- publicystyka: Pudełko

publicystyka:

artykuły

Pudełko

Joel miał wtedy sześć lat, ale ten dzień zapamiętał na całe życie. Mama ubrała go w najlepszą koszulkę, chociaż to nie była niedziela. Potem z całą rodziną poszli na wielki plac przy rodzimej wiosce. Chłopak jeszcze nigdy nie widział tylu osób naraz. Obok znajomych twarzy pojawiły się też obce, z sąsiednich miejscowości. Wszyscy odświętnie ubrani, w napięciu na coś oczekiwali.

 

 

To coś pojawiło się po przeszło godzinie. Na plac wjechała ciężarówka. Ale nie taka mała, jakie Joel nieraz widywał na targowisku. Ta była ogromna, z wielkim metalowym pudłem. Ciężarówka niedługo potem odjechała, wzbijając tumany kurzu na piaszczystej drodze, ale metalowe pudło zostało na środku placu. Z tłumu wyłoniło się kilku mężczyzn, niektórzy o białej skórze. Dzieciak nie był zaskoczony ich widokiem. Pan doktor też miał taką jasną skórę, jak przyjechał do ich wioski. Dopiero potem zrobiła mu się czerwona od słońca.

Panowie podeszli do wielkiego pudła i zaczęli z niego coś wysuwać. To było niesamowite. Joel nigdy czegoś takiego nie widział, a sądząc po reakcji innych ludzi, nie był w tym odosobniony. Z otwartą buzią i wytrzeszczonymi oczyma starał się odgadnąć, co to takiego. Jedyne, co przyszło mu do głowy, to nietoperz. Tak, w pudle musiał być zamknięty ogromny nietoperz, a biali ludzie właśnie wyciągali i rozkładali jego monstrualne skrzydła. Po pół godzinie ich ciemne powierzchnie połyskiwały w pełnym słońcu. Joel czekał w napięciu, aż nietoperz z pudła zacznie nimi machać i odleci. Czekał... ale stwór najwyraźniej wolał wygrzewać się na słońcu. Potem zaczęły się śpiewy i tańce.  

Skrzydlaty kontener został w ich wiosce na stałe i choć ani drgnął, zmienił życie wszystkich mieszkańców. Mały Joel poznał wtedy nowe słowo – „elektryczność”. Potem poznawał ich coraz więcej: żarówka, lodówka, wentylator, potem radio, telewizja i telefon, wreszcie internet. Dziś Joel jest inżynierem i dokładnie wie, co siedziało w pudle.

 

Brzmi jak opowiadanie science-fiction? Może dlatego, że chciałem takie opowiadania pisać (nawet kilka napisać mi się udało). Problem w tym, że w dzisiejszych czasach to niełatwe. Nie chodzi mi tylko o literacki warsztat, który oczywiście trzeba wypracować, ani nawet o techniczną wiedzę, która w tym obszarze literatury jest bardzo przydatna. Problemem staje się coraz szybszy rozwój naszej cywilizacji. Rozwój tak szybki, że nawet dość bujna wyobraźnia za nim nie nadąża, a rzeczywistość szybko weryfikuje wszelkie pomysły.

Wielu już się pewnie domyśliło, co kryje się w pudełku...

 Opowiem teraz tę samą historię, ale z własnej perspektywy, a nie sześciolatka z afrykańskiej wioski i to już nie będzie opowiadanie science-fiction, a rzeczywistość.

 

Niedawno inżynierowie z pewnej niemieckiej firmy, zajmującej się na co dzień fotowoltaiką, wpadła na zwariowany pomysł upchnięcia paneli fotowoltaicznych w typowym kontenerze. W dodatku zamontowała je na wysuwanych „skrzydłach” tak, aby można je było rozstawić w pół godziny. Kontener zawiera też w swoim wnętrzu baterie, transformatory i całe sterowanie, co w efekcie daje nam małą, kompletną i mobilną elektrownię słoneczną. Produkt ten został zaoferowany wojsku do zaopatrywania w energię elektryczną tymczasowych baz i miał być alternatywą dla dieslowskich generatorów. Nam przyszło do głowy inne zastosowanie.

Afryka! Przecież to tam słońce świeci najmocniej. To tam setki milionów ludzi żyje bez dostępu do elektryczności. Ogromne przestrzenie bez rozwiniętej infrastruktury. Nawet w Afrykańskich stolicach, wcale nie biednych i coraz częściej przypominających zachodnie miasta, ogromnym problemem są dostawy energii elektrycznej, a co dopiero mówić o budowie tysięcy kilometrów linii przesyłowych, aby dotrzeć z prądem do wiosek w głębi kontynentu. Kompletna i mobilna elektrownia słoneczna wydaje się rozwiązaniem idealnym.

Szybko znalazło się kilka osób pragnących zająć się tematem. Pierwsze rozmowy rozpoczęły się w Mali, państwie w Afryce zachodniej. Tam też założono firmę Africa GreenTec, która ma się zająć wdrażaniem projektu w Afryce, uruchamianiem i serwisowaniem urządzeń. Odbyły się rozmowy z ministrami energetyki i i środowiska, a były prezydent Republiki Mali, Dioncounda Traore, został patronem całego przedsięwzięcia. Wybrano już wioskę, w której stanie pierwszy kontener. W Mourdiah żyje około pięciu tysięcy osób. Mają tam nawet szkoły i namiastkę szpitali, żyją z hodowli zwierząt, upraw i handlu.

Równolegle w Niemczech trwały rozmowy z firmą Multicon Solar, pomysłodawcą i producentem całego ustrojstwa. W ich efekcie Solarcontainer (tak tę mobilną elektrownię słoneczną nazwano) został przeprojektowany na nasze potrzeby – zmieniono układ paneli fotowoltaicznych, aby lepiej go dopasować do warunków panujących w Afryce, zwiększono ich liczbę, rozbudowano system akumulatorów i system zarządzania zmagazynowaną energią, dodano system zdalnego monitoringu w oparciu o WiFi i Internet. Powstało samowystarczalne i niemal bezobsługowe urządzenie, do którego instalacji nie potrzeba inżynierów, o których trudno w afrykańskich wioskach.

W Niemczech powołano do życia spółkę Mobile Solarkraftwerke Afrika, mającą zająć się dostarczeniem urządzeń (firma jest częścią projektu Africa GreenTec i ma obecnie wyłączność w dystrybucji rzeczonych kontenerów na kontynent Afrykański). Jak w przypadku każdego Start-upu, trzeba było zadbać o finansowanie. Z pomocą przyszedł bettervest.de, portal crowdfundingowy zajmujący się projektami z dziedziny energii i efektywności jej wykorzystania (taki zielony Kikstarter :). Na zakup pierwszego kontenera potrzebnych było 107 tys. Euro, na których zebranie platforma dała swojej społeczności 60 dni. Zbiórka trwała 90 godzin! Należy tutaj dodać, że nie chodzi o zbiórkę charytatywną – każdy wpłacający stał się inwestorem i odzyska wyłożony kapitał w ciągu kilku lat, wraz z przyzwoitymi odsetkami.

Pierwszy Solarcontainer jest już prawie na ukończeniu, a pod koniec maja ma stanąć w miejscu przeznaczenia. Będzie cennym źródłem informacji dla stworzenia idealnego modelu do multiplikacji. W samej Republice Mali jest przeszło 600 wiosek bez prądu, a to tylko jedno państwo na tym ogromnym kontynencie. W kolejce już czekają Wybrzeże Kości Słoniowej, Senegal, Ghana.

 

 

Co przyniesie nasze działanie w przyszłości?

