- publicystyka: Moje dzieciństwo z Harrym Potterem

publicystyka:

felietony

Moje dzieciństwo z Harrym Potterem

To wszystko zaczęło się zwyczajnie. W przedszkolu, jak co określony czas, którego już nie pamiętam, ktoś z dzieci miał przynieść jakiś film na kasecie VHS. Tym razem był to Marcin. Przyniósł pierwszą część Harry’ego Pottera pt.„Harry Potter i Kamień Filozoficzny”. Pani włączyła wideo i wszyscy zaczęli oglądać. Na początku nie zwracałem większej uwagi na to co leciało w telewizorze, choć byłem zagorzałym miłośnikiem różnorakich bajek i filmów. Po dłuższym przyjrzeniu się. Ja… byłem wniebowzięty! To był pierwszy raz kiedy zobaczyłem Harry’ego Pottera. Nie wiedziałem co ta historia takiego w sobie miała, że nie mogłem oderwać wzroku od telewizora. Po prostu nie mogłem. Widziałem film niby zwyczajny, o chłopcu, który zostaje czarodziejem i trafia do magicznej szkoły. Jednak dla mnie było to coś większego. Coś ważniejszego niż film!

Był to początek mojej przygody z Harrym.

Nie będę wam tutaj opisywał fabuły tego filmu, bo zakładam, że większość z was ja zna. Powiem tylko tyle, że jak pani wyłączyła wideo nie mogłem się otrząsnąć cały czas gapiąc się w czarny obraz starego telewizora firmy Sony. To było takie wspaniałe.

Po filmie wszyscy wrócili do zabawy. Przypominam, że miałem wtedy tylko kilka lat więc w pełni na pewno nie zrozumiałem treści filmu, a co dopiero przesłania.

– Podobno jest druga część. – powiedział jeden z moich kolegów do Marcina.

Co?! – pomyślałem. Druga część? To niewiarygodne! Czyżby naprawdę to by było aż tak wspaniałe! Druga część… Ta historia ma swoją kontynuację! Ciekawe o czym jest? Muszę ją obejrzeć…

Druga część… Pamiętam jak przez mgłę. Obejrzałem ją u Alicji. Pamiętam. Tak. To było u niej. Miała drugą część: „Harry Potter i Komnata Tajemnic”. Tym razem była to wersja DVD. Zasiedliśmy na kanapie i Alicja włączyła film. Byłem bardzo przejęty.

Druga część – pomyślałem. – Nareszcie ją obejrzę.

Doszliśmy w oglądaniu do momentu, gdy Harry trafia do tajemniczej komnaty i naglę słyszę:

– Maciek! Jedziemy!

Moja mama. Moja własna matka przerwała tak wspaniałą i podniosłą chwilę jak ta. Zbyt często nie jeździliśmy wtedy do Alicji więc martwiłem się, że szybko nie obejrzę drugiej części Harry’ego do końca.

Na szczęście zawsze mogłem liczyć na Alicję.

– Nie martw się. – powiedziała. – Mogę ci ją pożyczyć.

– Naprawdę? – spytałem uradowany.

– Naprawdę. – powiedziała Alicja i podała mi pudełko z płytą. – Proszę. Kiedyś mi oddasz.

Szczęśliwy i dumny jak paw pobiegłem do mamy żeby schowała płytę do torebki. Musiała być bezpieczna. W końcu był to Harry Potter. Odjechaliśmy.

Gdy wszedłem do domu od razu wziąłem film i włączyłem DVD by obejrzeć końcówkę. Była niesamowita. To pierwszy raz, gdy scena w Harrym Potterze była taka mroczna i tak dla mnie przerażająca przez co historia stała się jeszcze ciekawsza. Wielki wąż, krew z dziennika i zimna, tajemnicza komnata przyprawiała mnie o dreszcze. Na szczęście Harry wyszedł cały ze spotkania z Tomem Riddlem. Druga część była super. Co ciekawe do dziś nie zwróciłem Alicji płyty. Chyba nie opłaca się już do niej jechać i przepraszać.

