- publicystyka: Fantastyka.pl portal do innego świata

publicystyka:

artykuły

Fantastyka.pl portal do innego świata

„Nowa Fantastyka” jest marką kultową, jak Harley Davidson, Linux czy Volkswagen garbus. Dlatego czytelnik „Nowej Fantastyki” to ktoś, kto nie tylko czyta literaturę science fiction, horrory czy fantasy, ale też czuje wspólnotę z ludźmi o podobnych zapatrywaniach, którzy podzielają jego wartości, zwłaszcza te dotyczące kultury, literatury i filmu. Czytelnicy fantastyki to ludzie o szerokich horyzontach, nieco zakręceni, wizjonerscy, ceniący przygodę i pozostający w lekkiej kontrze do wszelkiego establishmentu. Poza tym nie ma reguły: mogą być introwertyczni lub ekstrawertyczni, cenić ciężkie brzmienia lub operę (albo jedno i drugie) – naprawdę nie ma reguły. Po „Nową Fantastykę”, jak się przekonałem, sięga zarówno pięćdziesięcioletnia pani lekarka z małej miejscowości, zaczytująca się strasznymi historiami i sama pisująca po pracy opowieści grozy, jak i licealista zafascynowany zdobyczami współczesnej fizyki czy biochemii, który myśli, jak będzie wyglądać świat za lat sto czy dwieście. Tak szerokie spektrum czytelnicze jest wyzwaniem, ale to naturalne, gdy w grę wchodzi dziedzina tak różnorodna.

 

Jakub Winiarski w rozmowie z Marcinem malakhiem Zwierzchowskim

Lipiec 2010 roku

 

 

Witajcie! Za moimi plecami widzicie niezwykły gmach, od lat będący portalem do innego świata. Nie bez powodu nad wejściem opalizuje wielki napis: Fantastyka.pl.

 

 

 

Jak widać, wokół kręci się sporo ludzi. Jedni wchodzą, inni wychodzą, ale wszystkich łączy miłość do słowa pisanego i do szeroko pojętej SF. Niekiedy można spostrzec kogoś, kto idzie niepewnym krokiem, rozglądając się wokół. To nowi goście, nieco zagubieni i onieśmieleni. O, spójrzcie tam: kobieta w niebieskim sweterku. Zatrzymała się i wygląda jakby chciała uciec. Podejdźmy. Z bliska widać plakietkę z imieniem: BlueMelody.

– Dzień dobry! Powiesz co cię tu sprowadza?

– Dzień dobry. Cóż, piszę od kilku lat i chciałabym się doskonalić i dowiedzieć, czy moje pisanie ma sens. Publikowałam na forach, ale to tylko targało moje nerwy, więc postanowiłam przybyć tutaj. Chciałabym kiedyś, w przyszłości, wydać książkę…

– Powodzenia, BlueMelody!

Niektórzy przybywają tutaj, aby poczytać lub podzielić się z innymi wrażeniami z lektury, z filmu, a niekiedy po prostu pogadać. Jednak wiele osób wkracza w te progi, aby zaprezentować własną twórczość i otrzymać merytoryczną krytykę – wszak nie ma tekstów idealnych. A zatem: wstąpmy do środka.

 

ZWIEDZANIE CZAS ZACZĄĆ

 

Zaraz po wejściu stajemy w przestronnym holu. Stąd, gwiaździście rozchodzą się korytarze do wielu sal. Na prawo Hyde Park, przed nami Publicystyka, a tam: całe skrzydło poświęcone konkursom. Niektóre z nich obrosły legendą. Jeszcze dalej, na lewo, Książki i Czasopisma – miejsca, gdzie można przeczytać lub zamieścić recenzję, dowiedzieć się, po jaką pozycję warto sięgnąć.

Przejdźmy tym pasażem naprzeciw schodów. Jesteśmy w obszernej, wysoko sklepionej sali zwanej Poczekalnią. Jak widzicie wzdłuż ścian ciągną się rzędy ksiąg, a na środku, na kanapach i poduchach spoczywa wiele osób pogrążonych w lekturze. Gdybyśmy postali tutaj nieco dłużej, moglibyśmy zobaczyć, jak któryś z bywalców przynosi nowy wolumin i dokłada do kolekcji. Zapewne wkrótce pojawi się tutaj również BlueMelody. A teraz spójrzcie tam – widzicie ogromne, dwuskrzydłowe, rzeźbione drzwi? Przed nimi coś majaczy, jakaś postać zwiewna i widmowa. Mamy szczęście to Duch Biblioteki, we własnej, hmm, postaci… Finkla, w świecie spraw codziennych znana jako Sylwia Finklińska, napisała kiedyś o nim:

Jest Damą. Białą jak kartki książek, których pilnuje w długie noce wypełnione skrzypnięciami starych mebli, krokami na korytarzu oraz innymi dźwiękami, tak upiornymi, że lepiej nie wnikać w ich pochodzenie…

Tak, a pilnuje właśnie Biblioteki, sali za tymi drzwiami. Tam trafiają księgi z Poczekalni, jeśli znajdą uznanie wśród Opierzonych. Wróćmy teraz do holu.

