- publicystyka: Chochoły

publicystyka:

Chochoły

W tańcu

 

 

W natłoku przeczytanych książek jestem świadomy, że zdecydowaną większość z nich w końcu zapomnę. Wpierw odczucia po jej przeczytaniu, potem fabułę, a w końcu też tytuł i autora. Za kilkanaście lat zostanie niejasna świadomość, że to się już chyba gdzieś czytało. Jednak z całą pewnością taka sytuacja nie będzie dotyczyć Chochołów. Bowiem ta powieść zbyt głęboko wryła mi się w pamięć, zostawiła mocny i trwały emocjonalny ślad.

 

Krakowska kamienica na ulicy S. w centrum Krakowa – to w niej żyje rodzina Chochołów, która postanowiła, iż będzie mieszkać razem, zasiedlając całą kamienicę i zmieniając ją tak, by scalać całą rodzinę.

 

Głównego bohatera, a jednocześnie przewodnika po świecie Chochołów, poznajemy, gdy zakrada się do snów swoich bliskich. Dyskretnie krąży po domu, podgląda i obserwuje, a jednocześnie przedstawia czytelnikowi rodzinę Chochołów. Tuż przed Bożym Narodzeniem nastrój jest wyjątkowo podniosły, cała rodzina przygotowuje się do spędzanych wspólnie świąt. Czuć nastrój i smak potraw. Wit Szostak w sposób wyjątkowo sugestywny ukazuje relacje międzyludzkie, poprzez pryzmat zdawałoby się zupełnie błahych, nieistotnych zachowań. Podczas przygotowywania potraw świątecznych każdy gest, każde słowo ma drugie dno, znaczy coś dla narratora i jest elementem gry, pomaga opisywać i tłumaczyć świat i ludzi. Kolacja wigilijna to niezwykły teatr, gdzie widać, jak trywialne są ludzkie zachowania, wyuczone gesty i wpojone schematy. Jak groteskowa może być tradycja, którą ktoś próbuje sztucznie wskrzesić.

 

Cała akcja powieści toczy się wokół Domu, kamienicy będącej siedzibą rodziny, po upadku komunizmu szczęśliwie odzyskanej przez prawowitych właścicieli. Od tego momentu Dom zmienia się, jest przebudowany i powiększa się, bo wraz z usuwaniem obcych lokatorów rodzina zdobywa nowe terytoria. Cała familia żyje rozbudową i ideą połączonego domu. Wspólna kuchnia i wspólne święta bardzo wyraźnie pokazują dążenie do pozostawania w rodzinnym gronie. Książka pokazuje, jak taka wspólnota powstaje i jak upada, niczym w nieustannym cyklu zniszczenia i kreacji. Rozpad Domu zdaje się nie mieć konkretnej przyczyny, po prostu następuje i dla mieszkańców kamienicy pewnego dnia staje się faktem.

 

O losie rodziny, o historii i cechach charakteru jej członków dowiadujemy się od przedstawiciela rodu. Wszystko widzimy jego oczami. Ocena faktów i wydarzeń jest „skażona" jego osobą, jego spojrzeniem na świat. Narrator, gdy tylko może, ocenia i analizuje każdy gest i każde słowo. Często bardzo trafnie, wnikliwie, z dużą znajomością ludzkiego charakteru i motywacji. Autor stara się odkryć zawikłany schemat ludzkich zachowań, pokazując ich trywialność i często absurdalne i błahe czynniki wpływające na decyzje.

 

Narrator nie jest tutaj postacią obiektywną, która tylko z boku obserwuje rzeczywistość. To on stanowi centrum powieści i zdecydowanie warto obserwować jego zachowanie, każdy drobny gest. To postać wyjątkowo ciekawa. Choć jest klasycznym everymanem, to pomimo swojej uniwersalności, a może właśnie dzięki niej, staje się wyjątkowo interesujący. To człowiek ameba, bez szkieletu z wartości czy przekonań. Każdy może w nim znaleźć cząstkę siebie – mniejszą lub większą. Nawet jego imię nie pada ani razu. Zawsze żyje w cieniu innych i życiem innych. Bardzo wyraźnie obrazuje to już sam początek powieści, w którym podróżuje snami swoich bliskich, śni marzenia innych tak, jakby był niezdolny do własnego śnienia, jakby był wampirem emocji i marzeń. Brak umiejętności podejmowania decyzji, które zmieniłyby całe jego życie, będzie miał swoje odzwierciedlenie w powieści: bohater pisze przewodnik po Krakowie, który jednak nigdy nie ma zostać ukończony...

 

Bardzo istotne są relacje pomiędzy bohaterem a jego najbliższą rodziną. Ojciec pogrążony w wiecznym i tajemniczym śnie realnie osieroca swoje dzieci, jednocześnie przywiązując je do siebie. Żaden z braci nie został głową rodziny – nie chciał lub nie mógł przejąć z rąk żyjącego jeszcze ojca tego symbolicznego obowiązku.

