
Przed kilkoma dniami Rada Języka Polskiego ogłosiła zmiany w zasadach polszczyzny, które mają wejść w życie od roku 2026. Są to zdecydowanie najpoważniejsze modyfikacje od czasu wielkiej reformy międzywojennej. Jakkolwiek część z nich jest pożądana i spodziewana od dawna, są też takie, które budzą w najlepszym razie zdumienie. Nie natknąwszy się na żadną profesjonalną analizę przedstawionych decyzji, postanowiłem napisać własną. Nie wypieram się przy tym swojego amatorskiego tylko przygotowania językoznawczego i chętnie przyjmę każdą formę merytorycznej polemiki.
Zmiany w zasadach językowych, według mojej wiedzy, wypada oceniać na podstawie czterech kryteriów. Po pierwsze: czy podążają za uzusem, opisują naturalną ewolucję języka? Próby narzucania zmian, wprowadzania norm językowych nie do przyjęcia dla ogółu wykształconych użytkowników, nie kończą się nigdy dobrze. Po drugie: czy nie zubażają możliwości wyrażania myśli? Ostatecznie, jak wiemy, chodzi nam o to, aby język giętki powiedział wszystko, co pomyśli głowa. Po trzecie: czy ograniczają się, na ile to możliwe, do upraszczania i systematyzowania konwencji? Niewskazane byłyby decyzje naruszające zasady fonetyczne (każąc pisać cyrla, gdy wymawia się cyrhla), morfologiczne (każąc pisać żlep, gdy w odmianie jest żlebu), a zwykle nawet motywację historyczną (każąc pisać ogórek przez fałszywe skojarzenie z górą, gdy pochodzi od niemieckiego Gurke). Po czwarte: czy tam, gdzie nie narusza to pozostałych postulatów, dopuszczają dowolność zapisu, pozwalając świadomym użytkownikom języka możliwie swobodnie kształtować własny idiolekt i metody wyrazu?
Rada Języka Polskiego przytacza jako podstawowe tło podjętych decyzji właśnie dążenie do prostoty języka, a ich charakter jest rzeczywiście konwencjonalny. Oznacza to przeważnie ujednolicanie zapisów, trzeba zatem zwracać szczególną uwagę na kryterium drugie: czy aby nie powstają w ten sposób homonimy z wyrażeń bliskoznacznych, który to wypadek nieuchronnie prowadzi do ich zlania w jedno, czyli zmniejszenia zasobu pojęć, zakresu idei możliwych do wyrażenia w polszczyźnie. Wprowadzanie homonimii powinno być dopuszczalne tylko wówczas, gdy wiązane w ten sposób pojęcia są dostatecznie odległe znaczeniowo, aby dawały się niemal zawsze rozróżnić według kontekstu. Pożyczając przykład (od prof. Saloniego), nie ma kłopotu w tym, że poziomica oznacza zarazem „izohipsa” i „libella, waserwaga”, nie da się pożyczyć (od sąsiada) izohipsy, bardzo sztucznie trzeba by konstruować przykład mieszający te dwa znaczenia. Z kolei nie byłoby mądrze używać słowa hemofilia także w sensie „parafilia objawiająca się podnieceniem w kontakcie z krwią”, skoro zbyt łatwo o kontekst medyczny, w którym znaczenia te zostałyby pomieszane z przerażającym dla rozmówcy skutkiem. Jak się dalej przekonamy, szereg nowych reguł jest nawet istotniej obarczony problemem szkodliwej homonimii, mianowicie w postaci rugowania z języka polskiego osi „konieczność – przypadkowość”, jednej z dwunastu podstawowych kategorii poznania w rozumieniu Kanta.
Ogłoszone zmiany postaram się przeanalizować kolejno według numeracji, odnosząc się szerzej do opisanych kryteriów. Wierzę, że Czytelnik Uważny będzie miał z tego zarówno przyjemność, jak i pożytek.
1a) Pisownia wielką literą nazw mieszkańców miast i ich dzielnic, osiedli i wsi, np. Warszawianin, Zgierzanin, Ochocianka, Mokotowianin, Nowohucianin, Chochołowianin.
Zmiana od dawna postulowana i pożądana, systematyzująca do wielkiej litery zapis mieszkańców wszystkich jednostek geograficznych (kryterium 3). Właściwie nie tworzy niebezpiecznych homonimów: w rzadkich przypadkach jak Poznaniak „mieszkaniec Poznania, mieszkaniec Wielkiego Księstwa Poznańskiego” odbiorcy tak czy inaczej należy się doprecyzowanie.
1b) Dopuszczenie alternatywnego zapisu (małą lub wielką literą) nieoficjalnych nazw etnicznych, takich jak kitajec lub Kitajec, jugol lub Jugol, angol lub Angol, żabojad lub Żabojad, szkop lub Szkop, makaroniarz lub Makaroniarz.
Decyzja raczej korzystna według kryterium czwartego, dopuszcza dowolność. Należałoby jednak uściślić, że pisać wielką literą można tylko wówczas, gdy nieoficjalna nazwa etniczna ma w danym przypadku nacechowanie co najwyżej słabo negatywne. Można zatytułować wiersz Do przyjaciół Moskali, ale w zdaniu Porównywać moskali do bydła to obrażać bydło pisownia małą literą jest jedynie zasadna. Tak też spośród wymienionych przykładów „żabojad, makaroniarz” są w moim odczuciu wyłącznie pejoratywne i nie powinny przyjmować wielkiej litery.
2) Wprowadzenie pisowni wielką literą nie tylko nazw firm i marek wyrobów przemysłowych, ale także pojedynczych egzemplarzy tych wyrobów (samochód marki Ford i pod oknem zaparkował czerwony Ford).
Zmiana raczej wskazana, odzwierciedla uzus i upraszcza regułę bez czynienia istotnych szkód. Uważam jednak, iż zgodnie z kryterium 4 należałoby dopuścić użycie małej lub wielkiej litery dla nazw jednostkowych wyrobów przemysłowych, zwłaszcza że zasada w obecnej postaci prawdopodobnie spowolni cenny słowotwórczo proces przyjmowania nazw marek jako pospolite (rower, polar).
3) Wprowadzenie rozdzielnej pisowni cząstek -bym, -byś, -by, -byśmy, -byście ze spójnikami, np. Zastanawiam się, czy by nie pojechać w góry.
Zmiana cenna, niezbędna ze względu na uzus, choć nieprecyzyjna. Świadomy użytkownik języka tylko z wielkimi oporami napisze „albowiemby, lubby, boby” (chyba w zdaniu Dziewczyna bramkarza miała na głowie dwa boby i wyglądała kuriozalnie). Jasne jednak, i potwierdza to pełna treść zasad, że zachowane muszą zostać samodzielne spójniki z wrośniętą cząstką -by (aby, ażeby, choćby, coby, jakby, jakoby, żeby…). Moim zdaniem, tak samo warto pozostawić – na zasadzie dopuszczalnej pisowni łącznej – przynajmniej „jeśliby”, „kiedyby” oraz „toby” w konstrukcjach wynikowo-paralelnych (najczęściej Gdyby kózka nie skakała, toby nóżki nie złamała).
Szkoda, że nie zajęto się przy okazji równie wątpliwą pisownią cząstek -by z niektórymi partykułami („może by”, „możeby”?).
4) Ustanowienie bezwyjątkowej pisowni łącznej nie– z imiesłowami odmiennymi (bez względu na interpretację znaczeniową: czasownikową lub przymiotnikową), tj. zniesienie wyjątku zezwalającego na „świadomą pisownię rozdzielną”.
Zmiana tragiczna. Nie tylko dlatego, że narusza kryterium czwarte. RJP chciałaby zapewne, aby Norwid zapisał swój słynny passus: Ówdzie dziecko – i lewa rączka nieskończona, jak nieskończone dzieci są cele i wole… Jest to właśnie nasz pierwszy i najdobitniejszy przykład usuwania z polszczyzny osi „konieczność – przypadkowość”.
Wymaga to szerszego wyjaśnienia. Według dawnych zasad tłumaczono tradycyjnie, że „nie” pisze się łącznie z imiesłowami odmiennymi o „charakterze przymiotnikowym”, a rozdzielnie z tymi o „charakterze czasownikowym”. Istotnie jednak to niezręczne sformułowanie oznaczało, że pisownia łączna stosuje się do związków trwałych, modyfikujących znaczenie imiesłowu głębiej niż doraźne zaprzeczenie mu w jednostkowym kontekście. Przykład „nieskończony” szczególnie jasno pokazuje, dlaczego tak istotne jest, aby rozróżniać w pisowni przeczenie istotowe od przygodnego. Porównajmy jeszcze dla imiesłowu przeszłego:
Emu jest ptakiem nielotnym i wzbije się w powietrze tylko po trafieniu z podręcznego zestawu rakietowego ziemia-ziemia.
Do ptaków nie lotnych, a żerujących lub tokujących na ziemi, etyka myśliwska strzelać zabrania.
Uczciwość każe tu wreszcie zaznaczyć, że RJP nie ma mocy, aby odmówić zezwolenia na taką czy inną świadomą pisownię, może oprócz kontekstu szkolno-urzędowego. Świadomy użytkownik języka może napisać wszystko, choćby Jednodńuwkę futurystuw – co nie znaczy, że wszystko jest dobrym pomysłem.
5a) Ujednolicenie zapisu (małą literą) przymiotników tworzonych od nazw osobowych, zakończonych na -owski, bez względu na to, czy ich interpretacja jest dzierżawcza (odpowiadają na pytanie czyj?), czy też jakościowa (odp. na pytanie jaki?), np. dramat szekspirowski, epoka zygmuntowska, koncert chopinowski, koncepcja wittgensteinowska, wiersz miłoszowski.
