- publicystyka: Czy powinniśmy bać się kosmitów czyli recenzja „The Three Body Problem”

publicystyka:

recenzje

Czy powinniśmy bać się kosmitów czyli recenzja „The Three Body Problem”

The Three Body Problem – Cixin Liu

Tom 1 trylogii “Remembrance of Earth's Past”

NOTKA: Polskie tłumaczenie trylogii nie jest niestety dostępne. Sama czytałam tłumaczenie angielskie.

 

Jako gatunek ludzki, już od stuleci zastanawiamy się, czy istnieje życie pozaziemskie. Od dziesięcioleci natomiast aktywnie go poszukujemy w przestworzach, zakładając chyba, że nie wydarzy się nic złego. A co jeśli...?

Cixin Liu, do niedawna znany tylko w Chinach autor science-fiction, to właśnie pytanie zadaje w swojej trylogii „Remembrance of Earth’s Past”.

Książka opowiada historię Chińskiej astrofizyk Ye Wenjie i jej odkrycia życia pozaziemskiego. Znaleźliśmy kosmitów, ale okazało się, że nie są to sympatyczne zielone ludki, a gatunek pragnący nas unicestwić. Jakby tego było mało, sami częściowo popieramy destrukcję naszej cywilizacji.

Samo odkrycie dokonuje się w realiach okresu Chińskiej Rewolucji Kulturalnej. Powieść, pomijając trzy pierwsze rozdziały, skacze między tym właśnie okresem a teraźniejszością, co w rezultacie daje pięknie prowadzony sztuczny porządek narracji i czyni książkę tym bardziej interesującą.

The Three Body Problem to pierwsza książka science-fiction napisana przez chińskiego autora, którą przeczytałam. I wszystko byłoby świetnie gdyby nie ten trochę przydługi początek, z przeciągającymi się opisami życia w czasach Rewolucji Kulturalnej. Momentami miałam wrażenie, że czytam książkę historyczną. Ale raz ten okres za mną, książka nagrodziła mnie za cierpliwość świetnie rozbudowaną fabułą, która trzymała w napięciu do samego końca. 

Po głębszym zastanowieniu zdaję sobie jednak sprawę, że nawet jeśli początkowe rozdziały mnie nie zainteresowały, to spora część informacji w nich zawartych była potrzebna do prawidłowego zrozumienia motywów postępowania głównej bohaterki. Chociaż wydaje mi się, że autor mógłby jednak odrobinkę skrócić tę część, bez uszczerbku dla powieści.

Liu doskonale wplata w fabułę tematykę deterioracji ludzkości, naszego pościgu za bogactwem bez zwracania uwagi na długoterminowe konsekwencje naszych czynów, jak również odrzucenie takiego stanu rzeczy przez część społeczeństwa. Idea, że możemy sami sobie życzyć anihilacji jest trochę ostra i w zestawieniu z ogólnie przyjętym istnieniem instynktu samozachowawczego, trochę niesamowita, ale z drugiej strony jest też przedstawiona jako przemawiająca do zdecydowanej mniejszości, tej, która straciła wszelką wiarę w naszą cywilizację. Wyjątek potwierdzający regułę?

Jak na s-f przystało, wszystko to ubrane jest w rozsądną ilość szczegółów technicznych. Szczególnie podobał mi się sposób, w jaki autor wytłumaczył tytułowy problem, a stworzył do tego swego rodzaju świat w świecie, wirtualną rzeczywistość pozwalającą bohaterom doświadczyć problemu na własnej skórze i dzięki obserwacji sformułować własne teorie. W rezultacie problem został ubrany w zwyłke słowa, bez przesadnej terminologii i bez zbytniego wchodzenia w szczegóły techniczne. A zwracając się do tych, którzy właśnie przesadnej gadaniny specjalistycznej nie lubią powiem, że ta akurat książka radzi sobie bardzo dobrze z dozowaniem takiego słownictwa i unika długaśnych ustępów tylko technologii poświęconych.

Ważnym elementem fabuły jest fakt, że ludzkość stawia czoła bardziej zaawansowanej cywilizacji, a jakby tego było mało, nasze możliwości dalszego rozwoju zostają przez rzeczoną cywilizację zablokowane (przynajmniej częściowo). Tym oto sposobem gałęzie nauki które mogłyby nas doprowadzić do przełomu (i w efekcie wygranej), zostają efektywnie wyłączone z obiegu. Pozostaje nam poszukać innego sposobu na odparcie nieprzyjaciela. Wydaje się, że dla uratowania naszej cywilizacji, w ostatecznym rozrachunku ważniejsi będą ludzie niż technologia.

Co do bohaterów, to chyba nie jest źle, ale mogłoby też być lepiej. Z racji rozbudowanego wątku o Ye Wenjie, dowiadujemy się o niej i jej motywacjach ogromnej ilości rzeczy i czy zgadzamy się z nią czy nie, jej motywy są doskonale uzasadnione. Gorzej natomiast wypada Wang Miao, jeden z głównych bohaterów w czasach współczesnych. Autor daje nam o nim niewiele informacji i w rezultacie jego decyzje, napędzane prawie wyłącznie urażoną dumą, a potem strachem, wydają się lekko naciągane.

