- publicystyka: Więcej literackich zbrodni Fenimore Coopera: Styl Coopera

publicystyka:

felietony

Więcej literackich zbrodni Fenimore Coopera: Styl Coopera

 

Oryginał: http://www.strangebeautiful.com/other-texts/twain-coopers-prose-style.pdf

Część pierwsza (z tymi wszystkimi regułami) znajduje się tutaj: https://www.fantastyka.pl/publicystyka/pokaz/66842797

 

DO MŁODEGO DŻENTELMENA: Dzieła Coopera warto badać przez szkło powiększające – słowo za słowem, zdanie za zdaniem, bo każde zdanie jest w nich zbudowane niezwykle oryginalnie. Zobaczymy to na jednym czy dwóch przykładach – mamy tu ustęp z rozdziału XI „Ostatniego Mohikanina”, jednej z najszerzej znanych i podziwianych powieści Coopera:

 

„Nie zważając na spieszność ucieczki, jeden z Indian wykorzystał okazję, by powalić strzałą jelonka, co zamarudził w drodze, po czym zaniósł najgodniejsze wyboru fragmenty swej ofiary cierpliwie, na barkach, na miejsce popasu. Lekceważąc sztukę kucharską, zajął się natychmiast, wraz z towarzyszami, pożeraniem tego łatwo strawialnego jadła. Jedyny Magua siedział z boku, nie uczestnicząc w obrzydliwej uczcie, najwyraźniej zatopiony głęboko w myślach.”

 

Ten krótki akapit jest pełen materiału do badań i refleksji. Wzmianka o pośpiechu jest zbędna, służy bowiem tylko do tego, by uprzedzić pytanie, które jakiś dociekliwy czytelnik mógłby zadać, a mianowicie: jak Indianin miałby znaleźć "okazję" skoro uciekał spiesznie? Nikt nie zadałby takiego pytania. Czytelnika nie obchodzi wyjaśnienie tej kwestii. Ale takiego zwyczaju przestrzega Cooper: często objaśnia i usprawiedliwia rzeczy, które tego nie potrzebują, a za to później, dla równowagi, nie objaśnia ważnych spraw, które tego wymagają.

 

Na przykład: Cooper pozwala roztropnemu i ostrożnemu Pogromcy Zwierząt, Sokolemu Oku, po prostu rzucić karabin i zostawić go na ziemi, akurat w takim miejscu, w którym źli Indianie na pewno go znajdą – a ten właśnie karabin Sokole Oko ceni najwyżej ze wszystkich rzeczy na świecie – i nie zdradza czytelnikowi ani słowem, dlaczego bohater miałby tak dziwnie postąpić. Nie robi tego bez przyczyny, ale nie jest to przyczyna, którą mógłby zdradzić. Otóż Cooper zamierzył sobie wspaniale dramatyczną scenę, w której Indianie odnajdują karabin, którą też umieścił nieco dalej. Nie zmienia to jednak faktu, że Sokole Oko mógł był w piętnaście sekund ukryć broń tak, żeby Indianie nigdy jej nie znaleźli. Cooper nie zdołał wymyślić powodu, by Sokole Oko tego nie uczynił, dlatego ominął tę trudność i nie podał żadnego. W innym miejscu Cooper pozwala Heywardowi strzelić do Indianina z nienaładowanego pistoletu – i ani słowem nie wyjaśnia, jak Heyward tego dokonał.

 

Nie była zatem potrzebna wzmianka o pośpiechu. Nie było również potrzeby zaznaczać, że Indianin wykorzystał okazję, ani że ubił jelonka, ani że był to jelonek, który "zamarudził w drodze", że został zabity strzałą, że Indianin niósł "fragmenty", że były one godne wyboru, że były go wręcz najgodniejsze, że były to "fragmenty" ofiary, że Indianin umieścił je sobie na barkach (jakby mógł na czymś innym), ani że niósł je cierpliwie. Żaden z tych szczegółów nie ma dla nas wartości. Nie obchodzi nas, czym Indianin zabił jelonka, czy jelonek był maruderem czy może marudą, nie dbamy o to, które jego części Indianin zabrał, ani dlaczego wybrał te "najgodniejsze" wyboru, kiedy oko prawdziwe czy fikcyjne nijak by ich nie odróżniło od zwyczajnie godnych wyboru, wszystko nam też jedno, czy niósł je na barkach czy w chusteczce, a wreszcie nie robi nam różnicy, czy niósł je cierpliwie, czy może zastrajkował, żądając lepszych warunków pracy.

