- publicystyka: Gra o Tron 3 – odcinek siódmy, czyli George i dziewica cud

publicystyka:

Gra o Tron 3 – odcinek siódmy, czyli George i dziewica cud

Gra o Tron 3 – odcinek siódmy, czyli George i dziewica cud

 

Za nami odcinek siódmy. Specjalny, ponieważ wyreżyserowany przez samego George'a R.R. Martina. Co sezon trafia się tylko jeden taki epizod, a dwa poprzednie (“Ostry koniec” i “Czarny Nurt”) fani przyjęli bardzo dobrze. Jak wyszło tym razem? Nieźle, chociaż miałem nadzieję, że będzie bardziej żywiołowo.

 

Na północy wreszcie coś ruszyło z Dzikimi. Nadal jest to zdecydowanie za mało, żeby widz mógł jakoś głębiej odnieść się do bohaterów, ale lepsze to niż nic. Dostaliśmy całkiem udaną namiastkę humoru Tormunda (Kristofer Hivju wpasował się w rolę, szkoda tylko, że jest tak marginalna) oraz pokaźną próbkę Orella, którego aż do tego odcinka nie potrafiłem rozgryźć. Niechęć do Jona nie była spowodowana jedynie pogardzaniem Wronami, ale również zazdrością o Ygritte. Bardzo ciekawe zagranie scenarzystów. Liczę na więcej nowych pomysłów pozostających w duchu Martina. Wybór Mackenziego Crooka do tej roli był wyjątkowo udany, rachityczny wygląd świetnie pasuje do warga wcielającego się w ptaka. No i oczywiście krótka utarczka z Jonem (Kit Harington). Jak dla mnie Orell był zdecydowanym zwycięzcą tego spięcia. Dobrze, że konflikt pomiędzy nimi został rozwinięty, trochę się bałem, że z braku czasu interesujący wątek zostanie porzucony. Bardzo przypadły mi do gustu rozmowy Jona z Ygritte. Utrzymane w smutnej atmosferze, pokazują, że na południe od Muru, to Dzika niczego nie wie i Jon musi wyjaśnić jej reguły tego świata. Rose Leslie to zdecydowanie królowa trzeciego sezonu.

 

Wątek Brana jest tak słaby, że aż szkoda marnować na niego klawiaturę, ale chciałbym trochę miejsca poświęcić Oshy, granej przez Natalię Tena, ponieważ jest to jeden z moich największych zawodów serialu. Cieszyłem się na ten angaż, bo pamiętałem, że świetnie poradziła sobie z rolą Tonks z Harry’ego Pottera. Jednak już od pierwszych wystąpień na planie GoT moja niechęć coraz bardziej rosła, osiągając apogeum w tym odcinku. Na dobrą sprawę nie wiem, co mi w niej nie pasuje – czasem po prostu coś zgrzyta i tyle. Muszę jednak przyznać, że monolog dotyczący jej przeszłości był nieźle zagrany. Zdecydowanie najciekawszą postacią z otoczenia Brana jest Hodor (Kristian Nairn) wraz ze swoją ciętą ripostą.

 

Dość długa scena z udziałem Robba (Richard Madden) i Talisy (Oona Chaplin) wyróżnia się na tle całego serialu. Nie przypominam sobie drugiej takiej. Ciepłe barwy, nadzy kochankowie, same pozytywne emocje, wojna jedynie majaczy w dalekim tle. Wszystko zwieńczone informacją o nowym życiu (chociaż Robb nie wyglądał na zadowolonego). Taki uspokajający klimat był miłą odskocznią.

