
Mimo całego tego bałaganu po roku 1986 powstała przynajmniej jedna rzecz pod tytułem Highlander bezspornie godna uwagi– serial aktorski o przygodach kuzyna Connora, bohatera oryginalnego filmu, Duncana MacLeoda. Młodszy o kilka dekad Duncan jest uczniem Connora, który z resztą grany nadal przez Christophera Lamberta pojawia się w pierwszym odcinku aby oddać stery serii w ręce nowego nieśmiertelnego Szkota. Oprócz centralnej postaci, którą zawsze pozostawał grany przez Adriana Paula Duncan, kształt serialu zmieniał się często i dość radykalnie. W połowie pierwszego sezonu zmieniło się miejsce akcji, z Kanady przenosząc nas do Francji, jednocześnie wymieniono również praktycznie całą obsadę drugiego planu... która znów zmieniła się wraz z końcem sezonu, kiedy cały serial przeszedł poważną metamorfozę.
Zgodnie z tym co ustalono w pierwszym odcinku "The Gathering" serial dzieje się wkrótce po wydarzeniach z oryginalnego filmu, które potoczyły się dokładnie tak jak to widzieliśmy z tą różnicą, że Connor wcale nie był po zabiciu Kurgana ostatnim nieśmiertelnym, a ich pojedynek jedynie rozpoczął tytułowe "zgromadzenie". Zgromadzenie to w mitologii nieśmiertelnych kulminacyjny punkt Gry, w której uczestniczą wszyscy nieśmiertelni z całego świata. Walczą, dopóki nie pozostanie tylko jeden (słynne "there can be only one!"). Zgromadzenie nadejdzie gdy pozostanie już tylko kilku nieśmiertelnych, którzy zbiorą się wiedzeni jakąś niewidzialna siłą w jednym miejscu i tam będą walczyć o Nagrodę która przypadnie ostatniemu z nich. Cały serial miał więc obracać się w okół nabierającego tempa Zgromadzenia i walki o Nagrodę. Jednak szybko stało się oczywiste, że przy takim założeniu trudno aby serial trwał długo, i nie bardzo jest jak przedstawić wielu nowych nieśmiertelnych skoro ma ich być już tylko kilku.
Wszelki słuch o Zgromadzeniu znika więc wraz z końcem pierwszego sezonu, zupełnie tak jakby po prostu Connor i Duncan pomylili się twierdząc że już nadeszło, a teraz trochę głupio im o tym głośno mówić. Natomiast na horyzoncie pojawiają się Obserwatorzy– tajemnicza organizacja śmiertelnych ludzi, którzy w sobie znanych celach śledzą nieśmiertelnych (o których nikt zasadniczo nie powinien wiedzieć, ale jak się okazuje Obserwatorzy wiedzą wszystko, a sami są zakonspirowani jeszcze lepiej). Serial nadal obfituje w walki Duncana ze złymi nieśmiertelnymi, ale obecność Obserwatorów poważnie zmienia obraz Gry jaki znamy z filmu. Niemal wszystkie odcinki dostarczają również sporej porcji retrospekcji w których poznajemy przeszłość Duncana, rozrzucone fragmenty układanki z których na przestrzeni sześciu sezonów wyłania się mniej więcej kompletny obraz 400 lat jego życia spędzonych na podróżowaniu po całym świecie. Pola I Wojny Światowej, ruch oporu we Francji w czasie II Wojny, feudalna Japonia, rewolucyjna Rosja i z powrotem Szkocja w czasie rebelii zakończonej krwawą klęską pod Culloden... od Peru po Tybet, od 1592 aż po ostatni rok serialu– 1998.
Filmowy Nieśmiertelny opowiadał historię jednego konfliktu, od spotkania Connora i Kurgana w Szkocji aż po ich ostatnią walkę we współczesnym Nowym Jorku. Serial siłą rzeczy opowiadał wiele różnych historii przedstawiających wszystkie blaski i cienie nieśmiertelności, stawiając naprzeciw Duncana zarówno wrogów w każdym calu równie zepsutych co Kurgan jak i tragiczne ofiary własnej nieśmiertelności, dawnych przyjaciół, weteranów wspólnych bitew którzy załamali się pod ciężarem lat lub dali skorumpować swojej mocy.