 

 

Zapewne zwróciliście uwagę na piękne, kute schody, które rozpoczynają bieg pośrodku sali i wznoszą się spiralnymi splotami. Zwróćcie uwagę na fantastyczne zdobienia balustrad. Pośród bogactwa motywów roślinnych odnajdziecie cały bestiariusz, a wejścia na schody bronią smoki. Jednak nie lękajcie się, zapraszam na górę.

 

PIĘTRO WYŻEJ

 

Wkroczyliśmy do sali niemal tak dużej, jak ta pod nami. Popatrzcie, wszędzie stoją stoliki, nad każdym ktoś się pochyla i coś pisze w skupieniu. Zerkniemy?

Dobre wykonanie, na poziomie języka, zdecydowanie pomaga w lekturze – przy takim powolnym tempie łatwo zarżnąć tekst przegadaniem, moim zdaniem tobie udało się dojść do końca nie mordując opowiadania.

A obok?

Historia dość zajmująca i całkiem nieźle opowiedziana. (…) lektura przyjemna, wykonanie przyzwoite. No, może z wyjątkiem samego zakończenia – wydało mi się mało treściwe, ale skoro właśnie takie wymyśliłeś, to takie musi być...

Nie zawsze jest tak miło:

Opisałeś fragment dziwnego świata, ale nie byłeś uprzejmy dodać nic, co by czytelnikowi ten świat przybliżyło, pozwoliło zrozumieć, co się tam dzieje i dlaczego. Mam nadzieję, że po raz pierwszy i ostatni zamieściłeś opowiadanie tak bardzo niedopracowane, niedbale napisane i pełne błędów.

To tutaj powstają komentarze do tekstów, tych w Poczekalni, i w Bibliotece, i tych w Publicystyce. A zwróciliście uwagę na ozdoby wplecione we włosy niektórych osób? To właśnie Opierzeni i ich piórka, które mogą posiadać jeden z trzech kolorów. Brązowy – występujący najczęściej – przyznawany dla najlepszych tekstów miesiąca. Srebrny, oznaczający zaproszenie do publikacji opowiadania na łamach „Nowej Fantastyki”. I wreszcie złoty, wyłącznie dla autorów, którzy już w „NF” zaistnieli. Pod ścianą możecie dostrzec wyjątkowo okazały, brązowo-złoty pióropusz. Jego właścicielem jest gwidon. Debiutował w 1995 roku w „Nowej Fantastyce”, podpisując się Wiesław Gwiazdowski, a w tym przedziwnym miejscu przesiaduje od ponad pięciu lat. Chodźmy, zapytajmy co go tu przywiało i co go tutaj trzyma.

– Cześć, gwidonie!

– Cześć! Słyszałem co mówiłeś. Przywiała mnie ciekawość, a zatrzymali czytelnicy, których reakcje na moje teksty były zaskakująco pozytywne. Nawet nie chodzi o pochwały, czy głaskanie po plecach. Tutaj naczytałem się tak wielu komentarzy na temat zamieszczonych tekstów, jak nigdzie indziej. Dzięki pozytywnym opiniom pod fragmentem powieści, który zamieściłem, ta rozrosła się i wreszcie doczekała zakończenia.

– Tak, wiem, że jesteś o krok od wydania Gór pamięci. Ale dotarły do mnie również informacje o opóźnieniach, więc z całych sił trzymam kciuki i już ci nie przeszkadzamy.

Podobne opinie można usłyszeć od innych bywalców, którzy posiadają już jakiś dorobek literacki. Niedawno rozmawiałem z Jackiem Wróblem, znanym jako uthModar, autorem Cudów i dziwów Mistrza Haxerlina. Jacek opowiadał:

Zarejestrowałem się chyba z takiego samego powodu co większość: chciałem zobaczyć z jakim odbiorem spotkają się moje teksty, co robię dobrze, nad czym muszę popracować. Takie wirtualne warsztaty to nieoceniona pomoc dla ludzi, którzy poważnie myślą o pisaniu, zwłaszcza że komentarze nie ograniczają się do lakonicznych fajne opko albo słabizna, ale często są bardzo rozbudowane i merytoryczne.

