- publicystyka: Spock must die! czyli jaką krzywdę zrobił Wam Gienio Rodenberry

publicystyka:

artykuły

Spock must die! czyli jaką krzywdę zrobił Wam Gienio Rodenberry

Wybacz, Rybko :)

 

Można mieć wiele zastrzeżeń do Gienka Rodenberry’ego, ale ja osobiście mam mu za złe to, jak obsmarował pojęcia logiki i racjonalności, zwłaszcza, że obsmarował je wobec tych, którzy najbardziej powinni rozumieć, co one znaczą, czyli fanów science fiction (nie, żeby Star Trek był jakoś strasznie „science”, ale zawsze).

 

Jeżeli ktoś oryginalnego Star Treka nie oglądał, oto krótkie i nieobiektywne streszczenie:

 

Kosmos. Ostatnia granica. Utopijna (w stylu amerykańskich lat sześćdziesiątych) Federacja Planet, obejmująca między innymi Ziemię i Wulkana, kolonizuje (pokojowo…) galaktykę, rozsyłając statki przerobione z żelazek w rejsy badawczo-dyplomatyczno-jakiekolwiek. Na pokładzie Enterprise, flagowego statku Federacji, kapitan James T. Kirk, jego pierwszy oficer-wulkanin Spock, lekarz okrętowy Leonard McCoy i doborowa załoga zwiedzają planety dziwnie podobne do pustyń południowej Kalifornii i/lub malunków na płótnie. Badają nowe światy (zdumiewająco podobne do południowej Kalifornii i/lub wyobrażeń Amerykanów z lat sześćdziesiątych na temat innych krajów/epok), odkrywają nowe życie i nowe cywilizacje (jak wyżej). Śmiało dążą tam, gdzie nie dotarł jeszcze żaden człowiek

 

Spock, jak wszyscy jego współplemieńcy (współplanetcy?), kieruje się przy tym zimną logiką, gdy McCoyem powodują silne emocje, a kapitan podejmuje ostateczne decyzje, wysłuchawszy obu swoich doradców i zagrywając się na potęgę.

 

Nie pomyślcie tylko, że nie lubię Star Treka – lubię, jako coś na kształt gumy do żucia. Ale brać to na poważnie? Jako źródło wiedzy? Bez jaj.

 

Bo to coś, czym się kieruje Spock, logiką nie jest. Zresztą McCoy też kieruje się nie tyle emocjami, co… właśnie. Czym?

 

Co to jest logika?

 

Według encyklopedii PWN, logika, z greckiego logikós, zgodny z rozumowaniem, jest to teoria czynności poznawczych, przede wszystkim naukotwórczych.

 

Ale, bądźmy uczciwi, nawet sami logicy nie zawsze to mają na myśli, kiedy mówią, że coś jest (nie)logiczne.

 

Mówią przecież, na przykład, o logiczności (matematyczności) świata – a świat nie jest wytworem naszych czynności poznawczych, tylko (miejmy nadzieję) materiałem, na którym one pracują.

 

Jak to jest? Jak to możliwe, że w ogóle możemy poznać świat? To fascynujące, trudne pytanie, którego zapewne sobie nie zadaliście w życiu wypełnionym produktywnymi czynnościami.

 

Ale fantasta, jak mi się zdaje, jest filozofem i zadawać takie pytania powinien (nie bronię nikomu pozostawać przy fantastyce czysto rozrywkowej i estetycznej, oczywiście – byleście w tym byli uczciwi). Spróbujcie.

 

Jak możemy poznać świat?

 

Co to jest poznanie? Co to jest opis? Co to znaczy, że coś rozumiemy? To są zagadnienia fundamentalne dla epistemologii (teorii poznania, czyli logiki w najszerszym sensie) i dlatego – bardzo trudne. W pewnym sensie usiłujemy się tu wyciągać z ruchomych piasków za włosy (własne).

 

W jednym z opowiadań Roberta Sheckleya bohater śni o świecie, który się nie zmienia. Upływa w nim czas, trawa rośnie, ludzie się poruszają – ale złote zegarki nie zmieniają się nagle w węże, liczba obrazków na ścianie gabinetu psychiatry pozostaje stała, nietoperze nie pojawiają się spontanicznie, minuta trwa zawsze minutę, a niebo jest zawsze niebieskie.