 

Starszy brat bohatera jest dla czytelnika niewiadomą. Nigdy go nie poznajemy osobiście, wszystko, co o nim wiemy, to relacje innych. Powstaje wizerunek osoby wyjątkowej i ponadprzeciętnej. Wzór do naśladowania i materiał na przywódcę, a jednocześnie człowiek żyjący jakby poza społeczeństwem, którego doczesne życie niewiele interesuje. Bartek znika, nikt nie wie, gdzie jest, ani nawet kiedy dokładnie zniknął.

 

Główny bohater zawsze zdaje się żyć w cieniu brata, będącego dlań niedoścignionym wzorcem. Próbuje wręcz stać się nim, naśladując jego zachowania, nosząc jego ubrania i mieszkając w jego pokoju.

 

 

 

Stosunki pomiędzy braćmi są zobrazowane za pomocą legend przywołanych w powieści, występujących w różnych wersjach, zależnie od tego, kto i kiedy je przedstawia. Ta zmienność podań, płynność treści i podawanie alternatywnych zakończeń dobrze współgra z całą powieścią i buduje jej nastrój, podkreśla uniwersalność symboli i zachowań, pozostając zawsze jednak w wyraźnym nawiązaniu do życia codziennego rodziny Chochołów. Za pomocą legend poznajemy lepiej bohaterów, ale też w umyśle czytelnika zasiana zostaje wątpliwość dotycząca prawdomówności narratora. Czytelnik nie wie, w którym momencie narrator kłamie (i czy robi to świadomie), która z wersji rzeczywistości jest tą właściwą. Podobne wątpliwości towarzyszą postaci Bartka, który zdaje się być w pewnym momencie mistyfikacją, swoistą fikcją w fikcji, symbolem, ułudą i zbiorową halucynacją. Metamorfozy, jakie przechodzi Kraków, zdają się to potwierdzać. Wszystko wygląda jak płynny i zmienny symbol, zależny jedynie od kaprysu autora.

 

Chochoły są naładowane treścią. Wręcz nie sposób wszystkich znaczeń i interpretacji nie tylko wymienić, ale i odnaleźć. Pozostaje wrażenie, iż sporo się pominęło, że coś umknęło podczas lektury. Symbolika jest wszechobecna do tego stopnia, że „Chochoły" wydają się poezją przedstawioną przy użyciu prozy.

 

Już tytuł nasuwa oczywiste skojarzenie z dramatem Wyspiańskiego. Jeżeli ktoś jednak spodziewał się silnych powiązań lub wręcz uwspółcześnienia Wesela, to pozostanie zawiedziony. Odwołania do słynnego dramatu są bardzo subtelne i symboliczne. Na szczęście, bo nazbyt oczywisty przekaz nie byłby w stanie zapewnić tak wielkiej satysfakcji z samodzielnego tropienia nawiązań.

 

Nie zawaham się nazwać Chochołów powieścią wręcz genialną. To istna magia słowa i sugestii. Wit Szostak stworzył dzieło wyjątkowe.

 

 

 

Maciej Pitala

 

 

Komentarze

Trochę za dużo tych smaczków i niuansów odkrywasz w recenzji - czytając "Chochoły" byłem nieraz zaskakiwany co rusz nowymi rozwiązaniami, zwłaszcza płynnym przechodzeniem hiperrealizmu w realizm magiczny (scena oprowadzania po wawelskiej katedrze, koncert Kozła, motyw oberków - rulez!!!).

Jak dla mnie, jest to powieść o odcięciu "ja" od otaczającego świata, o niemożności porozumienia i nawiązania kontaktu z drugim człowiekiem, bo każda relacja jest właśnie przez to "ja" skażona i wszyscy żyjemy wewnątrz "ja". Tak zrozumiałem część "Daimon".

Obraz zycia Chochołów z początku bardzo mocno wpisuje się w kalendarz liturgiczny - duży nacisk kładziony jest na Boże Narodzenie i Wielki Post, oraz na Karnawał pomiędzy nimi jako konfrontację profanum z sacrum. Z niecierpliwością czekałem, jak Szostak rozwiąże sprawę Wielkanocy - w końcu ostatnia część nosi tytuł "Eschaton" - ale tutaj całość schodzi na zupełnie inne fabularne tory i nie pojmuję do końca, co ma oznaczać wątek zamieszek. Chyba, że chodzi o to, że każda sprawa przenosi się z Domu, z rodziny, na otaczający świat i w ten sposób go kształtuje.

Bądź co bądź, trzymam za "Chochołami" kciuki przy okazji tegorocznego Zajdla.

Pozdrawiam,

RR- Ajw.

Wrzuciłam okładkę

"Przychodzę tu od lat, obserwować cud gwiazdki nad kolejnym opowiadaniem. W tym roku przyprowadziłam dzieci.” – Gość Poniedziałków, 07.10.2066

dj Jajko ma cipkę?

Nowa Fantastyka