Wspominał również, jak zamieścił pierwszy tekst o Haxerlinie:

Na początku miałem przygotowane ledwo parę tekstów, reszta powstawała na bieżąco, głównie z myślą o publikacji na portalu. Przełomowe było pierwsze opowiadanie, Cuda i Dziwy Mistrza Haxerlina. Szczerze mówiąc, gdyby nie bardzo przychylne opinie na temat tego szorta, pewnie nie pojawiłyby się kolejne odsłony przygód Haxerlina, co koniec końców doprowadziło do wydania książki.

Skoro już jesteśmy przy komentowaniu i ocenianiu tekstów, to właśnie stoimy przed parą drzwi. Na jednych wisi tabliczka z napisem „Dyżurni”, a na drugich „Loża”. To właśnie tutaj spotykają się dwa, jakże ważne gremia. Zadaniem Dyżurnych jest czytanie i komentowanie wszystkich opowiadań, które pojawiają się w Poczekalni. To jest bardzo istotna sprawa, wszak jak słyszeliśmy, goszczący tutaj autorzy liczą na rzetelną opinię. Rzecz jasna komentarze może pisać każdy i pod wieloma tekstami wpisów nie brakuje, jednak niekiedy opowiadanie – z różnych względów – pozostaje niezauważone. Dyżurni gwarantują, że w każdym wypadku, autor uzyska opinię o swojej pracy. Tę grupę tworzy kilkanaście osób, z doświadczeniem i nierzadko dorobkiem literackim, jak chociażby c21h23no5.enazet, czyli Magdalena Świerczek, której powieść pod roboczym tytułem Openmainder wkrótce pojawi się w księgarniach. Natomiast Loża to już sama elita tej społeczności, wybierana w corocznym głosowaniu użytkowników, przy czym czynne prawo wyborcze posiadają osoby o odpowiednim stażu i dorobku portalowym. Kilka dni temu zostały ogłoszone wyniki ostatnich wyborów. W Loży znalazło się dziewięć osób, a pięcioro spośród nich wypełnia również zadania Dyżurnych: regulatorzy, śniąca, Nevaz, Joseheim oraz wspomniana już Enazet. Wszyscy zasiadający w jednym, czy też drugim gremium, zasługują na wyrazy wdzięczności i podziękowania. Poświęcają niemało wolnego czasu na to, aby to miejsce tętniło życiem. Dwoją się i troją. Za przykład niech posłuży regulatorzy – wbrew mianu to jedna kobieta, ale pracuje jak zastęp stachanowców. Niestrudzona i cierpliwa komentatorka, nieprzejednany wróg błędów wszelakich. Dość powiedzieć, że w korytarzu Hyde Park istnieje specjalna sala poświęcona kultowi bogini Reg. Loża co miesiąc głosuje, wybierając najlepsze opowiadania spośród nominowanych. Zwycięzcy otrzymują nagrody i oczywiście brązowe piórka, a niekiedy również srebrne, ale o tym decyduje już sam _mc_ – redaktor Michał Cetnarowski. Informacja o nagrodzonych tekstach pojawia się w „Gońcu Fantastycznym” (tutejszy newsletter) i na łamach „Nowej Fantastyki”.

 

SZALONE JAJKO

 

Pójdźmy dalej. W pobliżu znajduje się miejsce, które bardzo lubię, a poza tym przygotowałem tam niespodziankę. Mijamy właśnie windę, która jest jedyną drogą wiodącą na najwyższy poziom tego gmachu. Tam, niestety, nie dostaniemy się, jest to domena redakcji. Chociaż, poczekajcie, ktoś właśnie wysiada. Żółty kolor, owalne kształty... dj Jajko – do niedawna łącznik z najwyższymi kręgami, zawsze pełen humoru i samokrytycyzmu. Jest autorem tyleż legendarnego, co prawie samobójczego konkursu SF2015, który ogłosił tymi słowy:

Ponieważ smocze szaleństwo, rozpętane przez Beryla właśnie dobiega końca czas dorzucić swoją, skromną cegiełkę do Waszego literackiego rozwoju, radości, zabawy – a to wszystko w ramach arcytrudnej i męczącej pracy – pisania z sensem i na zadany temat.