 

Ten Indianin, wraz ze wszystkimi jego sprawami, jest nam doskonale obojętny. Całe długie zdanie zawiera tylko jeden fakt wart wzmianki, a ten fakt można streścić w paru słowach, i to z korzyścią dla opowiadania: "W czasie ucieczki jeden z Indian zabił jelonka i przyniósł go do obozu." Można zauważyć, że zdanie "W czasie ucieczki jeden z Indian zabił jelonka i przyniósł go do obozu" jest prostsze i praktyczniejsze, a znacznie mniej nadęte zadowoleniem z samego siebie od "Nie zważając na spieszność ucieczki, jeden z Indian wykorzystał okazję, by powalić strzałą jelonka, co zamarudził w drodze, po czym zaniósł najgodniejsze wyboru fragmenty swej ofiary cierpliwie, na barkach, na miejsce popasu." Zwracam uwagę, że "W czasie ucieczki jeden z Indian zabił jelonka i przyniósł go do obozu" trzyma się prosto i maszeruje równo, po żołniersku, gdy "Nie zważając na spieszność swej ucieczki, jeden z Indian wykorzystał okazję, by powalić strzałą jelonka, co zamarudził w drodze, po czym zaniósł najgodniejsze wyboru fragmenty swej ofiary cierpliwie, na barkach, na miejsce popasu" człapie, głupawo uśmiechnięte, jak małpa wlokąca za sobą parasol. Nie tak należy przenosić surowe mięso.

 

Chciałbym tu przypomnieć, że sposób, w jaki autor wyraża myśli, nazywamy jego stylem, a styl autora jest najważniejszym narzędziem jego pracy. Pewni autorzy umieją styl zróżnicować, ale ten Coopera wyróżnia się wielką monotonią. Jest nieodmiennie wzniosły i majestatyczny. Styl można przyrównać do wojska, autora do generała, powieść do wojennej kampanii. Pewni autorzy dostosowują siłę uderzenia do celu, który atakują, zwracając uwagę na to, czy jest ważny i dobrze broniony. Cooper nie. Cooperowi jest obojętne, czy atakuje stutysięczny zastęp, czy krowę. Przeciw jednemu i drugiemu rzuca wszystkie swoje siły, spada nań z całą potęgą swoich batalionów, z kawalerią na czele, artylerią na flankach, piechotą w centrum, z czterdziestoma kompaniami orkiestry, a nad tym wszystkim łopocze tysiąc sztandarów. Czy to przeciw armii, czy przeciw krowie, maszeruje z głową uniesioną dumnie, by po skończonej bitwie zanieść najgodniejsze wyboru fragmenty swej ofiary cierpliwie na barkach do obozu.

 

Styl Coopera jest wspaniały, porażający, piękny – przynależy jednak wyłącznie Cooperowi, jest to bowiem jego styl i żaden studencina zaocznych kursów nie ma prawa mu go podkradać. W jednym rozdziale Cooper obrzuca niewybrednym epitetem niejakiego Gamuta, ponieważ nie wykazał się on dostateczną uwagą, dobierając słowa, lecz sam Cooper, jak już powiedzieliśmy poprzednio, odznacza się tą samą wadą. Gdyby Indianin "powalił" jelonka cegłówką, albo pałką, albo gołą pięścią, nikomu nie przyszłoby na myśl go krytykować. Właściwie mógłby go powalić i strzałą, ale brzmi to pretensjonalnie. Może warto poczynić ustępstwo na rzecz prostoty i napisać, że Indianin ustrzelił jelonka.