Decyzja katastrofalna jak wyżej, tak samo łamie postulat 2. Przez litość, to ma znaczenie, czy wystawiamy dramaty szekspirowskie (należące do konwencji wykreowanej przez Szekspira), czy tylko Szekspirowskie (napisane przez Szekspira)! Za pierwszym razem przymiotnik jest konieczny, tworzy związek frazeologiczny o nowym znaczeniu, za drugim tylko przygodny, nazywa zaledwie autora, nie przekształcając żadnego z pojęć.
5b) Przymiotniki tworzone od imion (rzadziej od nazwisk), zakończone na -owy, -in(-yn), -ów, mające charakter archaiczny, będą mogły być zapisywane małą lub wielką literą, np. jackowe dzieci lub Jackowe dzieci; poezja miłoszowa lub poezja Miłoszowa; zosina lalka lub Zosina lalka; jacków dom lub Jacków dom.
Zmiana przynajmniej spójna z poprzednią, a także zgodna z kryterium 4. Dąży wyraźnie w stronę ujednolicania zapisu przymiotników małą literą. Wydaje się jednak sprzeczna z uzusem, osobiście nigdy się nie spotkałem z zapisem jak „jackowe dzieci”. W pewnych przypadkach tworzy mało klarowne homonimy: Maćkowa grusza „grusza należąca do Maćka” versus maćkowa grusza „grusza rosnąca na miedzy”, rzadziej „grusza z gniazdem bocianim”; Maćkowa dziurka „pogardliwie o lokum lub kochance Maćka” versus maćkowa dziurka „gwarowo: górne ujście tchawicy”.
Co więcej, rzadkość omawianych słów sprawia, że bez wyróżnienia wielką literą ich znaczenie może się zupełnie zagubić. Pół biedy jeszcze, gdy mamy wyraźną formę odimienną jak „maćkowy”. Czytelnik postawiony przed zdaniem typu: Pan Poniński z Poronina posłał pannę do Anina, a aniny druh ze szkoły dążył za nią, wioząc stoły – znajduje się w sytuacji beznadziejnej, znikąd pomocy! Podsumowując, buntowałbym się także przeciw tej regule.
Słowacki na to: Pierwsi buntownicy już zgromadzeni pod maćkową gruszę, a ta się cieszy, że do siego roku dwa razy będzie nosiła owoce…
6a) Wprowadzenie łącznej pisowni członu pół– w wyrażeniach:
półzabawa, półnauka;
półżartem, półserio;
półspał, półczuwał.
Pomysł niezrozumiały. W tych zwrotach „pół” jest ściągniętą formą wyrażenia przyimkowego „w połowie”, nie powstaje nowe pojęcie jak „półnauka” czy tym bardziej „półspać”. Istnieją setki podobnych wyrażeń, niebędących nawet związkami frazeologicznymi, tworzonych dowolnie na potrzeby chwili: pół rozkosz, pół tortura; pół przypadkiem, pół celowo; pół klęczała, pół wisiała itp.
6b) Wprowadzenie pisowni z łącznikiem w połączeniu typu: pół-Polka, pół-Francuzka (odniesionym do jednej osoby).
Podobnie jak wyżej, wydaje się jednak, że należałoby dopuścić taką pisownię jako wariantową, gdyż nie wprowadza żadnej niejednoznaczności i podkreśla, że przynależność etniczna jest stabilną cechą osoby.
7) Dopuszczenie w parach wyrazów równorzędnych, podobnie lub identycznie brzmiących, występujących zwykle razem, trzech wersji pisowni:
– z łącznikiem, np. tuż-tuż; trzask-prask; bij-zabij;
– z przecinkiem, np. tuż, tuż; trzask, prask; bij, zabij;
– rozdzielnie, np. tuż tuż; trzask prask; bij zabij.
Zmiana dobra w świetle kryterium 4, niebudząca zastrzeżeń.
8a) W zakresie użycia wielkich liter w nazwach własnych: w nazwach komet wprowadzenie zapisu wszystkich członów wielką literą, np. Kometa Halleya, Kometa Enckego.
Warto na początek zauważyć, że zagadnienie opisywane w całym punkcie ósmym jest najbardziej złożone w tekście, jest też w ogóle jednym z najtrudniejszych polskich problemów ortograficznych. Oto bowiem, na zasadach ogólnych, wyrazy wchodzące w skład nazwy własnej danego obiektu należy pisać wielką literą, a wyrazy pospolite opisujące rodzaj tegoż obiektu – małą. Jest to niezbędne dla prawidłowego wskazania, o jakiej natury bycie akurat piszemy. Mógłby przecież istnieć w pewnej miejscowości rynek, nieco dalej głaz o nazwie Rynek, znów nieopodal karczma o nazwie Głaz Rynek i wreszcie przed nią przystanek autobusowy Karczma Głaz Rynek.
Z drugiej strony, jak celnie zauważyła prof. Cieślikowa w uzasadnieniu dawniejszej uchwały RJP o użyciu łącznika, „Trudno od użytkownika nazw wymagać wiedzy o genetycznej, administracyjnej, znaczeniowej (…) równorzędności czy nierównorzędności (…) Bagienice-Folwark nie są folwarkiem”. Trzeba zatem sformułować takie zasady, aby użytkownik języka mógł pisać poprawnie bez zgłębiania wiedzy nieproporcjonalnej do danej treści. Często nie da się łatwo ustalić, czy dany wyraz pospolity wchodzi akurat w skład nazwy własnej, czy tylko ją dookreśla. Wobec tego każda zasada będzie tutaj mniej lub bardziej udanym kompromisem.
Pierwsze narzucające się podejście mogłoby polegać na tym, aby uzależnić pisownię od struktury gramatycznej. Oto przecież ogromna większość nazw własnych w języku polskim ma charakter: rzeczownikowy, przymiotnikowy, dzierżawczy lub wyrażenia przyimkowego. W przypadku nazwy przymiotnikowej podanie jej bez kwalifikatora obiektu nie jest zwykle wystarczające. Zdanie typu Spędziłem wczoraj wieczór na Góralskim naturalnie prowokuje rozmówcę do bezradnego pytania: „Ale na czym góralskim, placu, moście, balu maskowym?”. Zdawałoby się zatem zasadne, aby nazwę w rodzaju Most Góralski uznać za jednolitą całość wymagającą zapisu wielkimi literami. To samo tyczy się przypadku dzierżawczego: „Będą odnawiać Zmartwychwstańców” – „Co znowu zmartwychwstańców, klasztor, cmentarz, nagrodę literacką?”.
Inaczej zachowują się nazwy rzeczownikowe. Czytając zdanie w rodzaju Murowaniec nie ma już dawnego klimatu, odbiorca nie może przecież twierdzić, jakoby było ono strukturalnie niekompletne, samo przez się żądało uzupełnienia, choćby nawet nie wiedział, co to Murowaniec. Wreszcie nazwy z wyrażeń przyimkowych są sytuacją niejako pośrednią. Stwierdzenie U Maxima w Gdyni znów cię widział ktoś daje na pewno asumpt i pozostawia miejsce do pytania, co mianowicie jest u Maxima, stanowi też jednak samodzielną całość. Na pierwszy rzut oka wydaje się zatem, że rozsądnie byłoby nakazać pisownię określenia gatunkowego wielką literą dla nazw przymiotnikowych i dzierżawczych, małą dla rzeczownikowych, a dla przyimkowych pozostawić dowolność.
Od dawna już przyjmowano jednak inne podejście, różnicujące pisownię w zależności przede wszystkim od rodzaju nazywanego obiektu, a potem ewentualnie od gramatyki. Istnieją całe klasy bytów, dla których nazewnictwa obowiązują odrębne reguły (jak choćby przy tytułach tekstów kultury). Pozwala to także na większe zróżnicowanie subtelności odczuwanych w języku. Wydaje się zatem słuszne, aby nie kwestionować tego stanowiska, ale przeanalizować zmiany związanych z nim reguł na podstawie podanych wyżej uwag. Oto dla przykładu, wracając wreszcie do treści punktu 8a, nazwy komet (przynajmniej te zawierające cokolwiek oprócz symbolu literowo-cyfrowego) mają zwykle strukturę dzierżawczą, dlatego też zalecenie zapisu wszystkich członów wielką literą możemy uznać za trafne.
8b) wprowadzenie pisowni wielką literą wszystkich członów wielowyrazowych nazw geograficznych i miejscowych, których drugi człon jest rzeczownikiem w mianowniku, typu Morze Marmara, Pustynia Gobi, Półwysep Jukatan, Wyspa Uznam.
Ta zmiana, moim skromnym zdaniem, nie jest szczęśliwa – nie tylko ze względu na to, co pisałem przed chwilą o nazwach z rzeczownikiem. Otóż nie wynika z niej, gdzie postawić granicę, nawet w pełnym nowym brzmieniu zasady: „Wielką literą pisze się też wyrazy, które mają charakter określeń gatunkowych, a które można potraktować jako część nazwy własnej”. Zgodne z kryterium 4 byłoby odwrotne rozłożenie akcentów („można też pisać wyrazy… które chce się potraktować”), przy obecnym zaś sformułowaniu sytuacja jest beznadziejna. Przy dostatecznych brakach w oczytaniu jako część nazwy własnej „można” przecież potraktować wszystko, nawet Miasto Kraków i Rzekę Wisłę. Domyślamy się chyba, że nie o to RJP chodziło.
Mniej popularne nazwy tym bardziej mogą przysporzyć kłopotów. Dotychczas pisało się bezproblemowo miasto Kraków, rzeka Wisła, przełęcz Zawrat, dolina Jaworzynka, jezioro Omulew, wyspa Uznam na samej tylko podstawie dostrzeżenia rzeczownika. Teraz będzie trzeba każdorazowo zastanawiać się, czy dany kwalifikator może być prawidłowo uznany za część nazwy własnej. Reguła łamie więc także kryterium 3: komplikuje język zamiast go upraszczać i wymaga od użytkownika nieproporcjonalnego wysiłku.
