- publicystyka: Gra o Tron III w odcinkach - wrażenia część IX

publicystyka:

Gra o Tron III w odcinkach - wrażenia część IX

„The rain of Castamere”, złowieszczy tytuł, dla złowieszczego odcinka. Dla tych, co przegapili lub zwyczajnie zapomnieli, przypomnę, że deszczowa pieśń powstała na cześć lorda Tywina Lannistera. Castamere, siedziba zbuntowanego rodu Reyen'ów, to legendarne miejsce w Westeros upamiętniające gniew Lwa. Pieśń już kilkakrotnie pojawiła się w filmie, zawsze poprzedzając niefortunne wydarzenia. Nie inaczej było i tym razem, ale od początku.

 

Odcinek prawie w całości poświęcono Starkom. Nie przez przypadek film składał się z serii wątków ukazujących koleje losu rodu z Północy. Małym wyjątkiem był sporych rozmiarów Sam, wędrujący wraz z Goździk, choć sceny z ich udziałem to dosłownie wtrącenie.

 

Co innego za Wąskim Morzem. Daenerys miała nieco więcej czasu, dzięki czemu mogliśmy obserwować, jak Daario Naharis zdobywa zaufanie młodej królowej. Podbój miasta to dobry dowód oddania. Paradoksalnie, gdy Daenerys odnosi nieoczekiwany sukces, Jorah Mormont ma kolejny powód do zmartwień. Niedźwiedź przygasł w oczach Matki Smoków, przyćmiony blaskiem młodszego najemnika. To nie jego oczekuje Daenerys tuż po podboju miasta, a świadomość ta jest niezwykle gorzka dla najwierniejszego żołnierza królowej. Daario, dziki najemnik przypominający zachowaniem Khala Drogo, wzbudza fascynację osamotnionej dziewczyny, która ma coraz większy problem z ukryciem tego faktu.

 

Ale to daleko, w Essos, krainie za morzem. W Westeros zaś rozgrywają się kulminacyjne sceny. Nim jednak dojdziemy tam, dokąd zmierzają główni bohaterowie odcinka, kilka słów o Jonie Snow. Chłopak dostaje szansę, by udowodnić, że jest Dzikim. Gdyby Eddard Stark żył, wybór syna z pewnością by go nie zdziwił. Jon postępuje dokładnie jak ojciec. Poczucie obowiązku wobec złożonej niegdyś przysięgi bierze nad nim górę. Dla tych jednak, co poznali chłopaka powierzchownie, jego zachowanie szokuje. I wzbudza płomienną nienawiść. W szybkiej i w miarę bezbolesnej ucieczce przed konsekwencjami pomaga bratu Bran. Młody Stark, dopingowany przez Jojena (wreszcie na coś się przydał), wyzwala w sobie moc, o której dotąd słyszał wyłącznie z opowieści starej niani. Choć widownia krzyczy i wiwatuje, nie dochodzi do spotkania między braćmi, nie ma czułego uścisku ani łez wzruszenia. Obserwujemy za to kolejne rozstanie. Przy tej okazji Rickonowi, najmłodszemu ze Starków, wreszcie udaje się zatrzymać na sobie obiektyw. Urocze dziecko pod opieką Oshy opuszcza Brana i dziwne rodzeństwo Reedów.

 

Tymczasem Arya, kolejne dziecię Północy, zmierza z rosnącą niecierpliwością tam, gdzie, ma nadzieję, skończy się jej tułaczka. Wędrówka z Ogarem, który nie jest łatwym towarzyszem, mobilizuje do pośpiechu, a widzom dostarcza kilku chwil uciechy. Niestety, jedynych jakie przyjdzie oglądać w filmie.