No właśnie, tu wkraczamy znowu w science-fiction. Na pewno elektryczność oznacza światło po zmroku. Wentylator w upalny dzień i lodówkę, dzięki której żywność nie zepsuje się tak szybko. W Mourdiach 60% produkowanego tam mleka wylewa się, bo nie ma jak go zabezpieczyć przed zepsuciem. Prąd to także możliwość uzdatniania wody tam, gdzie pitnej wody brak. To możliwość rozwinięcia służby zdrowia o coś więcej, niż opatrywanie ran i w nagłych przypadkach transport do dużego miasta. To komputery i internet w szkołach, dostęp do telekomunikacji i mediów. Wreszcie możliwość rozwoju i tworzenia miejsc pracy. A przede wszystkim wielka niewiadoma, co z elektrycznością zrobią ludzie, którzy dotąd nie mieli do niej dostępu. Takie wielkie jajko-niespodzianka, którego otwarcia nie mogę się doczekać, jak małe dziecko.

 

Dawno nie było mnie na NF – teraz wiecie dlaczego. Kto grał w kultową „Cywilizację”, zrozumie mnie jeszcze lepiej, bo to, w czym teraz uczestniczę, to coś podobnego, tylko zespołowo i w realnym świecie. Wciąga jeszcze bardziej. Dlatego chciałem przeprosić wszystkich za to, co na NF zaniedbałem.  

 

https://www.youtube.com/watch?v=X1DjGDiuV6w

Komentarze

Super Unfallu. Nie dość, że masz pracę, to na dodatek taką, która niesie wiele dobrego innym ludziom.

"Czasem przypada nam rola gołębi, a czasem pomników." Hans Ch. Andersen ****************************************** 22.04.2016 r. zostałam babcią i jestem nią już na pełen etat.

O w mordę jeża...

 

Zazdroszczę :-)

"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)

Super, Unfallu. Też bym zniknęła. ;)

Pod koniec Maja prawdopodobnie jadę do Mali. Już się cieszę na nowe doświadczenia, nie tylko te związane z poznaniem nowego miejsca, ludzi, innej kultury, ale też wynikajace z całkowicie nowej sytuacji, dla nas, jak i dla mieszkańców tamtej wioski. Zabieram drona i będę wszystko filmował z lotu ptaka :) … i jeszcze mi za to płacą ;)

 

A moje pisanie... trzeba będzie narazie odłożyć. Może bogatszy o wiele nowych doświadczeń, za jakiś czas będę pisał ciekawiej.

Koniecznie rób notatki, jakiś pamiętnik. Pamięć ludzka jest zawodna, a po jakimś czasie może zechcesz spisać te swoje doświadczenia. Byłby z tego fajny i dość niecodzienny reportaż. 

"Czasem przypada nam rola gołębi, a czasem pomników." Hans Ch. Andersen ****************************************** 22.04.2016 r. zostałam babcią i jestem nią już na pełen etat.

Gratulacje:) Niesamowita sprawa. Ech, już się nie mogę doczekać tekstów, które stworzysz po powrocie.

 

”Kto się myli w windzie, myli się na wielu poziomach (SPCh)

Powodzenia! Naprawdę z przyjemnością i satysfakcją czyta się o takich przedsięwzięciach. Oświata, higiena, informacja – z początku wysepki postępu, ale w perspektywie... Twórz reportażopamiętnik – należysz do pionierów przedsięwzięcia, masz do tego nie tylko prawo, masz niemal obowiązek.

A spróbuj, Unfallu, dziennika nie prowadzić... Znajdę cię w tym Mali i nakopię do unfalla.... ;-)

"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)

Szlachetne to bardzo, ale to tylko początek wyboistej drogi. Dając komuś kino domowę, musimy ofiarować również telewizor. Unfall pisze, że sporą część mleka wylewa się, bo po prostu się psuje. Rozwiązanie wydaje się proste – lodówka. Tylko skąd oni mają tę lodówkę wziąć?

 

Problem jest wielopoziomowy. Co z tego, że afrykańskim wioską dostarczymy energię elektryczną, gdy oni nie posiadają nic, co mogłoby z niej korzystać. Potrzebna jest kolejna zbiórka. Cały projekt musi być bardziej zorganizowany. W miastach, gdzie z energią bywają “tylko” problemy, jest to jakieś rozwiązanie, ale wioski potrzebują innego spojrzenia.

 

Trzymam za projekt kciuki. Mam nadzieję, że do jak największej liczby wiosek w Afryce trafi ten sprzęt, a z nim lodówki, a niech i telewizor się znajdzie, a może i... PlayStation ;)

 

Pozdrawiam!