 

Słowo "fragmenty" niby to może nazywać kawałki poćwiartowanej zwierzyny, ale nie brzmi w tej roli dobrze – a brzmienie jest ważne. Ściśle mówiąc, jest bardzo ważne. To ono odróżnia muzykę dobrą od złej, a czasami także literaturę dobrą od nijakiej. "Fragmenty" brzmią dobrze, kiedy mówimy o pozostałościach czegoś kruchego, co właśnie rozbił kot; lecz użyte w opisie dużych, miękkich połci mięsa drażnią wymagające ucho.

 

"Lekceważąc sztukę kucharską, zajął się natychmiast, wraz z towarzyszami, pożeraniem tego łatwo strawialnego jadła." Mamy tutaj fakt ściśle empiryczny, a Cooper robi z niego cyrkowy plakat. Albo inaczej: odziewa skromny fakt w uszytą ze złotogłowiu suknię z trenem, kiedy dobry gust i rachunek kosztów nakazują pozostawić te luksusy cesarzowej, a pospolite fakty ubrać w proste majtki. Cooper zużył trzynaście słów na opis, na który wystarczyłoby pięć. Sprowadźmy go do właściwych rozmiarów i napiszmy: "Wraz z towarzyszami zjadł mięso na surowo." "Łatwo strawialne jadło" to piękna fraza, ale nie ma tu na nią miejsca, bo nie znamy tych Indian i nic nas nie obchodzą, więc nie ma dla nas znaczenia, czy mięso im zaszkodzi, czy też nie. Szczegóły, które nie mają znaczenia dla opowieści, nie powinny się w niej znajdować.

 

"Jedyny Magua siedział z boku, nie uczestnicząc w obrzydliwej uczcie" jest dla nas zrozumiałe, ale nie ma w tym zasługi Coopera. Cooper nie wyraża się jasno. Nie mówi, kto się brzydzi ucztą. Jest to oczywiście sam Cooper, lecz ze zdania w żaden sposób nie wynika, że nie chodzi o Maguę. A Magua jest Indianinem i lubi surowe mięso.

 

Słowo "jedyny" można spokojnie opuścić i oszczędzić nieco miejsca, bo nie wnosi ono żadnej wartości. W moich wywodach będę musiał co jakiś czas powracać do niekompetencji Coopera jako obserwatora. Mam nadzieję, że uda mi się w ten sposób przekonać czytelnika, by dokładnie obejrzał rzecz, zanim zacznie ją opisywać; staram się go jednak nie przemęczyć tą sprawą, dlatego przeplatam wątek obserwacji innymi.

 

Otóż w "Ostatnim Mohikaninie" Cooper umieszcza swoich bohaterów na wyspie pomiędzy olbrzymimi wodospadami – jest to wyniosła, skalista wyspa o stromych brzegach, coś w rodzaju słupa rozdzielającego kaskadę na dwoje. W skale znajdują się groty, i w jednej z tych grot właśnie Cooperowa kompania ukrywa się przed wrażymi Indianami. Jaskinia stanowi tunel z wąskim wyjściem na każdym końcu. Wyjścia te zostają zasłonięte kocami tak, że wewnątrz jest ciemno. Tropiący bohaterów Czerwonoskórzy zbierają się przy brzegach, wrzeszcząc i wyjąc, aż krew się ścina w żyłach, ale, jako że są to Indianie Cooperowscy, nie potrafią odkryć koców, w końcu więc odchodzą, zdumieni i rozczarowani. Alice, wdzięczna za ratunek, pada na kolana, by podziękować Opatrzności. W opisanym tunelu powinna panować ciemność, ale – o ile wierzyć Cooperowi – była to ciemność nieodróżnialna od jasnego dnia, skoro dało się w niej odróżnić takie oto szczegóły:

 

„Zarówno Heyward, jak i powściągliwiej usposobiona Cora z wielkim współczuciem spoglądali na ten akt mimowolnej emocji. Mężczyzna sądził przy tym skrycie, iż pobożność nie mogłaby przybrać piękniejszego kształtu, niż przybrała teraz w młodej osobie Alice. Oczy jej promieniowały blaskiem wdzięcznego afektu, rumieniec urody otoczył na nowo policzki, cała jej dusza zdawała się gotowa, rwała się, by wyrazić podziękę poprzez jej elokwentne rysy. Lecz gdy poruszyły się jej wargi, słowa, które miały wypowiedzieć zmroził jakby nowy, nagły chłód. Rozkwitłą twarz oblekła bladość śmierci, łagodne oczy ścięły się twardym lodem, zwęziły w przerażeniu, zaś te ręce, które wzniosła, złożone razem, ku niebu, opadły w prostej linii przed nią, z palcami wyciągniętymi w konwulsyjnym ruchu.”