 

Po obejrzeniu dwóch pierwszych części zacząłem bawić się w dziwną zabawę. Brałem jakiś patyk z ziemi i machałem nim jak różdżką udając, że jestem czarodziejem. Że jestem Harrym walczącym z Voldemortem lub jego sługą. Te zabawy przyprawiały mnie o radość i rozwijały moją wyobraźnię.

W trzeciej klasie, gdy wiedziałem już, że Harry to pierwotnie książka, a nie film postanowiłem tworzyć następne części. Oczywiście w zeszytach. Było to tak, że na jednej stronie pisałem kilka zdań pojedynczych, a na drugiej rysowałem ilustracje i tak było na każdej kartce. Nie wiem w sumie ile napisałem takich opowiadań. Było ich naprawdę dużo i były one naprawdę beznadziejne. Wszystko i tak zostało upchnięte do kartonu i wrzucone na strych. Jednak ja pisałem dalej. Powoli przechodziłem z Harry’ego Pottera na moje własne opowiadania, z których byłem niezmiernie dumny. Jednak zawsze miały w sobie jakąś jego część, którą nie dało się odrzuci i która w dzisiejszych czasach nazywa się „plagiatem”. Nie umiałem bez niego żyć.

Wróćmy do filmów. Trzecią część obejrzałem u siebie. Na płycie. Nie oryginalnej. Film był ściągnięty. Trzecia część nie wydawała mi się tak mroczna jak druga jednak to nie przeszkodziło mi w jej obejrzeniu. Cieszyłem się, że znowu obejrzę mój ulubiony film. Była wspaniała jak cała reszta i po obejrzeniu nie mogłem doczekać się na następną, na którą czekałem dość długo. W czwartej klasie podstawówki wszyscy z klas 4-6 zebrali się w sali na drugim piętrze. Tam mieliśmy obejrzeć jakiś film. Na początku nie wiedziałem jaki. Okazał się on czwartą częścią sagi „Harry Potter i Czara Ognia”. To dopiero był film! Mroczniejszy od pozostałych i trudny do opisania w słowach. Voldemort powrócił! I to jak! Niestety nie obejrzałem całego filmu z uwagi, że trwał 2 godziny, a my oglądaliśmy go na lekcji, czyli 45 minut. Niecałe. Nie mogłem się doczekać, żeby obejrzeć ten film do końca.

Pewnego dnia w dużym sklepie poszedłem na dział z filmami i tam było to coś! Czwarta część! Dwupłytowa z dodatkami specjalnymi! To było jak zobaczenie idola na ulicy. Oczywiście namówiłem rodziców na jego zakup i jeszcze tego samego dnia obejrzałem film i dodatki i to dwa razy.

 

W klasie III podstawówki wybrałem się z ojcem, kolegą i koleżanką do kina na ekranizację V tomu. Był to najwspanialszy i najmroczniejszy film jaki widziałem (nie dziwcie się. Miałem wtedy 10 lat i nie widziałem jeszcze żadnego horroru ;)). Po skończonym seansie, który był pierwszym momentem zetknięcia się moich przygód z Harrym w kinie, zorientowałem się, że mój tata i koleżanka śpią. Co dziwiło mnie bardziej niż mój kolega gapiący się w napisy końcowe razem ze mną. To były moje pierwsze 2 godziny w życiu, w których nie mrugnąłem ani razu.

 

Pewnego dnia w szkole na przerwie, jak zawsze, poszedłem do szkolnej biblioteki, gdzie sięgnąłem po najgrubszą część Harry’ego („Harry Potter i Zakon Feniksa [ponad 900 stron]) i wyciągnąłem się wygodnie w kanapie przeglądając ilustracje do rozdziałów zastanawiając się co się na nich dzieje. Uwielbiałem sobie tak zmyślać różne nowe przygody Harryego patrząc na te wspaniałe ilustracje. Dzięki temu kształtowałem swoją wyobraźnię.

