- publicystyka: Jak grabarz Turil i Gelfar ruszyli na ratunek Wszechświata – recenzja (konkurs SNF 005)

publicystyka:

Jak grabarz Turil i Gelfar ruszyli na ratunek Wszechświata – recenzja (konkurs SNF 005)

„Również i tobie, przyjacielu, w niedługim czasie narzucona zostanie rola zmuszająca cię do podejmowania decyzji, które mogą unicestwić całe narody". – Tak brzmią słowa przepowiedni, którą Turil usłyszał z ust Wyroczni.

 

Science-Fiction od lat stawiała pytania i prawie zawsze otrzymywała odpowiedzi w sferze natury, pochodzenia człowieka i jego egzystencji. Pokazywała nam także nieznane planety i zamieszkałe je istoty, aż po możliwości podróży kosmicznych po niezliczonych układach planetarnych. Ale niecodziennie dostajemy powieść, na której białych kartkach opisany jest motyw śmierci, przemijania i tego, co dostajemy po życiu. Temat śmierci jest obecny obok nas, w naszej codzienności i w literaturze. Cały czas nas przeraża, próbujemy wszelkich możliwości by od niej uciec, choć na chwilę, mimo tego, iż jest nieuchronna.

 

Marcus Thurner, ten pochodzący z Austrii, urodzony i mieszkający w Wiedniu autor nie jest debiutantem. Od kilku lat pisze powieści do różnych austriackich wydawnictw. W 2009 roku wydał „Podróż Turila", która jest jego najnowszą i najlepszą książką w dotychczasowej karierze. W Polsce oprócz wydanej przez Prószyński i S-ka powieści, mogliśmy niedawno przeczytać jego krótkie opowiadanie zamieszczone w marcowym numerze Nowej Fantastyki (03/2011).

 

Turil, tak ma na imię główny bohater, z zawodu jest grabarzem, ale nie takim od kopania dołów na cmentarzach. Jest tanatologiem i należy do cieszącej się wielkim szacunkiem grupy rzemieślników, który za dość dużą opłatą odprowadza na tamten lepszy świat zamożnych mieszkańców oraz wielkich władców. Gelfar, tak nazywa się jedyny przyjaciel Turila, to statek kosmiczny. W przestrzeni kosmicznej wszyscy grabarze poruszają się takimi tajemniczymi i samomyślącymi machinami, zwanymi „sferami statków".

 

Ta barwna opowieść i jej akcja osadzona jest w Łysym Worze, to cześć kosmicznego bezmiaru ograniczonego ze wszystkich stron czarnymi dziurami, mgławicami, gwiazdami i innymi ciałami niebieskimi, jakie tylko można napotkać we Wszechświecie. Planety wchodzące w skład Łysego Wora, są zamieszkałe przez tysiące zróżnicowanych ras. Kosmiczni grabarze mają nie tylko za zadanie odprawianie ceremonii pochówku, wedle życzenia każdego klienta-denata, ale także zbieranie wszelkich niezbędnych informacji o poszczególnych ludach, ich światach i kulturze. Skoro grabarze są powszechnie znani w całym uniwersum Łysego Wora, to Turil jednak nie jest zwykłym przedstawicielem kasty czeladników. Od pewnego incydentu, który zdarzył się w jego dzieciństwie, stał się inny od pozostałych grabarzy i próbował ze wszystkich sił ukrywać swoją tajemnicę, i na każdy możliwy sposób. To jednak początek łańcucha zdarzeń, jakimi potoczą się dalsze losy Turila. Zwłaszcza po tajemniczych słowach przepowiedni Wyroczni, starej SI, podczas pobytu na Domiendramie, które zamieszkują ludzie-drzewa. Według przepowiedni od tej chwili, od Turila, będą zależeć losy całego uniwersum Łysego Wora. Z mroków wszechświata wyłaniają się Kitarzy, złowroga rasa, która zjawia się na krótko po tanatologu i dokonuje ataku na Domiendram, z zupełnie niewiadomych przyczyn. Ale Kitarzy na tym nie poprzestają i niszczą kolejne planety, wyrzynając społeczeństwa w pień, pozostawiając po sobie jałowy świat. Turil postanawia dowiedzieć się wszystkiego na temat tajemniczych, brutalnych najeźdźców, siejących w całym Łysym Worze paraliżujący strach. Być może dzięki Kitarom dowie się kim jest naprawdę i zdoła okiełznać inteligentny statek Gelfar.