Należy tu dodać, że nader rzadko spotykane wielowyrazowe nazwy geograficzne i miejscowe, których drugi człon jest wyrażeniem przyimkowym, zapisuje się już według dawniejszych zasad od wielkiej litery, przyimek oczywiście pozostawiając małą: Przełęcz koło Drąga, Dolina do Siedmiu Źródeł.
8c) w nazwach obiektów przestrzeni publicznej wprowadzenie pisowni wielką literą stojącego na początku wyrazu aleja, brama, bulwar, osiedle, plac, park, kopiec, kościół, klasztor, pałac, willa, zamek, most, molo, pomnik, cmentarz (przy utrzymaniu pisowni małą literą wyrazu ulica), np. ulica Józefa Piłsudskiego, Aleja Róż, Brama Warszawska, Plac Zbawiciela, Park Kościuszki, Kopiec Wandy, Kościół Mariacki, Pałac Staszica, Zamek Książ, Most Poniatowskiego, Pomnik Ofiar Getta, Cmentarz Rakowicki.
Decyzja, mimo pozornej komplikacji, prawdopodobnie bardzo trafna. Znaczna większość nazw takich obiektów ma charakter przymiotnikowy lub dzierżawczy (zwłaszcza nazwy rzeczownikowe ulic występują raczej wyjątkowo – między innymi ul. Retoryka, ul. Krzywe Koło). Jak wcześniej wskazywałem, skłania to do odbierania określenia gatunkowego jako części nazwy – i rzeczywiście zmiana jest też zgodna z kryterium 1, podąża za uzusem. Zaryzykowałbym wręcz twierdzenie, że zapis wyrazu pospolitego małą literą tutaj często raziłby świadomych użytkowników języka jako przypuszczalny rusycyzm (dla porównania: góra Pokłonna, sobór Isakiewski, cmentarz Nowodziewiczy…).
Wyjątek poczyniony dla „ulicy” znów dobrze tłumaczy się uzusem (powszechność skrótu „ul.”), jak też zwyczajem pozostawiania tego wyrazu w domyśle. Słysząc „idę na Chmielną, na Chałupniczą, na Chałubińskiego”, nie trzeba oczywiście pytać, na co takiego, stąd wyraz „ulica” pozostaje odczuwany jako pospolity, niebędący częścią nazw własnych.
Na marginesie warto odnotować, że ta zmiana może przynieść jako skutek uboczny znaczne koszta administracyjne, głównie z uwagi na różne „aleje”. W mojej opinii, aby uniknąć zbędnych wydatków, wszelkie dokumenty i tabliczki z poprzednią pisownią winny być pozostawione, dopóki nie będą wymagały wymiany z innych względów. Będę obserwował z ciekawością, jak do tego zagadnienia podejdą władze.
8d) wprowadzenie pisowni wielką literą wszystkich członów (oprócz przyimków i spójników) w wielowyrazowych nazwach lokali usługowych i gastronomicznych, np. Karczma Słupska, Kawiarnia Literacka, Księgarnia Naukowa, Kino Charlie, Apteka pod Orłem, Bar Flisak, Hotel pod Różą, Hotel Campanile, Restauracja pod Żaglami, Winiarnia Bachus, Zajazd u Kmicica, Pierogarnia Krakowiacy, Pizzeria Napoli, Trattoria Santa Lucia, Restauracja Veganic, Teatr Rozmaitości, Teatr Wielki.
To z kolei reguła niekompletnie podana, po weryfikacji w pełnej treści zasad nabierająca całkiem nowego sensu. Czytamy oto „UWAGA: Jeśli wyrazy typu: apteka, bar, hotel, kawiarnia, zajazd, restauracja uznaje się za określenia rodzajowe, poprzedzające właściwą nazwę, wówczas można je zapisywać małą literą, np. apteka Pod Orłem, bar Flisak, kino Charlie, zajazd U Kmicica”. W istocie zatem dopuszczalna jest tutaj pełna dowolność, pożądana nie tylko z uwagi na kryterium 4. Również dlatego, że ta sama nazwa (na przykład „Pod Żaglami”), która dla mieszkańca danego miasta jednoznacznie wskazuje obiekt, przybyszowi z zewnątrz może nic nie mówić i wymagać kwalifikatora rodzajowego. Jest to zatem udana zasada.
8e) wprowadzenie pisowni wielką literą wszystkich członów w nazwach orderów, medali, odznaczeń, nagród i tytułów honorowych, np. Nagroda im. Jana Karskiego i Poli Nireńskiej, Nagroda Nobla, Nagroda Pulitzera, Nagroda Templetona, Nagroda Kioto, Literacka Nagroda Europy Środkowej Angelus, Nagroda Artystyczna Miasta Lublin, Nagroda Literacka Gdynia, Śląska Nagroda Jakości, Nagroda Rektora za Wybitne Osiągnięcia Naukowe, Nagroda Newsweeka im. Teresy Torańskiej, Nagroda Wielkiego Kalibru, Mistrz Mowy Polskiej, Ambasador Polszczyzny, Honorowy Obywatel Miasta Krakowa.
Podobnie jak w punkcie c), zapis wielką literą jest logiczny ze względu na przewagę nazw dzierżawczych i przymiotnikowych. Proponowałbym co najwyżej pozostawić na zasadzie dopuszczalności zapisy „nagroda Nobla, nagroda Pulitzera”, a to ze względu na wciąż chyba silne w świadomości zbiorowej powiązanie ich z osobami fundatorów.
9a) W zakresie pisowni prefiksów: uzupełnienie reguły ogólnej: W języku polskim przedrostki – rodzime i obce – pisze się łącznie z wyrazami zapisywanymi małą literą. Jeśli wyraz zaczyna się od wielkiej litery, po przedrostku stawia się łącznik, np. super-Europejczyk.
Decyzja niebudząca zastrzeżeń, odzwierciedla stan języka i nie powoduje żadnych kłopotów.
9b) dopuszczenie rozdzielnej pisowni cząstek takich jak super-, ekstra-, eko-, wege– mini-, maksi, midi-, mega-, makro-, które mogą występować również jako samodzielne wyrazy, np.
miniwieża lub mini wieża, bo jest możliwe: wieża (w rozmiarze) mini;
superpomysł lub super pomysł, bo jest możliwe: pomysł super;
ekstrazarobki lub ekstra zarobki, bo jest możliwe: zarobki ekstra;
ekożywność lub eko żywność, bo jest możliwe: żywność eko.
Podobnie jak poprzednio, zgodna także z kryterium 4. Warto byłoby zaznaczyć w regule, że rzeczowniki osobowe należy zawsze zapisywać łącznie (wicedyrektor, arcymistrz, ekspatriota).
10) Wprowadzenie jednolitej łącznej pisowni cząstek niby-, quasi– z wyrazami zapisywanymi małą literą, np.
nibyartysta, nibygotyk, nibyludowy, nibyorientalny, nibyromantycznie;
nibybłona, nibyjagoda, nibykłos, nibyliść, nibynóżki, nibytorebka;
quasiopiekun, quasinauka, quasipostępowy, quasiromantycznie,
przy zachowaniu pisowni z łącznikiem przed wyrazami zapisywanymi wielką literą, np. niby-Polak, quasi-Anglia.
Zmiana korzystna, ujednolica zapis wszelkich niesamodzielnych cząstek jako łączny. Wcześniej wielokrotnie używałem argumentu, że zapis łączny sygnalizuje powstanie nowego pojęcia (człon konieczny, trwały, a nie przypadkowy, doraźny). I to się tutaj zgadza – „quasidemokracja” nie jest demokracją, nazwanie randki „nibyromantyczną” także za komplement nie uchodzi. Istnieje wprawdzie pewne zagrożenie homonimią, zwykle jednak kontekst pozwoli rozróżnić pojęcia w rodzaju nibynóżek „na pozór nóżek” i nibynóżek „pseudopodiów”.
11) Wprowadzenie łącznej pisowni nie– z przymiotnikami i przysłówkami odprzymiotnikowymi bez względu na kategorię stopnia, a więc także w stopniu wyższym i najwyższym, np.
nieadekwatny, nieautorski, niebanalny, nieczęsty, nieżyciowy;
niemiły, niemilszy, nienajmilszy;
nieadekwatnie, niebanalnie, nieczęsto, nieżyciowo;
nielepiej, nieprędzej, nienajlepiej, nienajstaranniej.
Ostatnia reguła jest także trudna do przeanalizowania. Może okazać się bardzo dobra lub bardzo zła zależnie od przyjętej interpretacji. Sedno opiera się zaś na następującym zapisie: „Rozdzielnie pisze się nie także wtedy, gdy sygnalizuje jednocześnie zaprzeczenie i przeciwstawienie, np. (…) nie czarne, ale białe; nie dobrze, ale wspaniale”. Rzeczywiście, zasady te dla przymiotników w stopniu równym uzupełniają się świetnie i dają się używać bez problemu:
Świadek zeznał z całą stanowczością, że sprawca miał nie zieloną marynarkę, lecz popielatą w beżowe gwiazdki. Zielony był tylko krawat.
Świadek zeznał z całą stanowczością, że sprawca miał niezieloną marynarkę. Nie pamiętał zresztą żadnych szczegółów, wyjaśnił jednak, że widok zielonych marynarek męskich zawsze wyzwala u niego atak epilepsji.