Wspomniane szaleństwo, to z kolei konkurs Dragoneza 2014, który przyniósł ogromną liczbę tekstów i nowych użytkowników. W kulminacyjnym momencie trudno było przebić się z innym opowiadaniem niż smocze. Wracając do SF2015. dj Jajko popełnił dwa błędy: nie ustalił limitu znaków dla tekstów konkursowych i otworzył furtkę dla ewentualnej publikacji wartościowych opowiadań na papierze. Rezultat przeszedł najśmielsze oczekiwania! Przytoczę statystykę: czas trwania: ponad rok. Długość tekstów: cztery miliony znaków (sic). Do tego dwa teksty z przeznaczeniem do publikacji i dwa srebrne piórka. Cóż, to nie był ostatni konkurs ogłoszony przez DJ-a, ale w następnych, dziwnym trafem, pojawiło się więcej ograniczeń. Poczekajcie chwilę, porozmawiam z Jajkiem, być może wprowadzi nas na szczyty.

Udało się, ale na górę pojedziemy nieco później. Przed chwilą, przedstawiając Jego Owalność, użyłem określenia: „do niedawna”. Niestety DJ odturlał się do innych zadań i teraz jest tu jedynie gościem, choć jest to gość honorowy! Mało komu portal zawdzięcza tyle co jemu, a chyba nie wszyscy użytkownicy zdają sobie z tego sprawę. Zdradzę wam, że udało mi się namówić Jajko na dłuższą rozmowę i wspominki. Oczywiście wszystko skrupulatnie spiszę i umieszczę w Publicystyce.

 

 

Teraz proszę, skręcamy w prawo i wychodzimy na wielki taras. Uwielbiam widok roztaczający się stąd na fantastyczną dolinę. W dali możecie dostrzec Samotną Górę, po prawej, na tle błękitu widać sylwetkę szybującego smoka. Zaś w dole, ku niebu sięga infrastruktura potężnego kosmodromu. A tam! Widzieliście? Znikający kot, chwilę dłużej było widać jego uśmiech. Jeżeli postoicie tu wystarczająco długo, to ponoć ujrzycie wszelkie dziwy, jakie może stworzyć wyobraźnia ludzka.

 

PER ASPERA AD ASTRA

 

Obiecałem niespodziankę i oto ona! Powitajcie krajemar i Jacka_L. Zaprosiłem ich nieprzypadkowo. Marta Krajewska, autorka Idź i czekaj mrozów oraz Jacek Łukawski, który napisał Krew i stal są  tegorocznymi debiutantami i jednocześnie tubylcami. Chciałbym im zadać kilka pytań.

– Marto, zarejestrowałaś się na forum pod koniec kwietnia 2013 roku, Czyli nieco ponad rok przed publikacją nominowanego do Zajdla Daję życie, biorę śmierć i trzy lata przed debiutem książkowym. Co Cię skłoniło do założenia konta?

– Pierwszą wersję powieści napisałam kilka lat temu, będąc na urlopie macierzyńskim. Dumna z siebie wysłałam ją do wielu wydawnictw, ale odpisało mi tylko jedno, i to po roku – Prószyński i S-ka. Niestety zmiana profilu wydawniczego w 2013 roku przerwała prace nad książką. Zostałam więc rozjechana walcem ogromnego zawodu osobistego. Zdruzgotana zaczęłam od nowa, znów posłałam do kilku wydawnictw, a potem Agata, moja siostra, opowiedziała mi o tym miejscu. Przybyłam, rozejrzałam się, napisałam w dwa dni Zapach jej czerwony i wrzuciłam z biciem serca do Poczekalni. Pierwsze dwa komentarze były niezbyt przychylne: bo szyk przestawny, stylizacja… Ale potem się zaczęły dobre rzeczy. Konkretne uwagi, porady, pochwały, bardzo cenna krytyka. Dostałam za ten tekst brązowe piórko i wsiąkłam w Fantastyka.pl na dobre. Dowiedziałam się tutaj podstawowej rzeczy: żeby wydać książkę, musisz wyrobić sobie nazwisko, dziewczynko! No i zaczęłam harówkę. Dopiero wtedy weszłam w okres konkursów literackich, ale pisanie na zadany temat to nie to samo, co swobodne tworzenie.

– Tak. Drewian, czyli Magdalena Lewandowska, powiedziała mi kiedyś, że tutaj zrozumiała, iż nie wystarczy talent, żeby się przebić. A jak to było u ciebie, Jacku?