Sam Duncan MacLeod to postać pełna sprzeczności– podróżnik, intelektualista i światowiec a jednocześnie żołnierz który widział niemal każde pole bitewne ostatnich czterystu lat, człowiek postępu zawsze umiejący się odnaleźć w zmieniającym się świecie wciąż jednak sztywno trzymający się swojego, w opinii wielu anachronicznego, kodeksu honorowego wpojonego mu stulecia wcześniej gdy jeszcze był synem przywódcy swego klanu, często rozdarty między tym co postrzega jako swój obowiązek a tym co uważa za słuszne w sytuacjach które nigdy jakoś nie chcą łatwo dawać się ocenić w czarno białych kategoriach.
Przeciwwagą dla szlachetnego charakteru Duncana byli drugoplanowi bohaterowie tacy jak złodziejka Amanda, który ani jednego ze wszystkich lat swoje długiego życia na przestrzeni wieków nie przeżyła uczciwe, balansująca między dobrem a złem niczym Catwoman z komiksów o Batmanie, lekkoduch Hugh Fitzcairn, Darius, który wyrzekł się przemocy i został mnichem, młody Richie Ryan, uczeń Duncana stanowiący przeciwieństwo rozwagi i doświadczenia reprezentowanych przez MacLeoda, śmiertelnik Joe Dawson, jeden z liderów Obserwatorów, "nasz człowiek" w serialu jako jedyny śmiertelnik wśród najważniejszych bohaterów, czy prawdopodobnie najciekawsza postać ze wszystkich– Methos, najstarszy, liczący sobie przeszło pięć tysięcy lat nieśmiertelny, oportunista stawiający sobie za cel przede wszystkim przetrwanie, ale z czasem wyrabiający sobie, ku własnemu niezadowoleniu, kręgosłup moralny. Tajemniczy i niejednoznaczny, Methos stale lawiruje między dobrem a złem, równie zagadkowy dla widzów jak i Duncana.
Przeciwnicy Duncana to niezwykle zróżnicowana i liczna grupa, od tragicznych anty bohaterów po nieśmiertelnego który tysiące lat temu mordował, grabił i gwałcił jako przywódca Czterech Jeźdźców, grupy nieśmiertelnych tak zdeprawowanej że stali się wzorem dla biblijnych zwiastunów końca świata. Dzięki wszystkim tym postaciom, wrogom i sojusznikom MacLeaoda i retrospekcjom przynoszącym ze sobą zawsze nowe tło dla przygód Duncana seria nigdy nie popadła w stagnację, zawsze dostarczając przynajmniej dobrej rozrywki i efektownych pojedynków, a czasem i okazji do wzruszeń czy zadumy gdy odcinki przybierały bardziej nostalgiczny ton w opowieści o człowieku który się nie starzeje, którego świat już od dawna nie istnieje i w muzeum odnajduje pamiątki po swojej młodości.
Chociaż trafiały się oczywiście słabsze odcinki, i przyznam uczciwie, że scenariusze często nie były wolne od różnych niekonsekwencji czy zwyczajnych głupot (jak choćbyodcinek w którym Duncan odnajduje nieśmiertelną od tysięcy lat tkwiąca w egipskim sarkofagu, która nie tylko przez ten czas nie zwariowała, ale jeszcze nauczyła się mówić po angielsku), to jednak większość, szczególnie w "środkowych" sezonach trzymała naprawdę wysoki poziom. Największą siłą Highlandera jest to, że po prostu nie ma drugiego takiego serialu. Jest mnóstwo seriali o policjantach, detektywach, lekarzach, szpiegach i żołnierzach, znajdziecie seriale o kosmicznych podróżach, podróżach w czasie, o superbohaterach i o czarodziejach, ale pomysł na Nieśmiertelnego jest wyjątkowy, i jako serial niesie ze sobą ogromny, świetnie wykorzystany potencjał.
Niestety kiedy nadszedł szósty sezon stało się oczywiste że serial trwa już za długo. Zabrakło dobrych pomysłów, i chyba nawet dobrych chęci– w niektórych odcinkach ostatniego sezonu Duncan nawet się nie pojawił, a zamiast dobrych historii dostawaliśmy byle jakie odcinki przedstawiające nam kolejne nieśmiertelne kobiety, ponieważ twórcy szukali materiału na spin-off. Który z resztą w końcu dostał się znanej od pierwszego sezonu Amandzie, ponieważ pies z kulawą nogą, ani nawet beznogi pies-weteran z Wietnamu nie zainteresował się tymi nowymi postaciami. Niemal cały sezon zmarnowano więc na nieudany product placement i niesamowicie rozczarowujące rozwiązanie cliffhangera z końca piątej serii. Na szczęście twórcy zdążyli się opanować na czas by finałowy podwójny odcinek pozwolił Nieśmiertelnemu odejść z honorem, w historii stanowiącej swego rodzaju pożegnalny prezent dla fanów. Niemal wszyscy bliscy Duncana ("niemal" bo niestety brak tu Connora), a także niektórzy wrogowie, wracają ostatni raz by podsumować sześć lat popularnego serialu i czterysta lat wędrówek Duncana.