Zobaczmy teraz, jak wygląda sytuacja dla stopnia najwyższego. Pisownia łączna, dotychczas niedopuszczalna, może okazać się cenna, istotnie poszerzając możliwości subtelnego zróżnicowania myśli:
Andzia miała nie najlepszy wynik egzaminu. (Zdaje się, że drugi lub trzeci w województwie).
Andzia miała nienajlepszy wynik egzaminu. (Prawdę mówiąc, poszło jej całkiem miernie).
Wymaga to jednak przyjęcia, że owo przeciwstawienie sygnalizowane przez zapis rozłączny może pozostać zachowane w domyśle. W innym razie zasada nakazywałaby użycie w obu przypadkach zapisu łącznego i czytelnik nie odniósłby żadnych korzyści poznawczych. Co gorsza, wskutek różnic znaczeniowych pomiędzy stopniem równym a najwyższym przymiotnika byłby to często zapis mylący, znów pod względem osi „konieczność – przypadkowość”. Oto na przykład słoń jest ssakiem nieskocznym, nieskoczność jest jego cechą istotową i nie budzi to żadnych wątpliwości. Źle byłoby jednak pisać, że słoń jest ssakiem nienajcięższym, ponieważ nie ma on żadnej cechy własnej, którą można by opisać jako „nienajcięższość”: jest tylko szczęśliwym przypadkiem, że cięższe odeń gatunki waleni akurat nie wyginęły.
Trudność ta wyświetla się nawet jaskrawiej w przypadku stopnia wyższego, który z samej swej natury służy do opisu przeciwstawień:
Prezydent jest nie grubszy od biskupa (lecz szczuplejszy lub taki sam).
Takie zdanie nabiera sensu tylko jako przeciwstawienie, prezydent sam z siebie na pewno nie wykazuje się czymś, co należałoby nazywać „niegrubszością”. Przy tej interpretacji reguła o zapisie łącznym „nie” z przymiotnikami i przysłówkami w stopniu wyższym byłaby właściwie martwa, wykorzystanie jej wymagałoby zupełnie wyjątkowej konstrukcji myślowej:
Orcio miał tę szczególną właściwość intelektu, że był niegłupszy. Umiał się znaleźć w każdym towarzystwie, w najbardziej nawet specjalistycznej rozmowie, ale też nigdy nie wyrastał ponad poziom.
Skoro jednak treść reguły podaje zapisy typu niemilszy bez kontekstu i bez żadnych podobnych zastrzeżeń, można się obawiać, że w interpretacji autorów „prawdziwe” przeciwstawienie jest tylko wówczas, gdy w danym wypowiedzeniu jawnie występują dwa przymiotniki o przeciwnych znaczeniach. Z czasem okaże się, jakie podejście będzie możliwe do utrzymania w praktyce – swoje argumenty, jak mniemam, wyłożyłem dostatecznie.
Pora na kilka słów podsumowania. Nasuwa się niewątpliwie pytanie, co z tych wszystkich analiz może wynikać dla redaktora lub wydawcy. Z pewnością nie chciałbym nikomu polecać, aby używał koniecznie „moich” zasad zamiast podanych przez RJP, to nie te kompetencje i nie ten zakres pracy. Chciałbym raczej odwołać się ponownie do tego, co napisałem przy punkcie czwartym. Jeżeli autor jest świadomy złożonych problemów ortograficznych i wybiera własne rozwiązania w określonym celu artystycznym, zazwyczaj warto mu na to pozwolić, nie przykrawając tekstu pod linijkę arbitralnie przecież zmienionych i niekiedy kontrowersyjnych reguł.
Wyrazy uznania za cierpliwe doczytanie aż do tego miejsca. Dziękuję za wspólną przygodę intelektualną i zapraszam do dyskusji!
Wpadnę później (post gwiazdkujący, bo kolejka w Publicystyce działa... wirtualnie).
Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.
Przeczytałam i mam podobne odczucia. Moje największe obawy budził pkt.3, ale po lekturze trochę mi się rozjaśniło.
Szkoda, że nie zajęto się przy okazji równie wątpliwą pisownią cząstek -by z niektórymi partykułami („może by”, „możeby”?). – też żałuję.
Co do pkt, 6a to prychnęłam, ale niestety trzeba będzie się przyzwyczaić.
Mam nadzieję, że zmiany zostaną sprecyzowane,. bo jest zbyt wiele niejasności.
Dziękuję i pozdrawiam serdecznie :)
Bardzo dziękuję za pierwsze komentarze! Obawiałem się trochę, że nikt tej cegły nie połknie, więc naprawdę mi miło Was widzieć.
Tarnino, doceniam intencję zgwiazdkowania i czekam na więcej! Też mi się przyda gwiazdka, bo bez niej w Publicystyce całkiem łatwo przeoczyć komentarz nawet pod własnym tekstem.
Milis, na pewno przyjemnie mieć z Tobą wspólnotę odczuć! Dla mnie punkt 3 był raczej rzeczą, na którą najbardziej czekałem, gdy pojawiły się pogłoski o planowanych zmianach, ale rozumiem też, że na pierwszy rzut oka mógł się wydać niepokojący.
Ciekawość, co Cię rozbawiło w 6a? Sama treść reguły, pojęcie “półspać” czy raczej “potrzeby chwili”, którą to chwilę – jak teraz patrzę – bohaterowie mojego przykładu językowego mogli mieć rzeczywiście interesującą?
Łączę się z Tobą w nadziei na oficjalne doprecyzowanie, przyda się zwłaszcza punktom 8b i 11, ale też kilku innym.
Nawzajem serdecznie pozdrawiam!
Ślimaku Zagłady, odnośnie pkt 6a: półspał, półzabawa, półczuwał – dla mnie to brzmi dziwnie, tym bardziej, że w naszym języku są inne określenia, które mają to samo lub podobne znaczenie. Zamiast drzemać napiszę półspał. Trochę się boję, że zastępując połową, zubożymy nasz język, bo będzie łatwiej.
Może przesadzam, może się mylę, ale ten punkt budzi moje wątpliwości. Co do pkt. 11b, potrzebuje doprecyzowania. Z punktem 11 się nie zgadzam, ale będę musiała go zaakceptować. Mam takie wrażenie, że nasz język stanie się(nie wiem, czy to dobre określenia)prosty i uniwersalny.
Milis, co do 6a: liczebnik “pół” jako element wyrazu złożonego pisało się zawsze razem, pod tym względem nic się teraz nie zmienia w zasadach, tylko że liczba takich wyrazów złożonych jest dość ograniczona i wprowadzanie nowych wymaga dużego wyczucia językowego, na pewno nie można tego robić automatycznie: https://sjp.pwn.pl/zasady/138-27-2-Gdy-liczebnik-pol-jest-elementem-wyrazu-zlozonego-jego-pisownia-jest-laczna;629468.html. Mylność nowej reguły polega moim zdaniem na tym, że każe ona traktować zwroty typu “pół spał, pół czuwał” jako składające się z dwóch takich wyrazów złożonych. Tymczasem przecież w rzeczywistości przy tworzeniu tych zwrotów żadne nowe wyrazy złożone nie powstają, jest to po prostu sformułowanie jak “w połowie spał, w połowie czuwał”, wyrażające stan pośredni między dwoma skrajnymi. Zresztą w sumie treść starej reguły też wyjaśnia to zupełnie dobrze: https://sjp.pwn.pl/zasady/139-27-3-Gdy-wystepujace-w-zdaniu-dwa-wyrazy-z-czastka-pol-sluza-okresleniu-jednego-pojecia;629469.html.
Odnośnie punktu 11, jak już starałem się pokazać w tekście: to, czy się z nim zgadzam, zależy jednak od dokładnej interpretacji.
Ogółem, zmiany na pewno dążyły do tego, aby uprościć i usystematyzować niektóre bardziej złożone zasady. I przecież nie ma w tym zamiarze nic złego, dopóki właśnie nie prowadzi to do niejednoznaczności i nie ogranicza wyrażania koncepcji.
O, jak fajnie, że zebrałeś i dałeś swoje uwagi. Też zelektryzowało mnie to doniesienie. Mamy czas, lecz dzięki Tobie mogę przyjrzeć się temu porządniej, każdej zmianie po kolei, gdyż były prezentowane raczej wybiórczo, bez omówienia, a może tylko takich słuchałam. Na pierwszy rzut oka, niektóre zdawały mi się oczywiste i ok, inne dziwne, wprowadzające zamieszanie, lecz jeszcze nie mam wyrobionego zdania.
Dzięki! Odniosę się na pewno, ponieważ cholernie interesujące, niestety pewnie dopiero w drugiej połowie czerwca. Co się dzieje z tym czasem? Czy przypadkiem ktoś go nie pierze notorycznie w wysokiej temperaturze i kurczy się jak mój ulubiony sweter? A może pralka się zepsuła, termostat?
pzd srd :-)
a
Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie. A.E.
Rada Języka Polskiego “podpadła” mi, wprowadzając łączny zapis przeczenia z imiesłowami odmiennymi bez względu na znaczenie imiesłowu, przymiotnikowe czy czasownikowe. Skomentowałem to, na użytek własny, że stanowi ta zmiana dowód, że mędrczynie i mędrcy albo same i sami mają trudności z rozróżnieniami, jakiej klasy to imiesłów, albo bezrefleksyjnie idą na rękę bałwanom językowym. {No to teraz mój komentarz został upubliczniony.} Obecnie zdanie o RJP zamierzam zmienić na jeszcze gorsze, ale, że tylko zamierzam, ani słowa więcej.
Bardzo, ale to bardzo jestem ciekaw, jak brzmią prywatne opinie “starej gwardii” językoznawców o proponowanych, pardon, zapowiedzianych zmianach. Zapewne nie ujawnią ich tak prędko, jeśli w ogóle...
Ukłony uznania, Autorze.