 

Dla bohatera ten świat jest koszmarem.

 

W świecie, w którym się urodził i wychował, tak nie jest.

 

Sheckley, oczywiście, nie sugeruje serio, że świat, w którym bank dzisiaj jest naprzeciwko poczty, a jutro – nad stawem, mógłby istnieć. Ale zastanówmy się. Czy ten świat jest możliwy? Czy jest poznawalny?

 

Sięgnijmy do innego pisarza. W opowiadaniu Zajdla („Iluzyt”) pojawiają się stwory, których system poznawczy daje zupełnie przypadkowe qualia: ten sam kamień, leżący w tym samym miejscu, w jednej chwili wydaje im się zielony i płaski, w następnej – żółty i okrągły. Czy mogą poznawać świat?

 

Żadna z tych wizji nie jest nielogiczna.

 

Czym jest logika

 

Oczywiście, w obu przypadkach czas mąci obraz. Ale – nie potrzebujemy go. Zatrzymajmy zegar. Zatrzymajmy go przynajmniej dla szkiełka, które umieściliśmy pod naszym mikroskopem i zastanówmy się, co tam widzimy.

 

Widzimy rozmaite obiekty, mające rozmaite własności, powiązane ze sobą na różne sposoby. Czy wszystkie są dozwolone? Dlaczego nie?

 

Nie wiemy, dlaczego nie. Ale wiemy, że gdyby wszystkie możliwości były równie możliwe, świat by nie istniał. Czemu? Bo byłby chaosem.

 

Świat, który postrzegamy, to struktura powiązań (przyczynowych, przestrzenno-czasowych, różnych). Dlaczego te powiązania tak ładnie pasują z naszym aparatem poznawczym – nie wiemy. Może dlatego, że to nasz aparat poznawczy wiąże dane w określone sposoby (ale skąd je bierze?). Ale obserwujemy zależności, mniej więcej stałe, i możemy wyciągać wnioski, które się często sprawdzają. A kiedy się nie sprawdzają, nie myślimy, że świat się popsuł, tylko, że czegoś nie wiemy. Po prostu.

 

Logika to nauka o naszym rozumieniu (czyli także – nauka o nauce). Ale mówimy też, że coś jest logiczne, kiedy jest zrozumiałe. Taka dwuznaczność często się zdarza w języku.

 

Czym logika nie jest

 

Po pierwsze, nie jest brakiem wyobraźni. Weźmy cytat z nieco poważniejszego serialu:

 

DOCTOR: All elephants are pink. Nellie is an elephant, therefore Nellie is pink. Logical?

DAVROS: Perfectly.

DOCTOR: You know what a human would say to that?

DAVROS: What?

TYSSAN: Elephants aren't pink.

DAVROS: Bah. Humans do not understand logic.

ROMANA: They're not slaves to it like the Daleks or the Movellans.

DOCTOR: That's why the Daleks came back for you. They remembered they were once organic creatures themselves, capable of irrational, intuitive thought, and they wanted you to give it back to them to get them out of their trap of logic.

 

Doctor Who, „Destiny od the Daleks”

 

Doktor ma rację – ale nie do końca. Rozumowanie, które tu przedstawia, jest rzeczywiście logiczne, ale nieprawdziwe. Jakim cudem? Żadnym. Wiemy o takich rozumowaniach od czasów Arystotelesa. Nie potrzeba „irracjonalności” (?), żeby to odkryć. Wystarczy powiązać rozumowanie ze światem.

 

Wszystkie słonie są różowe. Nellie jest słoniem. Więc Nellie jest różowa.

 

To jest typowy przykład wnioskowania dedukcyjnego (a nawet sylogizmu). Wnioskowaniem dedukcyjnym nazywamy taki schemat rozumowania, który od prawdziwego (niesprzecznego) zbioru przesłanek przeprowadzi nas bezpiecznie do prawdziwego wniosku.

 

Zauważcie, że nie powiedziałam nic o nieprawdziwym zbiorze przesłanek. Tak, to jest podpowiedź.