 

Świat, po którym podróżuje Turil pełny jest niezwykłych postaci, które zamieszkują bogato wykreowany przez Thurnera uniwersum Łysego Wora. Niestety podczas czytania książki pojawił się problem. Zabrakło tutaj dynamiki. Przez kilka rozdziałów musiałem się aż zmuszać do dalszego czytania, bo wydarzenia ciągnęły się w nich niemiłosiernie. Zdarzały się też fragmenty zupełnie niepotrzebne do fabuły, bo wyglądały jakby były wciśnięte na siłę. Niby wszystko jest tutaj logicznie wytłumaczone i ma swoje uzasadnienie, ale brakuje elementu, który by wszystko scalił, a tym samym potrzymał momentami brak dalszego zainteresowania powieścią. Na szczęście, około osiemdziesiątej strony przed końcem książki, fabuła nabiera prędkości i staje się od razu ciekawsza. Ogólnie w całej powieści narracja jak i fabuła zdaje się być przemyślana i porządnie skonstruowana. Postacie są nakreślone z dbałością o psychikę i logiczne zachowania. Świat jest bardzo spójny i zasługuje na szczere z mojej strony uznanie, bo Thurner stworzył bardzo interesujące wizualizacje różnych ras – ogromne gadające grzyby, ludzie-drzewa, czy inteligentne i wścibskie ptaki. Mimo to, wszystko wygląda jak dekoracje w obliczu całkowitego braku ekspresji i harmonii czytelnika z treścią książki.

 

Niestety to, co również rzuciło mi się w oczy, to redakcja tekstu. Masa literówek, tak zwanych „zjedzonych spacji" i czasami całych wyrazów. No korekta trochę zawiodła. Natomiast tłumaczenie uważam, że jest bardzo dobre, choć nie znam oryginalnego tekstu. Okładka – zgrabna, ale mogłaby być ciut lepsza, to znaczy bardziej nawiązująca do treści powieści.

 

Podsumowując, jest to ciekawa książka, bez cienia wątpliwości, bo jak już wcześniej zaznaczyłem, na uznanie zasługują wymyślone przez Thurnera światy oraz egzotyczne istoty, które je zamieszkują. Zaś schemat fabuły jest w moim odczuciu oryginalny, pomimo porównań z innymi opiniami jakoby treść ma wiele wspólnego z cyklem „Autostopem przez galaktykę" Douglasa Adamsa czy „Pikniku na skraju drogi" braci Strugackich. To wydaję mi się, że te osoby nie znają prozy Adamsa i Strugackich, bo ja nie doszukałem się w powieści nic, co mogłoby nawiązywać do dzieł tych wielkich twórców światowego SF. Ale wszystko, co wymyślił autor pachnie świeżością pomysłu i szczerze mogę polecić każdemu czytelnikowi, bez względu na zainteresowania. Aczkolwiek muszę stwierdzić jedno, iż nie jest to łatwa lektura i pod wpływem zawirowań technicznych, ale fabularnych również, można się do książki bardzo szybko zniechęcić. Natomiast ci czytelnicy, co mają w sobie choć jeden gram samozaparcia i cierpliwości na wagę złota, znajdą w niej coś dla siebie, i dadzą się – tak jak ja – wciągnąć w wir wydarzeń.

 

Po lekturę „Podróż Turila" warto sięgnąć i przeczytać, ale nie ma obowiązku. Natomiast przejść obok niej i jej nie poznać – to chyba grzech.

Michał Kwaśnik
Wrocław, 23 marca 2011 r.