– Mój cel był jasny: napisać tę cholerną książkę. Cholerną, bo pomysł kołatał mi się w głowie masę lat i byłem nim już zmęczony. Pierwotnie zakładałem, że nie będę nikomu pokazywał tekstu do momentu kiedy go nie skończę, jednak w trakcie naszły mnie wątpliwości. Owszem, pisałem głównie dla siebie, lecz przecież gdzieś tliła mi się myśl o tym, by próbować książkę wydać. Skoro tak, to musiałem wiedzieć, czy to, co piszę, da się czytać bez nadmiernego zgrzytania zębami. Wtedy pomyślałem o Fantastyka.pl, to był oczywisty wybór, ze względu na sentyment jakim ją darzyłem. Wszak było to pismo, które czytywałem masę lat temu jako okienko na fantastyczny świat. To było wspaniałe. W jednym miejscu kilka osób spojrzało na tekst z różnych perspektyw. Część ich sugestii mogłem wprowadzić od razu, a inne musiałem poukładać sobie w głowie. To doświadczenie było dla mnie szalenie cenne i wpłynęło bardzo pozytywnie na całość tekstu.

– Oba wasze debiuty zaprzeczają obiegowej opinii o klasycznej drodze młodych autorów: wczesne próby w szkole, później różne konkursy, portale jak ten, e-ziny i wreszcie pierwsza papierowa publikacja, a następnie książka.

– Jak się okazuje zrobiłam wszystko zupełnie na odwrót. Tak, pisałam w szkole i to tylko dla siebie, w zeszytach, długopisem i tak dalej. Nie kończyłam praktycznie niczego co zaczynałam, ale bardzo dużo skrobałam. Komputera dorobiłam się dopiero na studiach, a choć może nie jestem aż tak stara, to wyobraź sobie, że studiowałam w czasach, kiedy z netem łączyło się przez modem, który blokował na ten czas linie telefoniczną i nikt nie był się w stanie dodzwonić na nasz stacjonarny telefon. Młodsi pewnie będą musieli wygooglować, co to za machina. Nie było mnie więc na żadnym forum, nie oglądałam zdjęć posiłków znajomych, ani miliona fotografii ich kotów. Za to miałam dużo czasu na pisanie. I w pewnym momencie, jak wspominałam na urlopie macierzyńskim, napisałam powieść.

– Jasne, później była nominacja do Zajdla, antologie papierowe, a jak trafiłaś do wydawnictwa?

– Tuż przed nominacją przeżywałam straszliwe katusze pisarskie. Nie udało mi się załapać do antologii, która wydawała mi się bardzo ciekawa, dodatkowo drugi projekt, w którym brałam udział, poniósł porażkę. Miałam wrażenie, że tracę czas z tym moim hobby. Wtedy w którejś rozmowie, tutaj na forum, padła nazwa Genius Creations. Sprawdziłam stronę, wydali się inni niż wszyscy. Wysłałam im powieść i po trzech dniach dostałam maila z przeprosinami, że tak długo nie odpowiadali, ale mail wpadł w spam, i że dadzą znać czy biorą tekst w jakimś terminie, już nie pamiętam. Nie powiem, zbierałam szczękę z biurka. Nie dostałam podobnego maila od żadnego z licznych wydawnictw. Już wiedziałam, że chce z nimi pracować. Tydzień po nominacji Marcin Dobkowski z GC napisał, że chce Idź. Tak więc na galę rozdania nagród jechałam już z umową w kieszeni. Jak widzisz, u mnie było to tak, że napisałam powieść, a potem zrobiłam wszystko, żeby udowodnić światu, że warto ją wydać. Napracowałam się, żeby zobaczyć ją w księgarniach.

– A jak bardzo twoja ścieżka, Jacku, odbiegała od szablonu?

– Na szczęście nie wiedziałem jak powinna wyglądać prawidłowa droga do debiutu.