 

Sformalizujmy wnioskowanie, czyli pozbądźmy się odniesień do realnego świata:

 

Wszystkie M są P. Każde S jest M. Więc każde S jest P. To prawidłowy schemat sylogizmu (nazywa się Barbara i nie, to nieprawda, że schematom nadano imiona prostytutek – głodnemu chleb na myśli).

 

[obrazek pochodzi z Wikipedii, jego autorem jest Watchduck]

 

Wszystko pięknie, tylko że słonie nie są różowe. To nie obala sylogizmu. Gdyby słonie faktycznie były różowe, mielibyśmy tu przejście od prawdy do prawdy – ale mamy przejście od nieprawdy do nieprawdy, bo od nieprawdy możemy dojść do czegokolwiek. Do prawdy też.

 

Czy możemy się drogą czysto dedukcyjną dowiedzieć, jakiego koloru są słonie?

 

Nie możemy.

 

Logika nie jest próbą prawdziwości zdań prostych. Możemy sobie wyobrazić słonie w dowolnych kolorach, a nawet latające na uszach (pomijam tu kwestię kategoryzacji świata i czy to dalej będą słonie, bo zajęłaby za dużo miejsca) – ale świat nie musi być taki, jakim go sobie wyobrażamy. Możemy nawet (och! Cóż za dekadencja) wyobrażać sobie i zmyślać rzeczy nieprawdziwe dla czystej zabawy.

 

Ale żeby wiedzieć, jak wygląda słoń, musimy zaobserwować słonia. I tyle. (Tak, tak, kolejny dział epistemologii, to nie jest plan wykładów na następny semestr, cicho być.)

 

Powtarzam – logika wzięta jako rachunek zdań (sensu stricte) nie bada prawdziwości zdań prostych, a tylko i wyłącznie prawdziwość złożonych zdań i rozumowań. Logika wzięta w sensie szerokim też nie bada prawdziwości zdań prostych. Może najwyżej (jako metodologia nauk) podpowiedzieć, jak ją zbadać: jak przeprowadzić eksperyment, jak wyciągać wnioski.

 

I tu dochodzimy do tej sprawy, w której Doktor nie ma racji – nie każde poznanie jest dyskursywne. Żeby robić cegły, jak powiedział Sherlock Holmes, trzeba mieć glinę. Żeby rozumować, trzeba mieć podstawy. Te podstawy często ujmujemy intuicją, jak epistemolodzy nazywają bezpośredni wgląd w istotę rzeczy. Być może umysł ma już wrodzone jakieś schematy poznawcze (to kolejne duże i stare zagadnienie), a może tylko sposoby uogólniania doświadczenia w schematy (ale czy one same nie byłyby schematami?) W każdym razie – niedyskursywność poznania nie czyni go nielogicznym. Nienaukowość też nie. Czy w życiu społecznym nie stosujemy logiki? Słyszeliście może o teorii gier? (Jeśli nie, tu jest wprowadzenie, ale po angielsku: https://oyc.yale.edu/economics/econ-159)

 

Logika nie jest walcem. Podobnie jak fizyka. Na ile możemy się zorientować, świat jest poznawalny – bo jest poukładany, uporządkowany. Potocznie możemy to uporządkowanie nazywać logiką, choć trochę to mylące. Logika to nauka. Czy uporządkowanie świata jest mechaniczne i bezduszne? Być może. Może nie. Jak powiedział Philip Dick, ten rodzaj kotów, który wbiega pod samochody, musi wyginąć. Możliwe, że litościwy i miły wszechświat nie pozwalałby kotom na wbieganie pod samochody – ale zastanowiliście się może, jak wyglądałby wszechświat działający na zasadzie kaprysu? Bez stałych praw? Nieprzewidywalny?

 

Logika nie jest wyznacznikiem celów. Jak powiedział Hume, nie sprzeciwia się logice przedkładanie zniszczenia całego świata ponad zadraśnięcie małego palca. Zastanówcie się nad tym. Logika nie zna słów „chcę” i „powinnam” (tak ściśle, istnieje coś takiego, jak logika deontyczna, ale osobiście nie jestem do niej przekonana). Podstawowym słowem logiki jest „jeżeli”. Ona nie daje celów ostatecznych! Najwyżej pośrednie – jeśli moim celem jest zarobić możliwie najwięcej pieniędzy, a wiem, że praca A pozwoli mi na to w większym stopniu, niż praca B, to mogę ułożyć odpowiedni sylogizm i wywnioskować, że moim celem pośrednim jest zdobycie posady A.

