
Biblioteka od zawsze była dla mnie miejscem magicznym. Rzędy regałów stanowiły pewną tajemnicę, której odkrywanie było ogromną przyjemnością okraszoną tym co najlepsze – niespodziankami. Najbardziej wyjątkowa jest zawsze Ta pierwsza… Biblioteka, w której rozpoczynało się przygodę z czytaniem.
Niedawno postanowiłem zawitać do mojej macierzystej czytelni. Niezwykła, choć niewielka. Znajduje się w małej miejscowości, z której pochodzę. W pamięci ostała się jako mroczne miejsce, pełne opasłych tomów o pożółkłych kartkach i wielkiej liczbie ciemnych kątów. Zawsze pozostawało niewiadomym na co się w tych zakamarkach trafi. Pachniało tu czarną kawą, z uwielbieniem pitą przez starą, rubaszną bibliotekarkę, którą otaczała lekka woń mocnych papierosów.
Takie miałem wspomnienia. Rzeczywistość mnie rozczarowała.
Od chwili, gdy byłem małym chłystkiem, biblioteka skarlała. Stała się miejscem nie do zniesienia jasnym. Kilka regałów znikło całkowicie a w ich miejsce położono kolorową wykładzinę i jakieś niby edukacyjne zabawki. Obok tabliczki, wiszącej przed drzwiami z napisem Biblioteka Publiczna, została przypięta informacja o organizowanych tu na siłę zajęciach dla dzieci. Pewnie próbuje się je zachęcać do czytania książek. Bibliotekarka – pachnąca mocnymi perfumami – zdziwiła się ogromnie, gdy zapytałem o regał z fantastyką.
– Widz pan… Regału już nie ma, ale mamy półeczkę.
Półeczkę. A na niej pełno gniotów… Coś tam jednak wygrzebałem. Jakiś Anderson, Howard i Twain zaledwie. Moja karta po piętnastu latach zaginęła. Ale pani bibliotekarka się tym nie przejęła, po chwili zrobiła mi nową – cyfrową, albowiem czytelnia musi iść z duchem czasu. Pytam o los książek, które tu kiedyś były a teraz ich nie ma. – Co jakiś czas robimy kiermasz. Sprzedajemy na nim te pozycje, którymi nikt się nie interesuje. Po złotówce. – Mówiąc, pani wskazała na pudła stojące w kącie. Rzuciłem się na nie jak dzik w kukurydzę. Na próżno… Same harlekiny i przewodniki turystyczne sprzed trzydziestu lat.
Ale co się stało z fantastyką!?
– Kiermasz był parę miesięcy temu./ Wszystkie sprzedane?/ – Nikt nic nie kupił./ To gdzie one są do licha! /– Poszły na makulaturę.
Pominę barwny opis uczuć, które we mnie wtedy wybuchły. Wziąłem książki i skierowałem się do wyjścia. Nagle do moich uszu doleciał głos pani bibliotekarki.
– Ho! Ho! „Wojnę skrzydlatych” ostatnio wypożyczono w 1988 roku! Chyba pobił pan jakiś rekord.
Za poprzedniego ustroju… To ile czasu musiały leżeć te biedne tytuły, które powędrowały na przemiał?
U nas książki idą na biomasę do elektrociepłowni. Bibliotekarki rozdają je za darmo, żeby tylko nie skończyły w piecu – ale to ludzie są wybredni i nie biorą. Sienkiewicz, Prus, Szekspir krążą w przewodach elektrycznych i rurach ciepłowniczych.
Jestem czytelnikiem bradbury’owskim – dla mnie wszystkie książki są cenne ipso facto istnienia, nawet jeśli treściowo mi nie odpowiada. Ja się “pozbyłem” książek w sposób bardzo humanitarny (po tym jak przestały mi się mieścić w domu) oddałem je do Zakładu Karnego w Wołowie przez akcję “Książki za kraty”. Tam będą żyć...
Ogólnie tekst trochę przykrótki, jak na tak poważny temat.
F.S
Czy temat jest poważny? Ja bardzo dbam o książki, lubię książki, mógłbym je po prostu zbierać, wąchać i podziwiać i byłoby mi z tym dobrze ;) Mimo wszystko nie uważam, aby były one dobrem wyższym – ot, moje zboczenie książkowe moim zboczeniem, ale nie lubię gloryfikacji książek. Dlatego, w sumie, nic dziwnego – skoro tytułów nikt nie czytał, to postanowiono z nich zrezygnować.
Administrator portalu Nowej Fantastyki. Masz jakieś pytania, uwagi, a może coś nie działa tak, jak powinno? Napisz do mnie! :)
Smutna refleksja. Raz, że powroty do miejsc znanych z dzieciństwa prawie zawsze kończą się rozczarowaniem. Dwa, że to nie jest kraj dla starych książek. No, żaden nie jest. Po kilkudziesięciu latach zdecydowana większość książek ląduje na stoiskach z prasą sprzed miesiąca, kiermaszach i w antykwariatach. Ot, taka karma.
"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr