- publicystyka: Jakub Kijuc - Konstrukt #1 - Recenzja

publicystyka:

Jakub Kijuc - Konstrukt #1 - Recenzja

 

Na polskim rynku komiksowym przydarzyła się ostatnio dziwna, ale miła niespodzianka – oto nikomu wcześniej nieznany Jakub Kijuc z dnia na dzień wypłynął z nowym wydawnictwem Czarna Materia i z powodzeniem „wskrzesza” popularne u nas ostatnio w latach 90-tych zeszyty komiksowe.

 

Pierwsza część „Konstruktu” to jakby wehikuł czasu. Nawet same zapachy papieru i farby przywołują obrazy dzieciństwa, kiedy rzesze dzieciaków (w tym i ja) zaczytywały się podobnymi temu zeszytami o przygodach X-manów czy innych herosów. W tym miejscu też kończą się podobieństwa Konstruktu do innych „zeszytówek”.

 

Kijuc poszedł w stronę awangardy. Ciężko nawet powiedzieć coś o fabule, to raczej postmodernistyczno – psychodeliczna mieszanka literackich odwołań, popkultury, matematyki, fizyki, teorii spiskowych zapętlonych w taki sposób, że ciężko początkowo zorientować się, czy Kijuc prezentuje jakiś głębszy sens w swojej historii, czy to zwyczajny bełkot. Podobne wrażenie sprawia dosyć niestandardowa narracja – tekstu jest dużo, zdarzają się strony z dodatkowymi wyjaśnieniami, mającymi wprowadzać w świat Konstruktu. Mimo to, wrażenie chaosu się wcale nie zmniejsza.

 

Sytuacja diametralnie zmienia się przy drugiej, uważnej lekturze. Wtedy bezład wydaje się zamierzonym działaniem, nastawionym na stworzenie specyficznego klimatu, a wszystkie zdarzenia są początkiem czegoś większego, czegoś, co zaczyna się powoli formować, i co – jak przypuszczam – ujawni się w przyszłych zeszytach jako rzecz naprawdę nieszablonowa. Pierwsza część ukazuje historie Emila Aumbacha – naukowca zmuszonego ciągłymi atakami amnezji do zapisywania swoich myśli na taśmie magnetofonowej, który pod naciskiem Filipa Stixa i „mięsnej kobiety” naprawia „stację kontrolną”, która być może jest jego więzieniem. Znamienny jest nacisk na stronę naukową, wylewającą się ze stron Konstruktu. Chwilami można odnieść wrażenie, że śledzi się dysputę o fizyce, a nie cieniutki zeszyt z komiksem. Poza „główną” historią, resztę kadrów wypełniają nawiązania do tajemniczej wieży Jerycho, położonej w centrum Lublina. Specyficznego klimatu dopełnia kreska – rozedrgana, po prostu szalona, potęguje wrażenia wywołane przez fabułę, i tak jak do treści, trzeba się do niej przyzwyczaić.

 

Gdy już się oswoimy z światem Konstruktu, zaczyna się robić ciekawie i nawet zapętlone, równoległe światy nie przerażają tak, jak za pierwszym razem. Tego komiksu trzeba się zwyczajnie „nauczyć”, dopiero wtedy pokaże swoje prawdziwe oblicze. Jest ono naprawdę intrygujące, chociaż jego odkrycie wymaga wiele wysiłku.

 

 

 

Pierwotnie na:

 

http://www.carpenoctem.pl/recenzje/konstrukt-1/

 

Tutaj w wersji odrobinę poprawionej.

Komentarze

Zanim minie czas na edycję:

Znamienny jest nacisk stronę naukową, - "na" uciekło? "na stronę naukową"   Czyli co – komiks dobry, ale dopiero przy drugim czytaniu?

"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)

Dzięki za poprawkę :) Komiks godzien uwagi, ale jak pisałem trudny. Ja po pierwszym przeczytaniu miałem mętlik w głowie. Może przez złe nastawienie – nie oczekiwałem, że będzie aż taki odjazd. Sporo jest w nim różnorakich nawiązań i w nich też trzeba się minimalnie orientować. Ale komiks dobry. I inicjatywa ciekawa.

Nowa Fantastyka