 

Ale te zależności muszę zaobserwować. Logika pozwala mi tylko ułożyć z nich spójną całość i posługiwać się nią. Cele ostateczne natomiast w ogóle nie należą do logiki – tylko do aksjologii.

 

I między innymi stąd łatwo wywnioskować, że:

 

Logika nie jest utylitaryzmem etycznym (ani w ogóle żadną teorią etyczną)

 

Owszem, proponenci tej teorii twierdzą, że to najbardziej „naukowe” podejście do moralności (zauważcie, że mówimy o ludziach, którzy „naukowym” nazywają wszystko, co im się podoba, a „nienaukowym” wszystko, czego nie lubią – nieważne, czy nauka ma w ogóle zastosowanie do tego przedmiotu). Na co odpowiadam: Dammit, Jim! Co za bzdury! Weźmy klasyczny eksperyment myślowy, dylemat wagonika.

 

Oto mamy bocznicę kolejową, pędzący pociąg i niewiele czasu. Na jednym torze stoi jedna osoba (która najwyraźniej nie słyszała o nosorożcu Rogatku). Na drugim stoi pięć, równie rozsądnych. Stoisz przy zwrotnicy. Czy powinieneś ją ustawić tak, żeby pociąg przejechał jednego człowieka, czy pięciu?

 

Znajdziecie mnóstwo wariantów tego eksperymentu, zwykle modyfikujących jakieś własności nieszczęsnych kandydatów do przejechania, i mnóstwo odpowiedzi ludzi, którym dylemat wagonika zadano, a z których wynika na przykład, że badana grupa bardziej ceni życie młodych wykształconych z wielkich miast (jakoś nigdy nie widziałam, żeby eksperymentator zdradził, czy respondenci takimi byli…). Nie zauważyłam też, żeby ktoś pomyślał o wartości ankiety jako metody badawczej (Gregory House: Ludzie kłamią.), ale sama tu brnę w dygresje. A problem jest zupełnie inny.

 

Na jakiej podstawie podejmujemy decyzję?

 

Jeśli respondent uważa, że należy ratować wszystkich H. sapiens, niezależnie od dalszych perspektyw ich życia, które spędzają na łażeniu po torowiskach – nie ma rozwiązania.

Jeśli uważa, że głupki, które łażą po torowiskach, nie zasługują na ratowanie – nie ma rozwiązania, ale on się tym specjalnie nie przejmie.

Jeśli uważa, że należy wybić możliwie jak najwięcej ludzi – to środkiem do jego celu jest puszczenie pociągu na piątkę torowiskowych turystów.

Jeśli uważa, że trzeba ratować tylu, ilu się da, ale można w tym celu poświęcać innych, przeprowadzi proste działanie arytmetyczne, o które chyba chodziło pierwszemu autorowi i przejedzie jednego.

 

Ale logika nie da mu poglądów. Logika może najwyżej poprowadzić od celów do środków.

 

Spock jest (trzeba przyznać – konsekwentnym) utylitarystą etycznym. Dla niego potrzeby wielu przeważają nad potrzebami jednostki. Realizuje tę maksymę (niekoniecznie robi to sensownie, ale to już wina kochanego Gienia). Nie wywnioskował jej logicznie, ale została mu przekazana w ramach wychowania na Wulkanie. Może wywnioskował ją logicznie założyciel nowoczesnej wulkańskiej cywilizacji, Surak? Też musiał ją wywnioskować z czegoś – uważał, że jego filozofia, obejmująca między innymi właśnie utylitaryzm, to najlepszy (jedyny?) sposób, żeby powstrzymać wulkan od wymordowania się nawzajem. A więc – założył pewną wartość. Wartość, którą można tylko uznać, ale nie można jej wywnioskować. Nie można jej wywnioskować nawet z innych wartości – bo we wnioskowaniu „po co to?” zawsze dochodzimy do ściany, czyli do wartości ostatecznych. A wszechświat by się nie zawalił, gdyby wulkanie wyginęli.