Ślimaku, wiem czemu służą zmiany, będę musiała je zaakceptować i przyzwyczaję się do nich, co nie znaczy, że z perspektywy dnia dzisiejszego, widzę je jako lepsze.
Jeszcze raz dziękuję :)
Rozmawiając o proponowanych zmianach z osobą czterdziestoletnią, usłyszałem bardzo negatywną opinię: “To są zmiany wynikające z postępującego debilizmu społeczeństwa: Piszta, jak chceta”.
Nie zazdroszczę polonistom w szkołach, korektorom w redakcjach. :(
Przyznam szczerze, że moją pierwszą reakcją było: “równamy w dół”.
Kompletnie nie rozumiem, skąd pomysł na pisanie “nie” łącznie – mam wrażenie – ze wszystkim. Dla mnie to zdecydowanie zła zmiana. Raz, że nieintuicyjna, a dwa, że łatwo wypacza sens zdania (Twój przykład: nie najlepszy vs nienajlepszy).
Przynoszę radość :)
Ileż tu nowych komentarzy! Widzę, że temat budzi sporo większe zainteresowanie, niż się początkowo spodziewałem. Bardzo doceniam Wasz wysiłek włożony w lekturę i podzielenie się wrażeniami oraz żałuję, że nie mam przygotowania, aby zająć się tematem nawet głębiej i bardziej profesjonalnie.
Asylum, “elektryzujące doniesienie” to bardzo trafny opis. Sam zacząłem sobie robić prywatne notatki właśnie po to, aby wyrobić sobie zdanie o konkretnych zmianach, bo też miałem mieszane uczucia. Kiedy te notatki urosły do dwudziestu kilku tysięcy znaków z wieloma barwnymi przykładami, uznałem, że trzeba się przecież tym podzielić, żeby inni też mieli jakiś pożytek...
Przyjrzenie się każdej zmianie po kolei, rozsmakowanie w treści językowej, wydaje mi się bardzo dobrym pomysłem. Zwłaszcza jeżeli czujesz, że pomoże Ci to potem dokonać syntezy i wyrobić sobie całościową opinię, tak jak kiedyś rozmawialiśmy o syntezie i o Chałubińskim (który zresztą także ma w tekście malutki występ gościnny).
Porównanie do swetra malownicze i trafne, sam mam dzisiaj, to znaczy już wczoraj, jeszcze kilka pilnych rzeczy do zrobienia. Czekam z zainteresowaniem na drugą połowę czerwca!
AdamieKB, jak widziałeś, ujednolicenie zapisu przeczenia z imiesłowami jest jedną ze zmian, które ja także oceniam najbardziej krytycznie. I chociaż jestem skłonny przyznać słuszność części z pozostałych decyzji, ogólną opinię mam jednak nieco na minus.
Również byłbym ogromnie ciekaw – właściwie wziąłem się tutaj do pióra tylko dlatego, że nie natrafiłem teraz na żaden obszerniejszy komentarz językoznawcy, któremu mógłbym zaufać. Mogę natomiast polecić zeszłoroczną książkę prof. Saloniego, chyba jednego z najwybitniejszych członków wspomnianej przez Ciebie “starej gwardii”, która poniekąd antycypuje reformę językową i pomogła mi odpowiedzieć sobie na część pytań: https://www.bijp.uw.edu.pl/files/Saloni2022.pdf.
Odkłaniam się z sugestywnym plaśnięciem!
Milis, ja nie jestem jeszcze taki pewien, czy będę chciał akceptować i przyzwyczajać się – raczej zachowam część “swoich” form przynajmniej na użytek własny, a może i do jakichś ewentualnych publikacji, o ile w danym przypadku redakcja nie będzie zbyt ostro oponować.
Koalo, trudno mi się zgodzić z opinią Twojego czterdziestoletniego znajomego, ponieważ nowe reguły raczej narzucają takie czy inne formy, niewiele z nich dopuszcza dowolność, nawet tam, gdzie byłoby to skądinąd wskazane. A już mieszanie do tego biednego Owsiaka jest uproszczeniem intelektualnym, na jakie z pewnością nie pozwoliłbym sobie w rozmowie z tak wspaniałym Misiem.
Również nie zazdroszczę polonistom, na ich miejscu chyba polecałbym uczniom, żeby w ogóle unikali na maturze pisania zwrotów, których ortografia teraz się zmienia...
Anet, niemożliwe! Dostałem od Ciebie komentarz bogatszy w treść niż “fajne”! Czuję się teraz wyróżniony ponad rozsądną miarę.
Zgadzam się chętnie z Twoimi obserwacjami, zarówno co do pierwszej reakcji, jak i kwestii “nie”. Pisownia łączna lub rozłączna pozwalała właśnie zaznaczyć, czy dane złożenie z “nie” jest konieczne, czy przypadkowe, o czym tyle pisałem w tekście. Najdobitniejszy przykład to moim zdaniem “nieskończony” vs “nie skończony”.
Również nie zazdroszczę polonistom, na ich miejscu chyba polecałbym uczniom, żeby w ogóle unikali na maturze pisania zwrotów, których ortografia teraz się zmienia...
Ślimaku, jesteś optymistą i fantastą (w końcu tu bywasz ) Ja nie wierzę tak w chęć myślenia uczniów, o niektórych nauczycielach nie wspominając. Przychylam się do zdania mojego rozmówcy i odczucia Anet i Milis, że równamy w dół, wprowadzając te zmiany. :(
Ślimaku, bo mnie temat poruszył.
Szczerze mówiąc jestem przekonana, że będę miała z tym problem. Powinnam mieć wydłużony okres karencji (do śmierci).
Trudno mi sobie wyobrazić, że miałabym napisać, że matka zmieniła dziecku Pampersa.
To po prostu śmiesznie wygląda. No i sugeruje, że pielucha była konkretnej firmy, a przecież zupełnie nie o to chodzi w tym zdaniu. Czyli nie podoba mi się punkt drugi.
Trzeci jest jeszcze gorszy (jakby, żeby). Nastawiłam budzik, że by nie zaspać??? Ja to nawet czytam oddzielnie: że-by.
Zawsze uważałam nasz język za giętki i elastyczny, umożliwiający powiedzenie tymi samymi samymi słowami różnych rzeczy, zależnie od intencji, właśnie poprzez stosowanie konkretnego zapisu czy akcentowania. Dla mnie to atut języka.
Przynoszę radość :)
Koalo, ja się jak najbardziej zgadzam, że znaczną część tych zmian można uznać za “równanie w dół”, nawet jeżeli niektóre z nich są zasadne. Zdziwił mnie komentarz “piszta jak chceta”, bo właśnie niewiele nowych reguł wprowadza dowolność, większość poleca konkretną pisownię, inną od obowiązującej dotychczas.
Anet, jako świadoma użytkowniczka języka możesz sobie dowolnie wydłużyć okres karencji, może co najwyżej użerając się na ten temat z korektą, jeżeli będziesz chciała coś wydać.
Zapis “matka zmieniła dziecku Pampersa” rzeczywiście oznaczałby, że pielucha była konkretnej firmy, a jeżeli będziesz chciała posłużyć się słowem pampers w pospolitym znaczeniu “pielucha”, normalnie użyjesz małej litery, tu nic się nie zmienia w zasadach. Co najwyżej zwracałem uwagę na to, że nowa reguła w przyszłości utrudni proces przyswajania nazw wyrobów przemysłowych.
“Nastawiłam budzik, że by nie zaspać” – na pewno nie. Napisałem przecież:
Jasne jednak, i potwierdza to pełna treść zasad, że zachowane muszą zostać samodzielne spójniki z wrośniętą cząstką -by (aby, ażeby, choćby, coby, jakby, jakoby, żeby…).
To, co umieściłem w tekście, to skrócony raport RJP obejmujący same nowe zmiany – pełna treść zasad ma 79 stron: https://rjp.pan.pl/images/stories/2_zal%C4%85cznik_do_komunikatu-Zasady_pisowni_13-05.pdf.
Może więc zmiany nie są aż tak tragiczne, jak Ci się z początku wydawało – ale zgadzam się oczywiście z tym, co piszesz o giętkości i elastyczności.
Hmmm... Czyli jednak wychodzi na to, że po prostu mam problem z czytaniem ze zrozumieniem albo rozumiem inaczej niż inni :/
Przynoszę radość :)
Możliwe też po prostu, że niektóre punkty opisałem nie dość jasno, że poświęciłem zbyt mało miejsca na tłumaczenie zasad, które sam dobrze rozumiem.
Jeszcze rok i siedem miesięcy robienia łapanek, a potem... Nie wiem, czy mój starczy rozum ogarnie te szystkie „nowości”.
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
Jestem przekonany, że poradzisz sobie wybornie, w końcu wszyscy mieliśmy wielokrotnie przyjemność poznać Twój rozum od najlepszej strony. Zresztą większość z tych kwestii jest dosyć niszowa, dotyczy form rzadko występujących w praktyce. Dziękuję za lekturę i komentarz!
Ślimaku, dziękuję za budujacą dawkę optymizmu.
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
Po pierwsze: czy podążają za uzusem, opisują naturalną ewolucję języka? Próby narzucania zmian, wprowadzania norm językowych nie do przyjęcia dla ogółu wykształconych użytkowników, nie kończą się nigdy dobrze.
Zgadzam się w zupełności.
Po drugie: czy nie zubażają możliwości wyrażania myśli? Ostatecznie, jak wiemy, chodzi nam o to, aby język giętki powiedział wszystko, co pomyśli głowa.
Zgadzam się nawet bardziej.