– Słyszysz? Rozbawiłeś naszych gości…

– No cóż, chciałem napisać powieść, więc siadłem i zacząłem to robić. Można więc powiedzieć, że podszedłem do tematu tak, jak się powinno podchodzić do miłości: bez rozmieniania się na drobne. Szczególnie, że wizyta na forum Fantastyki dała mi pozytywnego kopa, bo skoro nikt nie napisał „stary, odpuść sobie” to znaczyło, że jest szansa. Przeanalizowałem sugestie, podwoiłem wysiłki i po kilku miesiącach miałem gotowy tekst.  Dość późno zauważyłem, to o czym wspomniałeś, że ludzie starają się jak najwięcej pisać, dzielić się swoimi tekstami, wysyłać gdzie się da. Że istnieje cały światek autorów i autorów in spe, którzy wypracowali już swoje schematy zachowań, i zasady. Gdybym odkrył to wszystko dziesięć lat wcześniej, pewnie wtedy poszedłbym taką samą drogą, ale teraz było już za późno. Nie miałem wyrobionego nazwiska, ani doświadczenia. Za to miałem kompletny pierwszy tom, który wzbogaciłem o notkę autorską, krótkie streszczenie i rozesłałem do wybranych wydawnictw. Liczyłem się z tym, że nikt nie będzie chciał tej książki drukować i byłem pogodzony z taką wizją. Podstawowe marzenie spełniłem bo napisałem, a reszta już nie była tak bardzo istotna, choć oczywiście mile widziana. Po jakimś miesiącu otwarłem maila i nie wierzyłem własnym oczom. SQN – wydawnictwo, o którym wstydziłem się nawet marzyć, napisało: „wydajemy!”

– Na zakończenie chciałem wam zadać jeszcze jedno pytanie. Co was wciąż trzyma tutaj, na Fantastyka.pl?

– Widzę, że zadumałaś się, więc odpowiem pierwszy, krótko zresztą. Na początku traktowałem forum fantastyki epizodycznie. Jednak panujący tu klimat sprawił, że po pewnym czasie wróciłem i teraz odwiedzam je co jakiś czas. To bardzo miłe miejsce, które skupia wielu fajnych i ciekawych ludzi.

– Fakt, krótko i konkretnie.

– Ja będę bardziej rozwlekła! Poznałam tu wspaniałych, szczerych, utalentowanych ludzi i jestem po prostu ciekawa, jak sobie radzą. Kiedyś czytałam niemal każde opowiadanie, komentowałam, starałam się pomóc. Obecnie moja obecność to w sumie tylko Hyde Park, ale wydaje mi się, że właśnie teraz mogłabym pomóc bardziej, bo kiedy przybyłam na forum zadawałam dużo pytań odnośnie wydania książki, a słyszałam tylko: „nie wiemy, my tez dopiero na to pracujemy”. Więc nie chciałam odchodzić tak, jak inni przede mną. Nie załatwię nikomu wydania książki, ale może będę w stanie odpowiedzieć jakiejś następnej krajemar na nurtujące ją pytania. Poza tym odwiedzanie portalu stało się tak oczywiste, że jestem tu kilka, kilkanaście razy dziennie i sprawdzam, czy mi gwiazdka mruga. Mogę się tego oduczyć, ale po co? Lubię to.

– Fantastycznie było móc z wami porozmawiać! Dziękuję wam za przyjęcie zaproszenia i biegniemy dalej.

 

SANKTUARIUM

 

Korzystając ze wstawiennictwa dj Jajka, odwiedzimy sanktuarium redakcji. Zapraszam, krótka podróż w górę i… Przepych, bogactwo, po prostu Bizancjum. A pośrodku Michał Cetnarowski, czyli wspominany już _mc_.

 

 

– Dzień dobry! Oprowadzam gości, którzy dowiedzieli się już jak działa Loża i skąd biorą się piórka, ale mam do ciebie pytanie: jako redaktor odpowiedzialny za polską prozę postrzegasz portal jak potencjalne łowisko? Czy też kwestia złotych piórek, debiutów, i tak dalej, jest raczej pochodną statystyki?

– Niezależnie od tego, jak to wygląda z zewnątrz – to znaczy oceny tego, jaki procent autorów udzielających się na portalu pojawia się później w piśmie – portal to na pewno inkubator autorów. Zwłaszcza w ostatnim czasie, gdy co dwa, trzy numery w piśmie ukazuje się ktoś z Fantastyka.pl. Rekord to chyba numer marcowy z 2016 roku – i Adam Dzik prosiaczek, i Mateusz Petryka Eivrel, i Jakub Łukaczyński Nevaz to są ludzie stąd. Najlepsze, że to się dzieje bez kumoterstwa: na przykład o Petryce w ogóle nie wiedziałem, że się u nas udziela; wyszło, kiedy na stronie zawisł spis treści z numeru marcowego. Tak więc znamy się z portalu, obecność na nim na pewno nie szkodzi, a ufam, że pomaga, ale żeby dostać się do magazynu – trzeba przejść normalną redakcyjną drogę. To uczciwe w stosunku do czytelników, których afekty „wannabe pisarzy” portalowych nie muszą za bardzo obchodzić. W ten sposób mają zaś gwarancję, że dostają w mojej ocenie najlepsze teksty, które spływają mi na skrzynkę, niezależnie od tego, skąd wywodzą się ich autorzy. Zresztą, czy to wciąż tylko „debiutanci”? Na portalu zaczynał na przykład Radek Rak, autor świetnego Kocham cię, Lilith, który właśnie wydał kolejną powieść, Puste niebo (jak dla mnie bomba). Marta Krajewska także jest już po debiucie książkowym, którego mógłby jej pozazdrości niejeden bardziej znany twórca, podobnie debiut ma za sobą Jacek Wróbel, a ze „starej gwardii” na portalu udziela się choćby Wiesław Gwiazdowski, pamiętany z lat dziewięćdziesiątych w „NF”. A to tylko czubek góry lodowej. Inni autorzy też są po wstępnych rozmowach z wydawcami i też szykują swoje debiuty, przynajmniej ci, o których wiem. A ci, o których nie wiem? Temat rzeka.