 

Mniej uczciwi od Spocka utylitaryści opowiadają różne rzeczy o badaniach naukowych – ale słowo „nauka” nie może oznaczać czegokolwiek, co jakiś Humpty-Dumpty akurat każe mu oznaczać, bo w ten sposób porozumienie jest niemożliwe. Skąd odbiorca ma wiedzieć, co nadawca akurat ma na myśli, jeśli nie może wnioskować o znaczeniu komunikatu z jego formy?

 

Nauka nie bada wartości. Nauka jest najwyżej sposobem realizacji jednej z nich (prawdy), ale badać może tylko świat. Nie tylko materialny (inaczej logika nie byłaby nauką), ale dziedziną nauki są fakty i hipotezy, nie wartości i maksymy.

 

Co Spock robi nie tak?

 

Podparłam się tutaj tą listą: https://tvtropes.org/pmwiki/pmwiki.php/Main/StrawVulcan cech, które charakteryzują mniej lub bardziej udane kopie Spocka. Jego samego – nie zawsze, okazuje się. Chociaż często.

 

  • postacie "kierujące się logiką" (które dalej będę nazywać wulkanoidami) nie rozumieją frazeologizmów, metafor ani ironii – dlaczego? Kto to wie. Podobno są inteligentne...

  • wulkanoidzi nie wierzą w to, co nie istnieje w naszym świecie. Chociaż ich świat wygląda zupełnie inaczej i pętają się po nim np. smoki – ale według niedouczonych w logice autorów "logiczne" to "znane z naszego świata", a co nie jest „logiczne” nie istnieje – nawet, kiedy obgryza wulkanoidowi nogę...

  • wulkanoidzi uważają, że wniosek wyciągnięty w nieprawidłowy logicznie sposób (albo wynik poznania intuicyjnego) musi być fałszywy. Nie musi. Jest tylko nieuzasadniony

  • wulkanoidzi marudzą, że plan ma tylko dziesięć procent szans na powodzenie. Nieważne, że każdy inny ma mniej (więc, logicznie, ten jest najlepszy, skoro chcemy planu, który daje ich najwięcej). Nieważne, że marudzeniem przeszkadzają innym, którzy pracują nad tym planem ocalenia statku (na którym wulkanoid akurat jest, razem ze swoim niedorozwiniętym instynktem samozachowawczym), i zmniejszają te szanse. Nigdy nie potrafią wziąć pod uwagę tego, że inne postacie kierują się "emocjami" – nie tylko nie mają empatii intelektualnej, tj. nie potrafią "wejść w cudze buty", zrozumieć cudzego punktu widzenia – a to jest defekt myślenia, nie uczuć – ale nie potrafią też wyciągnąć wniosków z obserwacji (a to też defekt myślenia)

  • wulkanoidzi przewidują najgorsze, niezależnie od tego, czy jakiekolwiek przesłanki na to wskazują

  • wulkanoidzi nie przyjmują do wiadomości, że nie każdy krok planu musi prowadzić prosto do celu – nie rozumieją, że czasami trzeba stracić, żeby zyskać później (a właśnie umiejętność odkładania zysku i ponoszenia niezbędnych kosztów uważa się zwykle za dowód dojrzałości umysłu – a jeśli ktoś chce to sformalizować, proszę się zwrócić do teoretyków gier)

  • wulkanoidzi nie potrafią się przyznać do błędu, nie potrafią też przełknąć tego, że kto inny ma lepszy pomysł (czyżby byli… dumni? Ale to przecież nielogiczne...)

Właśnie teraz, kiedy to piszę, Niemcy wykładają się jak długie na podobnym „wulkanizmie” – nie potrafią pojąć, że ktoś, komu ufali, jest niegodny zaufania, nie potrafią spojrzeć poza czubek własnego nosa i nie rozumieją, że grają w długą grę, w której przydaliby się uczciwi sojusznicy (a ten, kto zawsze potakuje, uczciwy nie jest – ale tego też dowiadujemy się z doświadczenia).

 

Co McCoy robi nie tak?

 

Głównie miota się bez sensu, nie próbując przewidywać konsekwencji swoich działań. W końcu czym jest wybrukowane piekło? Ale lepszym przykładem byliby tu lordowie Sithów.

 

Peace is a lie. There is only Passion.