 

Nie ma już bohaterów, którymi mogłabym się zasłonić ani wydarzeń, których opis odwlekłby mnie od Bliźniaków. Pora na wesele Edmura Tully'ego, na które zmierzają Catelyn, Robb, Talisa i ich świta. Przed królem Północy niełatwe zadanie. Musi udobruchać głowę rodu Freyów, nadąsanego i dumnego Waldera Freya (David Bradley). Aktor idealny do swej roli. Na jego widok uśmiechnęłam się, doceniając wybór filmowych twórców. Stary lis zgotował Starkom okrutną niespodziankę. Rose Bolton (Michael McElhatton), uczestniczący w zaślubinach Edmura i Roslin Frey (Alexandra Dowling), sprawił się niezgorzej. Bardzo podobały mi się dialogi pomiędzy nim a Catelyn. Od słowa do słowa, nieprzenikniony Bolton odsłania przed Catelyn rolę, jaką przyszło mu odegrać w wojnie. Rolę zdrajcy i sprzedawczyka. A gdy karty zostają odkryte, a policzek wymierzony, weselna zabawa zamienia się w danse macabre.

 

Żałuję, że podczas scen z wesela nie zrezygnowano z realizmu i okrucieństwa. Niestety, znaku firmowego „Gry o Tron” nie mogło zabraknąć podczas tego odcinka. Wiedziałam czego się spodziewać dzięki znajomości treści książki. Niemniej konfrontacja z obrazem była jak spotkanie lodu z ogniem. Ujęcia z udziałem Talisy przerosły moje najgorsze wyobrażenia. Nic jednak nie podziałało na mnie tak, jak Catelyn Stark. Michelle Fairley była przejmująca. Mistrzowsko odegrała zrozpaczoną i zdesperowaną matkę. Matkę, która traci wszystko. Swą grą aktorską odsłoniła niezwykłe oblicze kobiety, a widzowi dostarczyła autentycznych emocji.

 

Ślub Edmura Tully'ego nazwany w powieści Krwawymi Godami, to jedno z tych wydarzeń o niebagatelnym znaczeniu dla fabuły i dużej sile oddziaływania na odbiorcę. Bardzo dobrze ukazuje świat Westeros, jako pozbawione skrupułów miejsce. Jeśli przez trzy sezony nie każdy w to wierzył, z pewnością zmienił zdanie.

Komentarze

Dwie uwagi:

1. Dom Reyne'ów - a nie Reyenów.

2. "Stary Niedźwiedź" to przydomek Jeora Mormonta, dowódcy Nocnej Straży, a nie jego syna Joraha.

JeRzy, dziękuję za złapanie babola! Przy punkcie drugim pojawia się problem, bo absolutnie nie chodziło mi o przydomek. Bardziej o wskazanie wieku. A że to również Niedźwiedź, to tak wyszło. No nie wiem, teraz lepiej brzmi to zdanie?

Jest "danse macabre", nie "dance macabre". Ta nazwa pochodzi z fancuskiego, nie z angielskiego.

Jeśli chodzi o użycie "Starego Niedźwiedzia" - to jedna z tych sytuacji, w których kłania się powiedzonko Jarka Grzędowicza: "Nie da się dołączyć autora do każdego egzemplarza książki, żeby wyjaśniał, co miał na myśli". Może Twoją intencją było podkreślenie wieku Mormonta, ale z zewnątrz tego nie widać i trudno się domyślić - wyglądało to (i nadal wygląda) na błąd rzeczowy i przypisanie przydomka nadanego jednej postaci do drugiej. :)

Żałuję, że podczas scen z wesela nie zrezygnowano z realizmu i okrucieństwa.

Realizmu? Robb był żywotny jak, nie przymierzając, Roland z "Pieśni o Rolandzie" :) Poza tym, jak sobie wyobrażasz rezygnację z okrucieństwa podczas Krwawych Godów? I tak rzeź została ograniczona tylko do głównych bohaterów, fragmencik masakry ludzi Starków oglądamy z ukrycia oczami Aryi, jeszcze bezkrwawa śmierć wilkora i już. W porównaniu z książką, gdzie mamy, o ile pamiętam, rąbankę na całego i jeszcze bezczeszczenie zwłok, nie było AŻ tak brutalnie, no może poza Talisą, której w książce nie ma (nawiasem mówiąc, czy przypadkiem książkowa żona Robba nie ocalała w dobrym zdrowiu, bo wcale jej nie było na uczcie?).