 

Uderza tutaj całkowity brak uwagi poświęconej obserwacji – Heyward wraz z powściągliwiej usposobioną Corą nie mogliby jej wcale dokonać w ciemnym tunelu. Muszę zwrócić uwagę czytelnika na pewne szczegóły tego dzieła, które domagają się bliższego zbadania. "Mimowolnej", jako zbędne, łamie zasadę 14. Każda szczera emocja jest mimowolna, zatem nie potrzebujemy tego precyzować. Doprecyzowanie staje się potrzebne, kiedy mowa o emocji celowo udawanej.

 

"Skrycie" również jest niepotrzebne, ponieważ Heyward nie wyrażał swego sądu głośno, a tylko w myśli. Nie można przecież wyrażać sądu tylko w myśli, a jednocześnie ujawniać go przed światem.

 

Nie podoba mi się użycie słowa "otoczył" na oznaczenie pojawiającego się rumieńca. Rumieniec niczego nie otacza. Nie jest bowiem czymś, co przychodzi z zewnątrz, ale barwą przybieraną przez powierzchnię skóry.

 

Nie mogę się też zgodzić z użyciem słowa "nowy". Gdyby Alice już mroził jakiś stary chłód, musielibyśmy je rozróżnić, nazywając ten drugi nowym – ale nie mroził. Doskwierał jej tylko ten jeden chłód, zatem sugestia innego, starego, jest bezzasadna i myląca.

 

Prócz tego nie podoba mi się fraza "te ręce, które wzniosła". Wydaje się ona wskazywać, że bohaterka miała jeszcze jakieś inne ręce, które odłożyła chwilowo na półkę, żeby wznieść raczej te, co jest nieprawdą – miała tylko tę jedną parę. Bardzo to mylące. Podoba mi się natomiast, jak wyciąga tę parę przed siebie i porusza palcami. Myślę, że wypada to bardzo dobrze, a wypadłoby niemal dwa razy lepiej, gdyby powściągliwiej usposobiona Cora też to zrobiła.

 

Cooperowski Indianin po umyciu prezentuje się bardzo blado i nudno, to barwy wojenne czynią go podniecającym. Zbędne słowa są barwami wojennymi Coopera: farbą, pióropuszem, tomahawkiem i wojennym okrzykiem. Na dwóch trzecich strony, o których już kiedyś wspominałem, tam, gdzie Cooper popełnił sto czternaście błędów na sto piętnaście możliwych, oglądamy go w pełnym umundurowaniu. Oto i owe dwie trzecie strony. Kursywa pochodzi ode mnie i oznacza miejsca, w których złamana została reguła 14:

 

W jednej chwili przywiązano go na powrót do drzewa, bezbronnego wobec wszelkich obelg i pocisków. Wszyscy działali teraz z takim zapałem, że nie padło ani jedno słowo. Ogień na stosie bezzwłocznie zapalono i z niepokojem oczekiwano końca. W żadnym razie nie było zamiarem Huronów uśmiercenie jeńca poprzez spalenie go w ogniu. Chcieli jedynie poddać jego fizyczną wytrzymałość najcięższej próbie, jaką mogła wytrzymać. Ostatecznie zanieśliby jego skalp do wioski, lecz najpierw pragnęli złamać jego wolę, sprawić, by jęczał na mękach. W tym celu stos chrustu i gałęzi umieszczono w stosownej odległości, to jest takiej, w jakiej, jak sądzono, żar wkrótce stałby się nieznośny, lecz nie stanowiłby śmiertelnego niebezpieczeństwa. Jak to jednak często bywa w takich razach, odległość źle obliczono, a rozdwojone języki płomieni poczęły się wić tak blisko twarzy ofiary, że poniosłaby ona śmierć w jednej chwili, gdyby nie Hetty, która, zbrojna w kij, przebiegła wśród tłumu i rozrzuciła gorejący stos na wszystkie strony. Niejedna ręka podniosła się, by powalić świętokradczynię na ziemię; wodzowie jednak powstrzymali razy, przypominając swym rozdrażnionym ludziom o stanie umysłu dziewczyny. Sama Hetty nie miała pojęcia, na jakie ryzyko się porwała lecz, gdy tylko dopełniła zuchwałego czynu, stanęła, rozglądając się ze zmarszczonym czołem, jakby chciała skarcić tłum obserwujących zajście dzikich za ich okrucieństwo. Niechaj ci Bóg błogosławi, najmilsza siostro, za ten odważny i wczesny uczynek – wymamrotała Judith, sama zbyt roztrzęsiona, by była zdolna do wysiłku. – Niebo przysłało cię z uświęconą misją.”