 

Jak zwykle najwięcej dzieje się w Królewskiej Przystani. Rozmowa Sansy (Sophie Turner) z Margaery (Natalie Dormer) o zaletach Tyriona wypadła ciekawie. Utrwala dotychczasowe role bohaterek, Starkówny jako naiwnej dziewczyny, która za wszelką cenę wzbrania się przed prawdziwym życiem, a Tyrellówny jako inteligentnej i sprytnej, ale w tym dobrym sensie. Jest to raczej sprzeczne z pierwowzorem, ale nie mogę oprzeć się wrażeniu, że Margaery to pozytywna postać. W tym odcinku widzieliśmy również pierwszą konfrontację Joffreya (Jack Gleeson) z Tywinem (Charles Dance). Udana scena. W końcu ktoś sprowadził małego króla do parteru. Bardzo podobało mi się powolne odwrócenie proporcji. Najpierw blondynek na tronie królował nad olbrzymią salą i małym Tywinem. Jednak z każdym krokiem ulegało to zmianie, żeby na końcu dwa razy większy dziadek stanął nad wnukiem i go zdominował.

 

Gendry (Joe Dempsie) to kolejny przykład serialowej konsolidacji bohaterów, to znaczy łączenia kilku powieściowych postaci w jedną osobę. Przyznam, że to dość skuteczna metoda, pozwala widzom obcować z liczbą aktorów, którą da się ogarnąć (wielu czytelników uważa, że w powieści Martin sobie zdecydowanie pofolgował). Jednak sama otoczka, w którą wepchnięto Gendry’ego to jakaś kpina. Epicka muzyka, Królewska Przystań w tle i słowa padające z ust Czerwonej Kapłanki: “ Jesteś bękartem króla”. Bycie synem króla i wydupconej przez niego dziwki to nie jest ani nic epickiego, ani tym bardziej powód do dumy.

 

Na koniec zostawiłem sobie wisienkę na torcie, czyli Jaimego i Brienne (Jaienne? Briaime?). Rozmowa przed wyruszeniem Lannistera była symbolicznym “rozwiązaniem” ich relacji. Brienne godzi się ze śmiercią i otwarcie akceptuje Jaimego. Gdy powiedziała do niego “Ser Jaime”, a nie “królobójco”, zaniemówił. Później było równie dobrze, aż do samego powrotu do Harrenhal i zobaczenia Brienne w dole z niedźwiedziem. Potem klimat jakoś prysł. Niby dobrze, niby w porządku, ale samo zwierzę to jakiś żart. Aktorzy dali radę, można było wyczuć napięcie panujące między bohaterami, ale misiek zachowywał się jak wypożyczony z cyrku (pewnie zresztą tak było). No i oczywiście w tle “Deszcze Castamere”. Ogólnie muzyka w serialu nie jest specjalnie wybitna, ale gdy już używają piosenek zaczerpniętych z Sagi, to zawsze trafnie. Przy okazji tego wątku, scenarzyści wprowadzają postać Qyburna (Anton Lesser). Ciekawe, czy dołączy do plejady bohaterów, którzy zostali rozbudowani na potrzeby serialu.

 

Luźne uwagi? Trochę mało Bronna (Jerome Flynn), pomimo całej inteligencji, Tyrion (Peter Dinklage) to zwykły romantyk, u Aryi (Maisie Williams) w końcu ruszyło i mam nadzieję, że będzie ciekawie.

 

Pozdrawiam i zapraszam do dyskusji,

Snow

 

PS Uprzedzam wszystkich widzów, że między odcinkami ósmym i dziewiątym będzie dwutygodniowa przerwa. Spowodowane jest to amerykańskim świętem (Memorial Day).

 

PS 2 Zapraszam do wysłuchania “Niedźwiedź i Dziewica Cud” w wykonaniu mojej ulubionej artystki (Karliene), aranżującej piosenki z “Pieśni Lodu i Ognia”.

Komentarze

Akurat przed obejrzeniem odcinka Gry o Tron oglądałam doktora House'a i jakoś nieoczekiwanie Tyrion skojarzył mi się właśnie z doktorkiem ;) Cięte riposty niepoprawne politycznie, zamiłowanie do kobiet nieciężkich obyczajów i do tego oczy zbitego psa i nieumiejętność poradzenia sobie z własnym uczuciem. Do tego jakiś, jakby to ująć, defekt. Nawet mimikę mieli tę samą.