Pani Ala, od biblioteki, zauważyła moje wielkie zainteresowanie Harrym Potterem i pewnego dnia spytała mnie, czy nie chciałbym wystąpić w konkursie międzyszkolnym na jego temat. Ucieszyłem się niezmiernie wierząc, że jako największy jego fan mam wielkie szanse na wygraną. Razem ze mną przystąpiła do konkursu starsza koleżanka Karolina. Ja byłem wtedy w trzeciej klasie, a ona w szóstej. Pani Ola kazała nam zapoznać się z treścią szóstej części.

Szóstej? – pomyślałem.– To jest ich aż sześć?

Akurat wtedy ta szósta część wchodziła do księgarni. Była ona dosyć gruba, bo miała ok. 600 stron. W dodatku musiałem ją całą przeczytać. Dla dzieciaka takiego jak ja było to raczej niewykonalne osiągnięcie.

Gdy nadszedł dzień konkursu byłem oczywiście kompletnie nieprzygotowany. Okazało się, że Karolina też! Nie mieliśmy szans. Mieliśmy rozpoznać różne wątki z książki i odpowiadać na pytania oraz przedstawić medalion prze nas wykonany. Nie mieliśmy wiedzy na żaden z tematów. Jednak dużo się wtedy dowiedziałem. I to nie tylko o Harrym. Dowiedziałem się najważniejszej rzeczy dla młodego fana Pottera: książka zawsze jest lepsza niż film. Niestety zajęliśmy ostatnie, dziewiąte, miejsce i byłem przez to bardzo smutny. Harry zawiódł się na mnie. Nie myślałem już o sobie jako o największym fanie Harry’ego Pottera. Teraz byłem najwyżej nędznym fanem filmów nieznaczącym nic. Gdybym chciał być prawdziwym fanem przeczytałbym wszystkie siedem książek. I tak było dopiero po drugim konkursie, w którym też zajęliśmy ostatnie miejsce, jednak wiedziałem już wtedy więcej, bo to było w szóstej klasie ;).

 

Po zakończeniu drugiego konkursu postanowiłem wziąć się w garść i od maja zacząłem czytać książki. I tak jak myślałem. Pierwsza książka była o niebo lepsza od filmu. Miała więcej wątków i postaci (odrobinę). Była zachwycająca. Gdy ją przeczytałem nareszcie poczułem się jak fan. Druga, która była moją ulubioną, też poszła gładko i była super. Trzecią skończyłem w czerwcu i też była niesamowita. Czwarta była już dość długa i zajęła mi cały lipiec. Na szczęście to były wakacje i mogłem się w pełni cieszyć książką. Moi koledzy nie uznawali przewagi książki nad filmem. Ja jednak myślałem co innego. Piąta część zajęła mi naprawdę dużo czasu. Przypominam, że miała aż 900 stron. Jednak była zdecydowanie najlepsza. Miała w sobie tyle rzeczy, które nie zostały umieszczone w filmie, że szok! Cieszyłem się czytając całkiem nowe wątki i zacząłem dziękować Joanne za napisanie Harry’ego.

Szóstą część czytałem razem z obejrzeniem filmu i mogłem sobie wszystko dokładnie śledzić. Wypatrzyłem zmiany w filmie co było dla mnie oburzeniem. Jak oni mogli zmienić wątki?

Siódmą część skończyłem czytać gruby czas przed powstaniem filmu (filmów). Byłem dumny wiedząc, ze wiem jak się to skończy, a moi koledzy nie. Jednak, gdy w pierwszej klasie gimnazjum to oni pierwsi obejrzeli film nie było mi żal. Obejrzałem go trochę później.

