- publicystyka: Recenzja - "Pan Lodowego Ogrodu" Jarosława Grzędowicza

publicystyka:

Recenzja - "Pan Lodowego Ogrodu" Jarosława Grzędowicza

 

Nie tak dawno, zachęcona pozytywnymi opiniami bliskich mi osób, sięgnęłam po pierwszy tom „Pana Lodowego Ogrodu” pióra Jarosława Grzędowicza. Czytałam wcześniej dwa zbiory opowiadań tego autora i przyznam, że były niezłe. Jednak ta powieść ujawniła jego cały kunszt pisarski. W efekcie pochłonęłam trzy tomy. Obecnie poluję na czwarty i myślę, że i on mnie nie zawiedzie.

 

Ciekawe jest to, że powieść początkowo ma dwóch głównych bohaterów. Ich przygody opisywane są naprzemiennie. Jednak z jednym, Vuko Drakkainenem, czytelnik czuje się od samego początku bardziej związany. Pewnie ze względu na ziemskie pochodzenie. On też ostatecznie okazuje się tym „ważniejszym głównym bohaterem”. Wybaczcie mi to niezbyt profesjonalne określenie, ale nie wiem jak to trafniej ująć.

 

 

Drugim interesującym aspektem jest sposób narracji. Autor bardzo płynnie i niespodziewanie przechodzi z wypowiedzi pierwszoosobowej do trzecioosobowej i odwrotnie. Czyni to książkę dość niestandardową.

 

 

Świat stworzony przez autora budzi zainteresowanie. Czytelnik powoli zagłębiając się w rzeczywistość planety Midgaard, kojarzącej się ze średniowieczem w pełnym rozkwicie, uświadamia sobie, że tam nie rządzą jednak prawa ziemskie. Grzędowicz fantastycznie ujmuje wszelkie podobieństwo jak i różnice między Nimi a Nami. Ziemianie rozumieją korzyści wynikające z postępu postępu technicznego. Natomiast na opisywanej planecie rozwój cywilizacyjny jest zakazany, grozi zemstą bogów.

 

 

Nie ukrywam, że podczas czytania bywały chwile, kiedy myślałam"Czy ten Jarosław jest normalny? Jak można takie rzeczy pisać?!". Dotyczyło to wielu scen tryskających krwią. Książka jest brutalna, ostrzegam. I to nie w taki sposób, w jaki mogą ukazywać masakrę filmy. Tu roi się od szczegółów, które nieprędko ulotnią się z pamięci! Jednak ostatecznie moja niechęć po paru minutach zmieniała się w szacunek dla bogatej wyobraźni autora.

 

 

Dodatkowym atutem jest subtelny humor towarzyszący wątkom poświęconym Vuko. Bardzo mi odpowiadał. W drugiej zaś, równoległej historii, obecna jest powaga i przekaz filozoficzny. Obie opowieści na równi wciągają. I z żalem przechodziłam z jednej w drugą, do czego zmusza konstrukcja książki.

 

 

Szczerze polecam. Ja sama nie mogę się już doczekać ostatniego tomu. Mam nadzieję, że moja opinia choć trochę zachęci osoby, które rozważają przeczytanie "Pana Lodowego Ogrodu". Niech Was nie odstraszają 500-czy 600-stronicowe tomy! Ta objętość jest potrzebna, by umysł miał się czym delektować.

Komentarze

Śmiem twierdzić, że taka ilość stron to stanowczo za mało w przypadku "Pana…":) niezłe.

Czwarty tom czeka na półce ale jakoś nie mogę się za niego zabrać. Przyznam, że to jedna z najlepszych sag w polskiej fantastyce, bogactwo świata i wyobraźnia autora doskonale ze sobą współgrają. Również zachęcam do czytania.

Jak to się nie można doczekać ostatniego tomu, skoro on juz jest wydany?

"Przychodzę tu od lat, obserwować cud gwiazdki nad kolejnym opowiadaniem. W tym roku przyprowadziłam dzieci.” – Gość Poniedziałków, 07.10.2066

Następna recenzja, która zachęca mnie do tego, żeby w końcu przeczytać PLO :)

Oczywiście, że został wydany. Ale zamierzam go pożyczyć i dlatego nie mogę się doczekać :)

Osobiście uważam, że książka jest niezła, ale nie podzielam zachwytów. Problem w tym, że jest o niczym; nie przejawia żadnej życiowej głębi czy filozoficznej wartości. Jest po prostu o facecie na nieco tandetnej planecie w klimatach średniowiecza, i idzie, i walczy, i pieprzy, i… no i właściwie to tyle.

Gdybym miała wąsy, to bym była dziadkiem, a tak jestem sygnaturką!