Podsumowując, myslę że książka ta może spodobać się zarówno zagorzałym fanatykom s-f jak i tym czytelnikom, którzy lubią powieści inspirujące do myślenia i do rozważań nad naturą rodzaju ludzkiego i naszej przyszłości we wszechświecie. Pomimo kilku negatywnych aspektów, książka zdecydowanie warta jest wysiłku. Mówię wysiłku, bo jak narazie nie ma niestety polskiego tłumaczenia tej powieści.

Moja ocena: 9/10

Komentarze

Recenzje książek dodajemy w dziale książek :)

Ale sci-fi w azjatyckim wydaniu... Po tym co pokazują w dziale zagranicznym NF, ja chętnie. Tylko jak widać, słabo jest z dostępnością na polskim rynku.

Rozglądałam się w dziale książek, ale nie chciałam dodawać czegośm czego nie można przeczytać po polsku. Wydało mi się lepsze umieszczenie tego w dziale ogólnym. Ale na przyszłość się zastosuję.

 

Z tą dostępnością to faktycznie niestety kiepsko. Rzadko zdarza mi się natknąć na autora azjatyckiego w dziale sf czy fantasy w ksiegarniach. Ale nie tylko w Polsce tak jest. Może to też dlatego, że przynajmniej w Chinach chyba potrzebna jest zgoda władz na opublikowanie powieści za granicą (gdzieś coś takiego czytałam, ale nie mam pewności że to prawda jest).

Dobrze więc, że mamy chociaż opowiadania w NF. Wydaje mi się jednak, że może moda wokół Murakamiego zachęci wydawców do tłumaczeń twórców z Azji. Może Chiny również mają swojego Zajdla?

Na pewno mają. W końcu jak kiedyś pisał tu Dzikowy nic tak nie napędza fantastyki jak ustrój i cenzura. Ja dopiero niedawno przekonałem się do drukowanego w NF Kena Liu, więc fantastyki Państwa Środka za bardzo nie znam.

Fajnie, że sięgnęłaś po mało znaną pozycję. W recenzji jest parę literówek lecz poza tym napisana całkiem przyzwoicie.

Dzięki za opinię. Udało mi się znaleść jedną literówkę, więc jąpoprawiłam.

 

Cenzura to takie śmieszne zjawisko, im bardziej chce się coś ukryć, tym bardziej ludzie tego szukają. Czytałam o przypadkach kiedy jakieś teksty były czytane miliony razy głównie dlatego, że były regularnie usuwane z sieci w Chinach...

“Powieść, pomijając trzy pierwsze rozdziały, skaka między tym właśnie okresem a teraźniejszością“ – Skaka...?

 

“Ale raz ten okres za mną,“ – Niegramatyczne, niezręczne sformułowanie.

 

W recenzji jest trochę powtórzeń i przecinków w niewłaściwych miejscach, ale ogólnie czyta się nieźle. Fajnie, że przybliżyłaś nieznanego autora i nieznaną pozycję, choć ja na SF polować jednak nie będę ;)

"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr

Dzięki za opinię :) nie da się ukryć że SF to literatura specyficzna i zdecydowanie nie każdemu się podoba :)

 

Skaka wzięło się stąd, że  regularnie pojawiają się fragmenty z przeszłości wplecione w narrację prowadzoną w teraźniejszości. Chociaż może lepsze byłoby na przykład ‘krąży’...

Ale przyznaję, że to może być bardziej moje osobiste odczucie niż fakt jak książka jest skonstruowana. Mam tendencje do zauważania fragmentów historycznych i swoistego ich wyolbrzymiania (pewnie dlatego że ich najzwyczajniej nie lubię).

 

Co do drugiego cytowanego zdania, całkowicie się z tobą zgadzam. Jakoś nic lepszego nie przyszło mi do głowy kiedy akurat to pisałam.

Wydaje mi się, że Jose chodziło raczej o formę – “skacze”. smiley

A co to według ciebie są “fragmenty historyczne”? Retrospekcje czy opisy przeszłości, która spowodowała że akcja powieści dzieje się w takim a nie innym świecie? Bo tego trochę nie łapię, jak i samego faktu “nielubienia”. Czym one tak zaburzają przyjemność z czytania?

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

Ach, no faktycznie lepiej by brzmiało “skacze”.

 

Co do fragmentów historycznych, to w tej książce są obie wersje. Początek to zwykły opis zdarzeń z przeszłości (jakby czytać powieść dziejącą się w latach 60), dalej są to raczej retrospekcje (chociaż zdarzy się i cały rozdział w stylu opis przeszłości).

 

Generalnie co mi się nie podobało: zacząć powieść SF od historycznego opisu Chin w czasach Rewolucji Kulturalnej (nie mam pojęcia na ile wiarygodnego) ciągnącego się na kilkadziesiąt stron wydaje mi się lekko nie na miejscu ;) Nie spodziewałam się tego.

Przyznaję że opisy potrzebne i dobrze wpisują się w całość, ale nic nie poradzę że z zasady nie lubię takich fragmentów, nudzą mnie.

Zdecydowanie chodziło mi o “skacze” ;)

"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr

Jest więc “skacze” smiley

Lekka, dobra recenzja. Co ciekawe, miejscami mocno podkreślasz subiektywizm odbioru, trochę odchylając się w stronę felietonu.

Administrator portalu Nowej Fantastyki. Masz jakieś pytania, uwagi, a może coś nie działa tak, jak powinno? Napisz do mnie! :)

Dzięki beryl.

Hmmm, na felietonach się specjalnie nie znam, więc wierzę na słowo ;)

Nowa Fantastyka