A mnie się podobał sam Edmure, o którym nie wspomniałaś. Jego grymasy na widok córek i wnuczek Freya były bezbłędne, a potem ta mina na widok Roslin :) A w ogóle, co się stało z książkowym Edmurem? Zabili, czy od dwóch tomów siedzi u Freyów jako zakładnik? Czy jak?

JeRzy, tak czułam,że Twój argument trafi w sam środek tarczyl ;) 

 

Kalepie, masz rację, nie zwróciłam uwagi. Już poprawiam.

 

A jak się podobał odcinek? Na tym etapie książki zastanawiałam się czy jest sens czytać dalej. 

SPOILERY

W książce Talisa nie pojawiła się na weselu, Robb doszedł do wniosku, że Frey może się rozgniewać, jeżeli zabierze ją do Bliźniaków. Poza tym ona była wplątana w spisek przeciwko Starkom, z tego co pamiętam. Co do Edmure'a, masz rację, wzięli do niewoli i siedzi jako zakładnik :) 

Bezczeszczenie zwłok było tylko wzmianką poruszoną w Królewskiej Przystani, wątpię, że to zobaczymy, to raczej pogłoski. Fakt, że podarowali sobie szczegóły, ominęli moment, w którym Catelyn Stark wydrapała sobie oczy. Nie mniej zabicie małego Neda było okropne!

JESZCZE WIĘCEJ SPOILERÓW, ALE TO TAKICH ŻE HEJ

W książce Talisa chyba w ogóle nie występuje, tj. żona Robba nie nazywa się Talisa, nie jest z Volantis, tylko skądinąd i w ogóle było z nią jakoś inaczej - ten wątek zdecydowanie lepiej wyszedł scenarzystom niż pisarzowi - w książce śmierć Robba w ogóle mnie nie poruszyła, dużo bardziej śmierć Joffreya, chociaż z innych powodów :) Ale jeśli dobrze zrozumiałam, to w książce były też pogłoski, że żona Robba, ukrywająca się gdziesik przed Freyami, Lannisterami i resztą, jest z Robbem w ciąży, a to chyba mocno komplikuje sprawę - Lannisterom i scenarzystom.

W ogóle mam nadzieję, że czwarty i piąty tom będą przemieszane w kolejnym sezonie, bo szlag mnie trafiał z powodu pozostawiania bohaterów na dwa tomy bez "opieki" - Theon, Tyrion, Sam, że już o Rickonie nie wspominając itp. ;) Oraz z powodu tworzenia mnóstwa postaci, które są potraktowane po łebkach, jakby Martin chciał już skończyć tę książkę i pisał bez czytania tego, co napisał wcześniej. Jak fajnymi postaciami mogą być w serialu chociażby Quentyn Martell z piątego tomu i cała jego kompania, w książce ledwie zasygnalizowana, zresztą w ogóle wątek Martellów (a jeszcze bardziej Greyjoyów) w książce sprawia wrażenie z dupy wziętego i przygotowanego wyłącznie jako grunt po jakieś tam przyszłe wydarzenia. Albo Aegon? Albo Grosik? Jeśli zagrają ich dobrzy aktorzy, to jest szansa, że wreszcie zacznę odróżniać Eurona od Victariona i Aerona. Tak jest w tym sezonie np. z Edmure'em czy Blackfishem, tak było w pierwszym z Littlefingerem.

SPOILERY (TEŻ GRUBE)

Moja recka pojawi się wieczorkiem, jest w trakcie korekty ;) [poruszam w niej kilka omawianych tu kwestii]

Generalnie jeśli chodzi o Talisę (Lady Westerling w powieści) to sprawa jest zawiła. Przeżyła, ale nie wiadomo gdzie jest. Nie była wplątana w spisek, za to jej matka owszem. Najprawdopodobniej Blackfish uciekł z nią i zapewne w 6 lub 7 tomie pojawi się małe Starciątko, które będzie żądało praw do północy. [teoretycznie dziewczyna jest w areszcie u Lannisterów, ale być może to ktoś inny, bo opis wyglądu się nie zgadza]

Generalnie mam wrażenie, że w następnym tomie nagle wyskoczy z pięciu czy sześciu dziedziców północy, takie rodzinne reunion:
- ożeniona Sansa
- bachor Robba
- Rickon
- być może Arya
- Bolton ożeniony z fałszywą Aryą
- Jon Snow (a co, jemu też należy się)

- Bran Wszechmogący
- Daenerys
- Młody Gryf

- Iron Man (w końcu to też Stark)

;)

Sygnaturka chciałaby być obrazkiem, ale skoro nie może to będzie napisem

Ja dodam, że łądnie Ci wyszedł wstęp. I też uważam, że scenarzyści i tak złagodzili Krwawe Gody do porządnego poziomu (spodziwałam się krwi rodem ze Spartakusa, prtawdę mówiąc).

I bardzo podoba mi się podsumowanie "rodzinnego reunion" Snowa :D

SPOILERY

Dreammy, nawet jeśli Martellowie to tylko wtrącenie, to jedno z lepszych jakie pojawiło się w "GoT". Quentyn mi się podoba, bo nie ma kija w tyłku, tak jak połowa Królewskiej Przystani. Mam nadzieję, że pojawi się w przyszłym sezonie (w tym nie ma co liczyć). Wątek z Greyjojami  w ogóle nie przemawia, bo z góry wiadomo, że i tak są za słabi, żeby czegokolwiek dokonać. Kolejny zapychacz.

 

RheiDaoVan, cieszę się, że podobał Ci się wstęp.

 

Wychodzi na to, że jestem przewrażliwiona, albo za mało horrorów oglądam ;)

Snow, Twoja wizja jest przerażająca. Szczególnie jakby pojawił się tom, poświęcony wyłącznie pretendentom do tronu ;)

Na któreś Prima Aprilis Martin napisał na blogu, że wychodzi reedycja jego powieści. Książki będą podzielone wg bohaterów (tzn. rozdziały każdego Point of View hero będą w osobnych tomach), dzięki temu ludzie mogliby uniknąc czytania o postaciach, które ich nie interesują ;)

Tysiące ludzi się nabrało ;)

Więc czemu nie "Pieśń Lodu i Ognia - Starkowie", "Pieśń Lodu i Ognia - Baratheonowie ze Smoczej Skały" itd. ;)

Sygnaturka chciałaby być obrazkiem, ale skoro nie może to będzie napisem

TAK - SPOILERY, NIE CZYTAJCIE TO SIĘ NIE DOWIECIE KTO ZGINIE W PIĄTYM TOMIE ;)

Tylko jak to jest z tymi Martellami? Mamy jakieś siostro-kuzynko-córki, które pojawiają się, jedna porywa Myrcellę, nie udaje się i znika. Potem mamy Quentyna, który zapowiadał się na bardzo fajną postać, jakiś awanturnik, marzyciel, zadanie go totalnie przerasta, w ogóle to jego "zadanie" jest totalnie absurdalne - super, bo nie było takich postaci w sadze. Tylko że Martin miał pomysł na jego brutalną śmierć (nawiasem mówiąc, próba porwania smoka to jeden z lepszych momentów piątego tomu), a nie miał pomysłu na życie, zwłaszcza od momentu przystania do najemników do pomysłu ze smokiem. Quentyn gdzieś tam się snuje z najemnikami, po drodze giną jego (podobno najlepsi) przyjaciele, o czym autor wspomina może dwa słowa, bo nie chciało mu się pisać sceny batalistycznej. Potem wskutek niepojętego zbiegu okoliczności pojawia się u Daenerys i oświadcza się jej (mocno żenujące, serio podziwiam naiwność Martellów :)), a potem snuje się bez celu, aż wpada na pomysł i kończy jako skwarka. W powieści brakowało mi jakiegoś rozwinięcia tej postaci, ale w przypadku serialu to jest potencjał na ciekawego bohatera i kilka mocnych scen. Druga sprawa to że równocześnie pojawia się Młody Gryf i tak naprawdę te dwie postaci niewiele różni, a właściwie ich wątki są niemal bliźniacze (obaj są młodzi i naiwni, obaj mają "obstawę" z jednym siłaczem i paroma przydupasami, obaj mają/mieli potężnych ojców i kompleksy, obaj chcą się oświadczyć Dany, chociaż jej nigdy nie widzieli itp.). Miałam wrażenie, że to miała być jedna postać, ale Martin nie mógł się zdecydować, jak poprowadzić wątek i w końcu zrobił z niego dwa :)

 

Ale fakt, wątek duuuużo ciekawszy niż ten z Greyjoyami.

