
Zastanawiałem się, czym jest świat fantasy. Chyba w końcu zrozumiałem… nie ma świata fantasy. Jaka prosta odpowiedź – jego po prostu nie ma. Nie ma Tatr w świecie fantasy, nie ma Wisły ani Krakowa. A co jest? No właśnie – to jest złe pytanie, bo w świecie fantasy dosłownie nic nie ma. Nie ma jednego potoku ani prawa fizyki, nie ma też postaci ani Boga. Jest tylko autor i jego głowa. Nie ma tu granic, ale są jakieś zasady, bo publicystyka ma swoje zasady. Czasopisma każą ci coś nazwać, potem ubrać w zdanie. Rzeka nie płynie – rzeka rwie koryto. A potem zostajesz wyżej położony. Zaczynają cię drukować, a fantastyka zaczyna mieć ramy.
Nie – to nie ona zaczyna mieć ramy. To autor w końcu zaczyna się wypowiadać i narzucać schematy. „To jest fantastyka, a to kanibalistyka, a tutaj mamy do czynienia z numerologią”. Inni odchodzą, a potem przychodzą nowi. O czym to ja pisałem? A no tak, fantastyka nie ma ram, ale jednak ma? To zaraz autor narzuci schemat, bo inaczej publikacja nie zostanie zauważona. Pojawia się szereg komentarzy z negatywnymi opiniami, że fantastyka się skończyła. Zapomniałem, bo granica została przekroczona… Tak, granica fantastyki.
W nocy przyśnił mi się Bóg i powiedział: „Tutaj fantastyka, a tam Crowley leży.” Już wtedy widziałem, gdzie jej nie ma. Nie ma jej w świecie ani w czasopismach. Leży ona w człowieku i może u Boga, jeśli go stworzymy. Bóg fantastyki – jak przyjemnie to brzmi. Ale wtedy ponownie przychodzi redaktor naczelny i bije mnie w głowę. Cóż, chleb sam się nie kupi. Kolejna powieść, kolejny przelew, kolejna ustalona granica. Kolejna kawa, kolejny zwykły dzień. Nie wiem, dlaczego powieści są mniej wciągające, dlaczego nie sprawiają mi radości. Ale wiem jedno: ja piszę fantastykę. Tutaj jest granica – ja nią jestem. Inni też tak piszą. Patrz, krytyk napisał, a ja potwierdzam. Tu masz granicę.
W jaki sposób definiujemy to, co chcemy tworzyć? Po co w ogóle to robimy? Czy powieść nie może po prostu być? Czy musi być… czymś? Kolejna nazwa tworzy nam granicę tego, co możemy widzieć. Ogranicza nam znaczenie prawdy, wmawiając, że w końcu coś wiemy. A kiedy staramy się pokazać, że coś nam umyka, że prawda się nie klei, to jesteśmy porównywani do twórców prawdy. Zabawne jest to, że prawda powstaje jak w fabryce. Generujemy treści, które wpisują się w ramy, a potem konsumujemy je w postaci gotowych produktów. Nikt nie chce jednak pytać, dlaczego prawda przybrała jakąś postać.
To postać hetero-umysłu, post-Heglowskiej wizji dziejów, Marksistowskiej idei pracy. A prawdy – choć wszystkie bardzo ciekawe – umykają temu, co opisuje fantastyka. Bo fantastyka nie chce się wpisywać w ramy. Chce się nimi bawić i bazować na tym, do czego została stworzona – na fantazjowaniu. Co nam z ram prawdy, kiedy możemy je naciągnąć? Po co nam prawda rozumiana w jakimś sensie, kiedy możemy napisać o smokach, które latają pomimo braku skrzydeł? Czy będzie to dziwne? Nie!
Stąd chyba wynika najpiękniejsza rzecz, którą fantastyka ma do zaoferowania: wolność. Nie ontologiczną czy logiczną, ale taką, nad którą nie musisz się zastanawiać, bo sam ją stworzysz i nikomu nic do tego. Tylko proszę, nie bierz tego, co napisałem, zbyt do siebie, bo nie chcę tworzyć światów fantasy.
And you are so wrong :) https://www.fantastyka.pl/publicystyka/pokaz/66842830
Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.
Mi się wydaje, że fantasy jest dziedziną zamkniętą. Na barkę weszło tyle elfów i krasnoludów, że zatonęła, zostawiając na bezludnej wyspie tzw. klasyków gatunku, których się w szklance literatce rozcieńcza coraz bardziej. Science Fiction jest bliżej do tzw. literatury pięknej z każdym rokiem, tam człowiek może być wolny. W fantasy, wydaje się, że właśnie nie ma już miejsca na wyobraźnię. Bo czy da się napisać fantasy bez duchów i elfów? O zwykłych ludziach? Fantasy bawi się w piaskownicy archetypów, nie znosi eksperymentu. Mogę się mylić, bo nie jestem specjalistą w dziedzinie. Ale eksperyment w fantasy oczywiście się pojawia. Gdy bohater odpala zapałkę, może zrobić jeszcze przy tym salto i zdmuchnąć czapkę z głowy maga.
Prawdziwa wolność to realizm magiczny oraz jego odnogi.
Artystom więcej, szybko!
Bo czy da się napisać fantasy bez duchów i elfów? O zwykłych ludziach?
Da.
No dobra.
Artystom więcej, szybko!
Da.
Da. Si. Yes. אין. Jo.
I tak dalej.
Prawdziwa wolność to realizm magiczny oraz jego odnogi.
Realizm magiczny to fantasy, która udaje, że nie jest fantasy, chociaż dla każdego trzeźwego czytelnika jest oczywiste, że jest.
Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.
O proszę, a ja właśnie jestem zwolennikiem, żeby temu pozwalać być fantasy, albo chociaż w rozkroku.
Artystom więcej, szybko!
Co tu pozwalać, jest i już.
Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.
Słowo się rzekło ;)
Artystom więcej, szybko!
Oookeej...
Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.
Tzn?
Artystom więcej, szybko!
Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.