– Z innej beczki. Bierzesz co miesiąc udział w ogłaszaniu opierzonych. Czy mechanizm nominowania opowiadań do piórek jest dla ciebie pomocny. Faktycznie pozwala wyselekcjonować wartościowe teksty, czy też ewentualnie w inny sposób monitorujesz (jeśli w ogóle) twórczość portalową?

– Powiem mocniej: bez mechanizmu piórek i działania Loży (której ślę podziękowania!) nie miałbym szans na przekopanie się przez te wszystkie teksty i dostrzeżenia obiecujących twórców. Tego jest po prostu za dużo. Owszem, czytam również opowiadania, które ukazują się obok tych nagrodzonych, ale raczej z doskoku, mając ten komfort, że mogę zdać się na Lożę. Jasne, czasem mijamy się w gustach;  pamiętam sytuację, kiedy wyróżniany autor dostał się do piórek rzutem na taśmę (bodaj jednym głosem), a mnie jego tekst spodobał się na tyle, że dostał srebro. Mam też wrażenie, że Loża jest bardziej zachowawcza niż ja, co biorąc pod uwagę mechanizm nominowania, jest zrozumiałe; to znaczy, nominując w grupie, łatwiej przepuścić teksty może nie odkrywcze, ale za to poprawne technicznie, rzemieślniczo, co do których większość zgadza się, że może nie jest to zbyt świeże, ale na pewno „dobrze napisane”. Jednostce, redaktorowi, łatwiej postawić na „czarnego łabędzia”: autora, któremu może jeszcze brakuje zdolności fabułotwórczych czy narracyjnych, ale czuć (przynajmniej subiektywnie; zawsze dopuszczam możliwość, że się mylę), że płonie w nim święty ogień. Z takich, jak wiadomo, rodzą się heretycy i święci fantastyki. Piszę o autorze, nie tekście, bo na tym właśnie polega portalowe „srebrne piórko”. W ramach bonusu proszę wyróżnionego nim portalowicza, żeby napisał coś nowego, nigdzie wcześniej nieupublicznionego, i dopiero ten tekst oceniam później pod kątem ewentualnego druku w piśmie.

– I jeszcze jedno pytanie. Jeżeli na Twojej skrzynce redaktorskiej ląduje tekst autorstwa osoby, którą kojarzysz z portalu, to czy ma to jakieś wpływ na Twoją percepcję tekstu?

– Było już o kumoterstwie, to znaczy, że staram się od tego stronić. Ale gdy pisze do mnie ktoś, kogo już kojarzę – nieważne, czy dlatego, że go kiedyś publikowałem, czy znam go z portalu właśnie – naturalnym jest, że to wzbudza dodatkową ciekawość. Z tym że teksty dalej staram się oceniać tak samo, nie ma przebacz. Ludzie często narzekają – chciałbym napisać „narzekali”, ale wiem, że nie ma tak łatwo – że droga z portalu do pisma jest usiana cierniami, ba, czasem w ogóle jej nie widać, że „tylu utalentowanych” zostaje przegapionych. Po części to pewnie prawda. Ale patrząc na chłodno: myślę, że i droga nie jest tak kamienista, jak się wydaje, a i mechanizm działania portalu minimalizuje ryzyko przegapienia najlepszych twórców; typuje przecież Loża, a w jej skład wchodzi wiele osób. To, co nie spodoba się jednemu z jej członków, ma szanse zachwycić drugiego.