SPOILERY

Mnie to najbardziej wnerwia ten Greyjoy, któy płynie do Dany. Zwłaszcza, że ma realną szansę zajumać smoka (ci czerwoni kapłani to się kurka wszędzie kręcą i robią za omnipotentnych...)

Dreammy, generalnie Martin założył się z jakimś kumplem (chyba z Dozoisem) o wynikw NFL w trzech kolejnych latach. Stawką było wprowadzenie do powieści postaci i zabicie jej w drastyczny i tragiczny sposób. Z tego co wiem, nigdy nie zostało ujawnione, która to postać, ale mam mocne podejrzenia, że chodzi właśnie o Quentyna.

Sygnaturka chciałaby być obrazkiem, ale skoro nie może to będzie napisem

Dreammy, generalnie Martin założył się z jakimś kumplem (chyba z Dozoisem) o wynikw NFL w trzech kolejnych latach. Stawką było wprowadzenie do powieści postaci i zabicie jej w drastyczny i tragiczny sposób.


Brak mi słów komentarza :)

SPOILERY

A mi chodziło o Oberyna,tego co walczy z Górą ;) Dziś zastanawiałam się nad tym, co będzie w przyszłym sezonie i wyszło na to, że przynajmniej cztery odcinki będą co najmniej ekscytujące. Czemu to aż rok? :(

I na tym byłby koniec, bo nie ukrywajmy, że "Uczta dla wron" to najnudniejszy tom, przez który widzowie już raczej nie przebrną. 

Mi Uczta podeszła lepiej niż Taniec. Może dla tego, że nie czekałem na nią sześciu lat.

Sygnaturka chciałaby być obrazkiem, ale skoro nie może to będzie napisem

Usiłuję sobie przypomnieć, co było w "Uczcie dla wron" - i niestety o ile dobrze pamiętam, to akcja powieści nie posunęła się tam zbyt daleko albo kręciła się w kółko (wątek Brienne, Arya, Sansa, Bran). I nawet nie było Daenerys i Tyriona... Jedyne co było dla mnie ciekawe to akcje okołoTommenowe w Królewskiej Przystani i rywalizacja Margaery-Cersei. Dlatego zastanawiam się nad tymi czterema ekscytującymi odcinkami, bo najbardziej ekscytująca dla mnie scena z tego tomu nie została w ogóle opisana ;)

Przyznam, że w Uczcie podobał mi się opis Westeros, zrujnowana kraina, przez którą przetoczyła się wojna. Te fragmenty odczułem jako najbardziej "średniowieczne". Podobał mi się też ruch okołoreligijny, który sporo nabruździł.

Sygnaturka chciałaby być obrazkiem, ale skoro nie może to będzie napisem

Dreammy, kolejny sezon będzie opisywał losy bohaterów z drugiego tomu NM. "Uczta dla wron"to jeszcze, jeszcze.

Będą chyba łączyć (właściwie to już chyba nawet zaczęli) "Nawałnicę" i "Ucztę". Inaczej kilku naprawdę ważnych postaci, które trzymają część widzów by nie było przez dwa lata. Np. Tyriona takiego. Nie wydaje mi się, by scenarzyści ryzykowali takim posunieciem ;)

Jeszcze nie zaczęli. Ale wylecieli z Danką mocno do przodu. No i Krwawe Gody są w drugim tomie NW. Tyle, że gdyby nie one, to nie byłoby mocnego zakończenia w sezonie. A tak jest wielkie boom!

Ja już się domyślam jakie boom mogą zrobić na rozpoczęcie sezonu 4 ;)

Kolejne wesele? :)

<spoiler>

Na rozpoczęcie czwartego sezonu wypadałoby wstawić scenę z Dondarrionem i Panią Kamienne Serce. To wydarzenie miało miejsce trzy dni po Krwawych Godach i byłoby dobrym rąbnięciem na start.

Nowa Fantastyka