 

Mamy tu słów 236, w tym niezbędnych 158, co daje 78 słów zmarnowanych przez hojnego autora. W naszych czasach owe 78 słów musielibyśmy wykreślić. Zrobimy to teraz i dostosujemy powyższy epizod do współczesnych standardów zwięzłości. Jeżeli każde niepotrzebne słowo w Cooperowskim opisie potraktujemy jako osobne wykroczenie przeciwko zasadzie 14., będziemy mieli takich wykroczeń 78. Cooper złamał w nim także inne zasady. 12. dwukrotnie. 13. pięciokrotnie. 15. raz. 16. dwukrotnie. 17. raz lub dwa. Cały opis jest przekroczeniem reguły 18., a także 16.

 

W sumie mamy tu sto czternaście ze stu piętnastu możliwych wykroczeń przeciwko zasadom sztuki pisarskiej. Wróćmy zatem do omawianego fragmentu, wykreślając z niego większość zbędnych słów. Pisząc nie-cooperowskim stylem, moglibyśmy przedstawić te same fakty w 150 słowach, i zrobić to bardziej efektownie – to oczywiste – ale tego nie powinniśmy robić. Musimy pozostać przy języku Coopera, na ile to możliwe:

 

W jednej chwili przywiązano go na powrót do drzewa. Ogień bezzwłocznie zapalono. Nie było zamiarem Huronów uśmiercenie pogromcy zwierząt za pomocą ognia, chcieli jedynie poddać jego wytrzymałość najcięższej próbie, jaką mogła wytrzymać. Ostatecznie pozbawiliby go życia, lecz najpierw pragnęli złamać jego wolę i sprawić, by jęczał na mękach. W tym celu stos chrustu umieszczono w odległości, w jakiej, jak sądzono, żar wkrótce stałby się nieznośny, lecz nie zabójczy. Źle ją jednak obliczono. Ogień płonął tak blisko ofiary, że poniosłaby ona śmierć w jednej chwili, gdyby Hetty nie przybiegła i nie rozrzuciła ogniska patykiem. Niejeden Indianin podniósł rękę, by ją uderzyć, ale wodzowie uratowali dziewczynę przypominając o stanie jej umysłu. Sama Hetty nie miała pojęcia, na jakie ryzyko się naraziła. Stała, rozglądając się ze zmarszczonym czołem, jakby chciała skarcić okrucieństwo dzikich. – Niech ci Bóg błogosławi, kochanie! – zawołała Judith – za ten odważny uczynek. Niebo przysłało cię z uświęconą misją i zasłużyłaś na plakat z cyrku.

 

Mamy 156 słów i wszystkie niezbędne fakty.

 

Artykuł ten napisał Samuel Langhorne Clemens, bardziej znany jako Mark Twain. A przełożyłam go ja. Wszystkie prawa ostrzyżone i ufarbowane. That’s all, folks!

Komentarze

Świetny tekst i kawał pracy z tłumaczeniem.

 

Nic tylko czytać 1 i 2 część.

 

Eric Wareheim Mind Blown GIF by Tim and Eric

 

ETA: mała poprawka – zamieniłam jeden “karabin” na “broń”, za dużo ich było.

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Nowa Fantastyka