– Ogromne dzięki za poświęcony czas. Życzę tobie i nam, abyś odkrywał jak najwięcej autorów, takich, w których, jak to ująłeś, płonie święty ogień. Niechaj rodzą się z nich heretycy i święci fantastyki!

To już koniec naszej wspólnej podróży. Wypada mi podziękować wam za to, że wstąpiliście w te progi i zaprosić do jak najczęstszych odwiedzin. Na zakończenie zacytuję jeszcze słowa Magdaleny Świerczek, która mówi o sobie, że w połowie jest słowem:

Portal uczy szacunku do słowa, zasad i ludzi. Tworzy mikrospołeczność, w której liczy się przede wszystkim prezentowana przez siebie twórczość i stosunek do czytelnika.

A oprowadzał was KPiach. Do zobaczenia!

Komentarze

Jeszcze słowa podziękowania dla portali wallpaperfolder.com oraz www.zastavki.com, z których zaczerpnąłem większość materiałów do skomponowania ilustracji. Oraz dla Jr Hall z St Quen za genialne zdjęcie Erawan Museum of Thai culture z Bangkoku.

"A jeden z synów - zresztą Cham - rzekł: Taką tacie radę dam: Róbmy swoje! Póki jeszcze ciut się chce! Róbmy swoje!" - by Wojciech Młynarski

Hej, fajny artykuł, ciekawie napisany i przybliża działalność portalu! Dzięki i Pozdrawiam!

"Taki idealny wyluzowywacz do obiadu." NWM

Dzięki!

"A jeden z synów - zresztą Cham - rzekł: Taką tacie radę dam: Róbmy swoje! Póki jeszcze ciut się chce! Róbmy swoje!" - by Wojciech Młynarski

Jakub Łukaczyński Nevez to są ludzie stąd  – a nie powinno być Nevaz?

 

Czytałam już wcześniej – bardzo fajny artykuł, zachęcający do wstąpienia na stronkę. 

"Czasem przypada nam rola gołębi, a czasem pomników." Hans Ch. Andersen ****************************************** 22.04.2016 r. zostałam babcią i jestem nią już na pełen etat.

Co takiego jest w nicku Nevaza, że wszyscy go przekręcają?

A tekst fajny.

Babska logika rządzi!

Ja też czytałam go wcześniej – gdzieś już wspominałam, że to dopiero on zmotywował mnie do wpadania tutaj i wszystko wyjaśnił. Bez niego bym chyba poległa, próbując zrozumieć funkcjonowanie portalu ;)

Kłaniam się więc nisko i ślę podziękowania!

Nie mam pojęcia skąd wziąłem Neveza :-0 Wcześniej jest wymieniony w artykule bez błędu, w notatkach mam dobrze, a tu taki zonk... Nevaz, wybacz! Już poprawione.

Dzięki dziewczyny za odwiedziny! ;-)

Cieszę się, Mer, że artykuł był pomocny. No i brawa oraz podziękowania dla JeRzego, bo to była jego idea, żeby puścić do druku tekst o forum.

"A jeden z synów - zresztą Cham - rzekł: Taką tacie radę dam: Róbmy swoje! Póki jeszcze ciut się chce! Róbmy swoje!" - by Wojciech Młynarski

W tej wersji nawet bardziej mi się podoba, ale ja już tak mam, że lubię dłuższe formy :)

Brawo Krzysztofie!

Zapraszam: www.jacek-lukawski.pl

Dzięki! Masz w tym swój udział ;-)

"A jeden z synów - zresztą Cham - rzekł: Taką tacie radę dam: Róbmy swoje! Póki jeszcze ciut się chce! Róbmy swoje!" - by Wojciech Młynarski

Dopiero teraz, przypadkiem, wpadłem na ten tekst. Super pomysł z taką formą przedstawienia portalu fantastyka.pl :) Ilustracje ubogacają tekst i dobrze, że są.

No właśnie, czy tylko mi się zdaje (będąc trochę upierdliwy), że widok z tarasu nie pokrywa się z pierwszym obrazkiem?

No właśnie, czy tylko mi się zdaje (będąc trochę upierdliwy), że widok z tarasu nie pokrywa się z pierwszym obrazkiem?

Bo to są absolutnie fantastyczne perspektywy ;-)

 

Dzięki za odwiedziny i dobre słowo!

"A jeden z synów - zresztą Cham - rzekł: Taką tacie radę dam: Róbmy swoje! Póki jeszcze ciut się chce! Róbmy swoje!" - by Wojciech Młynarski

Nowa Fantastyka