Through Passion, I gain Strength.

Through Strength, I gain Power.

Through Power, I gain Victory.

Through Victory my chains are Broken.

The Force shall free me.

 

Moc mnie wyzwoli. Od czego, zapytałabym? Lordowie Sithów, w przeciwieństwie do McCoya, nie mają nawet dobrych chęci (można tu argumentować, że oni są przynajmniej uczciwi) – chcą tylko i wyłącznie siły dla siebie. Antycywilizacyjna, nietzscheańska wola mocy (dosłownie, zasadą Sithów jest przewaga silniejszego nad słabszym). Dlaczego antycywilizacyjna i niszcząca? Bo… skrajne emocje zamykają nas w sobie. Empatię umożliwia dopiero rozum. Myślicie, że zwariowałam?

 

A przypomnijcie sobie, jak ostatnio byliście potwornie smutni? Strasznie wściekli?

 

Czy liczyło się wtedy cokolwiek, poza Waszą rozpaczą? Poza Waszym gniewem? Obchodziło Was, komu robicie krzywdę, i że w ogóle ją robicie? Że zaniedbujecie swoje obowiązki? Od emocji można się uzależnić, zapewniam. (To chyba nie wolność…) Ciemna strona łatwiejszą jest, bardziej kuszącą. Nie da się na niej zbudować… niczego właściwie. Bo nikt z nas nie jest samowystarczalny, skarbeńka. Ale o tym wiemy dzięki logicznemu wnioskowaniu z tego, co wiemy o świecie.

 

Gdybyście wątpili, że znam powyżej opisany stan – znam. Naprawdę.

 

Żyjcie długo i pomyślnie, i nie traktujcie Star Treka jako wyroczni.

Komentarze

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

TARNINO!

 

PSZEMSAN MI STARTRREKA PRZEŚLADOWAĆ!

 

(zwróce uwage na ewolucję tej franczyzy z punktem szczytowym w latach ‘90, bo McCoy to jednak pierwsza seria, ale w polemikę to się wdam, jak doczytam i będe miał chwilę)

"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

 Tarnino, warto czytać Twoje artykuły, bez dyskusji.  ;) 

Mnie się podobało :)

Przynoszę radość :)

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Droga Tarnino, przeczytałem twój bardzo ciekawy wykład dotyczący teorii poznania i pozwoliłem sobie (a co tam, raz się żyje!) nie zgodzić się zupełnie z wnioskami :-) Zauważam w twoim rozumowaniu pewną lukę (hehe) logiczną. 

Jak sama piszesz:

Logika to nauka o naszym rozumieniu (czyli także – nauka o nauce). Ale mówimy też, że coś jest logiczne, kiedy jest zrozumiałe. Taka dwuznaczność często się zdarza w języku.

Tym czasem uparcie w dalszej części wywodu trzymasz się definicji numer jeden. A słusznie wszak wskazałaś, że nie wyczerpuje ona znaczenia logiki. Posługując się wyłącznie formalnymi definicjami dojść można do absurdów, np. formalnie alternatywa “słonie lub ludzie to słonie” jest prawdziwa, choć w przeciętnym użytkowniku języka wszystko na takie zdanie się buntuje.

Skorzystajmy więc z drugiej przytoczonej przez ciebie definicji do zastosowanego przez Ciebie wypunktowania:

 

– postacie "kierujące się logiką" (które dalej będę nazywać wulkanoidami) nie rozumieją frazeologizmów, metafor ani ironii – dlaczego? Kto to wie. Podobno są inteligentne... Na ich planecie nie stosuje się takich zabiegów językowych i są one dla nich niezrozumiałe, a zatem nielogiczne.

– wulkanoidzi nie wierzą w to, co nie istnieje w naszym świecie. Chociaż ich świat wygląda zupełnie inaczej i pętają się po nim np. smoki – ale według niedouczonych w logice autorów "logiczne" to "znane z naszego świata", a co nie jest „logiczne” nie istnieje – nawet, kiedy obgryza wulkanoidowi nogę... Kiedy coś kompletnie nieznanego galaktycznej nauce właśnie pałaszuje ci kończynę, jest to zdecydowanie niezrozumiałe, a zatem nielogiczne.