 

Autor: Michael Marcus Thurner

Tytuł: Podróż Turila

Tłumaczenie: Katarzyna Sowa, Michael Sowa

Rok wydania: 2011

Wydawnictwo: Prószyński i S-ka

Liczba stron: 415

Komentarze

Zapraszam do recenzji. Komentarze mile widziane. Pozdrawiam

"Wszyscy jesteśmy zwierzętami, które chcą przejść na drugą stronę ulicy, tylko coś, czego nie zauważyliśmy, rozjeżdża nas w połowie drogi." - Philip K. Dick

Obawiam się, że nie dokończę przerwanej w jedenej trzeciej lektury "Podróży...". Powody?
1. Niemal banalny. Wspomiane przez Ciebie błędy. Żeby takiego wydawnictwa nie było stać na korektę...
2. Nawrzucanie stu ras do jednego Wora nie czyni powieści ciekawszą. Dodanie SI też tego nie sprawia.
Poza tym nie widzę w tym klasy, ćwierci klasy Strugackich i Adamsa. Przykre.

Ja właśnie skończyłem czytać tego małego potworka (tym razem nie dostałem od redakcji zbyt dużo czasu na przeczytanie, biorąc pod uwagę datę nadania wysyłki i datę zakończenia poprzedniego konkursu...) i mam nieco odmienne zdanie, bardziej zbliżone do adamowego. No ale to w recenzji, która pewnie się pojawi, jak nie dziś to jutro.

Pozdrawiam,
Snow

Sygnaturka chciałaby być obrazkiem, ale skoro nie może to będzie napisem

Fakt, ostatnio też dostałem przesyłkę, po prawie 10 dniach, od daty nadania. Co prawda z inną pozycją, bo Turila otrzymałem jeszcze w miarę normalnym trybem dostarczania Poczty Polskiej. Czyli mieliśmy identyczny problem. Chętnie zapoznam się z Twoim zdaniem. Zatem czekam na recenzję! Pozdrawiam :)

"Wszyscy jesteśmy zwierzętami, które chcą przejść na drugą stronę ulicy, tylko coś, czego nie zauważyliśmy, rozjeżdża nas w połowie drogi." - Philip K. Dick

Witam wszystkich!
Czytając recenzję "Podróży Turila" Michaela Marcusa Thurnera przed oczami wyłonił mi się obraz światów kreowanych przez mistrza SF Philipa K. Dicka, oraz Jeffa VanderMeera, mistrza surrealistycznych opisów. Podobny klimat, niezwykłe istoty zamieszkujące uniwersum Łysego Wora, nasuwają skojarzenia z tym czym raczą nas wspomniani przeze mnie autorzy. Zachęcony recenzją na pewno sięgnę po tą pozycję, pomimo pewnych niedoskonałości i korektorskich zgrzytów, które opisał mkmorgoth. Zdaję sobie sprawę, że Thurnerowi daleko do Dicka czy VanderMeera, jednak myślę że warto poznać jego twórczość tym bardziej, że pisarz z Austrii to niecodzienność w literaturze SF zdominowanej przez autorów pochodzenia amerykańskiego :) Wrócę jeszcze do jednej kwestii, a mianowicie nieszczęsnej korekty nie tylko opisanej przez mkmorgotha w recenzji tej książki, ale korekty w literaturze w ogóle. Moim zdaniem takie babole są niewybaczalne. Czy wydawca nie zdaje sobie sprawy, że puszczając taki tekst do druku, nie tylko naraża się na krytykę ale też robi wielką krzywdę autorowi przeinaczając nieraz sens całego zdania. To tyle w temacie :) Mkmorgothowi dziękuję za recenzję a sam szykuję się na podroż przez uniwersum Łysego Wora :)
Pozdrawiam! 

Recenzja zakwalifikowana do konkursu.

Wielkie dzięki za recenzję!

Mam nadzieję, że lubisz mity nordyckie, bo niedługo dotrą do ciebie "Synowie boga";)

@malakh - Uwielbiam mity różnych ludów, a w szczególności mity nordyckie. Także, czekam na przesyłkę z "Synami boga" i zaostrzam tym samym mój apetyt ;)

Pozdrawiam

"Wszyscy jesteśmy zwierzętami, które chcą przejść na drugą stronę ulicy, tylko coś, czego nie zauważyliśmy, rozjeżdża nas w połowie drogi." - Philip K. Dick

Nowa Fantastyka