"Przyszedłem ogień rzucić na ziemię i jakże pragnę ażeby już rozgorzał" Łk 12,49

Powodzenia, Unfallu. Dla Ciebie i Afryki. :-)

Babska logika rządzi!

Powodzenia :-)

Total recognition is cliché; total surprise is alienating.

Fingers crossed ;) Super sprawa!

"Pierwszy raz w życiu dałem się zabić we śnie. "

Pytanie zasadnicze: co tak naprawdę stanie się z tymi kontenerami w Afryce, bo jak wiadomo jest to kontynent należący do ścisłego TOP konfliktów na całym świecie. Czy aby dobrym pomysłem jest wysyłanie zaawansowanej technologii do ludzi, którzy obywali się bez nie od setek lat i obywają się nadal? Czy nie będzie to kolejna pamiątka do pałacu jakiegoś watażki? Brzmi to jak kolejna pusta obietnica, ręką wyciągana ku Afryce z szczodrego i wspaniałego Zachodu. Szkoda,że tej wyciągniętej ręki nikt nie chce.

I hate my life and I hate you

Redakcja Forbes uznała, że projekt jest godzien uwagi i dziś pojawił się o nim artykuł na głównej stronie internetowej pisma.

 

Szkoda,że tej wyciągniętej ręki nikt nie chce.

Katedro – piszesz o czymś, o czym nic nie wiesz. Ponad połowa ludzi zaangażowanych w ten projekt, to Afrykanie, w tym lokalne władze z ministerstwami energetyki, gospodarki i środowiska na czele – jeśli by nie chcieli, to by palcem nie kiwnęli.

Proponuję, abyśmy toczyli sobie tutaj nasze małe spory, na poletku literatury. Na to, aby krytykować to, czym się zajmuję zawodowo, musiałbyś mnie przekonać do swoich kompetencji. Jeśli jesteś specjalistą w dziedzinie energetyki i energii odnawialnych z tytułem inżyniera, albo choćby afrykanistą, podróżnikiem i znawcą tego kontynentu z potwierdzonym dorobkiem, to słucham uważnie.  W innym przypadku uznam to za zwykłe czepialstwo.

A czy nie jest to czasem zabieg czysto pijarowy i populistyczny? Która z tych osób zaangażowanych nie otrzyma z racji tego projektu wynagrodzenia i nie będzie czerpać korzyści majątkowych ze sprzedaży “pudełek”, które mają trafić w ręce najbardziej potrzebujących? Czy oni mają pojęcie, gdzie tak naprawdę trafi ten sprzęt, czy raczej są to niczym nie poparte wyobrażenia mieszkańców RPA na temat wiosek z Konga?

Nie piszę na temat energetyki i niuansów związanych z budową tej maszyny. Ty nie przedstawiłeś się, nie wykazałeś się znajomością języka polskiego i nie wylegitymowałeś się stosownymi uprawnieniami, tytułami, papierami. Dlaczego ja mam to robić? Co więcej, dyskusja jest na temat tego, co się stanie konkretnie z tym maszynami? Czy ktokolwiek przewiduje, że ta technologia może wpaść w niepowołane ręce? Ktokolwiek rozmawiał na ten temat z odbiorcami technologii tj. mieszkańcami rdzennymi? Aby zadawać te pytania muszę mieć inżyniera z energetyki? Uraczysz mnie odpowiedzią?

I hate my life and I hate you

Aby zadawać te pytania muszę mieć inżyniera z energetyki?

Nie, nie musisz mieć tytułu inżyniera, zadając takie pytania. Zaryzykowałbym nawet stwierdzenie, że nie możesz takiego tytułu mieć, bo byś tak trywialnych pytań nie zadawał.