– wulkanoidzi uważają, że wniosek wyciągnięty w nieprawidłowy logicznie sposób (albo wynik poznania intuicyjnego) musi być fałszywy. Nie musi. Jest tylko nieuzasadniony. Tu zgoda, acz dochodzi tu element socjalizacyjny. Żyjąc w społeczeństwie, które od narodzin zabija w tobie myślenie intuicyjne, łatwo dojść do wniosku, że każdy wniosek wyciągnięty w ten sposób jest zły.

– wulkanoidzi marudzą, że plan ma tylko dziesięć procent szans na powodzenie. Nieważne, że każdy inny ma mniej (więc, logicznie, ten jest najlepszy, skoro chcemy planu, który daje ich najwięcej). Nieważne, że marudzeniem przeszkadzają innym, którzy pracują nad tym planem ocalenia statku (na którym wulkanoid akurat jest, razem ze swoim niedorozwiniętym instynktem samozachowawczym), i zmniejszają te szanse. Nigdy nie potrafią wziąć pod uwagę tego, że inne postacie kierują się "emocjami" – nie tylko nie mają empatii intelektualnej, tj. nie potrafią "wejść w cudze buty", zrozumieć cudzego punktu widzenia – a to jest defekt myślenia, nie uczuć – ale nie potrafią też wyciągnąć wniosków z obserwacji (a to też defekt myślenia) Sądzę, że dla istoty nie doświadczającej uczuć, “wejść w buty” istoty kierującej się nimi przez większość życia byłoby niezwykle trudno. Co do drugiej części racja, Spock po jakimś czasie na pokładzie powinien się nauczyć, że defetyzm nie pomaga w utrzymaniu odpowiedniej efektywności załogi.

– wulkanoidzi przewidują najgorsze, niezależnie od tego, czy jakiekolwiek przesłanki na to wskazują I z reguły mają rację :-P

– wulkanoidzi nie przyjmują do wiadomości, że nie każdy krok planu musi prowadzić prosto do celu – nie rozumieją, że czasami trzeba stracić, żeby zyskać później (a właśnie umiejętność odkładania zysku i ponoszenia niezbędnych kosztów uważa się zwykle za dowód dojrzałości umysłu – a jeśli ktoś chce to sformalizować, proszę się zwrócić do teoretyków gier) Jakieś przykłady z odcinków na poparcie tej tezy? Zgodzę się jedynie, że Wulkanie nie rozumieją konceptu “a nuż się uda”, czyli działań nie mających żadnych racjonalnych podstaw. Owszem, mogą one niekiedy prowadzić do sukcesu, ale równie często, lub nawet częściej, do spektakularnej porażki. Z Polakami by się nie dogadali :-)

– wulkanoidzi nie potrafią się przyznać do błędu, nie potrafią też przełknąć tego, że kto inny ma lepszy pomysł (czyżby byli… dumni? Ale to przecież nielogiczne...) Wulkanie się nie mylą! Po prostu... yyy... czasem nie posiadają pełnego obrazu warunków startowych danego procesu! O! A poza tym jak ten wsiok i babiarz Kirk i jego owłosiona klata mogą być mądrzejsi ode mnie?!?

 

To tyle z mojej strony. A główne przesłanie komentarza to:

 

Ciekawy artykuł, ale proszę na przyszłość argumentować mi na jakimś innym serialu! Śmiem twierdzić, że znalazłoby się coś bardziej nielogicznego :-)

 

    pozwoliłem sobie (a co tam, raz się żyje!) nie zgodzić się zupełnie z wnioskami :-)

    A słusznie wszak wskazałaś, że nie wyczerpuje ona znaczenia logiki.

Ha, ale co to jest "znaczenie logiki"? Wskazałam na pewne rozmycie pojęć w ich potocznym zastosowaniu ^^ ale też – kiedy mówimy, że czegoś nie rozumiemy, to nie znaczy, że jest w ogóle niezrozumiałe.

     Posługując się wyłącznie formalnymi definicjami dojść można do absurdów

A, tak, można. Ale czy nie wspominałam aby, dlaczego? Hmm?

 np. formalnie alternatywa “słonie lub ludzie to słonie” jest prawdziwa, choć w przeciętnym użytkowniku języka wszystko na takie zdanie się buntuje.