 

Nadszedł ten dzień. Pamiętam dokładnie. Upalny 26 lipca 2011r. Wtedy wybraliśmy się z tatą na ostatnią część Harryego „Harry Potter i Insygnia Śmierci cz.2” w 3D. Osobiście uważam, ze to 3D było kompletnie niepotrzebne. Film i tak był wspaniały, ale wyjazd przypominał wyjazd na czyjś pogrzeb. Wiedziałem co zobaczę w ostatnich scenach filmu. To był koniec Harry’ego. Takie coś wlazło mi w brzuch i gniotło moje wnętrzności, gdy to zrozumiałem. Jak to koniec? Nie! Musi być jeszcze jakaś część! Każdy dzień spędzałem częściowo na rozmyślaniu o fabule następnej książki lub filmu, a teraz to koniec? Nie może być! Musiałem się z tym jednak pogodzić. Gdy rozbrzmiała ostatnia scena i puścili muzykę z pierwszej części, gdy zaczął ciemnieć ekran po cicho wyszeptałem „Dziękuję Harry. Dziękuję, że byłeś moim dzieciństwem.”

Wsiadłem z tatą do samochodu i spojrzałem w lusterko, w którym odbijała się moja twarz. Spojrzałem i zobaczyłem tam całkiem inną osobę. To nie był już ten przedszkolak, który gapił się w młodego czarodzieja jak w jakieś guru. Zrozumiałem, że dzieciństwo się skończyło i Harry obudził mnie, bo trzeba dorosnąć…

 

Koniec Harryego dał mi wiele do myślenia. Zacząłem pisać książkę, którą wymyśliłem w czwartej klasie podstawówki. Miała wtedy tytuł „Artykuły Sary Keepgover”. Wiem. Tytuł nie był przemyślany. Główna bohaterką była Sara, dziennikarka, która musiała odkryć tajemnicę starego milionera z Londynu i powstrzymać ducha-zabójcę. Dosyć poważny temat jak na jedenastolatka, ale miałem nadzieję, że pisząc książkę złożę w jakiś sposób hołd Harryemu.

Hołd za urozmaicenie dzieciństwa mojemu pokoleniu.

Komentarze

Ale błędów już nie poprawiłeś...

Strasznie to naładowane emocjami. Good 4 Harry P. :)

Zwracaj uwagę na powtórzenia. Zdarzają się też literówki (przejrzyj tekst zanim go wrzucisz; możesz zrazić do siebie czytelników, lub ich pozyskać - powalczyć warto).

Jest też i cała masa innych błędów. Niestety. Mnie zraziłeś, ale pozdrawiam i życzę coraz sprawniejszego pióra.

"Pierwszy raz w życiu dałem się zabić we śnie. "

Harry Potter na VHS? Coś mi tu nie gra.

Jestem sygnaturką i czuję się niepotrzebna.

<body>Nie, to się zgadza. Ja też mam dwie pierwsze części na kasetach VHS ;)

Antona, z komórki piszesz?

Lecą smoki pod obłoki, wiatr im kręci smocze loki

Mi to bardziej rzuciło się w oczy to, że czwartę część obejrzał w klasie "4-6", ale piątą w klasie trzeciej ;)

 

Generalnie uważam, że bibliotekaka trochę za wcześnie dopuściła Cię do ostatnich części. Co jak co, ale nie są to książki dla dzieci.

Sygnaturka chciałaby być obrazkiem, ale skoro nie może to będzie napisem

Owszem, pisałam wtedy z komórki, a co? Chodzi o to "<body>"? Nie mam pojęcia, skąd to się wzięło.

good body is always better than nobody

Jestem sygnaturką i czuję się niepotrzebna.

co jak co, ale boom na harrego pottera przyniósł same plusy dla dzieciaków, nie przypominam sobie ,żeby wcześniej tak dużo dzieci i nastolatków czytało ksiązek i to z własnej woli! a to,że jeden głupek z drugim coś sobie popołudniami nabroili, okładając się kijami i krzycząć zaklęcia, to co? jakaś krzywda? saga przyniosła kilku pokoleniom rozwój swojej wyobrazni..

 

:)

Nowa Fantastyka