Odbiorcy tej energii będą ponosić opłaty za jej dostarczenie – naprawdę myślisz, że nic z nimi nie uzgadnialiśmy? To przyjmij do wiadomości, że nie tylko były uzgodnienia, ale zostały one ustalone na piśmie w odpowiednich umowach – na poziomie pojedynczych odbiorców, władz lokalnych po administrację rządową, bo aby być dostawcą energii trzeba mieć też odpowiednie koncesje. Gdzie trafi ten sprzęt, mogę ci powiedzieć z dokładnością do kilku metrów, bo w tej chwili przygotowywana jest betonowa podstawa, aby całość nie stała na gołej ziemi. 

Ale ja pytam o stan faktyczny, a nie o dumne pianie inżynierów i polityków,że “ogrzaliśmy i oświetliliśmy dziki kraj”. Przewidujecie możliwości,że coś pójdzie nie tak czy optymistycznie patrzycie w przyszłość i widzicie Afrykańczyków, którzy nie muszą doić ręcznie krów, które im dostarczyliście, bo robi to dojarka, którą też im dostarczyliście. Przez takie chore akcje dziedzictwo kulturowe i nietknięte ludzką ręką tereny przestają istnieć, a ludy wymierają. Dopóki Zachód nie zrozumie,że ktoś biedny być musi,aby ktoś inny był bogaty, nadal będziemy popełniać tego typu błędy.

I hate my life and I hate you

Przez takie chore akcje dziedzictwo kulturowe i nietknięte ludzką ręką tereny przestają istnieć, a ludy wymierają.

Ujmuje mnie Twoja troska o dziedzictwo kulturowe. Czy nasza polska kultura poniosła ogromne straty wraz z rozwojem cywilizacyjnym? Szkoda Ci, że nie żyjemy tak, jak przed Chrztem Polski?

Czy nietknięte ludzką ręką tereny ocaleją, gdy Chińczycy wybudują tam tysiące kilometrów linii przesyłowych wysokiego napięcia?

Ludy wymrą, bo dostarczymy im energię elektryczną? 

 

ktoś biedny być musi,aby ktoś inny był bogaty

Czy to znaczy, że zachodnie koncerny mają prawo bogacić się okradając mieszkańców Afryki z ich surowców naturalnych? 

 

Widzisz – w Unii Europejskiej politycy debatują w tej chwili, co zrobić, aby powstrzymać falę imigrantów z Afryki. Chcą walczyć z przemytnikami, zatapiać statki. A przecież każdy przy zdrowych zmysłach powie, że zwalczać powinno się głównie przyczyny choroby, a nie tylko jej objawy. Oni debatują, my coś robimy, a Ty tylko marudzisz. Jeśli mieszkańcom Afryki zapewni się warunki do rozwoju, perspektywy, to przestaną uciekać do Europy.

Organizacje charytatywne prowadzą zbiórki, chcą kupować żywność i wysyłać głodującej ludności, podczas gdy w Afryce, tam na miejscu, ogromne ilości żywności marnują się z prozaicznej przyczyny – braku lodówki. W wiosce, do której wysyłamy pierwszy kontener choruje się bydło na dużą skalę (ten region zaopatruje w mięso cały kraj). Sześćdziesiąt procent mleka tam wytworzonego zwyczajnie się wylewa, bo nie są go w stanie sprzedać ani skonsumować, zanim się zepsuje, a żeby je schłodzić czy przetworzyć, potrzebny jest prąd.

Nie rozumiesz specyfiki języka, kultury, która w wielu miejscach na świecie żyje tylko dzięki braku technologii i dostępu do świata.

Linie przesyłowe to nie tylko zmora wszelkich zwierząt, których biologiczne kompasy zostaną rozregulowane i to nie tylko mowa tutaj o ptakach,ale również zwierzętach bytujących w pobliżu tychże linii. Nie wspomnę już o łańcuchu wpływów-  flora-fauna-człowiek.

 

Nikt nikogo nie okrada. Mieszkańcy poniekąd się zgadzają na wydobywanie na swoim terenie poprzez wybór takiego a nie innego rządu. Co innego,gdy wydobycie prowadzone jest przez mieszkańców, którzy pod wodzą watażków wojskowych muszą zapierniczać jako niewolnicy. Wtedy Zachód nie ma tu nic do gadania, on jest tylko jednym z ogniw odbioru dóbr tam wydobywanych.

