- publicystyka: Wielki finał - recenzja Bohatera Wieków

publicystyka:

Wielki finał - recenzja Bohatera Wieków

Wielki finał – recenzja „Bohatera Wieków"

 

 

 

Jestem świeżo po lekturze ostatniego tomu trylogii „Zrodzony z Mgły" Sandersona. Szczerze powiem, że obawiałem się tej książki. Zakończenia cykli to z najczęściej książki albo bardzo dobre, albo bardzo złe. Jak jest w tym przypadku? Osobiście uważam, że Sanderson stanął na wysokości zadania. Finał historii jest dynamiczny, pełen napięcia do ostatniej chwili i ... bardzo zaskakuje.

 

Jednak po kolei. Fanom cyklu nie muszę przypominać fabuły poprzednich części. W „Bohaterze Wieków" prastara istota uwolniona przez Vin ze Studni Wstąpienia – Zniszczenie, postanawia wyegzekwować zawartą przed eonami umowę, wedle której wolno jej będzie zniszczyć świat. I nie są to tylko czcze przechwałki. Z każdym dniem Apokalipsa staje się faktem, świat przykrywa coraz grubsza warstwa popiołu, hordy kolossów mordują ludzi, a mgły zabijają rośliny i ludzi. Tymczasem Elend, Vin i pozostali z towarzyszy Kelsiera desperacko starają się uratować jak najwięcej ludzi przed nadchodzącą Apokalipsą. Jednocześnie Vin i Elend podążają za wskazówkami, które Ostatni Imperator zostawił na taką właśnie sytuację.

 

Książka jest napisana zgrabnym stylem, akcja się nie dłuży, a Sanderson po raz kolejny udowadnia swoje mistrzostwo w kreowaniu niesztampowych światów oraz ciekawych bohaterów. Nie zdradzając wiele powiem, że wszystkie zagadki i tajemnice z poprzednich części zostają rozwiązane. Wreszcie dowiadujemy się czegoś konkretnego na temat stworzonych przez Sandersona istot zamieszkujących świat pod czerwonym słońcem: tajemniczych kandra, dzikich kolossów oraz Inkwizytorów Imperatora. Jak się okazuje, wszyscy oni znajdują swoje miejsce w finale trylogii. Nie są tylko interesującymi dodatkami. Podobnie rzecz ma się z głównymi bohaterami. Co ciekawe jednak, Sanderson mniej skupia się na samej Vin, która poza walką zajmuje się głównie umartwianiem nad sobą. Więcej uwagi poświęca za to Elendowi, Sazedowi, Spookowi oraz kandrze TenSoonowi. W ostatnim tomie wyraźnie widać jak zmienili się oni od początku cyklu. Elend obawia, że jego czyny jako władcy coraz bardziej upodabniają go do Ostatniego Imperatora. Nadal wierzy on w głoszone dawniej ideały, jednak utracił już młodzieńczą naiwność zastąpioną przez gorzki smak rzeczywistości. Sazed, będący niegdyś ostoją optymizmu drużyny, teraz utracił całkowicie wiarę i jedyne co mu pozostało, to nadzieja na rychłe nadejście Bohatera Wieków. Tymczasem Spook (moim zdaniem bohater wyjątkowo dotychczas zaniedbany) stara się udowodnić, że Kelsier słusznie uczynił go członkiem swojej drużyny. Co się tyczy TenSoona, wraz z jego historią poznajemy obyczaje kandra, a on sam buntuje się przeciw nakazom swojego ludu i stara się pomóc Vin w walce ze Zniszczeniem.

 

Podsumowując, „Bohater Wieków" to epickie zakończenie pięknej historii. Sanderson umiejętnie kończy wątki rozpoczęte w obu poprzednich tomach, a akcja nieuchronnie dąży do spektakularnego finału. To jednocześnie opowieść o władzy, kuszeniu i nadziei, która naprawdę umiera jako ostatnia. Żal rozstawać się z bohaterami, ale pisząc to wiem już, że Sanderson powróci do świata Allomantów.

Komentarze

Niestety nie znam tego cyklu. Ale za recenzje daje 4

Dobry tekst, choć za dużo skupienia na treści. Nieco zachwiane proporcje w związku z tym. Ale ok!

Nowa Fantastyka