Po trzecie: czy ograniczają się, na ile to możliwe, do upraszczania i systematyzowania konwencji? Niewskazane byłyby decyzje naruszające zasady fonetyczne (każąc pisać cyrla, gdy wymawia się cyrhla), morfologiczne (każąc pisać żlep, gdy w odmianie jest żlebu), a zwykle nawet motywację historyczną (każąc pisać ogórek przez fałszywe skojarzenie z górą, gdy pochodzi od niemieckiego Gurke).
Racja, racja (choć przecież piszemy "ogórek" – język jest produktem swojej historii).
Po czwarte: czy tam, gdzie nie narusza to pozostałych postulatów, dopuszczają dowolność zapisu, pozwalając świadomym użytkownikom języka możliwie swobodnie kształtować własny idiolekt i metody wyrazu?
A tu czegoś nie rozumiem? Jak reguły miałyby regulować to, czego nie regulują?
Oznacza to przeważnie ujednolicanie zapisów, trzeba zatem zwracać szczególną uwagę na kryterium drugie: czy aby nie powstają w ten sposób homonimy z wyrażeń bliskoznacznych, który to wypadek nieuchronnie prowadzi do ich zlania w jedno, czyli zmniejszenia zasobu pojęć, zakresu idei możliwych do wyrażenia w polszczyźnie.
Otóż to.
Wprowadzanie homonimii powinno być dopuszczalne tylko wówczas, gdy wiązane w ten sposób pojęcia są dostatecznie odległe znaczeniowo, aby dawały się niemal zawsze rozróżnić według kontekstu.
Bo inaczej robi się to mylące. Jasne.
Należałoby jednak uściślić, że pisać wielką literą można tylko wówczas, gdy nieoficjalna nazwa etniczna ma w danym przypadku nacechowanie co najwyżej słabo negatywne.
Mmmm, "nieoficjalna nazwa" czyli – co takiego? Bo wszystkie wymienione są nacechowane pejoratywnie. Trochę to dziwny pomysł, żeby kogoś obrażać wielką literą, skoro wielka litera zwyczajowo podkreśla szacunek mówiącego wobec adresata i/lub tematu...
Uważam jednak, iż zgodnie z kryterium 4 należałoby dopuścić użycie małej lub wielkiej litery dla nazw jednostkowych wyrobów przemysłowych, zwłaszcza że zasada w obecnej postaci prawdopodobnie spowolni cenny słowotwórczo proces przyjmowania nazw marek jako pospolite (rower, polar).
Czy RJP podała jakieś konkretniejsze uzasadnienie, czy po prostu wchodzimy w Erę Forda? Czy pospolicenie nazw własnych jest takie cenne słowotwórczo, nie wiem, ale, hmm, no, nie podoba mi się coś tutaj. Nie bardzo mogę to teraz uchwycić.
3) Wprowadzenie rozdzielnej pisowni cząstek -bym, -byś, -by, -byśmy, -byście ze spójnikami, np. Zastanawiam się, czy by nie pojechać w góry.
A kto je pisał łącznie? Nie widzę, co tu się zmieniło.
4) Ustanowienie bezwyjątkowej pisowni łącznej nie– z imiesłowami odmiennymi (bez względu na interpretację znaczeniową: czasownikową lub przymiotnikową), tj. zniesienie wyjątku zezwalającego na „świadomą pisownię rozdzielną”.
... "świadoma pisownia rozdzielna" coś jednak oznaczała...
Istotnie jednak to niezręczne sformułowanie oznaczało, że pisownia łączna stosuje się do związków trwałych, modyfikujących znaczenie imiesłowu głębiej niż doraźne zaprzeczenie mu w jednostkowym kontekście. Przykład „nieskończony” szczególnie jasno pokazuje, dlaczego tak istotne jest, aby rozróżniać w pisowni przeczenie istotowe od przygodnego.
O, właśnie. Co prawda metafizyka w narodzie leży martwym karaluchem, ale...
Przez litość, to ma znaczenie, czy wystawiamy dramaty szekspirowskie (należące do konwencji wykreowanej przez Szekspira), czy tylko Szekspirowskie (napisane przez Szekspira)!
Otóż to...
Dąży wyraźnie w stronę ujednolicania zapisu przymiotników małą literą.
Hmmm. Tylko czy "Maćkowy" jest tak do końca przymiotnikiem? Czy jednak (archaiczną, oczywiście) formą rzeczownika? Bo mówimy: rower Maćka i rower Maćkowy. Naprawdę nie wiem. Nie podoba mi się ta reguła.
Pomysł niezrozumiały. W tych zwrotach „pół” jest ściągniętą formą wyrażenia przyimkowego „w połowie”, nie powstaje nowe pojęcie jak „półnauka” czy tym bardziej „półspać”. Istnieją setki podobnych wyrażeń, niebędących nawet związkami frazeologicznymi, tworzonych dowolnie na potrzeby chwili: pół rozkosz, pół tortura; pół przypadkiem, pół celowo; pół klęczała, pół wisiała itp.
I znów się zgadzam.
Oto bowiem, na zasadach ogólnych, wyrazy wchodzące w skład nazwy własnej danego obiektu należy pisać wielką literą, a wyrazy pospolite opisujące rodzaj tegoż obiektu – małą. Jest to niezbędne dla prawidłowego wskazania, o jakiej natury bycie akurat piszemy. Mógłby przecież istnieć w pewnej miejscowości rynek, nieco dalej głaz o nazwie Rynek, znów nieopodal karczma o nazwie Głaz Rynek i wreszcie przed nią przystanek autobusowy Karczma Głaz Rynek.
Zdaje mi się, że pisanie całej nazwy wielką literą to naśladowanie angielszczyzny. Mamy przecież: Halley's Comet (wariantywnie Comet Halley, okazuje się), Tower Bridge i the Isle of Wight (którą dotąd tłumaczyliśmy na polski: wyspa Wight, a teraz, jak rozumiem, będzie Wyspa Wight. Why?). Dobra jest mowa angielska i piękna jej nauka, ale dlaczego kosztem mowy polskiej?
„Trudno od użytkownika nazw wymagać wiedzy o genetycznej, administracyjnej, znaczeniowej (…) równorzędności czy nierównorzędności
Mmmm... dlaczego? W Twoim przykładzie, szlachetny brzuchonogu, dość łatwo to wywnioskować z prostej obserwacji otoczenia: mamy szyld nad drzwiami karczmy i napis na przystanku. A "Bagienice-Folwark" może i nie są (dziś?) folwarkiem, ale nazwa, pisana z łącznikiem, zapewne widnieje na rozmaitych tablicach. Wieś o nazwie Grabiny-Zameczek też nie jest przecież zameczkiem (choć Krzyżacy zbudowali tam jeden). Zresztą, piszemy też: Dziewięć Włók, Mokry Dwór czy Trąbki Wielkie – i jakoś nikt nie ma wątpliwości, że chodzi o nazwy wsi.
Zdawałoby się zatem zasadne, aby nazwę w rodzaju Most Góralski uznać za jednolitą całość wymagającą zapisu wielkimi literami.
Hmm. Czy ja wiem.
Czytając zdanie w rodzaju Murowaniec nie ma już dawnego klimatu, odbiorca nie może przecież twierdzić, jakoby było ono strukturalnie niekompletne, samo przez się żądało uzupełnienia, choćby nawet nie wiedział, co to Murowaniec.
Tak, ale tutaj problemu nie ma, bo nazwa jest jednowyrazowa.
Na pierwszy rzut oka wydaje się zatem, że rozsądnie byłoby nakazać pisownię określenia gatunkowego wielką literą dla nazw przymiotnikowych i dzierżawczych, małą dla rzeczownikowych, a dla przyimkowych pozostawić dowolność.
Czyli: nie most Siennicki, lecz Most Siennicki. Hmm. Gdańszczanie wiedzą, jak rozumieć "Jechaliśmy Siennickim." Teraz pytanie, czy przybysze z szerokiego świata naprawdę nie zdołają się tego domyślić.
Oto dla przykładu, wracając wreszcie do treści punktu 8a, nazwy komet (przynajmniej te zawierające cokolwiek oprócz symbolu literowo-cyfrowego) mają zwykle strukturę dzierżawczą, dlatego też zalecenie zapisu wszystkich członów wielką literą możemy uznać za trafne.
Hmmmmmmmmmmmmmmmmmmmmmmm. A dom Barbary? A rower Błażeja? A papuga Wandy? Same nazwy o strukturze dzierżawczej, i to nazwy własne.
Otóż nie wynika z niej, gdzie postawić granicę, nawet w pełnym nowym brzmieniu zasady: „Wielką literą pisze się też wyrazy, które mają charakter określeń gatunkowych, a które można potraktować jako część nazwy własnej”.
"Można"? Wszystko można. Wypadałoby jednak z ostrożna. Nie przekonuje mnie ta "część nazwy własnej". Określenie gatunkowe jest, no, określeniem gatunkowym, nie wskazuje na konkretny desygnat, tylko na pewną klasę desygnatów.
Dotychczas pisało się bezproblemowo miasto Kraków, rzeka Wisła, przełęcz Zawrat, dolina Jaworzynka, jezioro Omulew, wyspa Uznam na samej tylko podstawie dostrzeżenia rzeczownika. Teraz będzie trzeba każdorazowo zastanawiać się, czy dany kwalifikator może być prawidłowo uznany za część nazwy własnej. Reguła łamie więc także kryterium 3: komplikuje język zamiast go upraszczać i wymaga od użytkownika nieproporcjonalnego wysiłku.
Nie tyle nieproporcjonalnego, co bezsensownego i z dużym prawdopodobieństwem – bezowocnego.