Czyli rozwiązaniem piractwa i fali imigranckiej będzie budowa paneli słonecznych w sercu Afryki? Jeszcze bym to przełknął gdybyś mi powiedział,że to mały kroczek naprzód, ale ty twierdzisz, że cokolwiek się tam zmieni po tej interwencji.

Powtarzam: ktoś musi być biedny, by ktoś inny był bogaty. Jeśli ten status quo zostanie zburzony – wszystko upadnie.

I hate my life and I hate you

Zalamujesz mnie katedra. Według Ciebie lepiej nic nie robić. Niech w Afryce dalej umierają na ebole i żyją w lepiankach. Pamiętaj o jedym. Masz szczęście że nie urodziles sie w Somalii...

Jasne, że mam szczęście, ale obdarzenie wszystkich dobrem i sprawienie, aby wszędzie był pokój, dobrobyt i szczęście było już przerabiane i to nawet przez Hollywood. Nazywa się to – utopia, a konkretniej dystopia.

I hate my life and I hate you

Katedra!

Z liniami przesyłowymi dałeś się złapać w pułapkę. Pisałem o Chińczykach, bo oni rzeczywiście startują z ich budową i budową elektrowni węglowych w południowej Afryce. Nasze rozwiązanie (czytałbyś uważniej, to byś wiedział) nie potrzebuje linii przesyłowych, bo prąd produkowany jest tam, gdzie się go zużywa. 

Nie rozumiesz specyfiki języka, kultury, która w wielu miejscach na świecie żyje tylko dzięki braku technologii i dostępu do świata.

Masz wyobrażenie o Afryce bazujące na obrazach podawanych przez media. Czytasz “afrykańska wioska” i najwyraźniej staje Ci przed oczami skupisko szałasów i nagie dzikusy z dzidami. Nie mam Ci tego za złe, bo to wina mainstreamu. Jesteśmy karmieni takimi właśnie obrazkami, plus safari, plus głodne dzieci z rozdętymi brzuszkami, czasem dochodzi wojna i ebola. Ale rzeczywistość w ogromnej części tego wielkiego kontynentu wygląda inaczej. Popatrz na zdjęcie umieszczone na początku tekstu. One nie znalazło się tam przypadkowo, bo zostało zrobione właśnie w dniu, w którym nasi przedstawiciele odwiedzili tę wioskę, aby dogadać szczegóły. Pytałeś, czy mieszkańcy w ogóle chcą prądu – jak myślisz, po co tam tak tłumnie sterczeli na ulicy?

 Nikt nikogo nie okrada.

Tu też nie masz racji. Mechanizm jest w miarę prosty – koncerny dostają od lokalnych władz koncesje na wydobycie, bo władze liczą na wpływy z podatków. Koncern buduje kopalnię, zatrudnia miejscowych robotników za psie pieniądze po czym sprzedaje wydobyte surowce własnej spółce, ale zarejestrowanej w podatkowym raju. Lokalnym władzom wykazuje straty i nie płaci podatków, podczas gdy druga spółka wprowadza surowiec na rynek inkasując wielkie zyski.

Tylko,że ty chcesz dawać nadzieję i bogactwo Zachodu tam, gdzie ono już jest. W sumie dobrze, bo rdzennych, prawdziwych mieszkańców zostawiasz w spokoju, a jedziesz np. do RPA. To tak jakbyś pojechał pomagać biednym....do Francji i wybrał się w przechadzkę po slumsach na poparcie swojej tezy.

Nie wiem, może to losowo wybrane zdjęcie z google i np. czekają na lekarstwa.

 

Czyli wszystko jest ok, tylko jak zwykle wyolbrzymiasz tutaj sferę biurokratyczną i przekręty, które są nieodzownym elementem KAŻDEGO państwa. Ruchają wszystkich i wszędzie, Afryka także wpisuje się w ten trend.