W zasadzie "słonie" to nie zdanie, więc alternatywa jest źle sformowana :P

    Na ich planecie nie stosuje się takich zabiegów językowych i są one dla nich niezrozumiałe, a zatem nielogiczne.

ALARM! PSYCHOLOGIZM! ALARM! :P "Dla nich niezrozumiałe" to nie to samo, co "w ogóle niezrozumiałe, nie do pojęcia, nielogiczne". Czasami mówimy, jako się rzekło, że niezrozumiałe rzeczy są nielogiczne, nie wnikając w to, czy ich nie rozumiemy, bo są bez sensu, czy z niewiedzy, czy z lenistwa. Ale logika jest uniwersalna, a czyjaś wiedza – nie.

    Kiedy coś kompletnie nieznanego galaktycznej nauce właśnie pałaszuje ci kończynę, jest to zdecydowanie niezrozumiałe, a zatem nielogiczne.

Spock: To deny the obvious would be illogical. ("A Piece of the Action")

    Żyjąc w społeczeństwie, które od narodzin zabija w tobie myślenie intuicyjne, łatwo dojść do wniosku, że każdy wniosek wyciągnięty w ten sposób jest zły.

Prawda. Pominęłam ten element.

    Sądzę, że dla istoty nie doświadczającej uczuć, “wejść w buty” istoty kierującej się nimi przez większość życia byłoby niezwykle trudno.

Ha, ale Wulkanie doświadczają uczuć! Nie kierują się nimi (albo przynajmniej tak twierdzą), ale je mają. Tak trochę zespół Aspergera jakby.

    Spock po jakimś czasie na pokładzie powinien się nauczyć, że defetyzm nie pomaga w utrzymaniu odpowiedniej efektywności załogi.

O, to, to.

    I z reguły mają rację :-P

https://instantrimshot.com/index.php?sound=rimshot&play=true  XD

    Jakieś przykłady z odcinków na poparcie tej tezy?

Hmmmm. Nie bardzo mam teraz czas na przeczesywanie transkryptów, ale może potem coś znajdę ^^

    Zgodzę się jedynie, że Wulkanie nie rozumieją konceptu “a nuż się uda”, czyli działań nie mających żadnych racjonalnych podstaw. Owszem, mogą one niekiedy prowadzić do sukcesu, ale równie często, lub nawet częściej, do spektakularnej porażki.

A kiedy nie ma żadnych racjonalnych podstaw? Osiołkowi w żłobie dano, w jednym owies, w drugim siano ;)

    Wulkanie się nie mylą! Po prostu... yyy... czasem nie posiadają pełnego obrazu warunków startowych danego procesu! O! A poza tym jak ten wsiok i babiarz Kirk i jego owłosiona klata mogą być mądrzejsi ode mnie?!?

Racja! Kirk umie tylko ciurlać i klatą świecić! XD I ubija proch z diamentami patykiem!

    Ciekawy artykuł, ale proszę na przyszłość argumentować mi na jakimś innym serialu! Śmiem twierdzić, że znalazłoby się coś bardziej nielogicznego :-)

Ale Doktor nie twierdzi, że jest logiczny:

The Doctor: Amy Pond, there's something you'd better understand about me because it's important and one day your life may depend on it. I am definitely a mad man with a box!

A kapitan Reynolds tym bardziej nie:

    Mal: Try to see past what she is, and on to what she can be.

    Zoe: What's that, sir?

    Mal: Freedom, is what.

    Zoe: [pointing] I meant, what's that?

    Mal: Oh. Yeah, just step around that. I think somethin' must've been livin' in here.

O pułkowniku O'Neillu nie wspominając:

 Jaffa: No matter what you have endured, you've never experienced the likes of what Anubis is capable of.

O'Neill: You ended that sentence with a preposition... bastard!

A Spock nic, tylko:

    I fail to comprehend your indignation, sir. I have simply made the logical deduction that you are a liar.

    Well, since it is illogical for a communications officer to resent the word "frequency," I have no answer.

    Random chance seems to have operated in our favor.

I tak dalej, i tym podobne. Most illogical ;)

 

Post sponsorowany przez klatę Williama Shatnera XD

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Nowa Fantastyka