Zaryzykowałbym wręcz twierdzenie, że zapis wyrazu pospolitego małą literą tutaj często raziłby świadomych użytkowników języka jako przypuszczalny rusycyzm
Nigdy tak o tym nie myślałam.
ta zmiana może przynieść jako skutek uboczny znaczne koszta administracyjne, głównie z uwagi na różne „aleje”
Tak, już o tym trąbią portale lokalne. Zobaczymy.
dopuszczenie rozdzielnej pisowni cząstek takich jak super-, ekstra-, eko-, wege– mini-, maksi, midi-, mega-, makro-, które mogą występować również jako samodzielne wyrazy, np.
A to wydaje mi się bardzo dziwne, to znaczy, te samodzielne wyrazy. Czy te cząstki faktycznie można traktować jako samodzielne wyrazy? Niektóre owszem (ekstra), niektóre chyba nie (wege-, eko-, ogólnie te utworzone przez ordynarne oberżnięcie innego wyrazu).
Istnieje wprawdzie pewne zagrożenie homonimią, zwykle jednak kontekst pozwoli rozróżnić pojęcia w rodzaju nibynóżek „na pozór nóżek” i nibynóżek „pseudopodiów”.
Ale zgodnie z logiką stojącą za regułą 9, skoro możemy napisać: niby to nóżki (a jednak nie); to chyba powinniśmy móc dalej pisać "niby nóżki" (a naprawdę rączki) i "nibynóżki" (do pełzania).
Wymaga to jednak przyjęcia, że owo przeciwstawienie sygnalizowane przez zapis rozłączny może pozostać zachowane w domyśle. W innym razie zasada nakazywałaby użycie w obu przypadkach zapisu łącznego i czytelnik nie odniósłby żadnych korzyści poznawczych.
Racja.
Źle byłoby jednak pisać, że słoń jest ssakiem nienajcięższym, ponieważ nie ma on żadnej cechy własnej, którą można by opisać jako „nienajcięższość”
To jedno. Poza tym wygląda mi to nieodparcie na stwierdzenie, że słoń nie jest taki znowu bardzo ciężki...
Jeżeli autor jest świadomy złożonych problemów ortograficznych i wybiera własne rozwiązania w określonym celu artystycznym, zazwyczaj warto mu na to pozwolić, nie przykrawając tekstu pod linijkę arbitralnie przecież zmienionych i niekiedy kontrowersyjnych reguł.
Nie ma obawy ;)
Mam takie wrażenie, że nasz język stanie się(nie wiem, czy to dobre określenia)prosty i uniwersalny.
Uniwersalny w sensie logicznym (pozwalający opisać wszystko, co się w ogóle da opisać) już jest. A za prosty też być nie powinien, bo wtedy nie będzie uniwersalny.
Mogę natomiast polecić zeszłoroczną książkę prof. Saloniego
Trzeba będzie przeczytać.
I cóż.
Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.
Mnie to głównie dotyczy punkt 10. Co poradzisz, że lubię pisać o semirzeczywistości i quasizoologii.
„Często słyszymy, że matematyka sprowadza się głównie do «dowodzenia twierdzeń». Czy praca pisarza sprowadza się głównie do «pisania zdań»?” Gian-Carlo Rota
Tarnino, dziękuję za obszerny i szczegółowy komentarz!
choć przecież piszemy "ogórek"
Tak, to chyba owoc reformy z 1936 roku, zerwano z motywacją etymologiczną na rzecz uzusu. Teraz już niepodobna to odwracać, rzecz jasna.
A tu czegoś nie rozumiem? Jak reguły miałyby regulować to, czego nie regulują?
Myślę, że to moje kryterium czwarte też można czytać w ten sposób: aby regulowane nie było to, czego regulować nie potrzeba. Niemniej zasady pisowni polskiej są na tyle sztywne, że jak już gdzieś dopuszczalna jest dowolność, to zwykle też jest to jawnie podane w regułach.
Mmmm, "nieoficjalna nazwa" czyli – co takiego? Bo wszystkie wymienione są nacechowane pejoratywnie.
Myślę, że niektóre z nich, w niektórych kontekstach, mogą być neutralne lub słabo negatywne. Znane są zdania w rodzaju “to był taki całkiem porządny Szkop”, podałem przykład wiersza Do przyjaciół Moskali.
Czy RJP podała jakieś konkretniejsze uzasadnienie, czy po prostu wchodzimy w Erę Forda?
Raczej jest tylko to ogólne uzasadnienie, że zmiany służą uproszczeniu, usystematyzowaniu i nadążaniu za mową żywą.
A kto je pisał łącznie? Nie widzę, co tu się zmieniło.
Właśnie tak jakby nikt, ale dotychczasowe zasady wymagały pisowni łącznej.
Tylko czy "Maćkowy" jest tak do końca przymiotnikiem? Czy jednak (archaiczną, oczywiście) formą rzeczownika?
Moim zdaniem jest to lekko archaiczna forma przymiotnikowa, odpowiada na pytanie “jaki?”. Nie jest żadną formą odmiany wyrazu “Maciek”, nie ma cech pozwalających klasyfikować ją jako rzeczownik.
Zdaje mi się, że pisanie całej nazwy wielką literą to naśladowanie angielszczyzny.
Jakoś nie przyszło mi to na myśl, ale może w sensie pośrednim: że taka pisownia zaczęła przeważać z powodu naśladowania angielszczyzny, a RJP próbuje podążać za uzusem.
W Twoim przykładzie, szlachetny brzuchonogu, dość łatwo to wywnioskować z prostej obserwacji otoczenia: mamy szyld nad drzwiami karczmy i napis na przystanku.
Musiałabyś chyba zajrzeć do KRS, aby wiedzieć na pewno, czy dany lokal nazywa się “Bar u Starego Joska”, czy nazywa się “U Starego Joska”, a “bar” to określenie rodzajowe.
Tak, ale tutaj problemu nie ma, bo nazwa jest jednowyrazowa.
Niby tak, ale ktoś mógłby sądzić, że “schronisko” to część nazwy własnej.
A dom Barbary? A rower Błażeja? A papuga Wandy? Same nazwy o strukturze dzierżawczej, i to nazwy własne.
Czy to na pewno nazwy własne? Wyglądają raczej na deskrypcje, nawet niezupełnie jednostkowe, Błażej może mieć dwa rowery, a Wandę to już w ogóle mogą zamknąć za prowadzenie hodowli chronionych zwierząt egzotycznych bez zezwolenia.
Nie tyle nieproporcjonalnego, co bezsensownego i z dużym prawdopodobieństwem – bezowocnego.
Tak.
A to wydaje mi się bardzo dziwne, to znaczy, te samodzielne wyrazy. Czy te cząstki faktycznie można traktować jako samodzielne wyrazy? Niektóre owszem (ekstra), niektóre chyba nie (wege-, eko-, ogólnie te utworzone przez ordynarne oberżnięcie innego wyrazu).
Też się zastanawiam, czy nie przesadzili trochę z tą listą, niby mówi się “dieta wege”, ale to brzmi jak żargon dla leni. Pewnie ci sami ludzie mówią bry zamiast dzień dobry, zresztą zwrot Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus też można skrócić, tylko skutki bywają smutne.
to chyba powinniśmy móc dalej pisać "niby nóżki" (a naprawdę rączki)
Chyba powinniśmy, skoro tutaj to “niby” służy do przeciwstawienia, ale w treści reguł tego nie widzę... Też jest to jakaś luka.
To jedno. Poza tym wygląda mi to nieodparcie na stwierdzenie, że słoń nie jest taki znowu bardzo ciężki...
Tak. Oczywiście, według starych zasad nienajcięższy “nie taki znów bardzo ciężki” też należało pisać osobno. Dlatego piszę, że punkt 11 może się potencjalnie okazać korzystny, zależnie od interpretacji (względem tych domyślnych przeciwstawień).
Uniwersalny w sensie logicznym (pozwalający opisać wszystko, co się w ogóle da opisać) już jest.
Z ciekawości, skąd nawet moglibyśmy mieć taką pewność?
Don’t touch it if it works
Pozdrawiam ślimaczo!
Szyszkowy Dziadku, pewnie szybko się przyzwyczaisz. Dziękuję za wpadnięcie z wizytą!
Tak, to chyba owoc reformy z 1936 roku, zerwano z motywacją etymologiczną na rzecz uzusu. Teraz już niepodobna to odwracać, rzecz jasna.
Otóż to. Tak potoczyła się historia (przerwa na odegranie hymnu) i tak jest.
Myślę, że to moje kryterium czwarte też można czytać w ten sposób: aby regulowane nie było to, czego regulować nie potrzeba.
A, to już rozumiem. Tylko – co trzeba regulować, a czego nie?
Myślę, że niektóre z nich, w niektórych kontekstach, mogą być neutralne lub słabo negatywne. Znane są zdania w rodzaju “to był taki całkiem porządny Szkop”
Hmmm, owszem, pejoratywność jest tu osłabiona – ale jest. Takie wiesz, "you are a credit to your race".
Moim zdaniem jest to lekko archaiczna forma przymiotnikowa, odpowiada na pytanie “jaki?”. Nie jest żadną formą odmiany wyrazu “Maciek”, nie ma cech pozwalających klasyfikować ją jako rzeczownik.
Niby tak...
Jakoś nie przyszło mi to na myśl, ale może w sensie pośrednim: że taka pisownia zaczęła przeważać z powodu naśladowania angielszczyzny, a RJP próbuje podążać za uzusem.
Tak, na to wygląda.
Musiałabyś chyba zajrzeć do KRS, aby wiedzieć na pewno, czy dany lokal nazywa się “Bar u Starego Joska”, czy nazywa się “U Starego Joska”, a “bar” to określenie rodzajowe.
W KRS jest nazwa firmy, która (firma!) nie musi się nazywać tak samo, jak lokal. Ulubiona_emotka_Baila.
Niby tak, ale ktoś mógłby sądzić, że “schronisko” to część nazwy własnej.
Mmm, racja.