Według mnie trudno ukryć jakąś wartość filozoficzną w tego typu fantasy;)

Ogół nie chce wiedzieć, że jest myślącą masą złożoną z bezmyślnych jednostek

Dla chcącego – nic trudnego. Każdy tekst jest odzwierciedleniem czaszki autora. Jeśli nie ma przemyśleń, to i w książkach ich nie ma.

Gdybym miała wąsy, to bym była dziadkiem, a tak jestem sygnaturką!

@StargateFan No ja nie podzielam Twojej opini, wydaje mi się, że każdy może coś znaleźć, odkryć, bo tekst tekstem, ale jego interpretacja też jest odzwierciedleniem czaszki interpretującego ;)   I nie zgodzę się z autorem recenzji, mianowicie tym fragmentem: "średniowieczem w pełnym rozkwicie", co niestety nie jest prawdą, chociaż zależy jakie kto ma skojarzenia ;). Tu bardziej na myśl przychodzi początek średniowiecza, może nawet VIII wiek, ogólnie czas ekspansji wikingów, którzy, cywilizacyjnie, byli mniej rozwinięci od państw Europy Środkowej i Zachodniej. A kolejną wskazówką dot. skojarzenia z wikingami jest nazwa planety, Midgaard. Otóż w mitologii nordyckiej Midgard jest jednym z 9 światów, będącym właśnie światem ludzi– naszą planetą :) Może jestem nadgorliwy, za to przepraszam ;). Ale zdecydowanie mogę zgodzić się z autorem recenzji, że po tę sagę jak najbardziej warto sięgnąć!

No, PLO to akurat jeden z lepszych cyklów F na polskim rynku ;) Owszem, trzeci tom słabuje, czwarty nie dorasta do pierwszych ale I i II – mistrzostwo

"Przychodzę tu od lat, obserwować cud gwiazdki nad kolejnym opowiadaniem. W tym roku przyprowadziłam dzieci.” – Gość Poniedziałków, 07.10.2066

Przeczytałem na razie tylko I tom cyklu i mam mieszane uczucia. Język jest bardzo "rozlazły" przez to niektóre opisy ciągną się i ciągną (np. pojedynków), a dygresje bohatera też zajmują bardzo dużo miejsca, co niezbyt mi odpowiada. W książce przewija się też bardzo dużo fachowej i specjalistycznej terminologii z pogranicza medycyny i wojskowości, która nie jest jakoś szczególnie dobrze wytłumaczona, przez co czytanie traci tempo, bo mogą wystąpić problemy z wyobrażeniem sobie jakiegoś przedmiotu bądź wydarzenia jakie ma miejsce w danej chwili. Pierwsze sto stron było dla mnie bardzo męczące, miałem problemy aby wczuć się w styl narracji prowadzony przez autora. W końcu mi się jednak udało do niego przyzwyczaić i czytanie szło zdecydowanie lepiej. Fabuła była potem w miarę okej, ale nie powiem żeby mnie jakoś szczególnie ujęła chociażby pod względem oryginalności. Tajemniczo było, owszem i to na plus, ale w której książce nie ma przynajmniej przez jakiś czas takiej otoczki sekretu unoszącego się gdzieś wokół i trudnego do przeniknięcia? Zadziwił mnie też nagle drugi wątek, pojawiający się gdzieś w połowie lektury, ale on był w porządku, czytało się go fajnie. Ale w ostatnim rozdziale mam wrażenie, że autor za bardzo odpłynął, może ten "dziwny" zwrot akcji obroni się później w następnych tomach. Bo po nie na pewno sięgnę, chociażby po to żeby wyrobić własne zdanie na temat książki obsypanej przecież przecież tyloma nagrodami i uznawanej za jedną z najlepszych serii polskiej fantastyki. Ja nie mam osobiście nic do specjalistycznej terminologii pojawiającej się w książkach. Ja po prostu wolę jak jest ona podana w bardziej przystępnej formie, która nie będzie zaburzała tempa czytania jak np. w "Pomnku Cesarzowej Achai". A sam wątek fajnie, że powstał :-)

LaLocco – nigdy nie sięgaj po Lema, bo sobie wszystkie włosy z głowy wyrwiesz.

Gdybym miała wąsy, to bym była dziadkiem, a tak jestem sygnaturką!

Za późno StargateFan, Lema już czytałem i nie żałuję. Pozdrawiam

To ciekawe, skoro nie lubisz ciągnących się opisów i specjalistycznego słownictwa, powinien Cię mierzić ;)

Gdybym miała wąsy, to bym była dziadkiem, a tak jestem sygnaturką!

Nowa Fantastyka