Jeśli lubicie filmowego Nieśmiertelnego, jeśli szukacie dobrego serialu znudzeni coraz idiotyczniejszymi odcinkami House'a, bezdenną durnotą Smallville czy sto czterdziestym sezonem pięćdziesiątego spin-offu CSI, lub po prostu jeśli chcecie poczuć nagłą potrzebę kupienia sobie miecza– dajcie Highlanderowi szansę.
Ha, dla mnie "Nieśmiertelny" to temat-rzeka. Nawet mam własną teorię, jak można wyjaśnić kwestię Zgromadzenia tak, żeby pasowała do kontynuacji (pomijając drugą część i jeszcze gorszą od niej część piątą). :)
Pierwszy "Nieśmiertelny" to jeden z tych filmów, które mógłbym oglądać raz na tydzień bez znudzenia. Dwójka okropna, trójka niepotrzebna (acz genialną ścieżkę dźwiękową miała). Serial... gdyby nie pamiętać o oryginale, dałoby się obejrzeć.
Pierwsza część filmu była naprawdę świetna. Bardzo przekonująco przedstawiono problem przemijania, bólu jaki sprawia patrzenie jak najbliższe osoby starzeją się i odchodzą, pragnienie zdobycia tej, wielkiej nagrody. Niemałe zaskoczenie wywołała informacja o co chodziło.
Dla mnie najgorsza była część w której Nieśmiertelni byli obcymi z Zeist. Zupełnie nie pasowało do klimatu, było jakby nie z tej bajki. Podobne odczucie miałam jak w ostatniej części Indiany Jonesa kosmici odlecieli latającym spodkiem.
Istnieje coś takiego jak "The Renegade Version" drugiej części "Nieśmiertelnego" - wszelkie odniesienia do planety Zeist zostały z niej wycięte, a zamiast tego nieśmiertelni pochodzą z odległej przeszłości naszego świata (Atlantyda?).
Moja teoria jest taka: reguła "There can be only one" wbrew pozorom nie oznacza tego, że Nieśmiertelni muszą się wycinać aż do momentu, kiedy pozostanie tylko jeden, który zdobędzie Nagrodę. Znaczy ona natomiast, że w danym momencie może żyć tylko jeden zdobywca Nagrody - staje się on śmiertelny i uzyskuje opisane w pierwszym filmie moce empatii i wpływania na ludzi (nota bene, w oryginalnym scenariuszu, MacLeod trochę inaczej opisuje działanie Nagrody). Moc Ożywienia (Quickening) ma tendencję do kumulacji - dlatego Nieśmiertelni wyczuwają siebie nawzajem i wciąż na siebie trafiają). Zgromadzenie nie jest "małą apokalipsą Nieśmiertelnych", ale sytuacją, w której Nagroda jest osiągalna (parafrazując: "'only one' is not there"), a Nieśmiertelni, którzy mają w sobie najwięcej mocy Ożywienia, są do siebie przyciągani szczególnie mocno - ten, który pokona innych i przekroczy pewien poziom krytyczny, zdobywa Nagrodę. Po jego śmierci, Nagroda znów staje się osiągalna.
Na początku trzeciej części filmu jest powiedziane, że Connor MacLeod miał wypadek samochodowy, w którym zginęła Brenda. Do zostania Nieśmiertelnym potrzebne są dwie rzeczy: trzeba mieć w sobie Ożywienie i zginąć nagłą śmiercią. Connor miał w sobie Quickening (zdobył wcześniej Nagrodę) i zginął w wypadku, podobnie jak jego ukochana - tyle, że moc przywróciła go do życia, odzyskał nieśmiertelność, za to stracił Nagrodę.
Według takiego wyjaśnienia zostaje zachowana spójność serii (oprócz drugiej i piątej części, ale umówmy się, że one nie istnieją, bo to straszna porażka). Osobiście bardzo lubię serial "Highlander", bo świetnie pokazuje, jak różni mogą być nieśmiertelni i jakie mogą być konsekwencje wiecznego życia dla różnych ludzi - ośmiolatka, opóźnionego umysłowo, lorda Byrona... ;)