- publicystyka: Nocturno

publicystyka:

felietony

Nocturno

moderato assai

Wyjazd na weekend w rodzinne strony. Po wejściu do swojego pokoju zobaczyłem stare narzędzie tortur pochodzące z minionego ustroju – pokrytą lakierem gąbkę spijającą dziecięce łzy, złodzieja letniego popołudnia i jesiennego, choć wciąż ciepłego wieczora, czyli radzieckiej produkcji pianino Nocturno. Przez ostatnich kilka lat służyło podopiecznym w Środowiskowym Domu Opieki przy parafii E.-A., a teraz wróciło.

Środkowy pedał – tłumik, leżał przy ziemi, ale tę awarię naprawiałem wielokrotnie. Po raz pierwszy od dekady zdjąłem obudowę i obejrzejrzałem dokładnie mechanizm, naprawiając po drodze drobiazgi, jak odklejony filc czy przekrzywioną sprężynkę. F# nie odbijał – klej puścił na łączeniu popychacza. W H pękła jedna z dwóch strun, przez co po zwolnieniu klawisza filcowy tłumik trafia w pustkę i nie wygasza dźwięki, a ja nie mam zapasowych elementów do naprawy. O strojeniu nie ma mowy – po prostu będę sobie przypominał ragtime’y Joplina, może opanuję jakieś saloonowe przygrywki z Dzikiego Zachodu? Bardzo ucieszyła mnie wiadomość, że HBO rozważa dogrywkę kilku odcinków Deadwood.

Po przywróceniu instrumentu do stanu względnej używalności pojechałem do garażu, gdzie od lat pleśniały zeszyty z nutami. Koncert na skrzypce i fortepian Riedinga to pewnie mojej siostry-skrzypaczki, ale znalazłem też tańce francuskie, jakieś miniatury Haendla i wybrane Komedy, którego nigdy nie rozgryzłem. Nie uczyli nas jazzu.

Uproszczone wersje wczesnych utworów Mozarta i Gaumpnera są pokreślone ołówkiem i długopisem. Pamiętam kobiecą rękę, gdy pisała uwagi „1i, 2, i, 1i, 2i”. Na dole jest trójka wpisana ołówkiem. To była ocena semestralna. Straszne miałem na początku problemy z triolami i z utrzymaniem pozycji w nadgarstkach (łagodne wykończenie łuków!). Dziś też powinienem zaczynać od „ślimaków”, czyli przeciągania leżącego na blacie przedramienia palcami, a nie siadać od razu do inwencji dwugłosowych Bacha.

Z klasą pianina pożegnałem się po trzech latach nauki, co nie znaczy, że przestałem grać. Po prostu pojawiła się w szkole sekcja instrumentów dętych i przeniosłem się na klarnet. Niech sąsiedzi chwalą Opatrzność, że rok temu, gdy za śmieszne pieniądze w Biedzie dostępne były dęte drewniane, ja akurat byłem bez kasy. Klasę klarnetu skończyłem. Potem jeszcze grałem przez jakiś czas na saksofonie, ale zajęcia indywidualne bez historii muzyki, rytmiki, ćwiczenia słuchu, harmoniki i całej technicznej teorii były dla mnie trochę stratą czasu, wszak instrument podobny do klarnetu, a nauczyciel nawet ten sam.

Później chciałem wrócić do szkoły na flet poprzeczny, ale usłyszałem, że jestem za stary.

Na studiach wbiłem się jeszcze na fagot. Nie udało się.

allegro ma non troppo

Dawno temu na historii muzyki po raz pierwszy usłyszałem Symfonię Fantastyczną Berlioza. Sam utwór był jednym z setek, których słuchaliśmy i które później mieliśmy „zdać”. Egzamin przypominał turnieje w rodzaju „Jaka to melodia?”. W Fantastycznej coś mnie urzekło: historia stojąca za jego powstaniem, charakterystyczne cechy poematu symfonicznego jako gatunku, „fabuła” utworu, a nawet biografia autora. Na egzaminie Berlioza nie było, a szkoda: zgadłbym po jednym w takcie.

Wyjazd na weekend w rodzinne strony. Plumkam sobie Passacaglię Misia McCreary, napisaną do serialu Battlestar Galactica. Tam też muzyka miała ogromny wpływ fabułę i bohaterów. Całkiem jak… cholera, dopiero przy przeglądzie pianina zdałem sobie sprawę, że opowiadania dzielone na trzy części planuję na zmiany tempa ABA (szybkie, wolne, szybkie), na pięć układam zazwyczaj w ABACA. Czasami zastanawiam się nad tempem, a w głowie próbuję przypisać muzykę nadającą się na tło wydarzeń. Sam nigdy niczego sensownego nie skomponowałem – nawet wariacji – i do dziś nie „zrozumiałem” Komedy. Gdy mi muzyk i kompozytor smęci, że zazdrości mi łatwości składania historii, to mam ochotę zdzielić go jego własną gitarą. Albo tą drugą. Raz tylko poszedłem w trochę innym kierunku i po prostu napisałem utwór muzyczny jako tekst. Obie muzy mają do dyspozycji zupełnie inne instrumenty, dlatego z wyniku jestem nieszczególnie zadowolony. Może za kilka lat z większym doświadczeniem i prostszym utworem?

moderato

Wyjazd na weekend w rodzinne strony. Dziś jeszcze nie wracam. Godzinę przed wyruszeniem z Warszawy w piątkowe korki odebrałem maila, że wydawca się pospieszył i wysłał egzemplarze autorskie. Miałem je odebrać we Wrocławiu, ale niech tam – poczekam na listonosza. Na umowie i kopercie, w której ją wysłałem podpisaną, nabazgrałem adres domu rodzinnego. Nie sądzę, żeby znali ten warszawski. Książki przyjdą tutaj. Tekst znalazł się w antologii miejskiej grozy, a w małych miastach nie ma filharmonii.

Dziś jeszcze nie wracam. Mam nadzieję, że paczka przyjdzie już jutro. Odbiorę ją i pojadę do szkoły muzycznej. Nauczycielka historii muzyki jest teraz dyrektorką. Dam jej jeden egzemplarz i podziękuję przed powrotem do Warszawy lub tylko podziękuję, jeżeli listonosz nie zdąży. Wszak to ona napisała opowiadanie, a ja tylko… odrobiłem lekcję.

Wyjazd na weekend w rodzinne strony.

kadencja, fermata

Nieoczekiwanie niespodziewany.

Komentarze

Cześć @Dzikowy,

 

Po raz pierwszy od dekady zdjąłem obudowę i obejrzejrzałem

– znalazłem literóweczkę

trafia w pustkę i nie wygasza dźwięki

– tutaj chyba kolejną

a ja tylko… odrobiłem lekcję.

– nie wiem jaki był zamiar, ale jeśli miałeś na myśli liczbę mnogą to poprawną formą jest lekcje. Obecnie odrobiłeś jedną :P

Tyle z tego co zauważyłem, reszta ma pewien potencjał. Ze względu na zwroty i słownictwo kierowana będzie bardziej do muzycznej części odbiorców, ale biorąc pod uwagę samą historię jest szansa na stworzenie ciekawego opowiadania o historii pewnego muzyka. Mi się podobało, chociaż zabrakło jakiegoś małego haczyka, ażeby zatrzymać odbiorcę na dłużej.

 

Pozdrawiam Cię serdecznie i życzę powodzenia :)

 

 

Ainvellin

Nowa Fantastyka