 

Mnie z odcinka najbardziej podobała się scena z Joffreyem, po pierwsze ze względu na wspomniany przez Ciebie sposób filmowania, po drugie - wreszcie okazuje się, że jednak wieści o smokach docierają do Westeros.

 

Bardzo mi się podoba postać Margaery - wygadana, sprytna, przebojowa, i do tego tak śmiesznie się buja jak idzie, może trochę zbyt współcześnie, ale pasuje do tego, co zrobiono z tą postacią. Cieszę się, że tak znacznie ją rozbudowali.

 

Poza tym - gdzie reszta Dzikich? Czy tylko czwórka plus paru niedobitków rusza na podbój Północy? Wątek Brana, podobnie jak w książce, irytuje mnie, chociaż ciekawa jestem, jak rozwiążą najbardziej irytujące mnie wydarzenie z tej historii. Co prawda dzięki wyłożeniu kawy na ławę przez Jojena Bran idzie za Mur, żeby spotkać Jona, a nie tylko trójoką wronę, ale i tak strasznie mnie irytują ;) A w ogóle żal mi Rickona - wszystkie postaci mają swoje pięć minut tylko ten się pęta gdzieś poza kadrem, tak w serialu jak i w książce.

 

Melissandre jak zwykle mnie wkurza. Nie dość, że ma GPSa, to jeszcze teleport. Jakim cudem przetransportowała siebie i Gendry'ego tak szybko z powrotem do Casterly Rock? Nawiasem mówiąc, powinna w rozmowie uściślić, że Gendry jest jednym z pięciu tysięcy bękartów i żeby się za bardzo nie cieszył ;)

 

A wątek Brienne-Jaime mimo całego dramatyzmu w tym odcinku ani mnie grzał, ani ziębił. Jedyna scena akcji w odcinku, a nudna jak flaki z olejem, głównie dzięki niemrawemu miśkowi.

A wątek Brienne-Jaime mimo całego dramatyzmu w tym odcinku ani mnie grzał, ani ziębił. Jedyna scena akcji w odcinku, a nudna jak flaki z olejem, głównie dzięki niemrawemu miśkowi.


Mój znajomy stwierdził, że "scena z niedźwiedziem kapitalnie zrealizowana, lepiej niż byłem sobie w stanie wyobrazić jak czytałem książkę", także co kto lubi. Jak pisałem, mi nie podeszła.

Co do Rickona, to jestem przekonany, że to jedna z tych zapasowych postaci. Zapewne pojawi się w tomie szóstym, albo siódmym i dopiero tam odegra jakąś istotną rolę.

Nie chciałbym, żeby leczył mnie Tyrion ;)

Sygnaturka chciałaby być obrazkiem, ale skoro nie może to będzie napisem


Melissandre jak zwykle mnie wkurza. Nie dość, że ma GPSa, to jeszcze teleport. Jakim cudem przetransportowała siebie i Gendry'ego tak szybko z powrotem do Casterly Rock?

Chyba na podobnej zasadzie, na jakiej działają kruki (również w książce). Szybkie prawie jak SMSy ;)


Ja zaliczam się do tej grupy, którą scena z niedźwiedziem rozczarowała. Pamiętam, że w książce trzymało mnie w sporym napięciu a tu... nic. Kompletnie. Aż sama się dziwię, czemu i zastanawiam się, co nie zadziałało.


@Dreammy. Kurka, nigdy nie skojarzyłam jakiegoś podobieństwa na lini Tyrion - House, ale jak o tym wspomniałaś to... coś w tym jest. Poza tym, że House'a na dobrą sprawę każdy w jakiś sposób lubi/szanuje. Tyrion ma gorzej ;)

Nowa Fantastyka