I hate my life and I hate you

Brawo, Unfallu. Miło wiedzieć, że wśród fantastów na stronie NF są ludzie, którzy swoje pasje przekuwają z realnym pożytkiem dla rzeczywistości. Projekt jest bardzo ciekawy, robisz coś naprawdę imponującego – czapki z głów. :)

No i mam nadzieję, że będziesz nas jeszcze o tym informować. ;)

JeRzy – dziękuję za tak miły komentarz.

Mamy drobne opóźnienie przy konstrukcji – całość gotowa będzie 12 czerwca, a więc siłą rzeczy w maju całości uruchomić na miejscu się nie udało. Teraz jeszcze trzeba będzie przeczekać ramadan, bo w jego trakcie nie udałoby się przeprowadzić wszystkiego wystarczająco sprawnie. Tak więc kontener dotrze na miejsce dopiero w drugiej połowie lipca.

To teraz, żeby nie było, że tylko grafika i animacje – zdjęcie z dzisiejszego dnia:

Ktoś jeszcze pamięta ten tekst?

Miałem błogosławieństwo od JeRzego, aby informować o dalszych postępach w projekcie, więc choć teraz skorzystam. Dawno nie było nowych informacji, więc mogłoby się wydawać, że wszystko padło. Nie, nie padło, choć wielokrotnie mogło, bo zgodnie z prawem Murphy’​ego, to co mogło pójść źle, źle szło, ale nasza determinacja była silniejsza od przeciwności losu.

Widoczny w poprzednim poście kontener trafił do wioski w Mali i mimo że nie był doskonały i sprawił wiele kłopotów, dało się go uruchomić. Działa do dziś, czego nie można powiedzieć o firmie, która go z nami i dla nas zaprojektowała, a potem wyprodukowała. Straciliśmy dostawcę...

Jak to w życiu bywa, najlepiej liczyć na siebie. I to dosłownie – ​od tamtego momentu jestem odpowiedzialny za projekt nowego urządzenia, za jego rozwój i produkcję (przydała się wiedza zdobyta na warszawskiej polibudzie). Udało się zaprojektować i zbudować kolejny prototyp – ​większy, wydajniejszy, w porównaniu do pierwszego niemal pancerny, a przy okazji ładniejszy. Dodatkowo może dostarczać pitną wodę i dostęp do internetu, gdziekolwiek stoi (przez satelitę). No i działa jak ta lala! Trochę się wszystko przeciągnęło, ale te nowe są już trzy, a do końca roku przybędą jeszcze cztery. W przyszłym dojdzie minimum dwadzieścia. Jednym słowem mam pełne ręce roboty i mimo to jestem dumny i szczęśliwy. Tylko na pisanie czasu brak.

Pozdrawiam przyjaciół z NF

Unfallu, ogromnie się cieszę, że mimo trudności i kłopotów z niesolidną firmą, projekt żyje, rozwija się i dobrze służy potrzebującym. Twoja duma i szczęście są w pełni uzasadnione, a plany na przyszłość godne podziwu.

Gratuluję i życzę dalszych sukcesów. ;D

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Pamiętam. :) I gratuluję. Cieszę się, że mimo trudności projekt się rozwija.

Gratuluję Unfallu, jak inżynier inżynierowi ;-) Potrafię sobie wyobrazić przez co przeszliście (przynajmniej w warstwie technicznej, bo zagadnień organizacyjnych nawet nie próbuję ogarnąć).

Powiedz, udało Wam się uzyskać taką autonomię, że urządzenia mogą – przez znaczący okres czasu – pracować bez wyspecjalizowanego serwisu na miejscu? I jeśli możesz, to zaspokój moją ciekawość w jeszcze jednym aspekcie. Projekt zmusił Was do opracowywania własnych rozwiązań w zakresie takich elementów, jak na przykład inwerter solarny, czy udało Was się oprzeć na seryjnych komponentach i głównym problemem była integracja, automatyka realizująca sterowanie nadrzędne, oprogramowanie, itd.?

Już przestaję ;-)

"A jeden z synów - zresztą Cham - rzekł: Taką tacie radę dam: Róbmy swoje! Póki jeszcze ciut się chce! Róbmy swoje!" - by Wojciech Młynarski

Dzięki.

