiedźminie" jest lepsza