Czy to na pewno nazwy własne? Wyglądają raczej na deskrypcje, nawet niezupełnie jednostkowe, Błażej może mieć dwa rowery, a Wandę to już w ogóle mogą zamknąć za prowadzenie hodowli chronionych zwierząt egzotycznych bez zezwolenia.
Fakt. To są deskrypcje, niezależnie od tego, że mają po jednym desygnacie. Pospieszyłam się.
Pewnie ci sami ludzie mówią bry zamiast dzień dobry, zresztą zwrot Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus też można skrócić, tylko skutki bywają smutne.
Znam ten dowcip. Jest mało śmieszny. Na Morenie dotąd poniewierają się wlepki "Idź na Wybo" (sic!) a ja za każdym razem, kiedy tamtędy przechodzę, żałuję, że nie noszę przy sobie mazaka. Słowa mają końcówki!
Z ciekawości, skąd nawet moglibyśmy mieć taką pewność?
Pewności stuprocentowej oczywiście nie mamy, ale to zakładamy w przypadku języków naturalnych. Być może trochę na wyrost.
Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.
A, to już rozumiem. Tylko – co trzeba regulować, a czego nie?
Proponowałem tylko, że jeżeli dwie możliwe decyzje są równoważne w świetle pozostałych kryteriów, to lepsza jest ta, która zapewnia większą dowolność pisowni. Może spodziewałaś się w tej wypowiedzi niezamierzonej głębi.
Hmmm, owszem, pejoratywność jest tu osłabiona – ale jest. Takie wiesz, "you are a credit to your race".
Zgoda, ale znajdą się też przypadki, w których autor wcale nie miał zamiaru nadać negatywnego nacechowania, lecz tylko zaznaczyć nieformalny styl, popisać się dezynwolturą, a nawet dopasować parę rymową:
Szumi piknie Dunajec, a na mostku Kitajec Jasinecka pierze po pysku (Szymborska);
Już trzydzieści lat patrząc w fale, zanim gościem okazał się Polak, powtarzała w motelu na skale słowa te – kochanica Jugola (Kaczmarski).
W KRS jest nazwa firmy, która (firma!) nie musi się nazywać tak samo, jak lokal.
Racja.
Znam ten dowcip. Jest mało śmieszny.
Toteż i nie mówiłem, że śmieszny, lecz że smutny; “dietę wege” też chyba uznajemy za smutną (ciekawe, czy jej przeciwieństwo to po prostu dieta mięsna, czy “dieta karni”).
Znalazłem kiedyś na słupie ogłoszeniowym wielki napis “ŁĄCZNOŚĆ KATOWANIA”. Po chwili, nomen omen, osłupienia postanowiłem przyjrzeć się bliżej. Okazało się, że to “Wyłączność plakatowania” częściowo przysłonięta nielegalnym plakatem.
Pewności stuprocentowej oczywiście nie mamy, ale to zakładamy w przypadku języków naturalnych. Być może trochę na wyrost.
Z jednej strony – jest to jakoś tam naturalne, odruchowo przyjmowane założenie, a z drugiej – nie widzę, dlaczego cywilizacja posługująca się językiem opartym na zapachach nie miałaby mieć dostępu do idei dla nas niewyrażalnych (i vice versa).
Proponowałem tylko, że jeżeli dwie możliwe decyzje są równoważne w świetle pozostałych kryteriów, to lepsza jest ta, która zapewnia większą dowolność pisowni. Może spodziewałaś się w tej wypowiedzi niezamierzonej głębi.
A, może.
znajdą się też przypadki, w których autor wcale nie miał zamiaru nadać negatywnego nacechowania, lecz tylko zaznaczyć nieformalny styl, popisać się dezynwolturą, a nawet dopasować parę rymową
Prawda.
“dietę wege” też chyba uznajemy za smutną (ciekawe, czy jej przeciwieństwo to po prostu dieta mięsna, czy “dieta karni”)
Właśnie...
Okazało się, że to “Wyłączność plakatowania” częściowo przysłonięta nielegalnym plakatem.
https://tvtropes.org/pmwiki/pmwiki.php/Main/SignsOfDisrepair ? XD
nie widzę, dlaczego cywilizacja posługująca się językiem opartym na zapachach nie miałaby mieć dostępu do idei dla nas niewyrażalnych (i vice versa).
Hmm, prawda.
Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.
Hmm, prawda.
Choć nie widzę też, czemu miałaby mieć, więc z mojej strony to spekulacja, a nie konstruktywny argument.
Jak zawsze, dzięki za ciekawą rozmowę. Doceniam!
Właśnie – kwestia nierozstrzygalna (nawet, gdybyśmy taką cywilizację spotkali, bo jak się dogadamy?).
Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.
Nie czerwiec lecz lipiec, poza tym końca orki jeszcze nie widać, choć wyrywam zeń coraz większe kęsy. Kiedyś się uniezależnię, na pewno-może. Pewności nie ma nikt.
Nie mam przekonania, że większość nowych reguł ma sens. Niektóre, imho idą za daleko, upraszczając i komplikując sprawę.
1a – ok
1b – nie, zawsze małą
2 – ok z małym zastrzeżeniem, nie ujawnia która z marek stała się globalną
3 – dopuściłabym wariantowość
4 – nie, ponieważ zmienia się znaczenie, sens, cel
5a – nie, dlaczego fakt przynależności dzieła do konkretnego twórcy zamienia się w trend/cechę czegoś. Interpretacja i skorzystanie z motywów może wywrócić do góry nogami koncept, przemienić go i dalej mamy go nazywać w ten sposób.
5b – również nie, bo kot -towarzysz Maćka, stanie się dziwadłem w odsłonach: Maćkowym, albo maćkowym; gubi się znaczenie.
6a – niepotrzebne, zbytnie ujednolicenie, wyjście przed szereg
6b – po co?
7 – ok
8a – dziwne, nieintuicyjne
8b – niepotrzebne ujednolicenie
8c – ok, zwłaszcza że wyjątkiem stała się ul.
8d – ok, gdy wskazuje msce
8e – dopuściłabym wariantowość, ponieważ zmienia się znaczenie
9 – dlaczego? W a/ konieczność, w b/ wariantowość? Skąd to rozróżnienie? Nie przekonuje mnie super-Europejczyk i super pomysł/super-pomysł?
10 – też nie rozumiem, co daje stała łączność, czy chodzi o użycie słowa w innym znaczeniu, czy odwołanie się do niego?
11 – za daleko, zubaża.
Jestem zwyczajnym użytkownikiem słów/słowa. Nowe zasady trzeba będzie przyjąć i je zaadaptować. Czy idą w dobrym kierunku? I tak, i nie. Moim zdaniem wędrują zbyt daleko.
Pzd srd :-))
a
Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie. A.E.
Dziękuję za powrót z komentarzem! Cieszę się, że tekst – czy przynajmniej jego temat – jakoś Cię zaciekawił i zapadł w pamięć. Twoje uwagi, po tych paru tygodniach przetrawiania zmian, zdają się wyważone i trafne, nawet jeżeli w szczegółach się różnimy, to zmierzamy mniej więcej w tę samą stronę.
Może odniosę się tylko do punktu 9, bo jednak sens reguły jest wyraźnie inny. Piszemy:
nadczłowiek – bo cząstka przyłącza się do wyrazu i tworzy rzeczownik o nowym znaczeniu;
nad-Łotysz – bo przecież nie “nadŁotysz” ani “nadłotysz”;
miniwykład – jak wyżej
ALBO (według nowych zasad)
mini wykład – bo cząstka raczej modyfikuje sens wyrazu niż tworzy nowy, odczuwalna jest jej ruchomość, można powiedzieć “wykład mini”, wyraźnie odzwierciedla to uzus.
Zgodzę się jednak, że uznanie cząstki wege za samodzielną to już raczej krok za daleko.
Pozdrawiam serdecznie!
E, nie przesadzaj z trafnością, daleko mi do Ciebie. :-) Zawsze pamiętam rzeczy zajmujące.
Z dziewiątką jest różnie, więc pewnie swoim zwyczajem zostawiłabym dowolność i rozumienie– czucie języka. Tutaj mam wątpliwości, gdyż uznaję reguły, są przydatne, prowadzą, lecz niekiedy trudno je ująć w zasady.
Też pzd srd :-)
a
Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie. A.E.
Zgadzam się, może to aż tak nie wybrzmiało, ale starałem się wskazać w tych wywodach, że dążenie do większej dowolności jest pewną wartością, tam gdzie żadna z opcji nie jest rażąco błędna. To samo zresztą w interpunkcji, o ile się orientuję, raczej większość ekspertów przyznałaby, że jej kodyfikacja w polszczyźnie jest zbyt sztywna.
I spróbuję w Twoim stylu:
pzd srd
ś
Tak, nie pospieramy się w tej materii, choć – nie powiem – lubię spór, gdyż wtedy krew szybciej krąży w żyłach i myśli przyspieszają. Więcej rozumiem, czuję, itd, itp.
Ostatnio dopadł mnie kłopot z czytaniem powieści, więc powróciłam do sf i wzięłam na tapetę trylogię Kuang o mam Wojnach Makowych. Skończyłam drugi tom, przeczytam trzeci. Autorka ma rację, jest ciekawe, lecz nie jest dobre, nie kryguje się. Potem podążę do “Babel” i zobaczę. W międzyczasie połknęłam polskich “Neurochirurgów” lecz ich nie polecam. Trochę kapie mi z nosa, przeziębiłam się na własne życzenie – bywa, mam nadzieję że minie, kuruję się.
srd:))
a
Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie. A.E.
Ja ostatnio bardziej w literaturze naukowej, chociaż naszło mnie też, aby przypomnieć sobie Wesele. Dużo zdrowia!