Korzystamy z inwerterów SMA. Na początku był problem – inżynierowie z SMA twierdzili, że inwertery muszą mieć dostęp do energii z sieci, względnie z generatora (ale my nie chcemy diesla). Ostatecznie udało się symulować sieć z baterii. To baterie przysporzyły najwięcej kłopotów, bo muszą pracować w odpowiedniej temperaturze, aby nie tracić na żywotności. Oczywiście to początki i jeszcze cały czas zbieramy doświadczenia i poprawiamy sprzęt, ale tak, nasza mała słoneczna elektrownia pracuje bez udziału wyspecjalizowanych pracowników, chyba że uznać za nich dwóch ludzi, którzy pracują dla nas przy kontenerze – jeden który pilnuje i co jakiś czas czyści moduły i elektryk, który w sumie bardziej troszczy się o sieć i indywidualne przyłącza. Serwis budujemy w stolicy Mali. Zapewne będzie potrzebny, gdy naszych kontenerów pojawi się tam więcej, a ponadto zajmie się ich ustawianiem, aby przy każdym nie trzeba było wysyłać ludzi z Europy. Poza tym dzięki satelitom mamy możliwość stale monitorować pracę urządzeń. Mamy internet niemal na pustyni :)

Jeśli Cię to interesuje, zmontowałem krótki filmik z instalacji kontenera w Nigrze.

Pozdrawiam

 

Sympatyczny filmik. Jesteś na nim? :-)

Babska logika rządzi!

Dzięki. Na filmiku mnie nie ma. Do Nigru nie pojechałem, bo musiałem zadbać o produkcję następnych kontenerów. W drugiej połowie listopada jadę natomiast do Mali z dwoma kolejnymi.

Micha się cieszy, jak się ogląda relację z sukcesu ;-)

Czy ja Cię dobrze zrozumiałem: żeby odpalić inwertery SMA musieliście użyć dodatkowych przekształtników DC/AC? A jak oceniacie żywotność takiego kontenera, uwzględniając starzenie akumulatorów i spadek wydajności ogniw?

"A jeden z synów - zresztą Cham - rzekł: Taką tacie radę dam: Róbmy swoje! Póki jeszcze ciut się chce! Róbmy swoje!" - by Wojciech Młynarski

Są dwa inwertery obsługujące ogniwa i trzy obsługujące akumulatory. Te pierwsze wymagają stałego napięcia z sieci (nie startują, jeśli go nie wykryją) i to był problem, ale udało się go rozwiązać tak, że nawet specjaliści z SMA już nie mają zastrzeżeń. Tutaj z pomocą przyszedł nam producent baterii, z którym współpracujemy. Zresztą ta współpraca jest szersza, bo musieliśmy zrezygnować z ich oryginalnych szaf i wspólnie zaprojektować własną. Z jednej strony po to, aby zmieściła nam się w ograniczonej przestrzeni, ale głównie po to, aby litowo-jonowe akumulatory izolować termicznie od otoczenia i chłodzić do temperatury poniżej 25 stopni, dzięki czemu popracują dłużej.

Kontenery mają w założeniu popracować minimum 20 lat. Po około 7 powinny się zamortyzować. Oczywiście bierzemy pod uwagę możliwość wymiany poszczególnych elementów w czasie eksploatacji i plany finansowe to uwzględniają. Tak czy inaczej, rozwój techniki gra na naszą korzyść, bo zarówno ogniwa, jak i akumulatory są coraz wydajniejsze i coraz tańsze.

W tych warunkach poniżej 25 stopni... Nieźle!

Dzięki za garść szczegółów i powodzenia!

"A jeden z synów - zresztą Cham - rzekł: Taką tacie radę dam: Róbmy swoje! Póki jeszcze ciut się chce! Róbmy swoje!" - by Wojciech Młynarski

Powodzenia : ). Aż miło poczytać takie science-nie-fiction.

Mogło być gorzej, ale mogło być i znacznie lepiej - Gandalf Szary, Hobbit, czyli tam i z powrotem, Rdz IV, Górą i dołem

Nowa Fantastyka