- publicystyka: Kolorowy diabeł, mroczny rycerz

publicystyka:

Kolorowy diabeł, mroczny rycerz

Koledzy z branży naciskają, że mimo urlopu najnowszego „Batmana” w reżyserii Nolana wypada krytycznie zaliczyć. Znajomy spoza branży pyta z troską, czy konkurs na komiks o Powstaniu Warszawskim nie był deprecjacją patriotycznej tematyki, wszak komiks to coś … komicznego.

Sam z zaprzyjaźnionym rysownikiem wysłałem na ten konkurs parę plansz, ale to nie jest odpowiedź. Fakt, że dziś studenci na polonistyce, kulturoznawstwie, filmoznawstwie piszą magisterki z filozofii, z przesłań komiksu – także nie. Polak na komiks patrzy podejrzliwie, jak na medium bez związku z rzeczywistością. Żeby obronić komiks, trzeba będzie podważyć racjonalność owej rzeczywistość.

Komiks w jego wersji „superbohaterskiej” z cudakami w pelerynkach wojującymi z potworami, szaleńcami, mafiami, kataklizmami narodził się w Stanach. A więc w kraju gdzie władzę, politykę, zbrodnie, zdradę, a także naukę robią naprawdę. Jeśli tam także rasowi filmowcy traktują komiks, jak artystyczną wypowiedź, to coś musi być na rzeczy.

Z okazji filmu Nolana przypominano uwagę, bodaj Eco, że Ameryka myśli o sobie jako Supermanie (szlachetny i wszechmocny przybysz z gwiazd służący dobru). Świat postrzega Amerykę jako Batmana – zbrojnego w gadżety obsesyjnego mściciela, który zatraca się w pogoni za złem. Mniejsza czy to słuszne, chodzi o potencjał komiksów, o alegoryczną pojemność. Trzymają się rzeczywistości, zwłaszcza tej, która jest wieloznaczna, przerasta nas i przeraża.

Czyli takiej jak nasza. Dwa pierwsze „Batmany” Burtona, powstałe po mniemanym końcu zimnej wojny, były estetyczne i szalone. Barwny błazen Joker, piękna, choć zraniona Kotka, odrażający Pingwin – to malownicze przypadki psychoz w społeczeństwie masowym. Dwa środkowe Batmany Schumachera okazały się grafomańską blagą, bo nie wziął on Batmana poważnie.

Nolan ma jeszcze mniej złudzeń niż Burton i Schumacher, co do natury świata. Toteż jego filmy to nie jest harcerska agitka, ani burtonowskie szyderstwo, to bolesne traktaty. Zło, Służba, Ofiara Uczucie, Upadek, Cierpienie.. zapisane komiksowym wersalikami zyskują na ekranie wyraziste znaczenie. Czysty prokurator, dzielny detektyw, wirtuoz Batman działający technicznie na granicy cudu i operacyjnie poza granicą prawa – ponoszą porażki w starciu z narkotykową mafią i wspierającym ją Jokerem, który lubi patrzeć jak świat płonie a ludzie cierpią.

Nolan kontynuuje rozważania nad ideą superbohatera. Wcześniej czy później zjawi się on w złym świecie, w którym prawne środki nie działają… Gdzie policjanci, sędziowie są tchórzliwi i przekupni, świadkowie zalęknieni bądź bezczelni, politycy zmienni, księgowi pazerni… irracjonalni nihiliści zawsze będą mieć przewagę ruchu nad systemem prawa. Nawet gdyby ten nie korodował, a ludzie (jak w scenie z zaminowanymi promami) zachowali się należycie. Ameryka, a z nią i świat dyskutuje tu z sobą samym, ze swymi diabłami i aniołami. Jasne, w popkulturowym hałasie, z nadmiarem wątków, z akcją i narracją, za którą nie sposób nadążyć.

Ale istota rzeczy zostaje. Oto zepsute miasto, w którym czyści nie wytrzymają. Skoro aniołowie nie dają rady, na placu zostają mroczni rycerze, gotowi do niesienia ciężarów i odium bezprawnych misji. W „MROCZNYM RYCERZU DORZECZNE” ( I WZRUSZAJĄCE, CHOĆ TAKŻE ŻAŁOSNE) JEST TO, ŻE POJAWIAJĄ NIEUDOLNI NAŚLADOWY, BATAMNI-PODRÓBKI, KTÓRZY STAJĄ DO BOJU, BO POJĘLI O JAKĄ STAWKĘ TOCZY SIĘ GRA. Świat się komplikuje i brzydnie, ale to popkulturze starcza odwagi i inteligencji by go opisać. Kiedyś żyliśmy w „Metropolis” (1926), niedawno w „Matrixie” (1999), teraz znów w Gotham… Odwrót od tego języka, od tego typu przedstawień oznaczałby zubożenie komunikatu, który w innym szacowniejszym medium po prostu nie zostanie nadany.

Maciej Parowski

„Mroczny Rycerz” (Dark Knight). Reżyseria: Christopher Nolan. Scenariusz: Ch.N. i Jonathan Nolan. Zdjęcia: Wally Pfister. Muzyka: James Newton, Hans Zimmer. Występują: Christian Bale, Heath Ledger, Aaron Eckhkart, Michael Caine, Maggie Gyllenhaal, Gary Oldman, Morgan Freeman, Monika Curnen, Cillian Murphy, Eric Roberts. USA 2008.

Komentarze

Czemu te teksty nie trafiają do drukowanej NF jako felietony? Przecież to o wiele ciekawsze niż np. narzekanki Grzędowicza.

Nowa Fantastyka